Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2009, 05:13   #38
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
- To naprawdę wyśmienita pieczeń, Samsonie – podsumował James, kiedy skończył jeść podczas postoju. Starał się zaobserwować stosunki jakie poszczególni członkowie wyprawy przejawiali wobec czarnoskórego pomocnika profesora. Z niejakim zdziwieniem stwierdzał, że żadna osoba nie wydawała się mieć do niego negatywnego nastawienia; cieszyło go to, lecz za razem przywołało jego myśli do rodzinnej Ameryki – ile jeszcze czasu musi minąć, by taki stosunek był powszechny w Stanach, zwłaszcza tych południowych?
- Panu też jesteśmy winni podziękowania, panie Ellis. Wspaniały strzał
– skinął głową w kierunku zainteresowanego.



Będąc na ziemi James rozmyślał nad przekorą ludzkiej natury. Okazuje się, że człowiek w doprawdy każdym przypadku pragnie tego, czego w danym momencie nie ma. Kiedy jest lato, czeka na zimę. Gdy jest zima zastanawia się jak długo ma czekać na lipiec („Ach, pardon, na tej półkuli lato wypada w styczniu!”). Biedak pragnie do szczęścia trochę grosza, a bogatemu „pieniądze szczęścia nie dają”. Teraz zaś doktor stwierdził, że ta sama zasada tyczy się nawet odwiecznego pragnienia latania. Bo owszem, nadal był zachwycony możliwością uniesienia się w powietrze na statku profesora Salvatore, jednak po godzinach spędzonych na nim bardzo dobrze czuł się na twardej ziemi.

* * *

Podczas drugiego etapu powietrznej podróży doktor Wilburn siedział przy biurku w swojej kajucie. Dużo czasu spędził na notowaniu spostrzeżeń w swoim zeszycie. Kolejny raz też przeglądał zawartość walizki z medykamentami – jak gdyby brak jakiejś jej części mógłby zostać jeszcze naprawiony. Siedział tak dobre kilka godzin, zmieniając tylko przedmioty, którym w danym momencie się przyglądał, czy też których używał.

Na wołanie Jamesa Lyncha wyrwał się z zamyślenia i wybiegł na pokład. Czy coś się stało? Zaraz uspokoił się jednak, kiedy zobaczył w oddali płaskowyż. Razem ze wszystkimi podziwiał majestat wzniesienia. Był pod wrażeniem tego, jakim wprawnym okiem Sir Robert ocenił jego wymiary.

* * *

Z pokładu sprowadziła go dopiero Volta i przygoda z panną Chiarą *

* * *

Po dłuższym czasie spędzonym w kajucie wrócił na pokład dokładnie wtedy, kiedy to Samson zakomunikował o zmianach w ciśnieniu, a oczom wszystkich ukazały się ciemne burzowe chmury.
Po komendzie wydanej przez profesora wszyscy rozbiegli się do kajut, doktor, który zaledwie chwilę temu przyszedł tutaj, chwilę jeszcze stał na zewnątrz i smagany wichrem przyglądał się zbliżającej się nawałnicy. Po chwili ocknął się i w ślad za innymi szybkim krokiem poszedł w stronę pomieszczenia, w którym zostawił wszystkie swoje rzeczy. Nie wypakował tutaj prawie nic – poza zestawem medycznym – za co dziękował losowi w duchu.

Sir Ellis
był na korytarzu – wyglądało na to, że zabrał już wszystkie swoje rzeczy. Zaoferował nawet pomoc Jamesowi wchodzącemu do kajuty, jednak ten ją krótko odrzucił, zamykając Williamowi drzwi prawie przed nosem. Szybko ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie – wystarczyło tylko zebrać i zabezpieczyć rzeczy z biurka. A rzeczy to były podstawowe; właśnie te, nad którymi kilka godzin temu spędził tyle czasu – a więc po pierwsze walizka ze sprzętem, książki i zeszyty.
Na szczęście wicher do tej pory nie zdążył nic zniszczyć.

Podenerwowany Wilburn wyglądał przez korytarz członków wyprawy zbierających się razem. Zaraz też złapał mocniej bagaż i dołączył do nich.

------------------------------------

* Po sprawę z Chiarą - patrz do mojego następnego postu, który stanowi tu jakby... interfiks.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!

Ostatnio edytowane przez Diriad : 02-02-2009 o 01:42.
Diriad jest offline