Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2009, 15:03   #13
AC.
 
AC.'s Avatar
 
Reputacja: 1 AC. nie jest za bardzo znanyAC. nie jest za bardzo znany
Cytat:
"Balthim, stary krasnolud z Thuderbow, nie miał już sił. Minęły chyba dwa tygodnie odkąd z bratem wyruszyli do Jadeitowych Sztolni. Dwa tygodnie forsownego marszu przez górskie przełęcze i ostre niczym mithrilowa stal skały gołoborza, z czego ostatnie parę dni niemal cały czas w biegu. Stracił już rachubę czasu odkąd natknęli się na orkowych watażków, którzy zapuścili się na północne zbocza. A teraz doganiali ich. Przymknął oczy, by złapać nierówny i rzężący oddech, a następnie odwrócił się ku zbliżającym się wrogom. "Śmierć wam skurwysyny" mruknął pod nosem i chwycił swój wysłużony topór." - opisz śmierć krasnoluda.
Całą sytuację obserwowała młoda kobieta siedząca na pobliskim drzewie. Szaroburych brudasów rodem z legend człekopodobnych było naście, może ponad dwadzieścia. Tym czasem dwa duże krasnale zamiast uciekać stanęło dzielnie... głupio... na ich drodze. Czas zaczął zwalniać aż w końcu kompletnie się zatrzymał. Kobieta zeskoczyła z drzewa i strzepała kurz ze swojego zniszczonego niebieskiego munduru. Nie miała nic ze sobą prócz złamanego sztyletu i kabury, w której brakowało rewolweru sporej wielkości. Na niebie w powietrzu zamarły cztery ptaki nieruchomo zwisające w nieskończonej otchłani teraźniejszości. Ich przeżycie nie było zbyt pewne, ptaki nie miały zbyt pojemnych mózgów i czasem traciły zmysły przez wiolacje temporalne, które były ulubioną taktyką weteranki z Bitwy Siedmiu Snów. Przybyła do tej krainy pragnąc potrenować swoje zdolności po tym jak przegrała walkę z innym żołnierzem tej samej armii. Sześć blizn na jej ciele przypominały o trzech kulach, które swego czasu ją przeszyły. Z trudem uszła z życiem. Teraz jednak, po trzech latach spędzonych w różnych krainach ma zamiar wrócić i pokonać swojego prześladowcę wyjątkowo agresywnego człowieka, którego nawet demony i diabły się lękają. W porównaniu z tamtym żołnierzem krasnoludzi tutaj wydają się nic nie znaczący. Może i należą do klanu, który od pokoleń ćwiczy coraz to lepszych wojowników, może i są górą mięśni, może nawet nie są zachlanymi w trzy dupy świniami, ale co z tego? Ile czasu by przeżyli na Bitwie Siedmiu Snów? Z drugiej strony, gdyby nie używali idiotycznych toporów a broń z prawdziwego zdarzenia to może coś by jeszcze z nich było.

Jednak wracając do rzeczywistości: dwóch wojowniczych krasnoludów kontra dziesięć razy tyle brudasów. Kobieta podeszła do przerośniętych krasnali i dokładnie przyjrzała się ich uzbrojeniu. Obaj mieli topory, niemagiczne. W plecakach dodatkowo nieśli po jednym, ładnie zdobionym, stalowym kubku i kilka butelek jaboli. Tak jak podejrzewała to dwa żule niższej klasy, którym nawet nie dano magicznego uzbrojenia. Pewnie do tego wygnano ich z klanu i dlatego szwendają się po tych niebezpiecznych okolicach. Zwykłe śmieci, których po prostu nikt jeszcze nie wyrzucił. Z drugiej strony mieli na twarzach trochę blizn, a jeden z nich miał na palcu złoty sygnet z jakimś runicznym znakiem. Pewnie ukradł, ale kto wie. Postanowiła jednak się z nim zmierzyć. Stojąc pomiędzy dwoma wrogimi (i zamarłymi w nieskończonej teraźniejszości) stronami dotknęła ostrza sztyletu palcem wskazującym lewej dłoni i prawą ręką przemieściła przedmiot dwadzieścia pięć centymetrów niżej. Ostrze co prawda nie było zakończone ostrym czubkiem, ale znów był to normalny sztylet. Rozpruła nim brzuch pierwszego ze śmierdzieli i trochę pomieszała w środku. Błyszczący i śmierdzący metal nadawał się teraz do walki.

Balthim ze zdziwieniem odkrył, że szarżujący na niego orcy zatrzymali się w miejscu. Kompletnie się nie poruszali choć ich sylwetki sugerowały na ruch. W pewnym momencie dostrzegł ludzką kobietę, która wyszła z pomiędzy drzew. Odwrócił się do swojego krewniaka, ostatniego już z rodu i odkrył, że on też zamarł sparaliżowany zapewne czarami. Źródłem magii musiała być ta kobieta, ścisnął mocniej topór choć ten nagły zwrot akcji naruszył strukturę jego adrenalinowego szału, który miał zmieść przeciwników. Kobieta miała na sobie niebieskie ubranie podobnego do tych roboczych uniformów, jej twarz była ludzka, a większość ludzi jest brzydka chyba że są podobnie do krasnoludów. Miała też niespotykaną, nawet wśród ludzi, fryzurę: miała czarnosrebrne włosy kończące się w połowie jej szyi. W prawej dłoni miała źle wykonany sztylet bez czubka. Walka zaczęła się nagle i niespodziewanie. Bez słowa kobieta ugodziła krasnoluda w osłonięty kolczugą bark. Gruba skóra starego Thuderbowa nie została przebita, a on szybko wyrwał się z początkowego szoku i próbując ściąć kobiecie głowę w końcu użył swojego topora. Ostrze jednak przecięło powietrze, gdy ona zniknęła.

Choć Balthim Thuderbow tego nie odczuł to ta scena w identycznej postaci rozegrała się raz jeszcze, bo kobieta w podobny sposób "wybudziła" też jego kuzyna Walthima Thuderbowa - Ostatniego Thuderbowa, która urodził się chwilę przed narzuceniem straszliwej klątwy na Thuderbowa. Dobrze byłoby myśleć, że była to cena za pokonanie wielkiego zła jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Thuderbowowie wymordowali Goldbowów ze Złotych Kopalń, aby przejąć wydobycie. Ostatni Goldbow rzucił klątwą w dniu, w którym urodził się Walthim. Minęło już stulecie, a Thuderbowowie nadal szukali sposobu na zrzucenie przekleństwa. Nie mogli się reprodukować, każdy z nich stał się bezpłodny. W końcu Złote Kopalnie i Kopalnie Trzęsień Ziemi wpadły w ręce innych klanów lub różnego typu potworów, a ostatnich pięciu wojowników (w tym brat Balthima) ruszyło do Jadeitowych Sztolni prosić o pomoc miejscowego nekromantę. Bardzo nisko upadli jednak tylko on może im pomóc Z piątki szybko zrobiła się dwójka, los chciał, że to Ostatni Thuderbow i Balthim krasnolud, który ponad sto lat wcześniej zabił Sfignifa Rudobrodego, Ostatniego Goldbowa. Wracając jednak do przedziwnej rzeczywistości, której czas kontroluje kobieta z zupełnie innego świata. Walthim zareagował dokładnie tak samo jak Balthim, kobieta jednak zamiast zniknąć zrobiła uchyliła się i dotknęła od dołu wciąż poruszający się topór. Czas zatrzymał się dla tego przedmiotu. Ciężko to sobie wyobrazić, Walthim miał nawet kłopoty z przyswojeniem sobie tego faktu. A topór stawał się coraz cięższy i cięższy. Siła odśrodkowa nie pozwoliła już go zatrzymać i w końcu na drewniana rączka nie wytrzymała i urwała się. Metalowe ostrze, które teraz miało kształt części dużego okręgu upadło na ziemię. Kobieta odskoczyła.

Walthim zobaczył, że Balthim zmienił w jednym momencie pozycję, a ostrze jego topora wydawało się ciąć powietrze... jednak zostało zatrzymane w miejscu. Kobieta stała jednak w miejscu, w którym ją widział ostatnio. Uśmiechała się. Zaszokowany Walthim krzyknął zdyszany: Kim jesteś? Czemu nas atakujesz? Kobieta odparła tylko Masz jakąś inną broń? Krasnolud przez moment pomyślał o sztylecie ukrytym w bucie, może to nie przystoiło krasnoludowi trzymać taką broń, ale czasy się zmieniały... a oni i tak szli paktować z nekromantą, więc ich honor spłynął z siłą wodospadu już jakiś czas temu. Walthim jednak nie zamierzał walczyć z taką potęgą Nie jestem twoim wrogiem. Pozwól mi odejść. Rzucił raz jeszcze okiem na żelastwo pokaźnych rozmiarów, które było wcześniej ostrzem jego topora. Marny z was pożytek. Może rzeczywiście trochę przesadziłam atakując was. Walthim dostrzegł cień nadziei: Więc możemy odejść? zapytał niepewnie. Nie. Ty będziesz mógł odejść jeśli masz zamiar zostawić swojego krewniaka. Chcesz tego? Krasnolud zaczął się zastanawiać, a kobieta nie czekając na jego odpowiedź znów zamroziła go w czasie.

Może właśnie po to tu przybyła, w końcu ta okolica słynęła z wielkich koszmarów i zagrożeń, a jak do tej pory nie spotkała nic co mogłoby ją choćby zranić. Może pomoże po prostu pomoże temu tu przerośniętemu krasnalowi. A może nawet obu? Wpadł jej jednak do głowy inny pomysł, bardziej budujący napięcie. Taki test. Zamiast odmrozić młodszego oddała czas starszemu, którego topór wbił się w ziemię. Krasnolud wyglądał groźnie i gdy tylko ją dostrzegł rzucił się w ataku. Balthim spróbował uderzyć z góry na dół trochę odchylając cios w lewą stronę, żeby korzystając z biegu pociągnąć ostrze z ziemi w prawą stronę. Akcja udałaby się, gdyby nie znikanie kobiety. Poirytowany Balthim spróbował raz jeszcze, ale postać w niebieskim mundurze po prostu pojawiała się w innym miejscu. W końcu ze łzami w oczach wbił topór w drzewo ścinając je jednym uderzeniem i poddał się. Broń upadła na ziemię na moment przed młodym dębem. Zanim odezwał się kobieta postanowiła tym razem pierwsza przemówić Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. powiedziała poważnie, krasnalopodobny stwór spojrzał na nią poprzez łzy porażki Dam ci uciec jeżeli zostawisz tamtego krewniaka na pewną śmierć w walce z tymi tutaj śmierdzielami wskazała na Walthima i orki. Nie możesz nas obu uratować? Kobieta uśmiechnęła się zdradzając swoją wewnętrzną dobroć i dając fałszywą nadzieję staremu Balthimowi. Nie. Nie targuj się. Obaj byście tu zginęli. Możesz się uratować. Powiedz tylko, że zostawiasz tamtego.

Balthim zaskoczony ofertą i odmową targów przez moment stał bezradnie. Na jego miejscu Walthim zgodziłby się bez wahania. W końcu tak go nauczono, że on jest najważniejszy. I był najważniejszy, Balthim też nie miał złudzeń. Balthim i tak był za stary na seks, więc po prostu umrze bezpotomnie innym razem. Jeśli przeżyje. Ale zamierzał się poświęcić. Odwrotnie niż w Złotych Kopalniach, w których tchórzliwie ukrył się pomiędzy skałami, gdy trzech wojowników walczyło z wszechpotężnym Sfignifem Goldbowem. Ciosy spadały na niego z wszelkich stron, a on tylko się śmiał starając się zabić napastników pojedyńczymi ciężkimi ciosami. W końcu trójka Thuderbowów przebiła pancerz Sfignifa, ale on zaczął uderzać ze zdwojoną szybkością. Wpadł w szał, którego Thuderbowowie się nie spodziewali. Zabił ich wszystkich zanim osunął się na swój złoty tron w jaskini swojego brata. Władca Goldbowów nie żył już od jakiegoś czasu, podobnie jak kobiety i dzieci i wszyscy mężczyźni z wyjątkiem Sfignifa. Cios, który wcześniej przebił mu brzuch był śmiertelny, ale Rudobrody nie zdał sobie z tego sprawy. Być może, gdyby ktoś mu pomógł. Ale zamiast tego Balthim wyszedł z ukrycia i szydząc z przeciwnika splunął mu w twarz. Sfignif próbował zamachnąć się swoim potężnym toporem, ale upuścił tylko broń na zwłoki jednego z wojowników. Nie mógł już wstać, ale jego twarzy wciąż malowała się wściekłość i pewność siebie. Opluty przemówił Nie widzisz, że cierpię? Czy nie masz nawet honoru, żeby zakończyć moje cierpienie? Szydzisz. Ale ja nie będę wił się z bólu. Choć ból istnieje. Ale ja mam honor. Nigdy tego nie zrozumiesz. Bezdzietni Thuderbowowie. Balthim spojrzał na niego nie wiedząc co miało oznaczać ostatnie zdanie, a Sfignif zaśmiał się, a po chwili wypluł część swoich wnętrzności. Jego ognisto czerwona broda przybrała ciemniejszego koloru od spływającej krwi. A on ciągle się uśmiechał i patrzył tylko na Balthima. Ten jednak nie zamierzał spełnić jakichkolwiek życzeń tego bydlaka i jedynie patrzył na jego cierpienie. W końcu po czasie, który wydawał się nieskończonością, a w rzeczywistości był dziesięcioma minutami Sfignif Rudobrody Goldbow wyzionął ducha dokładnie w chwili, w której do sali wpadło kilku wojowników. Spytali się Balthima Balthimie to ty zadałeś śmiertelny cios? A on skłamał: Tak. Choć jego agonia trwała długo. Miał nadzieję, że ktoś go skrytykuje, ale oni zaczęli opłakiwać już towarzyszy poległych w walce i chwalić Balthima.

Kobieta stała i patrzyła na starego krasnoluda, gdy ten zamyślił się przez moment. Była ciekaw jego odpowiedzi... i odpowiedzi tego drugiego. W końcu stary krasnolud odparł Odrzucam ofertę. Będę tu walczył i bronił mojego krewniaka. Jeśli możesz uratuj go. Jeśli nie to pozwól mi tylko zabrać mój topór i powrócić na miejsce, w którym stałem. Kobieta bez słowa kiwnęła mu tylko głową, żeby zabrał broń i przygotował się na atak orków. Odebrała mu czas i przekazała głos młodszemu. Walthim w jednym momencie dostrzegł, że jedno z drzew jest powalone i domyślił się, że kobieta w dziwnym uniformie i z jeszcze dziwniejszą fryzurą walczyła z Balthimem. Może nawet i on otrzymał tą samą propozycję. Stary jednak stał tak jak stali, gdy orkowie mieli ich zaatakować. W sumie tak jakby nic się nie stało... ale ostrze broni Walthima wciąż zniekształcone leżało na krótkiej trawie. Balthimie wiem, że chciałbyś tego. - pomyślał i odpowiedział kobiecie Tak. Pozwól mi uciec. a ona hamując śmiech krzycząc powiedziała mu Zatem biegnij! Biegnij ile sił w nogach! Biegnij i nieodwracaj się! Biegnij, gdy on będzie umiera! I Walthim uciekł. Pozostawił Balthima na pewną śmierć. Kobieta wróciła na swoją pozycję - na drzewo. Dała dzień Walthimowi. Całe dwadzieścia cztery godziny. W końcu odmroziła czas i zobaczyła jak ork, któremu wyjęła na wierzch bebechy przewrócił się w biegu. Jak dwóch następnych potknęło się i straciło głowy od uderzenia Balthima. Potem jak Balthim rzucił się i ciął na oślep aż pokonał wszystkie orki. Kobieta odczuła zdziwienie, może rzeczywiście nie byli tak bezużyteczni. Może we dwójkę pokonaliby wrogów... a ona w nich nie wierzyła. Balthim tym czasem dobił ostatniego orka i wyrzucił sygnet pomiędzy drzewa. Zdjął hełm odsłaniając swoją kompletnie łysą głową i spojrzał w niebo. Uśmiechnął się i uderzył ostrzem topora prosto między swoje oczy. Upadł i w drgawkach skonał.
 

Ostatnio edytowane przez AC. : 31-01-2009 o 18:08.
AC. jest offline