Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2009, 00:11   #11
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Balthim wiedział dobrze, że nie zdołają uciec orkom. Może gdyby był trochę młodszy... Ale gdyby faktycznie był, czy zdecydowałby się na ucieczkę? Odpowiedź była taka sama i kiedyś, i teraz.

Krasnolud zatrzymał się gwałtownie i wyćwiczonym przez lata ruchem wyciągnął zza pleców ciężki, dwuręczny topór. W jednej sekundzie biegł w stronę krawędzi górskiego lasu, a w drugiej stał już na lekko ugiętych nogach, z dłońmi zaciśniętymi na obitej skórą rękojeści, odwrócony w kierunku nadciągających napastników. Nie mówił nic do Gorrima, nawet na niego nie spojrzał. Wiedział dobrze, że brat zastygł w identycznej pozycji, z takim samym błyskiem w oku i z taką samą bezwzględną pewnością, że ten drugi jest przygotowany. Słowa nie były potrzebne, przez lata najemniczego życia obaj dokładnie nauczyli się swoich ról w sztukach takich jak ta, którą właśnie mieli wystawić. Polegali na sobie nawzajem bardziej niż na kimkolwiek innym. Nie czuli strachu, jedynie ten specyficzny rodzaj zniecierpliwienia, który towarzyszył im zawsze w oczekiwaniu na sygnał do rozpoczęcia przedstawienia.

Oczy obydwu braci utkwione były w szerokiej na zaledwie półtora metra stromej, górskiej ścieżce, która ostro skręcała w lewo. Właśnie zza tego zakrętu dochodził tupot orczych nóg i cała gama nieartykułowanych dźwięków. Dróżka biegła tuż przy krawędzi, a tam, gdzie zatrzymała się dwójka krasnoludów, była malutka polana. Za nią ścieżka ponownie ostro skręcała, tym razem w przeciwnym kierunku. Bracia byli więc ograniczeni górską ścianą tylko z lewej strony, z pozostałych mieli piękny widok na znajdujące się pod nimi zamglone lasy.

Ryk zbliżającej się hałastry osiągnął już szczytowy poziom. Zza zakrętu wyłonił się pierwszy ork, który bezmyślnie rzucił się na Balthima. Krasnolud bez mrugnięcia okiem sparował kiepsko wymierzony cios zakrzywionego miecza i jednocześnie wyprowadził kontrę. Na tyle szybką, że po chwili głowa zielonoskórego potoczyła się w przepaść. Zanim jednak dotarła do krawędzi, przed krasnoludami pojawiła się już trójka napastników. Gorrim błyskawicznie rozorał swoim toporem klatkę piersiową jednego z nich i, ku ogromnemu zaskoczeniu tego drugiego, jego również pozbawił kontaktu ze światem żywych, miażdżąc mu czaszkę. Balthimowi trafił się bardziej wymagający przeciwnik. A konkretniej wymagający sparowania płaskiego cięcia z prawej, zamarkowania oczywistej kontry i, już nie tak oczywistego, uderzenia po zgrabnym piruecie. Przedstawienie krasnoludzkiego rodzeństwa szło znakomicie, jak zawsze z resztą.

Po unieszkodliwieniu kilku kolejnych, mniej, lub bardziej uzdolnionych wojowników, Balthim i Gorrim byli już nieźle obryzgani krwią. Powoli też zaczynało brakować miejsca do walki - truchła napastników i jeszcze drgające ciała zostawały przecież w miejscu, gdzie po raz ostatni stykały się z krasnoludzką stalą.

W momencie, kiedy przez głowę starszego z braci przemknęła myśl o wycofaniu się gdzieś, gdzie będzie więcej wolnej przestrzeni, sztuka wystawiana przez doświadczonych najemników nieoczekiwanie zaczęła się walić. Potężny, wysoki na ponad dwa metry ork runął na Balthima jak głaz wystrzelony z katapulty. Krasnolud z ledwością sparował cios i uskoczył przed następnym, wyprowadzonym niespodziewanie szybko. Ostrze zielonoskórego zetknęło się ze skałami, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk. Balthim, nie czekając na lepszą okazję, ciął od dołu, z lewej, celując w żebra olbrzyma. Ork, wykazując dużo większe doświadczenie, niż jego poprzednicy, natychmiast przyciągnął dłonie do klatki piersiowej, kierując broń do poziomu, przez co jego miecz nie tylko sparował cios Balthima, ale też zetknął się z jego hełmem. Ostrze napastnika odbiło się na kilkanaście centymetrów, po czym, kierowane gwałtownym ruchem odskakującego do tyłu właściciela, pomknęło na spotkanie z karkiem krasnoluda. W następnej chwili głowa Balthima leżała już u stóp wyrośniętego orka, który, nie marnując czasu, odwrócił się w stronę swojego drugiego przeciwnika. Nie musiał brać udziału w dalszej walce, gdyż ta skończyła się w momencie, kiedy Gorrima przebiły jednocześnie dwie wielkie włócznie. Wszyscy zielonoskórzy, którzy zmieścili się na polanie, rozglądali się jeszcze przez kilka krótkich chwil, po czym w swoim prostym, szorstkim języku powiadomili tych tłoczących się na stromej ścieżce, że mogą ruszać dalej. Kilku orków zostało, żeby przeszukać ciała krasnoludów i zabrać co cenniejsze rzeczy martwych współbratymców, reszta ruszyła dalej. Licząca około trzydziestu osobników grupa, przed którą w ostatnich dniach uciekali krasnoludzcy najemnicy, pełniła jedynie funkcję zwiadowczą. Balthim i Gorrim nie mieli bladego pojęcia, że po ich pokonaniu musieliby stawić czoła kilku setkom zielonoskórych. Taka liczba orków, w dodatku z jednostkami zaprawionymi w bojach na tyle, żeby w pojedynkę pokonać doświadczonego krasnoludzkiego najemnika, nie wróżyła nic dobrego. Orkowie nadciągający ze wschodu, zachodu i południa, już nie kilka, a po kilkanaście setek wojowników, pozwalali na całkowicie bezsporną interpretację. Każdy język posiadał na to określenie, raz było ono pojedynczym, krótkim dźwiękiem, raz kilkoma dłuższymi, połączonymi w jedną całość. Brzmiały one różnie, tak jak różnili się między sobą przedstawiciele poszczególnych ras, posługujących się tymi językami. Słowo to jednak łączyło wszystkie istoty, tak jak łączyło je jego znaczenie. We Wspólnej Mowie brzmiało ono wojna.

Balthim i Gorrim wystawiając swoje przedstawienia może nie każdego dnia, ale nader często, żeby zyskać odpowiednie umiejętności, zyskali też sławę. Wielu układało o nich pieśni, wielu prześcigało się w wymyślaniu coraz to bardziej niezwykłych plotek na temat ich wyczynów. I chyba nikt, kto słyszał o niepokonanej dwójce Thuderbowów, nie wyobrażał sobie, że zginą oni w taki sposób. Może stało się tak, a nie inaczej, z powodu dość zaawansowanego wieku rodzeństwa? Może dlatego, że krasnoludy miały pecha i trafiły na nieodpowiednie miejsce do walki z zielonoskórymi? Dla bardów opiewających ich śmierć nie miałoby to żadnego znaczenia. Liczba orków w pieśniach sięgnęłaby setki, ich wzrost przekroczyłby trzy metry, a oddech okazał się być ognisty, tak jak u smoków. Sposób, w jaki zginęli bracia, był kompletnie nieistotny. Zostaliby zapamiętani na bardzo długo, jako nieustraszeni wojownicy, wzór dla innych, podążających tą samą ścieżką. Dla Balthima i Gorrima przeszkodą do stania się legendami nie byłą ich własna śmierć. Przeszkodą była śmierć tysięcy istnień, które przyniesie woja. Bo kto będzie pamiętał o tej dwójce, która nie zrobiła niczego, aby pokonać nadciągające orcze hordy? Przyjdzie czas na innych bohaterów.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"

Ostatnio edytowane przez TwoHandedSword : 31-01-2009 o 00:28.
TwoHandedSword jest offline  
Stary 31-01-2009, 13:19   #12
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
"Pierwszy, drugi, trzeci… sześciu. Gdybym był choć trochę młodszy…"

Ze zdziwieniem poczuł, jak łzy same napływają mu do oczu. Chłodny powiew wiatru od strony nadchodzącego przeciwnika rozwiał jego gęstą siwiejącą brodę gdy zagryzał wargi główkując co zrobić by chociaż Balthas mógł ujść stąd z życiem. Pierwsi w kolejności szli zwiadowcy… Dwie powykrzywiane, szarozielone mordy o nienawistnym uśmiechu hieny ślepiły w ich stronę trzymając się w bezpiecznej odległości i obchodząc z obu stron wycieńczonych krasnoludów…

- Co robisz?
- Piszę.

… wycieńczonych krasnoludów. Dopiero teraz doszli wojownicy. Ich wyraz twarzy nie oznaczał praktycznie niczego. Przyszli tu po nich…. i ich dostali. Teraz…

- A co piszesz? Może pójdziemy do kina? Chciałeś nowego Bonda zobaczyć…
- Już go nie grają… daj mi proszę chwilkę kochanie…
- Zawsze ja coś mogę wybrać. Na pewno znajdzie się coś fajnego.
- Dzisiaj jest sobota. Drogie bilety są.
- Z kartą kinomana mamy za 13 złotych.
- Arghh…. No nie chce mi się no…
- Hmpf… no to powiedz chociaż co tam piszesz…
- Na LastInn siedzę…

… Teraz przyjdzie tylko zapłacić im cenę… a on, Balthim, postara się by cena ta nie była niska…

- Wiesz, że nie lubię jak mi czytasz przez ramię co piszę…
- No przecież mówiłeś, że się nie wstydzisz tych historii…
- Nie wstydzę się! Ale jak Ci mówię, że OK, że możesz przeczytać, to wtedy Ci się nie chce…
- Jakieś ponure to jest… O czym piszesz?
- Eeeeh… mogę se gadać. Woltron założył warsztaty pisarskie. Odradzałem mu, ale sam chciał. I widząc, że niesłusznie mu odradzałem, chciałem na poczet zmiany zdania skrobnąć coś symbolicznie od siebie…
- Ale dlaczego tak ponuro? Zawsze takie smutne rzeczy piszecie?
- Nie. Trzeba opisać śmierć krasnoluda. To raczej musi być ponure…
- Wcale nie.
- Oooo powiedziała ta, która się udziela. Napisz więc tak, żeby nie było ponuro.
- … no dobra.
- Co?
- Powiedziałam, że OK.
- Aśka. Przecież mówiłaś, że Ciebie to w ogóle nie kreci.
- Ale napiszę. Żeby Ci pokazać… i żebyś się tak nie mądrzył.
- Nie mądrze się!
- Dobra, złaź. Ja siadam, a Ty możesz mi plecy pomasować, bo mnie jakoś dziś bolą.
- Już widzę to dzieło… ale niech Ci będzie… AAAAAAAAaaaa! Nie musiałaś tego kasować…
- Ups… przepraszam. Napiszesz sobie jeszcze raz. Gdzie jest wstęp?
- Eeeeh… na górze… przewiń do góry strony…
- O Boże... ale natworzyliście tego... no dobra... mam... pomyślmy...

Pojawienie się wróżki zaskoczyło obu krasnoludów. Obaj opuścili broń i spojrzeli na małą kobietkę, która trzepocząc skrzydełkami podleciała do nich niespiesznie. Pozostawiona w miejscu przelotu smuga migoczących iskierek ginęła bardzo powoli w powietrzu….


- Jaka wróżka??? W górach nie ma wróżek!
- Są. Przecież widzisz, że ta jest w górach…
- Argh….

- Witaj Balthimie. Nazywam się Tęcza i jestem górską wróżką.
Krasnolud patrzył z niedowierzaniem to na nią, to na brata.
- Co robisz w tak niegościnnej części mojego królestwa?
- Eeeee… Idę do Jadeitowych Sztolni. Miałem tam kupić diament na pierścionek zaręczynowy dla mojej ukochanej.


- Co???? Krasnoludy nie uciekają przed orkami po to by kupić pierścionek zaręczynowy!
- Diament jedzie kupić, a nie pierścionek. Widocznie w przeciwieństwie do co poniektórych krasnoludy są romantyczne. Nie przeszkadzaj!

