Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2009, 16:16   #27
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Żaden z towarzyszy nie pokusił się by odpowiedzieć na pytanie najemnika, więc ten, nieco zrezygnowany udał się za pozostałymi na niższy poziom. Lenard nie przejął się zbytnio nieprzytomnym elfem, tak naprawdę było mu obojętne czy nieznajomy nie żyje, czy też jest pogrążony w jakimś letargu. Keithowi stan elfa najwyraźniej nie przeszkadzał, gdyż bezpardonowo przeszukał mu jego kieszenie, a także przywłaszczył sobie krótki miecz. Widząc to Spoon tylko lekko się uśmiechnął. Gihed upewnił się jeszcze, iż z nieznajomym wszystko w porządku po czym wręczył zapieczętowany zwój Dantlanowi.

- Słuchajcie – zaczął gnom. – Wiem, że ta dzika magia was niejako przeraża, że jest to coś nowego i potencjalnie bardzo niebezpiecznego. Jednak nie jest ona silniejsza od normalnej magii zawartej w powietrzu – jest cały czas, a mimo to są ludzie którzy nie mają pojęcia o jej istnieniu, bo wpływa na nich w tak znikomy sposób. Tak samo jest z dziką magią – jedyna różnica polega na tym, że tutaj jest jej nieco więcej, no i jest dzika.

- Idźcie zatem i przyprowadźcie najlepiej dwa stworzenia z tych, które widzieliśmy przez okno. Jedno humanoidalne, chodzące na dwóch nogach, oraz jedno przypominające masę mięsa czołgające się na dwóch odnóżach.

*A może specjalność sarrinskiej tawerny do tego? Będzie dobrze jeżeli przyprowadzimy chociaż jednego z tych stworów.*

Lenard burknął coś pod nosem na pożegnanie po czym podszedł do wrót wieży. Po chwili magiczna bariera, która chroniła ich przed zewnętrznym światem zniknęła i całą grupą opuścili jedyne bezpieczne miejsce w Sarrin.

Rzeczywistość za murami wieży zaskoczyła nieco Spoona, który spodziewał się walki z potworami o każdy skrawek ziemi. Tymczasem miasto wyglądało dość spokojnie, o niedawnym zajściu świadczyły tylko ruiny niektórych budynków i fioletowa mgła utrudniająca nieco widoczność. Nidzie jednak nie było widać żywej duszy. Lenard zachowywał ostrożność, traktował ten cały spokój jako ciszę przed burzą.

Dantlan postanowił sprawdzić teorię o dzikiej magii, w tym celu rzucił kilka łatwych czarów, jednak ku uciesze innych, każde z nich zadziałało poprawnie, bez żadnych widocznych zaburzeń. Następnie całą grupą ruszyli w kierunku rynku miasta. Po kilku minutach byli już na miejscu.

Nagle Lenard, kierowany jakimś dziwnym przeczuciem, wyciągnął swoje dwa krótkie miecze i ustawił się w pozycji bojowej wypatrując niebezpieczeństwa. Jego pozostali towarzysze zareagowali podobnie.

-Co do cholery?

-Żyyywi…

Głos istoty nie dobiegał z żadnego z kierunków, lecz rozchodził się w głowie zgromadzonych, Spoon poczuł silny nacisk na swój umysł, przez chwilę z trudem próbował się skupić, aby zamknąć się przed nieznajomym, lecz bez rezultatów. Wtem najemnik ujrzał swego rozmówcę, dziwnie wyglądająca istota stała nie daleko nich. Lenard rozejrzał się jeszcze wokół jednak nie dostrzegł już innych podobnych stworów.

– Kiedyś… też… byłem… żywy…

Istota widocznie nie miała złych zamiarów, lecz Spoon nawet nie myślał o schowaniu broni. Konwersacji ze stworem podjął się Keith, lecz odpowiedzi udzielanie przez, jak się okazało, byłego mieszkańca wioski nie były zbyt zadowalające. Duncan jednak odniósł częściowe zwycięstwo, gdyż udało mu się przekonać istotę, aby udała się z nimi do wieży. Potwór upierał się jednak, aby towarzysze szli przed nim, co najemnikowi wydało się nieco podejrzane.

Próby wyciągnięcia czegoś ze stwora podjął się także Dantlan, rozmowa ta była już nieco bardziej okazała.

-Część jest... taka jak ja... a pozostali... mają ciała... Jednak... patrząc na nich... cieszę się, że jestem... jaki jestem... Część z nas... umie... dotykać... i nie tylko... oni dla zabawy... zabijają... uważajcie na nich... Wyglądają jak ja... jednak potrafią to... czego ja nie umiem

-Otępieni... oszaleli z bólu i cierpienia... atakują wszystko... co widzą... nawet drewno i metal...

-Jednak teraz... poszli... na wzgórze... wyczuli tam... magię... i ruchy...



*A więc już on nas wiedzą.*

-Skoro już tu jesteśmy, możemy przyjrzeć się fontannie oraz domom na północ od niej - rzekł Dantlan.

-Jeżeli te potwory idą w stronę wieży, chyba nie powinniśmy teraz bawić się w zwiedzanie miasta. Zamierzasz szukać tutaj przedmiotu, który pokazał nam Gihed? - spytał Lenard - Przed wyjściem z wieży sam mówiłeś, iż to nie najlepszy pomysł. Moim zdaniem powinniśmy bezzwłocznie powrócić do gnoma.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline