Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 13:55   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Historia druga

Balthim zatrzymał się gwałtownie. Miał wszystkiego dość. Od paru dni nic, tylko biegli, a on nawet nie miał czasu się porządnie napić. O spaniu też nie było mowy.

Cholerne orki....

Ze trzy dość duże grupy urządziły sobie zabawę pod hasłem „Gonić krasnoluda”. Bez względu na chytre sztuczki, mylenie tropów, brodzenie w strumykach czy przemykanie się po gołych skałach szaroskóre stwory zawsze potrafiły trafić na ich ślad. Jakby bogowie wskazywali im kierunek.

- Śmierć wam, sukinsyny - wrzasnął, patrząc w stronę, skąd przed chwilą przyszli.

Nie doszły stamtąd żadne odgłosy. A to mogło znaczyć, że mają chwilę przerwy.
Odruchowo sięgnął do pasa. W tym samym momencie uświadomił sobie, że jego manierka z wyśmienitą krasnoludzką wódką jest pusta. Do Jadeitowych Szczytów, najbliższego miejsca, w którym mógłby się napić, pozostało jeszcze kilka dni drogi.

Spojrzał na brata.
Nigdy nie lubił tej ofermy..
I nie rozumiał, skąd wziął się taki w porządnym skądinąd rodu Thunderbow.
Kagar nie miał pojęcia ani o piciu, ani o bitce. Całymi dniami siedział w kuźni, albo marudził.
Wyrodek i tyle.

Ledwo ruszył, poczuł ból w lewej stopie.
But, który powinien wytrzymać jeszcze dobrą setkę mil kłapał oderwanym obcasem.

- Cholera jasna – zaklął. Mógłby się założyć, że rankiem but był w porządku.

Z ukosa spojrzał Kagara.
Ukochany braciszek najspokojniej szykował się do drogi, nie zwracając uwagi na to, że Balthim ma kłopoty... W dodatku miał manierkę. Z pewnością pełną. I nawet nie pomyślał, żeby się podzielić...
Krew zawrzała w Balthimie. Podkradł się do brata i płazem topora zadał cios... A potem ze spokojem ściągnął z leżącego buty.
Przymierzył... Tupnął dwa razy... Pasowały idealnie.

- Tobie będą niepotrzebne – zaśmiał się szyderczo.

Sięgnął po manierkę. Zabulgotała zachęcająco. Pociągnął solidny łyk.

- O kurwa! - wrzasnął, plując na wszystkie strony. - Woda. - Odrzucił manierkę.

Nagle usłyszał ciche kroki.
Obrócił się, by spojrzeć prosto w czerwone oczka, patrzące na niego z odległości niespełna metra. Z ledwością zdążył unieść topór...

Walka nie trwała długo.
Stary, zapijaczony krasnolud zdołał zaledwie trzy razy machnąć toporem. Potem był już tylko ból. I ciemność.


Kagar usiadł z trudem. Głowa pulsowała mu bólem, przed oczami wirowały kolorowe kręgi.
Wstał z trudem, podpierając się rękami.
Podszedł do Balthima. Obrócił go na plecy.
Spojrzały na niego niewidzące oczy.
Kagar splunął na siwą brodę leżącego.

- Ty sukinsynu – powiedział. – Wreszcie koniec... Teraz ja jestem głową rodu. Skończyły się twoje szaleństwa, pijaństwa, głupie zakłady, marnotrawienie dorobku pokoleń...

Nagle usłyszał ciche kroki.
Obrócił się, by spojrzeć prosto w czerwone oczka, patrzące na niego z odległości niespełna metra.

- Krasnolud zapłacić jeszcze trzy sztuki złota – usłyszał. – Mój brat być ranny.

Po ramieniu jednego z orków spływała krew.
Kagar bez słowa sięgnął do kieszeni. Trzy sztuki złota... Zapłaciłby nawet więcej.


Tupot stóp orków zginął w oddali.
Kagar po raz ostatni spojrzał na stos kamieni, pod którymi spoczywał jego, szczęśliwie już martwy, brat.

- Jak sądzisz, kretynie? Skąd się wzięli na naszym tropie? Jakim cudem stale nas odnajdywali? Jeszcze nie wiesz? To ja im zapłaciłem... Ja zostawiałem ślady, tak widoczne, że ślepy by trafił... Tylko ty byłeś taki głupi...

- Z radością zatańczyłbym na twoim grobie. – Spojrzał na nierówno ułożone kamienie. – Boję się tylko, że jeszcze bym sobie skręcił nogę...

Podniósł z ziemi topór brata. Zrobił parę kroków w stronę Jadeitowych Szczytów. Nagle zatrzymał się, obrócił i powiedział:

- Nie martw się. Opowiem wszystkim, jaką piękną walkę stoczyłeś. Twój topór zawiśnie na honorowym miejscu... Zyskasz sławę... Staniesz się natchnieniem... Wszak zawsze tego chciałeś...

Roześmiał się szyderczo.
Pstryknięciem w krawędź hełmu oddał równie szyderczy salut.
Potem obrócił się i ruszył w drogę. Czekało go kilka dni marszu, a trzeba było jak najszybciej zanieść wieści o tragedii, jaka spotkała ród Thunderbow.
I chwale, jaką okrył się Balthim...

-------------------------------------

Tytułem wyjaśnienia słów kilka.
Do opowieści pierwszej wymyśliłem zakończenie alternatywne.
Po skończonej walce Kagar spycha Balthima w przepaść.
Brat zabija brata dla takich czy innych korzyści. Zbrodnia, jakich w literaturze wiele.
Po krótkim namyśle doszedłem do wniosku, że inne zakończenie zasługuje na nieco inną opowieść...
A że wszystko się ciut poprzestawiało w trakcie pisania, to już wina muzy...

Mam też nadzieję, że (tym razem) Obsługa nie będzie narzekać na post pod postem...
 
Kerm jest offline