- Naprawdę? Oh Balthimie! To bardzo romantyczne z Twojej strony. Pozwól, że w takim razie Ci pomogę. Przeniosę was magicznie do Jadeitowych Sztolni, a jak już kupisz diament to również z powrotem do domu.
- Słyszysz Balthimie – odezwał się jego uradowany brat – Jesteśmy uratowani!
Nim skończył dopowiadać ostatnie słowo światło rozbłysło wokół nich i pojawili się w sklepie najlepszego jubilera w całych Jadeitowych Sztolniach. Tydzień później Balthim oświadczył się swojej ukochanej i wszyscy żyli długo i szczęśliwie…


- Pomijając już fakt, że to się kupy nie trzyma, Balthim miał zginąć. Masz napisane przecież: „Opisz śmierć krasnoluda.”

… wszyscy z wyjątkiem krasnoluda Marcina, który w przeciwieństwie do Balthima zamiast oświadczyć się swojej ukochanej wolał siedzieć i cały czas pisać jakieś głupoty, przez co w końcu oślepł i spadł w przepaść za kibel robiącą.


- Zadowolony? Jest śmierć, nie jest ponure i nawet morał masz jak na bajkę przystało.
- Nie cierpię Cię.
- Nie cierpieć będziesz mnie dopiero teraz…
- Nie! Nie wrzucaj!!!!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 31-01-2009, 15:03   #13
AC.
 
AC.'s Avatar
 
Reputacja: 1 AC. nie jest za bardzo znanyAC. nie jest za bardzo znany
Cytat:
"Balthim, stary krasnolud z Thuderbow, nie miał już sił. Minęły chyba dwa tygodnie odkąd z bratem wyruszyli do Jadeitowych Sztolni. Dwa tygodnie forsownego marszu przez górskie przełęcze i ostre niczym mithrilowa stal skały gołoborza, z czego ostatnie parę dni niemal cały czas w biegu. Stracił już rachubę czasu odkąd natknęli się na orkowych watażków, którzy zapuścili się na północne zbocza. A teraz doganiali ich. Przymknął oczy, by złapać nierówny i rzężący oddech, a następnie odwrócił się ku zbliżającym się wrogom. "Śmierć wam skurwysyny" mruknął pod nosem i chwycił swój wysłużony topór." - opisz śmierć krasnoluda.
Całą sytuację obserwowała młoda kobieta siedząca na pobliskim drzewie. Szaroburych brudasów rodem z legend człekopodobnych było naście, może ponad dwadzieścia. Tym czasem dwa duże krasnale zamiast uciekać stanęło dzielnie... głupio... na ich drodze. Czas zaczął zwalniać aż w końcu kompletnie się zatrzymał. Kobieta zeskoczyła z drzewa i strzepała kurz ze swojego zniszczonego niebieskiego munduru. Nie miała nic ze sobą prócz złamanego sztyletu i kabury, w której brakowało rewolweru sporej wielkości. Na niebie w powietrzu zamarły cztery ptaki nieruchomo zwisające w nieskończonej otchłani teraźniejszości. Ich przeżycie nie było zbyt pewne, ptaki nie miały zbyt pojemnych mózgów i czasem traciły zmysły przez wiolacje temporalne, które były ulubioną taktyką weteranki z Bitwy Siedmiu Snów. Przybyła do tej krainy pragnąc potrenować swoje zdolności po tym jak przegrała walkę z innym żołnierzem tej samej armii. Sześć blizn na jej ciele przypominały o trzech kulach, które swego czasu ją przeszyły. Z trudem uszła z życiem. Teraz jednak, po trzech latach spędzonych w różnych krainach ma zamiar wrócić i pokonać swojego prześladowcę wyjątkowo agresywnego człowieka, którego nawet demony i diabły się lękają. W porównaniu z tamtym żołnierzem krasnoludzi tutaj wydają się nic nie znaczący. Może i należą do klanu, który od pokoleń ćwiczy coraz to lepszych wojowników, może i są górą mięśni, może nawet nie są zachlanymi w trzy dupy świniami, ale co z tego? Ile czasu by przeżyli na Bitwie Siedmiu Snów? Z drugiej strony, gdyby nie używali idiotycznych toporów a broń z prawdziwego zdarzenia to może coś by jeszcze z nich było.

