Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2009, 00:48   #12
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Zrządzeniem losu śmierć ominęła go, zadowalając się jego przyjacielem. Zawsze przychodziła w najmniej spodziewanej chwili i formie, a wtedy, kiedy myślał, że przyszła również po niego, spodziewał się, że rozstanie się ze światem. Prosił wtedy Boga, by ujawnił się, jeżeli istnieje, pokazał mu, że jest, lecz nie umarł ani nie dostał znaku od Boga. Interpretował to jednoznacznie: "Boga nie ma". Zawsze mówiono mu, że jego zdechła kobra jest bardziej pobożna niż on.
Teraz siedział w barze, jednak on nie pił, w przeciwieństwie osób, z którymi teraz siedział. Patrzył ponuro na drinki swoich towarzyszy. Nie pił wcale nie dlatego, że nie mógł lub nie miał ochoty. Teraz potrzebował trzeźwego, sprawnego umysłu, a alkohol przyjemnie otępiał. Później się napije.
Rozejrzał się po lokalu, zdmuchując włosy opadające na twarz. Wszyscy byli mu tu bardziej lub mniej znani i to właśnie tutaj czuł się bezpieczny.
Jego wzrok powędrował na starego Annibale, na którym przez chwilę zawiesił spojrzenie. Prowadził interes, współpracując z Cosa Nostrą, niezależnie czy dobrowolnie czy pod przymusem. Faktem była współpraca.
Mnich uśmiechnął się smutno. Lubił staruszka i nie wiedział czemu. Zawsze się nad tym zastanawiał, lecz za każdym razem odpowiedź na rozmyślania, była taka sama: "nie mam pojęcia".
-Nie mam pojęcia-powiedział nagle któryś z nich, zaś Rafał uśmiechnął się ponuro.
-To musiał być ktoś z mafii. Nikt inny raczej nie ośmieliłby się tego zrobić. Idąc tym samym tropem, musiał to być ktoś równy lub wyższy niż moja pozycja. Wydawanie takich osądów nie jest zbyt bezpieczne, ale tak właśnie sądzę.
Niżsi niż ja teoretycznie również mogli to zrobić, bo mięli motyw. Przychodzi nowicjusz i nie długo później stoi wyżej niż oni, kiedy to właśnie oni męczyli się, by osiągnąć to, co mają. Tu jednak wątpię, bo raczej nikt nie podniesie ręki na ważniejszego od siebie, nie ważne jak szybko wszedłby wyżej niż oni na drabinie hierarchii.
Tymczasem równi mi, w obawie, że zaraz będę wyżej niż oni, mogli postanowić, że zadziałają, póki mogą. Starsi mogli obawiać się tego, iż stanę wyżej niż oni, a wtedy nie będą mogli nic zrobić.
Dalej jednak nie potrafię przeniknąć. Zamachowiec dalej jest bezosobowy
-mruknął ponuro, po czym dodał:
-Niektórym mogą też nie podobać się pomysły na reformację Cosa Nostry na, według mnie, lepsze...-zamilkł nagle, widząc nowych gości, którzy dosiedli się do ich stolika.
Mnich nagle zbladł, zaś szczęki zacisnęły się. Spuścił nagle głowę, wspierając się na dłoniach, po czym uśmiechnął się ponuro.
Śmierć zawsze przychodzi w najmniej spodziewanej formie i czasie-pomyślał, będąc przekonanym, że to właśnie jego wskazywał kościsty palec kościotrupa z kosą.
Usłyszał, że różne głosy w lokalu ucichły i oczyma wyobraźni widział jak to pozostali starali się stać swoimi krzesłami lub stołami. Widział jak pragnęli wniknąć w ścianę i zapaść się pod ziemię, a żeby to zobaczyć, nie potrzebował oczu, które przetarł.
-Nie krępujcie się-rzekł Angelo Infantini, który zaczął sączyć wino florenckie, podane czwórce nowych gości, przez Annibalea.
-No, Potocki. Zbieramy się. Może i na herbatkę do królowej Elżbiety wypada się spóźnić. Ale tu nie Anglia-jego trzej towarzysze parsknęli śmiechem, zaś Mnich uśmiechnął się z grzeczności, lecz był to uśmiech stworzony z ogromnym wysiłkiem.
Rafał wstał z ponurym wyrazem twarzy, spojrzał ostatni raz na swoich znajomych, po czym wyszedł z czterema Włochami. Wiedział, że nie ma szans na ucieczkę ani na sprawienie, że zmienią oni zdanie. Było to nieodwołalne.
Wsiadł do samochodu, a kiedy usiadł już, wyjrzał przez okno. Zastanawiał się czy to możliwe, że Kostucha pomyliła się wtedy podczas wypadku. Być może to była pomyłka. Być może to on powinien tam zginąć, a błąd należy teraz naprawić. Tylko wtedy kto miałby pociągać za sznurki, skoro Boga nie było?
Widział uśmiech Angelo, lecz jemu nie było do śmiechu. Przyglądał się uważnie Florencji nocą, gdyż był pewien, że widzi ją ostatni raz, ale wcale go ona nie ekscytowała.
Nagle zatrzymali się przed apartamentowcem, co Mnich przyjął z niejakim zdziwieniem, a kiedy drzwi otworzył mu Angelo, wyszedł i zaskoczony rozejrzał się. Nagle został popchnięty, więc zrobił jedyne, co mógł, zacisnął zęby i wyprostował się dumnie.
Przebywanie w kręgach Cosa Nostry nauczyło go czegoś. Lepiej żyć stojąc na nogach, nawet jeżeli oznacza to ciosy, niż klęczeć w służalczym ukłonie.
Tak również zamierzał zginąć, skoro go to czekało.
Ktoś mógłby pomyśleć, że Rafał nie boi się tego. Tylko głupiec by się nie bał, a do tych Potocki zdecydowanie nie należał. Strach był zbyt lekkim słowem. On był przerażony, ale zawsze uznawał wyższość umysłu nad ciałem. Wszystko to przychodziło mu z ogromną trudnością, lecz wychodził z założenia, że to ostatni wysiłek w jego życiu, więc zamierzał włożyć w to wszystkie siły.
Odźwierny otworzył im drzwi, zaś niezwykle sztywny kark pozwolił Mnichowi jedynie na lekkie skinięcie głową.
W środku wszedł do windy razem z Angelo lub Aniołkiem, jak kto woli. Zastanawiał się kto chciał zafajdać sobie podłogę i ściany jego krwią, a z pewnością i jedno i drugie było droższe niż jego roczne wyżywienie, zaś ten, komu zależało na jego śmierci, z pewnością bardziej zmartwiłby się zabrudzeniem pomieszczenia niż śmiercią Mnicha.
Nagle silne pchnięcie wyprowadziło go z windy.
-No idę!-warknął. Nie cierpiał jak ktoś nim pomiatał, a teraz nie miał już niczego do stracenia.
-Angelo, zostaw nas samych-powiedział miły głos, zaś Rafał rozejrzał się. Zobaczył kobietę w średnim wieku. Teraz to już kompletnie zbaraniał. Czegoś takiego nigdy by się nie spodziewał.
-Napijesz się czegoś?-zapytała, lecz nalała mu wina, nie czekając na odpowiedź.
Cyjanek? Dobrze, przynajmniej szybko, elegancko i bezboleśnie-pomyślał, przyjmując trunek.
Kobieta zaczęła mówić o jego pomysłach, a on miał takie samo zdanie. Część jego pomysłów była dobra, część była zwykłą pomyłką w chwili myślenia nad nimi. Dwie części stanowiły całość, która podlegała kolejnemu podziałowi na te, które przynosiły kłopoty oraz te, niosące zyski. Kłopoty niosły zarówno dobre jak i złe pomysły, zaś zyski dawały tylko ta część dobrych pomysłów, nie należących do tych, które zaliczały się do niosących problemy.
Nie wiedzieć czemu, jego wzrok przyciągnął naszyjnik z pereł. Był naprawdę piękny.
-Pewnie zastanawiasz się, co można zmienić w tym idealnym naszyjniku? Otóż nie jest on idealny-temat rozmowy przeniósł się na owy wyrób jubilerski.
Kobieta pokazała mu skazę na perłach i Mnich stwierdził, że musi lub musiała mieć kontakty z jubilerskim fachem, gdyż on nie był gruboskórnym, powierzchownym idiotą, który zwraca uwagę tylko na to, co ma rozmiar większy niż stodoła.
