Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2009, 17:02   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mondeus Crudusa 5466 CK, Allracja


Targowisko, Karczma Szczurza Nora


Ratkin nie był sam...Razem z nim przy barze stała kobieta. Szczupła i gibka, w ściśle dopasowanym stroju z mocnej skóry, farbowanym na czerwono i czarno. Na widok wchodzącego Krisa (a raczej wpadającego) i Groka...ledwo poruszającego nogami. Błyskawicznie ustawił a się w pozycji bojowej, sięgając po dwa krótkie miecze. Nie pasowała tu, w przeciwieństwie do Ratkina. Wydawała się być bardziej częścią otaczających miasto bagien, niż dzieckiem miasta.

Miała długie białe włosy, wręcz śnieżnobiałe, uszy długie...za długie, nawet jak na elfkę, miała źrenic, jedynie dwie szmaragdowe sfery w miejscu oczu. Także jej brwi były przerośnięte i długie. Choć najbliżej tej kobiecie było do elfa...to nawet Kris musiał się domyślić, iż płynie w jej żyłach spora domieszka planarnej krwi.
- To nie obcy Różyczko.- rzekł Ratkin, uspokajając dziewczynę, która spoglądała na Krisa i Groka z morderczymi zamiarami.- To goście,właściwie klienci.
Kobieta schowała swe krótkie miecze, a Ratkin kontynuował.- Szkarłatna Róża, lub Róża, jak kto woli...Kris i jego goblin maskotka. Chyba nie spodobało im się w Porcie.Różyczko, mogłabyś zanieść goblina i opatrzyć jego rany?-
Kobiecie drgnęły wargi w poirytowaniu, ale podeszła, szarpnięciem wzięła od Krisa goblina i zaniosła na górę.
- Na koszt firmy..- rzekł Ratkin nalewając czegoś do kieliszka.- W przeciwieństwie do bandaży i cierpliwości Różyczki...A i uważaj: dla ciebie to Roża, lub Szkarłatna Róża. Nie każdemu pozwala na zdrobnienie swego przydomku. Uważaj, jest bardzo mocne.
I rzeczywiście było...Alkohol zwalił z nóg Krisa, po jednym drinku.

Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja

Dzielnica Reprezentacyjna, Uczelnia Magiczna, gabinet rektora

Karzoug w milczeniu wysłuchał długiej przemowy półelfa. Jego twarz tkwiła cały czas w tym samym spokojnym uśmiechu. Więc Inglorin nie mógł stwierdzić, jakie wrażenie zrobił na rektorze.
- Ambicje to dobra rzecz chłopcze. Mogą cię doprowadzić na szczyt.- rzekł rektor, kilka chwili po zakończeniu przez półelfa przemowy.- Jest pewna sprawa. Wymaga jednak dyskrecji i samodzielności. Jeśli się jej podejmiesz, nie możesz jednak liczyć na oficjalne poparcie z uczelni. Ja oficjalnie nic o tym wiedzieć nie będę.
Karzoug odchylił się i złożył dłonie razem.- Otóż, na każdej uczelni magicznej istnieją tajne bractwa uczniowskie. Także i u nas...Niemniej ostatnio powstało nowe, a jego działalność...Podejrzewany, że jest bardzo...wywrotowa. Mówimy tu o przewrocie, być może inspirowanym przez potężne siły z poza uczelni. Co prawda można użyć magii wieszczącej do uzyskania informacji. Ale obecna sytuacja w mieście skupia cały wysiłek Rady. Poza tym, ucierpiałby prestiż uczelni, gdyby się rozniosło iż uczniowie są szpiegowani przez wykładowców. Najlepszą osobą do takich działań byłby ktoś spoza uczelni...Ktoś w ogóle z nią niezwiązany. Ktoś taki jak...ty.
Karzoug wstał i chodząc po pokoju mówił.-Sytuacja wymaga delikatności i co tu dużo mówić...Dyskrecji. Inicjatywa, jeśli się podejmiesz, będzie leżała po twojej stronie, a pomocy ze strony uczelni nie otrzymasz...Układ , jeśli zamierzasz go zawrzeć ze mną, pozostanie tylko miedzy nami...Dopóki swej misji nie zakończysz sukcesem. Innych warunków ofiarować ci nie mogę.
Po tych słowach usiadł z powrotem za biurkiem i spoglądał wyczekująco na półelfa.

