Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2006, 23:41   #35
Nassair
 
Nassair's Avatar
 
Reputacja: 1 Nassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwu
[user=184,561,345,743]
Demeroth


Stał przed karczmą, popołudniowe słońce świeciło mu w twarz. Powoli, po kolei zaczął zakładać na siebie szybko pozbierany ekwipunek. Szable, łuk i kołczan, mały plecak i płaszcz. W głowie miał straszny bałagan. Myśli urywały się, zanim zdążył się ich uchwycić, padały niczym ścięte, nie zdążając się w pełni rozwinąć. Przez chwile po prostu stał i głęboko oddychał. Powoli wszystko wracało do normy. Niebezpieczeństwo jeszcze do końca nie było zażegnane, ale postanowił się ruszyć z miejsca. Po pierwsze dlatego, że zaczęła się już nim interesować grupa wyrostków, a z takimi nigdy nic nie wiadomo, po drugie, bo niedaleko stał patrol straży miejskiej, gotów zainteresować się w każdej chwili. Przez jakiś czas chodził niezdecydowany, bez celu, myśląc o zaistniałej sytuacji. Demony prawie wygrały, niewiele brakło by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
"Nie dobrze się stało, bardzo niedobrze. Jeszcze chwila, a mogło by się stać nieszczęście. Dodatkowo ta kobieta, czyta mi w myślach. Nie wiem ile się dowiedziała, ale więcej nie może, to jest za bardzo niebezpieczne. Nie może dowiedzieć się kim byłem i kim jestem, ze względu na moje bezpieczeństwo. Nie może też tak otwarcie manipulować mi w umyśle, ze względu na swoje bezpieczeństwo. Wszak instynkt, to instynkt służy równie dobrze w każdej sytuacji."
Postanowił iść do "Błyszczącej", paskudnej speluny w najgorszej dzielnicy miasta. W Ostrogarze był pierwszy raz, ale o dzielnicy "Chłopskie Krocze" słyszeli chyba wszyscy mieszkańcy Orchii. Była to dzielnica cudów, dzielnica nędzy i bogactwa, dzielnica biedaków, zabójców i złodziei. Mówiono że w "Chłopskim Kroczu" łatwiej było zniknąć, niż w elfiej puszczy. Że nie zapuszczały się tam patrole straży miejskiej, wchodziły jedynie oddziały wojska i to w liczbie co najmniej dwóch dziesiętników. Mimo to dla mieszkającej tu ludności była to najspokojniejsza dzielnica pod słońcem. Demeroth nie odczuwał niepokoju przekraczając granice dzielnicy. Odsłonił prawą rękę powyżej nadgarstka, zasłoniętą do tej pory wysoką rękawicą. No pierwszy rzut oka, nic tam nie było, normalny rękaw. Wyszyty symbol zobaczyć można było dopiero po bliższych oględzinach, lub gdy wiedziało się czego szukać. Była to jego tarcza w tym miejscu. Wszak macki jego gildii nie sięgały tak daleko, ale mógł liczyć na pomoc, oczywiście w określonych granicach. Dostał u siebie w gildii namiary, we wszystkich większych miastach na Orcusie, ale i tak nie można się było czuć bezpiecznym. Dodatkowo już raz dziś tu był, pytał o tego pieprzonego Tassilo de Tresckow'a. Oczywiście nikt mu nic nie powiedział, kamień w wodę, ale mógł się tego spodziewać. Były dwa wyjścia, albo ten kurwi syn nie zajechał do Ostrogaru, albo miał większe plecy niż się komukolwiek zdawało. Do "Błyszczącej" doszedł raczej bezpiecznie, mimo kilku nieciekawych zdarzeń w których był jedynie świadkiem i nie robił nic aby jego status się zmienił. Przed speluną jak zwykle siedziało kilku brudnych, nieogolonych pijaków. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie. Wchodząc do środka zderzył się z falą gorącego smrodu, dosłownie zderzył i dosłownie smrodu, a gorąco było dodatkiem pory roku.
Podłoga w środku była wyłożona starą słomą, okna były brudne i niewiele światła dostawało się tu z zewnątrz. Stało tu kilka ław i stołów, było palenisko, szynk i drzwi na zaplecze. W "Błyszczącej" siedziało kilka osób; stali bywalcy - można ich było poznać po zachowaniu, nie unikali spojrzeń, nie kryli się i byli znudzeni - szynkarz, jeden przy szynku, przy drzwiach i jeszcze w rogu sali; ci którzy zlecenia wykonywali - była to cała zbieranina indywidualności, którą można było zauważyć w zachowaniu i strojach, wchodząc nawet pierwszy raz do takiego miejsca (dziwne jest to, że tu wyróżniali się dosłownie wszystkim z otoczenia, gdy zaś wychodzili za drzwi spelunki, nie zwrócił byś uwagi na żadnego z nich) - tych siedziało czterech; oraz dwóch zleceniodawców, ubranych w ciemne peleryny, z kapturami głęboko nasuniętymi na twarze, rozglądających się nerwowo i podskakujących na ławach z byle powodu. Demeroth podszedł do szynku.
- Witam, czym możemy służyć ??? - zapytał szynkarz znudzonym głosem, wycierając brudną szmatą drewniany blat i nie spuszczając oczu z lewej ręki powyżej nadgarstka.
System był bardzo prosty, a przez to niesamowicie skuteczny, no i działał prawie wszędzie. Szynkarz, czy karczmarz pytali co mogą podać. Jeśli byłeś śledzony, wymieniałeś tylko jedną pozycje, jeśli nie to prosiłeś o dwie i prosiłeś o pewną ilość drugiej. Jeśli w karczmie była przygotowana na ciebie zasadzka, karczmarz mówił że ma tylko połowę wymienionej ilości.
- Piwo korzenne, ciemne - odparł po chwili - i tuzin raków.
[/user]
 
__________________
And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom.
Nassair jest offline