Torin
Pośród radosnych dźwięków dało się posłyszeć jeden dziwny, urwany. W momencie, gdy biedny Dieter padał, rozsypując jabłka usta Torina same układały się do śmiechu. Stanął jednak na wysokości zadania i dokończył utwór.
Dalsza droga przebiegała leniwie. Grupka szła na tyle wolno, że krótkie dość nogi Torina mogły odpocząć od ciągłego dobiegania i szybszego kroku. Dlatego też wybrał sobie odpowiednie miejsce pośród gromadki, w pobliżu Gerdy.
Energia wprost rozpierała chłopaka. Idąc poboczem, z nudów, jakby od niechcenia wymachiwał lekko mieczykiem, ścinając co większe kępy traw po boku.
Z braku zajęcia przysłuchiwał się Dieterowi. -W mych rodzinnych stronach też razu pewnego do wojska imperialnego brali-podchwycił temat-nawet próbowałem-uśmiechnął się- ale sierżant na to, że oddziałów kucykowych nie mają. Nie wiem naprawdę o co mu chodziło-zrobił minę udającą zdziwienie.-ale prawie go przekonałem, gdyby nie ten jego upadek...ognisko...w każdym razie pośpiesznie po tym odjechali, a raczej odeszli, bo sierżant długo jeszcze po tym na koniu ani nigdzie nie siadał pewnie. |