Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2009, 23:35   #14
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Hamid

Ciemnoskóry wampir zaczął się miotać, szukając zaginionych przedmiotów. Z początku jego ruchy zdały się być tylko lekko nieskoordynowane, by już po kilku sekundach bez cienia wątpliwości można było w nich dojrzeć rosnący wpływ rwącej się na wolność Bestii. Plecak i jego zawartość wylądowały pod przeciwległą ścianą, ciśnięte tam odruchowo kiedy Hamid bez większego sensu demolował resztki pomieszczenia w poszukiwaniu broni. Kolejne szarpnięcie, wysłało zwinięty modlitewny dywanik w kierunku schodów prowadzących do podziemi pałacyku. Mimowolnie wrząca w żyłach araba krew rozpoczęła proces transformacji jego ciała. Zamiast palców jego dłonie wieńczyły szpony, które z pewnością były w walce warte więcej niż tak upragniona w tej chwili przez ich posiadacza broń. Tymczasem, przez nikogo nie zatrzymany tobołek zaczął się staczać miarowo stukając o kolejne stopnie i zniknął w atramentowej ciemności. Kilka sekund później zdesperowany, płynąc na fali gniewu Tzimisce, ruszył w ślad za nim...

Marlena

-Muszka owocówka zostawiłaby na śniegu wyraźnieje tropy...-pomyślała Nosferatka podążająca za ledwo dostrzegalnymi na zakurzonej, pełnej wszelkiej maści syfu podłodze. Po chwili, z racji ciemności zdecydowała się zmusić swoje zmysły do bardziej wytężonej pracy, pchając swoją oleistą, ciemną krew do stosownych organów. Co prawda bardziej spodziewała się odnaleźć Próchnicę po zapachu niż okruchach, wytężyła wszystkie zmysły.
Jej gałki oczne nieznacznie zaczęły łzawić wydzielając czarną jak smoła ropę, kiedy wytężyła wzrok. Czuła jak w jej uszach zaczyna szumieć fermentująca nagle ropa. Nawet używanie tak prostej zdolności musi u nas być tak nieprzyjemne? Czemu cholernym Torreadorom nie puszcza farba za każdym razem jak chcą zaciągnąć się jakimś zapachem? - przeszło jej przez myśl. Po chwili drażniące uczucie zniknęło, w zamian za to do uszu Marleny dotarły dziwne dźwięki dochodzące z sali którą opuściła nie dalej jak minutę może dwie temu. Zresztą, nie tylko te dochodzące z góry były niepokojące...

Z labiryntu korytarzy wijących się pod zrujnowaną rezydencją dało się słyszeć stukot ciężkich butów i zdyszane głosy, co i rusz przerywane głośniejszymi okrzykami przerażenia które uderzały w nadwrażliwe uszy Marleny niemalże ją ogłuszając. Zwielokrotnione echo odbijało się już nie od ceglanych murów ale od wnętrza jej głowy. Kiedy doszła do siebie kilka chwil później, zdawało się jej że ktoś koło niej przebiegł. Ciszę rozdarł mrożący w żyłach wrzask kobiety.

-Łukasz! Przestańcie sobie robić jaja... Łukasz to ty?!!!!!!
-piskliwy głos kobiety przerodził się w wrzask przerażenia, urwany dopiero wtedy kiedy jego źródło straciło przytomność.

Alicja

Młoda Lasombra, odziana teraz w może mniej wygodny, ale zdecydowanie bardziej efektowny kombinezon, odważnie wkroczyła w mrok. Nie bała się ciemności, nawet pomimo faktu że nie widziała w nim praktycznie nic przed sobą. Ciężko jednak znaleźć przedstawiciela bądź przedstawicielkę jej klanu która nie zdobyła by szybko wprawy w poruszaniu się po omacku. Poruszaniu dodajmy wprawnym, gdyż nie przystoi "głowie Sabatu" pełzać wzdłuż ścian niczym robak. Po kilku chwilach jej wampirze oczy przywykły do braku oświatlenia i Alicja bez problemu mogła dostrzec kilka stopni przed sobą, a nawet fakturę cegieł na ścianie do której dotarła na końcu stromego tunelu. Nagle za sobą usłyszała cichy, miarowy, szybki stukot. Miękkie, ledwo słyszalne plaśnięcia przywodziły na myśl odgłosy butów, stąd szybka reakcja Lasombry. W ułamku sekundy znalazła się przy ścianie, a w miejscu gdzie jeszcze mgnienie oka temu była jej głowa, tkwił blokowany drugą ręką łokieć. Napastnik, będący jak się okazało małym, zwiniętym w rulon materacem lub może kocem, potoczył się swobodnie dalej, nie wzruszony dalej kontynuując swoją mozolną wędrówkę. Zaskoczona Alicja cofnęła rękę i obróciła się, wytężając wzrok czy z góry nie nadciągnie jakiś inny, bardziej niebezpieczny przedmiot albo -w zasadzie oczekiwany- napastnik. Poczuła się nieco zawiedziona. Jej ciche marzenie miało się jednak choć częściowo ziścić już za moment. Zanim zdążyła otrzepać się z tynku który odpadł od ściany kiedy się o nią oparła, z góry niczym anioł śmierci zeskoczył rozpędzony Hamid. Nie wyglądał jednak na szczególnie zainteresowanego jej osobą, sycząc coś tylko w sobie tylko znanym języku...

- Ibn himar! Gdzie moja broń?! Który ya ibn el laboua zabrał moje szable? KTO?!

Kiedy Tzimisce zatrzymał się na dole, rozległ się przeraźliwy, kobiecy wrzask. Zwabiony nim Hamid bez słowa rzucił się w kierunku który, jak mniemał najszybciej zaprowadzi go do konającej, porażonej gniewem Allaha niegodziwej złodziejce...

-W zasadzie mieliśmy SIĘ nie pozabijać. O innych nie było mowy... - westchnęła do siebie Alicja.

Aleksander

Tym czasem drugi Tzimisce już od dobrych paru minut błąkał się w ciemności zagubiony niczym dziecko. Większość tuneli którymi kroczył było do siebie łudząco podobna. Kiedy któryś rozpoznawał, nie cieszyło go to zbytnio, gdyż oznaczało to ni mniej ni więcej że kręci się w kółko. Było to na tyle irytujące że zapomniał w tym wszystkim wrócić do swojej ludzkiej postaci. Nie zdążył sobie o tym fakcie przypomnieć, gdyż jego chaotyczną wędrówkę przerwało nagłe pojawienie się długowłosej młodej blondynki. Przerażona już i tak dziewczyna prawie wpadła na Aleksandra. Wrzask mało nie rozerwał mu bębenków. Kobieta stanęła jak wryta i zaczęła z siebie wydawać dźwięki których pozazdrościła by jej nie jedna Banshee. Aleksander próbował ją złapać kiedy zaczęła machać rękami i przewróciła się na ziemie miotana atakami spazmów. Tzimisce nie mógł już wytrzymać tych upiornych wrzasków. Zasłonił swoje uszy dłońmi i na wyczucie, niemalże odruchowo użył swoich mocy. W jego głowie cisza rozległa się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki...

Marlena i Alicja

Próchnica był wyraźnie niezadowolony z rozwoju sytuacji. Chciał porozmawiać z swoją krewniaczką, jednak jego kompani zbyt szybko rozpoczęli swoją hulankę. Poznaczony bliznami Malkavianin, latał już po podziemiach wymachując w ręku tandetną repliką miecza. W zamyśle miał to chyba być jednoręczny miecz, taki jakiego używali na przykład wikingowie. Problem polegał że tej replice wciąż było bliżej do resora samochodu ciężarowego, z której swoją drogą był wykonany. Na głowie miał założony hełm garnkowy o wadze i gabarytach które pozwalały sądzić że trafienie nim kogoś byłoby równie niebezpieczne co cios zadany trzymanym przez niego orężem.
Co i rusz wyskakiwał z któregoś tunelu, goniąc jednego z wrzeszczących rozpaczliwie kinder-metali. Nieszczęsny chłopak był całkiem dobrze widoczny w ciemności gdyż został oblany jasną zieloną farbą. Z daleka, z innej części budowli dało się słyszeć odgłosy podobnych uciech.

W tym burdelu jego plan spokojnego spotkania się sam na sam z Marleną wziął w łeb. Zniesmaczony, dokończył konsumpcję chipsów i wrócił w pobliże schodów prowadzących na górę. Gdzieś w bocznym korytarzu na ułamek sekundy zdawało mu się że widzi i słyszy złorzeczącego Hamida...

Najpierw trafiła na niego Alicja. Chwile potem nieco zdezorientowana Marlena. Stali przez chwile na przeciwko regału na którym od jakiegoś pół wieku zalegały dzieła wybrane Lenina oraz, jak zauważyła szybko Marlena
podgnita nieco pojedyncza sztuka Wojny Światów...

-To abstrakcja i to abstrakcja. To pewnie któryś z naszych Malakvian to tu wcisnął, to w ich stylu. Oczywiście kiedy nie odstawiają takiej maniany jak teraz gnębiąc te biedne samobieżne grzane jabole w koszulkach Dymiącego Burdela. Dzieciaki sobie przyszły pograć w DnD, pomordować pare goblinów a ci jak zwykle. Tylko ciekawe kto będzie po tym sprzątał i jak nasza Matuszka poszła w glebę... no nieważne. -Próchnica odłożył ostrożnie rozpadającą się książkę z powrotem na półkę.

-To co, zaprowadzić was na tą Vaulderie pewnie?

Aleksander

-...-powiedział wampir którego wcześniej tutejsi nazywali Wieszakiem. mężczyzna bez problemu podniósł z ziemi nieprzytomną blondynkę. Był to nie lada wyczyn jak na osobę jego postury. Aleksander starał się na powrót przywrócić swój słuch ale było to zadanie o niebo trudniejsze niż bylejakie pozbawienie się go za pomocą jego mocy kształtowania ciała.

-...-powtórzył wyraźnie zirytowany brakiem zrozumienia malującym się na twarzy Tzimisce. Wskazał jeszcze na jeden z korytarzy, po czym wraz z przerzuconą przez ramie kobietą, zniknął.

Hamid

-Stój świniojadzie! Oddawaj mój kindżał podły złodzieju! -Hamid wreszcie odnalazł niegodziwca. Osobą która odważyła się dokonać tak podłego czynu jak kradzież jego oręża stała teraz przed nim i - o Alalhu! - bezczelnie mierzyła w niego sztychem szabli trzymanej w drżącej, niepewnej ręce.

-Kuuurwa oddd-deejdź ode mnie! Zostaw mnie! -bełkotał młody długowłosy chłopak.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 30-01-2009 o 23:50.
Ratkin jest offline