Thorn nie przejął się zbytnio słowami Nessona. Od kiedy wszedł do budynku Militechu na umówione przez Raven spotkanie w sprawie doboru członków ekipy poszukiwawczej, podświadomie czuł, że gdzieś tu śmierdzi. "W coś ty mnie wpieprzyła, Raven?..." - zadawał sobie pytanie, na które raczej od razu nie pozna odpowiedzi. Ale, że ją pozna - tego był pewien. Zastanawiał się również co jeszcze, poza neurotoksyną, czy innym badziewiem, przygotował Militech. "Kurwa, trzeba było działać na własną rękę..." - przeklął w myślach swoją głupotę.
Był pewien tylko jednego - za nic nie pozwoli tym skurwielom traktować go, jakby był ich pieskiem. W dupie miał konsekwencje. Poza tym, dlaczego miałby wierzyć temu korpowi? "Trzeba być w pobliżu tego palanta. Dobra. Ciekawe jak daleko można odejść? Wypytam jakoś Stephens. Kolejna sprawa, to jakiś nadajnik, czy coś, co posiada Nesson. Zewnętrzny, czy wszczep? A może on też jest zainfekowany jakimś nanotechnicznym wirusem, który w ograniczonym zasięgu komunikuje się z innymi organizmami? Zabicie profesorka pewnie nie rozwiąże sprawy. Ale uśpienie go, czy też sztuczne podtrzymanie funkcji życiowych możliwe, że tak..." - analizował na chłodno sytuację. "Ciekawe, czy urwanie mu ręki i przechowanie jej w jakimś żelu medycznym, czy innym paskudztwie powstrzyma neurotoksynę przed działaniem? Przynajmniej do czasu powrotu do NC lub innego miasta" - dodał, rzucając wrogie spojrzenie Nessonowi. "Poza tym, dlaczego wszczepili to gówno nawet swoim ludziom?" - pomyślał na koniec. - Nie szkoda wam było helikoptera? - spytał beznamiętnym głosem. - Zajebista organizacja, nie ma co. Jeżeli ktoś wam sprzątnął tego Fishera, to nie musi się martwić o rescue-team - Militech sam go rozpieprzy w drobny mak... - zakończył z mściwą satysfakcją. - Skoro nigdzie nie można się ruszać bez pana, profesorze, to proszę przodem. Będę tuż za panem - zmrużył oczy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |