| S: -...Coś jadalnego, dal ludzi oczywista, i woda na popitkę. Tylko błagam, niech mi to nie skręci potem kiszek, ja nie stąd, to i nieprzyzwyczajony do pijawek, czy co tam macie...-Popiera prośbę lekkim uśmiechem, po czym przenosi wzrok na elfkę- Przyjezdny. Jak rozumiem ty też...? L: - Tak. Pochodzę z położonego niedaleko miasta, Sol'orazan. Poproszę jakieś lekkie śniadanie i wodę - tu zwróciła się do kupca - Długo jesteś w Allracji? - Uśmiechnęła się. S: - Tak cuś od wczoraj.... Wesołe miasto - umarlaki na ulicach, jaszczuroludzie na bagnach w pobliżu... - Krzywi się z lekka, jakby ząb go zabolał, czy komar uchlał- I same przygody, śmiem twierdzić, z kłopotami na zmianę. Ot, i tak niedługo wybywam, okoliczne bagna wydają się jednak ciekawsze, niż ten miastowy zaduch. -Tu posyła jej Somkowego wyszczerza. Nieopisany widok.- I robótkę tam ma, choć musze przyznać, że nie najlepszą... Znasz może lepsze zajęcie w tych okolicach niż tłuczenie goblinów? -Nadzieja zaświeciła mu w oczach. L: - Niestety nie... Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że z czegoś muszę żyć. Do wczoraj... Nie musiałam się tym martwić. - Sprowadziła rozmowę na niebezpieczny dla niej tor. Nikt z tego miasta nie mógł się dowiedzieć, kim jest. Nie żeby nie ufała Somkowi, ale... - Dzisiaj zamierzałam poszukać jakiejś pracy - cały czas była uśmiechnięta S: - Ha, beztroskie życie... Niestety od czasu do czasu trza się zająć jakąś robotą... Cóż, wątpię by na bagnach panowały odpowiednie warunki jak dla panienki, a zbieranie skalpów to pewnie nie jest robota dla ciebie, dla mnie zresztą też nie. -Swobodnie przeskakuje między "grzecznościową" formą, a "ty", drapiąc się przy tym po głowie, w zamyśleniu- Tyle tylko, że wszędzie wiecznie szukają albo fechmistrzów, albo karłów, albo magów i to zdaje się przy okazji urodziwych. Ciężko coś o robotę... -Wbija wzrok w sufit, wzdychając ciężko, zamierając tak na chwilę, po czym kontynuuje- Swoją drogą, co potrafisz robić? L: - Jestem czarodziejką. Niestety od niedawna, więc moje zdolności magiczne są niewielkie. S: - Ach tak... Ja wiem, może zajrzyj na ten słup, co na targowisku stoi, tam coś było dla czarodziejek...? O, albo jeszcze lepiej, zajrzę sobie z tobą, kto wie, może i dla mnie coś nowego się znajdzie, a w grupie raźniej, przynajmniej tak słyszałem - i może coś dla grupy się znajdzie? -Gładzi się po brodzie, niby zastanawiając się, ale tak naprawdę, pomysł już mu się spodobał... Teraz czeka na odzew, spoglądając na elfkę wesoło. L: - Doskonały pomysł. - Odparła z uśmiechem elfka. - Spodziewam się, że sama miałabym problemy z większością prac. W końcu magia poznania nie ma zbyt pożytecznego zastosowania w praktyce... Czym Ty się zajmujesz? S: - Zazwyczaj podróżowaniem... Życie jest po to, by zobaczyć jak najwięcej, zresztą cóż przyjemniejszego od włóczęgi...? -Z tonu głosu wynika, iż wygłasza właśnie niepodważalną oczywistą oczywistość.- A poza tym... Hmm... Trochę potrafię walczyć, wiem trochę o leczeniu i o dziczy, i jeszcze paru innych rzeczach... L:
W tym momencie kotka, która do tej pory spała na rękach Lane'rhal obudziła się, przeciągnęła i zaczęła "niuchać", czy jej pani ma coś ciekawego na talerzu. - Shamil, przestań! - Skarciła ją elfka. - Hmm... Wolność... Ciągłe podróże... To musi być naprawdę wspaniałe. A moje umiejętności walki ograniczają się do zdolności trzymania rapiera tak, aby się nim nie skaleczyć - zaśmiała się. S: - O, rapier to groźna broń, jak każda. -Marszczy nieznacznie brwi- Śmiertelnie groźna. Z tego właśnie powodu wolę się trzymać mojego drąga. Innej broni zazwyczaj mi nie trzeba, zaś wiara dodaje mi sił. Jak na razie, to mi się sprawdza. -Spoglądając na kota rozpogadza się ponownie- O, kot, ładny... Można pogłaskać? -Wszystkie koty, a może raczej zwierzątka są jak dla niego ładne. Tak już ma. Przy okazji chwyta jakieś coś, co wydaje mu się stosunkowo jadalne jak dla kotowatych i podsuwa pod pyszczek Shamil, wstając w razie potrzeby. L: - Oczywiście. Jest jeszcze młoda, ale nie powinna się bać... W końcu nie jest zwykłym zwierzęciem. - Lane miała na myśli fakt, że kotka jest jej Chowańcem.
Kotka obwąchała nieufnie rękę "obcego", potem podawane przez niego jedzenie, aż w końcu ostrożnie chwyciła je w maleńkie ząbki i zjadła, najwyraźniej ze smakiem. To ostatnie było widać, a czarodziejka dodatkowo wyczuła przyjemne uczucie najedzenia ze strony Chowańca - Dziękuję. Pewnie była głodna. Nie zdążyłam jej jeszcze dzisiaj nakarmić. Najwyraźniej jest zadowolona - czarodziejka uśmiechnęła się szeroko S:
Pozwala sobie pogładzić kocie futro z lekka od głowy poprzez grzbiet, dwoma palcami zaledwie, jako że dłonie ma jak bochny- To i dobrze... -Głos ma lekko rozmarzony, cichy, bo i popadł w chwilowe rozkojarzenie. Po chwili zabiera rękę i wraca na miejsce. Gdy już rozsiada się wygodnie, powraca do zwyczajowego tonu, to jest gromkich, nieco rubasznych prawie-okrzyków o niskiej, przyjemnej barwie, nieco chrapliwych, co tylko wzbogaca ich brzmienie- O czym to ja...? Ach, wiara...! Ciągłe podróże są wspaniałe, lecz warto mieć jakiś cel, który nadawałby im kierunek, i wzbogacał je dzięki temu... Zresztą, dlatego tu jestem, i dlatego zbieram środki, by móc obejrzeć okolicę i dojść tam, gdzie mało kto dociera... Ma panienka coś takiego...? A może kogoś? L: - Ja... Prawdę mówiąc, nigdy o tym nie myślałam.. To znaczy... Jestem wyznawczynią Wielkiego Ojca, ale prawdę mówiąc nie myślę o tym, na co dzień... S: -Jak to tak...? Ile myśli, tyle wiary... Czyżbyś nie była pewna swego boga? -Więcej w tym zaciekawienia, niż przygany, choć i to drugie pobrzmiewa lekko w jego głosie. L: - Nie... To nie tak... Po prostu uważam, że sami decydujemy o swoim losie. Wiara owszem, jest ważna, ale... - Zawahała się, nie mogąc dobrać odpowiednich słów - nie może przesłonić całego świata. Wtedy zaczyna być źródłem konfliktów. S:
Przez chwilę przetrawia wiadomość, z namysłem pocierając palcami brodę, po czym odpowiada:- Los to rzecz dziwna - w rzeczywistości nikt nad nim nie panuje. Ktokolwiek twierdzi, iż ma pełną władzę nad czyimś losem, choćby własnym, ma w sobie wiele pychy... -Nie ma tu przytyku - błąd spodziewany, więc ton pozostaje zupełnie neutralny - - Wszystko, co nam się przydarza to suma działań naszych, oraz działań innych - cały ten wielki świat oddziaływuje na ciebie w każdej chwili. -Tu urywa na chwilę, biorąc głębszy oddech - Co do wiary zaś, rzeczywiście, nie powinna świata przesłaniać - właściwym jej przeznaczeniem jest go uzupełniać, nadawać sens działaniom... Wiara jest siłą, która pozwala zmieniać świat - dlatego ważnym jest, w co się wierzy. L:
Elfka odpowiedziała dopiero po chwili. -Masz rac...
W tym momencie nadejście Vanyreda przerwało rozmowę.
Ogółem, Somkowi całkiem przyjemnie gawędziło się z Lane, szczególnie że pod koniec rozmowa poczęła toczyć się w nader interesującym dla niego kierunku... Zdążył już nabrać do elfki sporej dozy sympatii i koniec końców ucieszył się z perspektywy wspólnych poszukiwań. W gruncie rzeczy, dzień już jest udany i pojawienie się Vanyreda stanowiło z początku tylko niewielką czarną chmurkę na Somkowym niebie, przez co w pierwszej chwili wpatrywał się w elfa odrobinę nieprzyjaźnie - rozpogodził się jednak całkowicie, gdy usłyszał, o co chodzi. - Ha, z nieba nam spadłeś, wydaje mi się, że to jest własnie to, czego szukamy...?- Dopiero zmierzając ku końcowi wypowiedź ta nabrała znamion pytania - w tym właśnie momenicie Somek spojrzał ku Lane, próbując wyczytać z jej twarzy co też o tym myśli. Mając nieokreślone przeczucie, że się zgodzi, wyciągnął grabę ku Vanyredowi- Someirhle jestem, możesz mówić Somek. Jestem pewien, że szybko odnajdziemy, tego, kogo szukamy. - tu urywa na chwilę.- A właściwie, to kto zaginął...? - W porywie entuzjazmu może być iż mówił ciut zbyt głośno, a i rękę uścinął nazbyt energicznie... Jeszcze nim skończył, oprzytomniał jednak nieco, więc sciszył głos, a wyraz lekkiej skruchy odmalował mu się na twarzy.
Ostatnio edytowane przez merill : 03-02-2009 o 08:39.
Powód: używaj opcji edytuj
|