- Za hajdawerami żałuję, bo z przedniej były materii, ot co! - prychnęła Nuszyk. - Aleć wielce mi miło, panie Jacku, że waść razem ze mną w tej żałości, lubo większej, bo coś mi bajędami pachnie waścina historyja, którą waści moje smutki chciał przegonić! Toć by mi lepiej jakowy jarmark zrobił, bym się godnie mogła przyodziać, bo i broszę z kołpaka kędyś uroniłam, z jaspisem ślicznym...
Spętany Kozaczysko jęk z siebie dobył, i ciężko było rozsądzić, czy z ran to, czy z dumania nad swoim losem, czy też ode słuchania białogłowskich rozterek. - No pójdziesz ty na prażonych pietach do piekła - zwrócił się Bończa do Kozaka - jeśli nam tu wszystkiego zaraz jako rzezańce tureckie nie wyśpiewasz, co ich raz we Lwowie widział. - O, toż to pomysł przedni, i mniej czasu zejdzie niż przy ogniska rozpaleniu - oznajmiła radośnie Nuszyk. - I lepszy to koncept, bo ja, waćpanowie, osobliwie nie lubię zapachu skóry palonej. Za to rękę mam pewną, nie będzie to pierwszy wieprz, którego wywałaszę... - Nuszyk wyciągnęła zza cholewy nóż i złapała za nogawkę kozackich hajdawerów.- Nu, nie ciskaj się, to na raz ciachnę... - Pannę miely my złapać! -wrzasnął Kozak zbielałymi ustami, a tak skwapliwie, że opluł pochylającą się nad nim Tatarzynkę. - Ale zbieżała, to za nią gonili... |