-Widzisz, tylko wprawne oko jest w stanie dostrzec przebarwienia na jednej z pereł-oto i potwierdzenie jego myśli. Przyglądając się perłom, zdążył się rozluźnić i bez udziału jego świadomości, upił łyk wina.
-I dla mnie ty jesteś takim długo szukanym, brakującym elementem w mym idealnym naszyjniku-na te słowa zakrztusił się napojem i postąpił krok do tyłu, lecz tamta już była przy nim.
To kompletnie zbiło go z pantałyku. Żaden zabójca nie zachowywał się tak względem swej ofiary i wcale nie był pewien czy ma się z tego powodu cieszyć czy martwić.
Oferowała mu władzę, kobiety, ale nie za darmo. Czy po to właśnie został wysłany Angelo? Żeby przyprowadzić go dla niej? Coś tu nie pasowało. Niezależnie jak piękne były słowa kobiety, było coś, czego nie mówiła i podejrzewał, że wcale by mu się to nie spodobało.
-Mogę dać ci wiele-wyszeptała mu do ucha. Może i nie miał nic przeciwko kobietom. Może i nie miał nic przeciwko tej kobiecie, lecz cała ta sytuacja nie podobała mu się wybitnie, ale coś mu się wymykało. Próbował pochwycić odpowiedź, ale ta była śliska i wiła się jak wąż gotowy do ugryzienia swymi kłami...
Nagle coś zobaczył... Coś jak wysuwające się kły...
Równie gwałtownie oblała go niezwykła rozkosz nieporównywalna do innych, lecz było w niej coś, co mu się nie podobało. Był tam ból, który powiększał się z każdą chwilą. W pierwszych chwilach sądził, że to jedynie autosugestia jego umysłu i postarał się odrzucić ją, gdy nagle zdał sobie sprawę, że ból był prawdziwy. Próbował wyrwać się z objęć kobiety, ale była dla niego zbyt silna. Zareagował za późno i nawet pełna siła jego mięśni, odrywająca ścięgna od kości, nie mogła zostać wykorzystana.
Śmierć zawsze przychodziła w najbardziej niespodziewanej formie i czasie. Dla niego śmierć przybrała oblicze czegoś pokroju Wampirów pojawiających się w literaturze fantasy.
Przyszedł mu na myśl wizerunek jadowitego węża z kłami ociekającymi trucizną, tego, który przyszedł mu na myśl tuż przed ukąszeniem. Cóż za idealna metafora dla tego, co go dotknęło. Jak wąż, uderzyła niespodziewanie, a jego reakcja, tak jak reakcja ofiary gada, okazała się zbyt późna. Właśnie umierał, tak jak ofiara węża. Różnica była taka, ze nie umierał od trucizny, a z wykrwawienia.
Powoli ból tracił na sile, a on uwalniał się z ciała. Zdążał już w kierunku, z którego nie było powrotu. Gdyby wiedział jak, z pewnością pognałby tam ile sił w nogach, lecz stało się coś innego. Poczuł w ustach coś, co ciągnęło go z powrotem do ciała.
Cóż za potworna ironia losu!
Wtedy, kiedy nie chciał umierać, był popychany w jej objęcia, a wtedy, kiedy jej chciał, ona wypuściła go ze swych objęć z szyderczym uśmiechem na czaszce nie pokrytej skórą ani mięśniami.
Skoro jednak powoli wracał do swego ciała, musiał wypić jeszcze trochę tego, co wpadło mu do ust. Choć kropelkę.
Pochwycił rękę do ust, zaczynając pić łapczywie. Za każdym razem powtarzał sobie, że to ostatnia kropla, lecz ta nie następowała. Ktoś jednak wyrwał mu rękę z jego własnego uścisku.
-Witaj, Dziecię Nocy-powiedziała kobieta, zaś on zdał sobie sprawę z przerażającej prawdy. To jednak był Wampir, a teraz on jest jednym z nich.
Los zadrwił z niego straszliwie. Był teraz skazany na wieczną mękę, z tego co wiedział o Wampirach.
Przestało mu zależeć na czymkolwiek. Chciał umrzeć w spokoju...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline