Wątek: Viva Allracja!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2009, 17:59   #63
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
S:
-...Coś jadalnego, dal ludzi oczywista, i woda na popitkę. Tylko błagam, niech mi to nie skręci potem kiszek, ja nie stąd, to i nieprzyzwyczajony do pijawek, czy co tam macie...-Popiera prośbę lekkim uśmiechem, po czym przenosi wzrok na elfkę- Przyjezdny. Jak rozumiem ty też...?
L:
- Tak. Pochodzę z położonego niedaleko miasta, Sol'orazan. Poproszę jakieś lekkie śniadanie i wodę - tu zwróciła się do kupca - Długo jesteś w Allracji? - Uśmiechnęła się.
S:
- Tak cuś od wczoraj.... Wesołe miasto - umarlaki na ulicach, jaszczuroludzie na bagnach w pobliżu... - Krzywi się z lekka, jakby ząb go zabolał, czy komar uchlał- I same przygody, śmiem twierdzić, z kłopotami na zmianę. Ot, i tak niedługo wybywam, okoliczne bagna wydają się jednak ciekawsze, niż ten miastowy zaduch. -Tu posyła jej Somkowego wyszczerza. Nieopisany widok.- I robótkę tam ma, choć musze przyznać, że nie najlepszą... Znasz może lepsze zajęcie w tych okolicach niż tłuczenie goblinów? -Nadzieja zaświeciła mu w oczach.
L:
- Niestety nie... Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że z czegoś muszę żyć. Do wczoraj... Nie musiałam się tym martwić. - Sprowadziła rozmowę na niebezpieczny dla niej tor. Nikt z tego miasta nie mógł się dowiedzieć, kim jest. Nie żeby nie ufała Somkowi, ale... - Dzisiaj zamierzałam poszukać jakiejś pracy - cały czas była uśmiechnięta
S:
- Ha, beztroskie życie... Niestety od czasu do czasu trza się zająć jakąś robotą... Cóż, wątpię by na bagnach panowały odpowiednie warunki jak dla panienki, a zbieranie skalpów to pewnie nie jest robota dla ciebie, dla mnie zresztą też nie. -Swobodnie przeskakuje między "grzecznościową" formą, a "ty", drapiąc się przy tym po głowie, w zamyśleniu- Tyle tylko, że wszędzie wiecznie szukają albo fechmistrzów, albo karłów, albo magów i to zdaje się przy okazji urodziwych. Ciężko coś o robotę... -Wbija wzrok w sufit, wzdychając ciężko, zamierając tak na chwilę, po czym kontynuuje- Swoją drogą, co potrafisz robić?
L:
- Jestem czarodziejką. Niestety od niedawna, więc moje zdolności magiczne są niewielkie.
S:
- Ach tak... Ja wiem, może zajrzyj na ten słup, co na targowisku stoi, tam coś było dla czarodziejek...? O, albo jeszcze lepiej, zajrzę sobie z tobą, kto wie, może i dla mnie coś nowego się znajdzie, a w grupie raźniej, przynajmniej tak słyszałem - i może coś dla grupy się znajdzie? -Gładzi się po brodzie, niby zastanawiając się, ale tak naprawdę, pomysł już mu się spodobał... Teraz czeka na odzew, spoglądając na elfkę wesoło.
L:
- Doskonały pomysł. - Odparła z uśmiechem elfka. - Spodziewam się, że sama miałabym problemy z większością prac. W końcu magia poznania nie ma zbyt pożytecznego zastosowania w praktyce... Czym Ty się zajmujesz?
S:
- Zazwyczaj podróżowaniem... Życie jest po to, by zobaczyć jak najwięcej, zresztą cóż przyjemniejszego od włóczęgi...? -Z tonu głosu wynika, iż wygłasza właśnie niepodważalną oczywistą oczywistość.- A poza tym... Hmm... Trochę potrafię walczyć, wiem trochę o leczeniu i o dziczy, i jeszcze paru innych rzeczach...
L:
W tym momencie kotka, która do tej pory spała na rękach Lane'rhal obudziła się, przeciągnęła i zaczęła "niuchać", czy jej pani ma coś ciekawego na talerzu.
- Shamil, przestań! - Skarciła ją elfka. - Hmm... Wolność... Ciągłe podróże... To musi być naprawdę wspaniałe. A moje umiejętności walki ograniczają się do zdolności trzymania rapiera tak, aby się nim nie skaleczyć - zaśmiała się.
S:
- O, rapier to groźna broń, jak każda. -Marszczy nieznacznie brwi- Śmiertelnie groźna. Z tego właśnie powodu wolę się trzymać mojego drąga. Innej broni zazwyczaj mi nie trzeba, zaś wiara dodaje mi sił. Jak na razie, to mi się sprawdza. -Spoglądając na kota rozpogadza się ponownie- O, kot, ładny... Można pogłaskać? -Wszystkie koty, a może raczej zwierzątka są jak dla niego ładne. Tak już ma. Przy okazji chwyta jakieś coś, co wydaje mu się stosunkowo jadalne jak dla kotowatych i podsuwa pod pyszczek Shamil, wstając w razie potrzeby.
L:
- Oczywiście. Jest jeszcze młoda, ale nie powinna się bać... W końcu nie jest zwykłym zwierzęciem. - Lane miała na myśli fakt, że kotka jest jej Chowańcem.
Kotka obwąchała nieufnie rękę "obcego", potem podawane przez niego jedzenie, aż w końcu ostrożnie chwyciła je w maleńkie ząbki i zjadła, najwyraźniej ze smakiem. To ostatnie było widać, a czarodziejka dodatkowo wyczuła przyjemne uczucie najedzenia ze strony Chowańca
- Dziękuję. Pewnie była głodna. Nie zdążyłam jej jeszcze dzisiaj nakarmić. Najwyraźniej jest zadowolona - czarodziejka uśmiechnęła się szeroko
S:
Pozwala sobie pogładzić kocie futro z lekka od głowy poprzez grzbiet, dwoma palcami zaledwie, jako że dłonie ma jak bochny- To i dobrze... -Głos ma lekko rozmarzony, cichy, bo i popadł w chwilowe rozkojarzenie. Po chwili zabiera rękę i wraca na miejsce. Gdy już rozsiada się wygodnie, powraca do zwyczajowego tonu, to jest gromkich, nieco rubasznych prawie-okrzyków o niskiej, przyjemnej barwie, nieco chrapliwych, co tylko wzbogaca ich brzmienie- O czym to ja...? Ach, wiara...! Ciągłe podróże są wspaniałe, lecz warto mieć jakiś cel, który nadawałby im kierunek, i wzbogacał je dzięki temu... Zresztą, dlatego tu jestem, i dlatego zbieram środki, by móc obejrzeć okolicę i dojść tam, gdzie mało kto dociera... Ma panienka coś takiego...? A może kogoś?
L:
- Ja... Prawdę mówiąc, nigdy o tym nie myślałam.. To znaczy... Jestem wyznawczynią Wielkiego Ojca, ale prawdę mówiąc nie myślę o tym, na co dzień...
S:
-Jak to tak...? Ile myśli, tyle wiary... Czyżbyś nie była pewna swego boga? -Więcej w tym zaciekawienia, niż przygany, choć i to drugie pobrzmiewa lekko w jego głosie.
L:
- Nie... To nie tak... Po prostu uważam, że sami decydujemy o swoim losie. Wiara owszem, jest ważna, ale... - Zawahała się, nie mogąc dobrać odpowiednich słów - nie może przesłonić całego świata. Wtedy zaczyna być źródłem konfliktów.
S:
Przez chwilę przetrawia wiadomość, z namysłem pocierając palcami brodę, po czym odpowiada:- Los to rzecz dziwna - w rzeczywistości nikt nad nim nie panuje. Ktokolwiek twierdzi, iż ma pełną władzę nad czyimś losem, choćby własnym, ma w sobie wiele pychy... -Nie ma tu przytyku - błąd spodziewany, więc ton pozostaje zupełnie neutralny -
- Wszystko, co nam się przydarza to suma działań naszych, oraz działań innych - cały ten wielki świat oddziaływuje na ciebie w każdej chwili. -Tu urywa na chwilę, biorąc głębszy oddech - Co do wiary zaś, rzeczywiście, nie powinna świata przesłaniać - właściwym jej przeznaczeniem jest go uzupełniać, nadawać sens działaniom... Wiara jest siłą, która pozwala zmieniać świat - dlatego ważnym jest, w co się wierzy.
L:
Elfka odpowiedziała dopiero po chwili.
-Masz rac...

W tym momencie nadejście Vanyreda przerwało rozmowę.

Ogółem, Somkowi całkiem przyjemnie gawędziło się z Lane, szczególnie że pod koniec rozmowa poczęła toczyć się w nader interesującym dla niego kierunku... Zdążył już nabrać do elfki sporej dozy sympatii i koniec końców ucieszył się z perspektywy wspólnych poszukiwań. W gruncie rzeczy, dzień już jest udany i pojawienie się Vanyreda stanowiło z początku tylko niewielką czarną chmurkę na Somkowym niebie, przez co w pierwszej chwili wpatrywał się w elfa odrobinę nieprzyjaźnie - rozpogodził się jednak całkowicie, gdy usłyszał, o co chodzi.
- Ha, z nieba nam spadłeś, wydaje mi się, że to jest własnie to, czego szukamy...?- Dopiero zmierzając ku końcowi wypowiedź ta nabrała znamion pytania - w tym właśnie momenicie Somek spojrzał ku Lane, próbując wyczytać z jej twarzy co też o tym myśli. Mając nieokreślone przeczucie, że się zgodzi, wyciągnął grabę ku Vanyredowi- Someirhle jestem, możesz mówić Somek. Jestem pewien, że szybko odnajdziemy, tego, kogo szukamy. - tu urywa na chwilę.- A właściwie, to kto zaginął...? - W porywie entuzjazmu może być iż mówił ciut zbyt głośno, a i rękę uścinął nazbyt energicznie... Jeszcze nim skończył, oprzytomniał jednak nieco, więc sciszył głos, a wyraz lekkiej skruchy odmalował mu się na twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez merill : 03-02-2009 o 08:39. Powód: używaj opcji edytuj
Someirhle jest offline