Jednak wracając do rzeczywistości: dwóch wojowniczych krasnoludów kontra dziesięć razy tyle brudasów. Kobieta podeszła do przerośniętych krasnali i dokładnie przyjrzała się ich uzbrojeniu. Obaj mieli topory, niemagiczne. W plecakach dodatkowo nieśli po jednym, ładnie zdobionym, stalowym kubku i kilka butelek jaboli. Tak jak podejrzewała to dwa żule niższej klasy, którym nawet nie dano magicznego uzbrojenia. Pewnie do tego wygnano ich z klanu i dlatego szwendają się po tych niebezpiecznych okolicach. Zwykłe śmieci, których po prostu nikt jeszcze nie wyrzucił. Z drugiej strony mieli na twarzach trochę blizn, a jeden z nich miał na palcu złoty sygnet z jakimś runicznym znakiem. Pewnie ukradł, ale kto wie. Postanowiła jednak się z nim zmierzyć. Stojąc pomiędzy dwoma wrogimi (i zamarłymi w nieskończonej teraźniejszości) stronami dotknęła ostrza sztyletu palcem wskazującym lewej dłoni i prawą ręką przemieściła przedmiot dwadzieścia pięć centymetrów niżej. Ostrze co prawda nie było zakończone ostrym czubkiem, ale znów był to normalny sztylet. Rozpruła nim brzuch pierwszego ze śmierdzieli i trochę pomieszała w środku. Błyszczący i śmierdzący metal nadawał się teraz do walki.

Balthim ze zdziwieniem odkrył, że szarżujący na niego orcy zatrzymali się w miejscu. Kompletnie się nie poruszali choć ich sylwetki sugerowały na ruch. W pewnym momencie dostrzegł ludzką kobietę, która wyszła z pomiędzy drzew. Odwrócił się do swojego krewniaka, ostatniego już z rodu i odkrył, że on też zamarł sparaliżowany zapewne czarami. Źródłem magii musiała być ta kobieta, ścisnął mocniej topór choć ten nagły zwrot akcji naruszył strukturę jego adrenalinowego szału, który miał zmieść przeciwników. Kobieta miała na sobie niebieskie ubranie podobnego do tych roboczych uniformów, jej twarz była ludzka, a większość ludzi jest brzydka chyba że są podobnie do krasnoludów. Miała też niespotykaną, nawet wśród ludzi, fryzurę: miała czarnosrebrne włosy kończące się w połowie jej szyi. W prawej dłoni miała źle wykonany sztylet bez czubka. Walka zaczęła się nagle i niespodziewanie. Bez słowa kobieta ugodziła krasnoluda w osłonięty kolczugą bark. Gruba skóra starego Thuderbowa nie została przebita, a on szybko wyrwał się z początkowego szoku i próbując ściąć kobiecie głowę w końcu użył swojego topora. Ostrze jednak przecięło powietrze, gdy ona zniknęła.

Choć Balthim Thuderbow tego nie odczuł to ta scena w identycznej postaci rozegrała się raz jeszcze, bo kobieta w podobny sposób "wybudziła" też jego kuzyna Walthima Thuderbowa - Ostatniego Thuderbowa, która urodził się chwilę przed narzuceniem straszliwej klątwy na Thuderbowa. Dobrze byłoby myśleć, że była to cena za pokonanie wielkiego zła jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Thuderbowowie wymordowali Goldbowów ze Złotych Kopalń, aby przejąć wydobycie. Ostatni Goldbow rzucił klątwą w dniu, w którym urodził się Walthim. Minęło już stulecie, a Thuderbowowie nadal szukali sposobu na zrzucenie przekleństwa. Nie mogli się reprodukować, każdy z nich stał się bezpłodny. W końcu Złote Kopalnie i Kopalnie Trzęsień Ziemi wpadły w ręce innych klanów lub różnego typu potworów, a ostatnich pięciu wojowników (w tym brat Balthima) ruszyło do Jadeitowych Sztolni prosić o pomoc miejscowego nekromantę. Bardzo nisko upadli jednak tylko on może im pomóc Z piątki szybko zrobiła się dwójka, los chciał, że to Ostatni Thuderbow i Balthim krasnolud, który ponad sto lat wcześniej zabił Sfignifa Rudobrodego, Ostatniego Goldbowa. Wracając jednak do przedziwnej rzeczywistości, której czas kontroluje kobieta z zupełnie innego świata. Walthim zareagował dokładnie tak samo jak Balthim, kobieta jednak zamiast zniknąć zrobiła uchyliła się i dotknęła od dołu wciąż poruszający się topór. Czas zatrzymał się dla tego przedmiotu. Ciężko to sobie wyobrazić, Walthim miał nawet kłopoty z przyswojeniem sobie tego faktu. A topór stawał się coraz cięższy i cięższy. Siła odśrodkowa nie pozwoliła już go zatrzymać i w końcu na drewniana rączka nie wytrzymała i urwała się. Metalowe ostrze, które teraz miało kształt części dużego okręgu upadło na ziemię. Kobieta odskoczyła.

Walthim zobaczył, że Balthim zmienił w jednym momencie pozycję, a ostrze jego topora wydawało się ciąć powietrze... jednak zostało zatrzymane w miejscu. Kobieta stała jednak w miejscu, w którym ją widział ostatnio. Uśmiechała się. Zaszokowany Walthim krzyknął zdyszany: Kim jesteś? Czemu nas atakujesz? Kobieta odparła tylko Masz jakąś inną broń? Krasnolud przez moment pomyślał o sztylecie ukrytym w bucie, może to nie przystoiło krasnoludowi trzymać taką broń, ale czasy się zmieniały... a oni i tak szli paktować z nekromantą, więc ich honor spłynął z siłą wodospadu już jakiś czas temu. Walthim jednak nie zamierzał walczyć z taką potęgą Nie jestem twoim wrogiem. Pozwól mi odejść. Rzucił raz jeszcze okiem na żelastwo pokaźnych rozmiarów, które było wcześniej ostrzem jego topora. Marny z was pożytek. Może rzeczywiście trochę przesadziłam atakując was. Walthim dostrzegł cień nadziei: Więc możemy odejść? zapytał niepewnie. Nie. Ty będziesz mógł odejść jeśli masz zamiar zostawić swojego krewniaka. Chcesz tego? Krasnolud zaczął się zastanawiać, a kobieta nie czekając na jego odpowiedź znów zamroziła go w czasie.

Może właśnie po to tu przybyła, w końcu ta okolica słynęła z wielkich koszmarów i zagrożeń, a jak do tej pory nie spotkała nic co mogłoby ją choćby zranić. Może pomoże po prostu pomoże temu tu przerośniętemu krasnalowi. A może nawet obu? Wpadł jej jednak do głowy inny pomysł, bardziej budujący napięcie. Taki test. Zamiast odmrozić młodszego oddała czas starszemu, którego topór wbił się w ziemię. Krasnolud wyglądał groźnie i gdy tylko ją dostrzegł rzucił się w ataku. Balthim spróbował uderzyć z góry na dół trochę odchylając cios w lewą stronę, żeby korzystając z biegu pociągnąć ostrze z ziemi w prawą stronę. Akcja udałaby się, gdyby nie znikanie kobiety. Poirytowany Balthim spróbował raz jeszcze, ale postać w niebieskim mundurze po prostu pojawiała się w innym miejscu. W końcu ze łzami w oczach wbił topór w drzewo ścinając je jednym uderzeniem i poddał się. Broń upadła na ziemię na moment przed młodym dębem. Zanim odezwał się kobieta postanowiła tym razem pierwsza przemówić Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. powiedziała poważnie, krasnalopodobny stwór spojrzał na nią poprzez łzy porażki Dam ci uciec jeżeli zostawisz tamtego krewniaka na pewną śmierć w walce z tymi tutaj śmierdzielami wskazała na Walthima i orki. Nie możesz nas obu uratować? Kobieta uśmiechnęła się zdradzając swoją wewnętrzną dobroć i dając fałszywą nadzieję staremu Balthimowi. Nie. Nie targuj się. Obaj byście tu zginęli. Możesz się uratować. Powiedz tylko, że zostawiasz tamtego.

Balthim zaskoczony ofertą i odmową targów przez moment stał bezradnie. Na jego miejscu Walthim zgodziłby się bez wahania. W końcu tak go nauczono, że on jest najważniejszy. I był najważniejszy, Balthim też nie miał złudzeń. Balthim i tak był za stary na seks, więc po prostu umrze bezpotomnie innym razem. Jeśli przeżyje. Ale zamierzał się poświęcić. Odwrotnie niż w Złotych Kopalniach, w których tchórzliwie ukrył się pomiędzy skałami, gdy trzech wojowników walczyło z wszechpotężnym Sfignifem Goldbowem. Ciosy spadały na niego z wszelkich stron, a on tylko się śmiał starając się zabić napastników pojedyńczymi ciężkimi ciosami. W końcu trójka Thuderbowów przebiła pancerz Sfignifa, ale on zaczął uderzać ze zdwojoną szybkością. Wpadł w szał, którego Thuderbowowie się nie spodziewali. Zabił ich wszystkich zanim osunął się na swój złoty tron w jaskini swojego brata. Władca Goldbowów nie żył już od jakiegoś czasu, podobnie jak kobiety i dzieci i wszyscy mężczyźni z wyjątkiem Sfignifa. Cios, który wcześniej przebił mu brzuch był śmiertelny, ale Rudobrody nie zdał sobie z tego sprawy. Być może, gdyby ktoś mu pomógł. Ale zamiast tego Balthim wyszedł z ukrycia i szydząc z przeciwnika splunął mu w twarz. Sfignif próbował zamachnąć się swoim potężnym toporem, ale upuścił tylko broń na zwłoki jednego z wojowników. Nie mógł już wstać, ale jego twarzy wciąż malowała się wściekłość i pewność siebie. Opluty przemówił Nie widzisz, że cierpię? Czy nie masz nawet honoru, żeby zakończyć moje cierpienie? Szydzisz. Ale ja nie będę wił się z bólu. Choć ból istnieje. Ale ja mam honor. Nigdy tego nie zrozumiesz. Bezdzietni Thuderbowowie. Balthim spojrzał na niego nie wiedząc co miało oznaczać ostatnie zdanie, a Sfignif zaśmiał się, a po chwili wypluł część swoich wnętrzności. Jego ognisto czerwona broda przybrała ciemniejszego koloru od spływającej krwi. A on ciągle się uśmiechał i patrzył tylko na Balthima. Ten jednak nie zamierzał spełnić jakichkolwiek życzeń tego bydlaka i jedynie patrzył na jego cierpienie. W końcu po czasie, który wydawał się nieskończonością, a w rzeczywistości był dziesięcioma minutami Sfignif Rudobrody Goldbow wyzionął ducha dokładnie w chwili, w której do sali wpadło kilku wojowników. Spytali się Balthima Balthimie to ty zadałeś śmiertelny cios? A on skłamał: Tak. Choć jego agonia trwała długo. Miał nadzieję, że ktoś go skrytykuje, ale oni zaczęli opłakiwać już towarzyszy poległych w walce i chwalić Balthima.

Kobieta stała i patrzyła na starego krasnoluda, gdy ten zamyślił się przez moment. Była ciekaw jego odpowiedzi... i odpowiedzi tego drugiego. W końcu stary krasnolud odparł Odrzucam ofertę. Będę tu walczył i bronił mojego krewniaka. Jeśli możesz uratuj go. Jeśli nie to pozwól mi tylko zabrać mój topór i powrócić na miejsce, w którym stałem. Kobieta bez słowa kiwnęła mu tylko głową, żeby zabrał broń i przygotował się na atak orków. Odebrała mu czas i przekazała głos młodszemu. Walthim w jednym momencie dostrzegł, że jedno z drzew jest powalone i domyślił się, że kobieta w dziwnym uniformie i z jeszcze dziwniejszą fryzurą walczyła z Balthimem. Może nawet i on otrzymał tą samą propozycję. Stary jednak stał tak jak stali, gdy orkowie mieli ich zaatakować. W sumie tak jakby nic się nie stało... ale ostrze broni Walthima wciąż zniekształcone leżało na krótkiej trawie. Balthimie wiem, że chciałbyś tego. - pomyślał i odpowiedział kobiecie Tak. Pozwól mi uciec. a ona hamując śmiech krzycząc powiedziała mu Zatem biegnij! Biegnij ile sił w nogach! Biegnij i nieodwracaj się! Biegnij, gdy on będzie umiera! I Walthim uciekł. Pozostawił Balthima na pewną śmierć. Kobieta wróciła na swoją pozycję - na drzewo. Dała dzień Walthimowi. Całe dwadzieścia cztery godziny. W końcu odmroziła czas i zobaczyła jak ork, któremu wyjęła na wierzch bebechy przewrócił się w biegu. Jak dwóch następnych potknęło się i straciło głowy od uderzenia Balthima. Potem jak Balthim rzucił się i ciął na oślep aż pokonał wszystkie orki. Kobieta odczuła zdziwienie, może rzeczywiście nie byli tak bezużyteczni. Może we dwójkę pokonaliby wrogów... a ona w nich nie wierzyła. Balthim tym czasem dobił ostatniego orka i wyrzucił sygnet pomiędzy drzewa. Zdjął hełm odsłaniając swoją kompletnie łysą głową i spojrzał w niebo. Uśmiechnął się i uderzył ostrzem topora prosto między swoje oczy. Upadł i w drgawkach skonał.
 

Ostatnio edytowane przez AC. : 31-01-2009 o 18:08.
AC. jest offline  
Stary 31-01-2009, 21:10   #14
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Balthim, stary krasnolud z Thuderbow, nie miał już sił. Minęły chyba dwa tygodnie forsownego marszu przez górskie przełęcze i ostre niczym mithrilowa stal skały gołoborza, z czego ostatnie parę dni niemal cały czas w biegu. Stracił już rachubę czasu odkąd natknęli się na orkowych watażków, którzy zapuścili się na północne zbocza. A teraz doganiali ich. Przymknął oczy, by złapać nierówny i rzężący oddech, a następnie odwrócił się ku zbliżającym się wrogom. "Śmierć wam skurwysyny" mruknął pod nosem i chwycił swój wysłużony topór.

*

Długie życie Balthima dobiegało końca. Nie miał już siły walczyć dalej, mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, a oddychania sprawiało problemy- mimo to stary krasnolud, słysząc, że do jego pokoju ktoś się zbliża, zmusił się i podniósł, tak by leżeć opartym o plecy; nie chciał by zapamiętano go jako niedołężnego starca. Po chwili do pokoju wszedł Ulm, jego najmłodszy syn, oraz Glain, jego ukochany młodszy brat.

- Przybyłem jak najszybciej mogłem - powiedział Glain, w jego dało się słyszeć smutek tym co zobaczył.- Wybacz, że tak długo musiałeś czekać...
- Ale jak? Jak dotarłeś tutaj tak szybko z Gór Błękitnych?
- Stary głupcze - odpowiedział Glain siadając na kancie łóżka w którym leżał Balthim - poprosiłem Valarian by mnie przetelportowała tutaj. Zrobiła to z chęcią i kazała cię pozdrowić.
- Mała Valarian - powiedział słabym głosem Balthim.
- Nie taka mała... wyrosła na wspaniałą kobietę Balthimie, a jej imię jest znane w całych Górach Błękitnych. To twoja zasługa Balthimie, nawet jeżeli od dwudziestu lat wypierasz się tego.
- Nasza - poprawił go - i wiesz to lepiej niż ktokolwiek inny, bo razem wyrzuszyliśmy do Jadeitowych Sztolni. Gdyby nie twoje poświęcenie - stary krasnolud spojrzał na sztuczną rękę brata - nigdy byśmy tam nie dotarli.
- Może...

Rozmowa toczyła się jeszcze długo. Dwa stare krasnoludy wspominały dawno minione czasy - bitwy w których brali udział, kobiety w których się kochali, a w końcu przyjaciół, którzy odeszli dawno temu. Dwukrotnie młody Ulm przychodził z nowymi świecami tak by jego ojciec i stryj nie rozmawiali po ciemku, a trzykrotnie z winem by nie zaschło im w gardłach. W końcu jednak nastał moment gdy Balthim opadał z sił, przerwali jednak dopiero gdy do pokoju przyszła Aula, najstarsza córka Balthima, i siłą wypchnęła Glaina z pokoju.

*

Trzy tygodnie później Balthim zmarł nad ranem, otoczony przez przyjaciół i liczną rodzinę. Pochowano go dwa dni później w rodzinnej krypcie Thunderbow'ów.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 31-01-2009 o 21:14.
woltron jest offline  
Stary 02-02-2009, 00:02   #15
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Bim-bam-boom, jest już po północy, a więc zaczął się nowy dzień i czas zamknąć temat pierwszy Otwartych Warsztatów Pisarskich. Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom oraz czytelnikom i zaprosić was do komentarzy w których omówimy co i jak

Komentarze do OWP 1 można znaleźć TU ([Otwarte Warsztaty Pisarskie] Komentarze do tematu 1)
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 02-02-2009 o 00:19. Powód: dodanie linku... poza tym padam na twarz :D
woltron jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172