Wątek: Ia Drang 1965r.
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2009, 17:42   #69
Seorse
 
Seorse's Avatar
 
Reputacja: 1 Seorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetny
Ab czuł uderzenia gorąca. Gdy stracił oko, coraz mniej łączyło go ze światem rzeczywistym. Wojna okaleczyła go. Jak wielu innych przed nim. Była okrutna i bezwzględna. Zbijała rękami niewinnych ludzi. Jego rękami. Poczuł wstręt do siebie. Na śnieżnobiałych bandażach, którymi owijał go lekarz zaczęły wykwitać szkarłatne plamy.
- No, skończone. – Jeffrey powiedział to jakby z ulgą. Był dobry w swoim fachu, ale nawet jemu robiło się niedobrze, gdy patrzył na obrażenia Self’a. Potem Abraham usłyszał gdzieś blisko serie z karabinu. Pociski uderzyły głucho w jakąś materię. Lekarz lekko rozwarł usta, po czym osunął się na kolana plując krwią. Za nim stał żółtek trzymając w rękach AK. Abraham porwał spoczywającego w kaburze Colt’a, i wypalił raz… drugi… trzeci. Jeden ze strzałów trafił w nogę, drugi w klatkę piersiową, trzeci przebił się na wylot przez czaszkę. Nikt nie mógłby przeżyć takiego trafienia. Truchło opadło bezwładnie. Najpierw spojrzał na medyka, potem na jego zabójcę... Następny zabity. Może właśnie osierociłem jakąś rodzinę. Przecież mogłem to być ja.

Self spróbował się podnieść, z kałuży krwi własnej i Jeffrey’a. Stęknął. Każdy ruch sprawiał mu ból. Uszedł kilka chwiejnych kroków, zakotłowało mu się w głowie. Kopnął ciało Wietnamczyka. To był błąd. Zakołysał się i musiał złapać się pnia jednego z drzew żeby nie upaść. Zza drzewa wyszła jakaś postać. Cień padał na całą jej sylwetkę, ale z rozmazanych konturów dało się wywnioskować, że to kobieta. Gdy światło słońca przebiło się przez zasłonę z koron drzew ujrzał twarz swojej żony.
- Jane… kochanie, co ty tu robisz? – Niemalże do niej pobiegł. Nagle wizja rozpłynęła się w powietrzu. Nie zdążył wyhamować, uderzył w drzewo rozcinając sobie czoło. Krew spłynęła na oczy ograniczając widoczność. To wydarzenie spowodowało powrót do pierwszych przemyśleń. Szybko wyrzucił je z umysłu, ale i tak poczuł jak samotna łza spłynęła po policzku. Zebrała brud i krew a potem spadła. Może wsiąkła w glebę, a może rozbiła się o bujną egzotyczną roślinność.

Adrenalina zatamowała dopływ bólu, nie czuł prawie nic. Wtedy rozpętało się piekło. Wszędzie rozległy się strzały i wybuchy. Natłok myśli lekko go ogłuszył, lecz po chwili doszedł do siebie. Skoro jest walka… są żółtki…, więc są i nasi. Pokuśtykał w stronę toczącej się bitwy. Obijał się o drzewa, często przewracał, ale kroczył dalej. Szedł, bo miał nadzieję, to ona dawała mu siły i kazała iść dalej.
 
__________________
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”)

Ostatnio edytowane przez Seorse : 01-02-2009 o 17:57.
Seorse jest offline