Dzielnica Reprezentacyjna, Kanały



- Nie mam pojęcia, kim jesteś, ani skąd się tutaj wzięłaś. Pracuję przy oczyszczaniu kanałów i znalazłem cię przypadkiem. Niemniej za pomoc w powrocie do domu mogę przyjąć nagrodę, o której mówiłaś – słuchając słów siva, kobieta wzięła od niego naszyjnik, po chwili jej oczy się rozszerzyły i krzyknęła.- Gdzie my jesteśmy?! To niemożliwe! To się nie dzieje! Kobieta o mojej pozycji, w kanałach ktoś mi za to odpowie! Powieszę ich za...kobieta z mojej klasy społecznej nie używa tak wulgarnych słów. Ale wiesz co im zrobię.
-Jestem Raisa...D...D..D..- kobiece zombi próbowało skupić swe myśli, a po chwili dodało.- A jak ciebie zwą żabko?
Zanim jednak Maahr zdążył odpowiedzieć Raisa dodała.- Zresztą nieważne... pewnie jakoś pospolicie. Benek, albo Dirk. Masz mnie żabko zaraz doprowadzić do jakieś lokum godnego mej szlachetnej osoby. Bym mogła w spokoju sobie przypomnieć moją przeszłość.-
Po tych słowach założyła kolię, zdrętwiała i bezwładnie wpadła w ścieki stając się z powrotem martwymi zwłokami...Przy okazji rozchlapała ścieki, a fale przez nią wywołane doprowadziły siva do utraty równowagi i w również wpadnięcie w ścieki...
Tak więc biedny siv wylądował z ciałem w ściekach, z zombie, w którego stanie „martwoty” utrzymywał ów naszyjnik. Jak na pierwszy dzień pracy, Maahr otrzymał sporą dawkę „wrażeń”...Tyle, że nie były to wrażenia, o jakich chciałoby się pamiętać.

Targowisko, Karczma Szczurza Nora


Rankiem Kris obudził się z potwornym bólem głowy...I dość późno. Grok spoglądał na Krisa z drugiego siennika. Jego spojrzenie było już przenikliwe i wyraźne.
-Co się stać...Jak my znaleźć się tutaj? Co z jaszczurami?- wydyszał jednocześnie zaciskając dłoń na kosturze. Wyczekiwał odpowiedzi, które miały mu rozjaśnić sytuację...I ustalić czy Kris to przyjaciel...czy wróg.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”, pokój Vanyreda


-Chciałbym jeszcze dowiedzieć się jak wygląda sprawa ogrodzenia a dokładniej z czego jest zbudowane, jak wysokie i jak grube. Chciałbym dowiedzieć się, ile jest wyjść z posesji, nie ważne jak małych czy starych a także, za co została zwolniona tamta trójka, gdzie pracowali i czy mieli tu rodziny? Może Milady ma wrogów? Albo ktoś chce się z nią ożenić zaś ona odmawia? Czy w mieście jest jakiś przybytek gdzie można podziwiać niezwykłe zwierzęta i potwory? Nawiasem mówiąc czyż nie przerażająca jest myśl, że skoro komuś udało się wyprowadzić niezauważenie dużego kota to równie dobrze mogłaby to być sama Milady albo ktoś lub coś mogło zostać na teren posesji wniesione na przykład trucizna…? Będą mi potrzebne rysopisy tej trójki albo portrety. Koniecznie muszę się dowiedzieć czy są jakieś tunele lub podziemia pod posesją, czy ktoś chciał kupić Pimpusia dodatkowo musze wiedzieć ilu strażników było wtedy na warcie, jeżeli dobrze zrozumiałem nie mogę ich przesłuchać? W takim razie proszę, aby zrobił to wasz „Mistrz Tajemnic”. Bo przecież macie kogoś takiego? W razie zabicia przeze mnie lub kogoś z moich współpracowników któregoś z porywaczy lub ich ochrony i złapania nas proszę o wstawienie się za nami przed sądem, jako służącymi broniącymi dóbr pana. Oczywiście mówię tu o sytuacji, w której porwany zostanie przez nas uwolniony. Zachowanie tajemnicy nie będzie już wtedy konieczne a wręcz przysłuży się reputacji Milady, jako osoby posiadające gotowych na wszystko ludzi w swej służbie. Można to również załatwić za kulisami tak, aby uniknąć rozgłosu, jeżeli takie będzie życzenie Milady. W razie potrzeby kontaktu, na przykład po dodatkowe informacje mam zgłosić się jak mniemam do restauracji „złoty lotos”?- wyłożył swe pytania elf.

-Wyjść z posesji jest cztery...płot z żelaznych prętów ciasno rozmieszczonych i ostro zakończonych otacza posesję. Są tam jeszcze magiczne zabezpieczenia i pułapki, o których jednak sam nic nie wiem. Tuneli nie ma...poza przewodami kanalizacyjnymi, oczywiście.- Harvis Mongstroom szybko wypowiedział te słowa, po czym milczał długi czas zanim rzekł.- Cóż...Nie mam pojęcia o wrogach milady. Dobry sługa nie wpycha się w sprawy prywatne swego pracodawcy, ani tym bardziej nie plotkuje o nich...Bez względu na sytuację. Przybytku pokazującego zwierzęta nie ma, lecz na targu da się kupić zwierzęta żywe, zwłaszcza z Bagna. A Pimpusia kupić?...Dobre żarty. Mówimy tu o arystokracji miasta. Nie zadaje się ona z byle handlarzyną. Portrety, rysopisy? A skąd niby miałbym je wziąć...To tylko pospolici służący, dobrze że pamiętam ich imiona. I proszę pamiętać, że Milady jest szanowaną obywatelką miasta...Nie wysługuje się kruczopiórymi.
- Kim?-
zdziwił się Vanyred.
-Kruczopiórzy...tutejsza gildia zabójców. Oficjalnie nie istnieje...ale...- mówiąc te słowa Harvis ściszył głos.- Wiadomo, że jest, i jeśli się ma odpowiednie dojścia, można złożyć u nich zlecenie. Ponoć są powiązani z uczelnia magiczną.
Po czym głośniej dodał.
-Milady jest szanowaną osobą i nie zniża się do takich metod...Zaś straż naszej posiadłości już była przesłuchana, nikt nic nie widział...Nikt niczego podejrzanego nie zauważyli. Co do negocjacji warunków, to ja miałem tylko powiedzieć co wiem. Negocjacje uprawiaj z właścicielem „Złotego Lotosu. Ja jestem tylko majordomusem. – po tych słowach wstał.- Na mnie już czas. Jutro jednak zjawię się tu taj gdybyś miał jakieś pytania.I skierował się do wyjścia mówiąc.- Do widzenia.
Po tych słowach wyszedł.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”, jadalnia.


Na dole Vanyred znalazł wiele potencjalnych kandydatów na pomocników. Wybrał jednak dwójkę...Potężnie zbudowanego kapłana i delikatną elfią czarodziejkę. Przysiadł się do nich i zaczął przekonywać do nawiązania współpracy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-04-2009 o 17:09.
abishai jest offline  
Stary 31-01-2009, 23:43   #62
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Zachowanie nieznajomej kobiety „kobiety” napełniało Maahra coraz większym niepokojem. Wydawało się, że nie ma bladego pojęcia o tym, że już nie żyje, a do tego miała najwyraźniej mocno przerośnięte zdanie o samej sobie. W połączeniu z rozchwianiem nastroju, jakie jej towarzyszyło, zombie była dla siva zupełnie nieprzewidywalna. Nie chciało mu się nawet kląć w myślach, zastanawiał się jedynie, czy złożona przed chwilą propozycja odprowadzenia „kobiety” do domu była dobrym pomysłem. Nóż w rękach truposzki błyszczał niepokojąco. Maahr nieznacznie zmienił ustawienie nóg, przyjmując pozycję Żmii i opuścił ręce tak, żeby mógł jak najszybciej dobyć wiszącej u pasa broni. Zombie tym czasem mówiła i mówiła, a jej głos stawał się coraz bardziej nerwowy. Nagle jednak, bez żadnej widocznej przyczyny ciało kobiety ponownie osunęło się do wody, przewracając również siva.
Kiedy już udało mu się wygrzebać z zalegającego dno kanału szlamu, stanął nad leżącymi w wodzie zwłokami i dopiero teraz dał upust swojej złości i zaklął w swoim rodzimym języku.

- Sheerghig! Co ja mam teraz zrobić?! Nikt nie mówił mi, że będę musiał eskortować jakieś panny z bogatych rodów. Na wpół umarłe w dodatku. A żeby cię Ersack... Khreghk! To ponad moje siły! - krzyczał, nie wiedząc, co innego mógłby zrobić. Szybko jednak uspokoił się i zaczął zastanawiać się, czy nie rzucić tej pracy w diabły.

„Jeśli tak ma wyglądać przeciętny dzień kanalarza, to ja dziękuję. Pewnie dlatego mają taki kłopot ze znalezieniem kogoś do roboty... Nie, nie, nawet w tym pokręconym mieście, gdzie nieumarli pilnują porządku wśród żywych takie przypadki muszą być rzadkością... Tylko co z tego, kiedy ta wariatka ma nóż i całkiem prawdopodobnie jakieś wpływy „na górze”? Nie ma co, ładnie wpadłem jak na pierwszy dzień...”

Najgorsze w tej sytuacji było to, że Maahr nie miał bladego pojęcia o nieumarłych i nie wiedział, czego jeszcze może spodziewać się po tym „mdlejącym” zombie ani też jak mógłby się przed nim bronić. Wolał jednak nie wybierać się z nią na przechadzkę po mieście, bo w każdej chwili mogłaby rzucić się na niego bądź na kogoś z przechodniów a on mógłby zostać posądzony o atak na tego kogoś. Pozostawał jeszcze obowiązek udrożnienia kanału – nie mógł zostawić zwłok tutaj, musiał coś z nimi zrobić.
Po chwili namysłu Maahr pochylił się nad leżącą zombie i ostrożnie wyjął z jej ręki nóż. Teraz przynajmniej zagrożenie z jej strony zmalało. Ukradkiem spojrzał na wiszący na szyi trupa naszyjnik. Potrzebował pieniędzy, ale nie był pewien, czy nie miał on coś wspólnego z nagłym „ożyciem” kobiety. Wolał tego nie sprawdzać.
Odwiązał od pasa linę i z jej pomocą przywiązał ręce i nogi zombie do drąga. Unieruchomiwszy w ten sposób niebezpiecznego ożywieńca i wykonawszy swoje zadanie, Maahr zarzucił drąg na ramię ruszył w kierunku wyjścia z kanałów, ciągnąc za sobą kłopotliwy „ładunek”. Miał szczerą i silną nadzieję, że kobieta w międzyczasie nie postanowi „się ocknąć”. Gdyby jednak tak się stało, nie miał zamiaru się tym przejmować, tylko wyciągnąć ją na powierzchnię i tam oddać komuś, kto lepiej wiedziałby, co dalej z nią począć. Ostatecznie, spalenie zwłok również mogłoby rozwiązać ten problem.
 
Makuleke jest offline  
Stary 01-02-2009, 17:59   #63
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
S:
-...Coś jadalnego, dal ludzi oczywista, i woda na popitkę. Tylko błagam, niech mi to nie skręci potem kiszek, ja nie stąd, to i nieprzyzwyczajony do pijawek, czy co tam macie...-Popiera prośbę lekkim uśmiechem, po czym przenosi wzrok na elfkę- Przyjezdny. Jak rozumiem ty też...?
L:
- Tak. Pochodzę z położonego niedaleko miasta, Sol'orazan. Poproszę jakieś lekkie śniadanie i wodę - tu zwróciła się do kupca - Długo jesteś w Allracji? - Uśmiechnęła się.
S:
- Tak cuś od wczoraj.... Wesołe miasto - umarlaki na ulicach, jaszczuroludzie na bagnach w pobliżu... - Krzywi się z lekka, jakby ząb go zabolał, czy komar uchlał- I same przygody, śmiem twierdzić, z kłopotami na zmianę. Ot, i tak niedługo wybywam, okoliczne bagna wydają się jednak ciekawsze, niż ten miastowy zaduch. -Tu posyła jej Somkowego wyszczerza. Nieopisany widok.- I robótkę tam ma, choć musze przyznać, że nie najlepszą... Znasz może lepsze zajęcie w tych okolicach niż tłuczenie goblinów? -Nadzieja zaświeciła mu w oczach.
L:
- Niestety nie... Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że z czegoś muszę żyć. Do wczoraj... Nie musiałam się tym martwić. - Sprowadziła rozmowę na niebezpieczny dla niej tor. Nikt z tego miasta nie mógł się dowiedzieć, kim jest. Nie żeby nie ufała Somkowi, ale... - Dzisiaj zamierzałam poszukać jakiejś pracy - cały czas była uśmiechnięta
S:
- Ha, beztroskie życie... Niestety od czasu do czasu trza się zająć jakąś robotą... Cóż, wątpię by na bagnach panowały odpowiednie warunki jak dla panienki, a zbieranie skalpów to pewnie nie jest robota dla ciebie, dla mnie zresztą też nie. -Swobodnie przeskakuje między "grzecznościową" formą, a "ty", drapiąc się przy tym po głowie, w zamyśleniu- Tyle tylko, że wszędzie wiecznie szukają albo fechmistrzów, albo karłów, albo magów i to zdaje się przy okazji urodziwych. Ciężko coś o robotę... -Wbija wzrok w sufit, wzdychając ciężko, zamierając tak na chwilę, po czym kontynuuje- Swoją drogą, co potrafisz robić?
L:
- Jestem czarodziejką. Niestety od niedawna, więc moje zdolności magiczne są niewielkie.
S:
- Ach tak... Ja wiem, może zajrzyj na ten słup, co na targowisku stoi, tam coś było dla czarodziejek...? O, albo jeszcze lepiej, zajrzę sobie z tobą, kto wie, może i dla mnie coś nowego się znajdzie, a w grupie raźniej, przynajmniej tak słyszałem - i może coś dla grupy się znajdzie? -Gładzi się po brodzie, niby zastanawiając się, ale tak naprawdę, pomysł już mu się spodobał... Teraz czeka na odzew, spoglądając na elfkę wesoło.
L:
- Doskonały pomysł. - Odparła z uśmiechem elfka. - Spodziewam się, że sama miałabym problemy z większością prac. W końcu magia poznania nie ma zbyt pożytecznego zastosowania w praktyce... Czym Ty się zajmujesz?
S:
- Zazwyczaj podróżowaniem... Życie jest po to, by zobaczyć jak najwięcej, zresztą cóż przyjemniejszego od włóczęgi...? -Z tonu głosu wynika, iż wygłasza właśnie niepodważalną oczywistą oczywistość.- A poza tym... Hmm... Trochę potrafię walczyć, wiem trochę o leczeniu i o dziczy, i jeszcze paru innych rzeczach...
L:
W tym momencie kotka, która do tej pory spała na rękach Lane'rhal obudziła się, przeciągnęła i zaczęła "niuchać", czy jej pani ma coś ciekawego na talerzu.
- Shamil, przestań! - Skarciła ją elfka. - Hmm... Wolność... Ciągłe podróże... To musi być naprawdę wspaniałe. A moje umiejętności walki ograniczają się do zdolności trzymania rapiera tak, aby się nim nie skaleczyć - zaśmiała się.
S:
- O, rapier to groźna broń, jak każda. -Marszczy nieznacznie brwi- Śmiertelnie groźna. Z tego właśnie powodu wolę się trzymać mojego drąga. Innej broni zazwyczaj mi nie trzeba, zaś wiara dodaje mi sił. Jak na razie, to mi się sprawdza. -Spoglądając na kota rozpogadza się ponownie- O, kot, ładny... Można pogłaskać? -Wszystkie koty, a może raczej zwierzątka są jak dla niego ładne. Tak już ma. Przy okazji chwyta jakieś coś, co wydaje mu się stosunkowo jadalne jak dla kotowatych i podsuwa pod pyszczek Shamil, wstając w razie potrzeby.
L:
- Oczywiście. Jest jeszcze młoda, ale nie powinna się bać... W końcu nie jest zwykłym zwierzęciem. - Lane miała na myśli fakt, że kotka jest jej Chowańcem.
Kotka obwąchała nieufnie rękę "obcego", potem podawane przez niego jedzenie, aż w końcu ostrożnie chwyciła je w maleńkie ząbki i zjadła, najwyraźniej ze smakiem. To ostatnie było widać, a czarodziejka dodatkowo wyczuła przyjemne uczucie najedzenia ze strony Chowańca
- Dziękuję. Pewnie była głodna. Nie zdążyłam jej jeszcze dzisiaj nakarmić. Najwyraźniej jest zadowolona - czarodziejka uśmiechnęła się szeroko
S:
Pozwala sobie pogładzić kocie futro z lekka od głowy poprzez grzbiet, dwoma palcami zaledwie, jako że dłonie ma jak bochny- To i dobrze... -Głos ma lekko rozmarzony, cichy, bo i popadł w chwilowe rozkojarzenie. Po chwili zabiera rękę i wraca na miejsce. Gdy już rozsiada się wygodnie, powraca do zwyczajowego tonu, to jest gromkich, nieco rubasznych prawie-okrzyków o niskiej, przyjemnej barwie, nieco chrapliwych, co tylko wzbogaca ich brzmienie- O czym to ja...? Ach, wiara...! Ciągłe podróże są wspaniałe, lecz warto mieć jakiś cel, który nadawałby im kierunek, i wzbogacał je dzięki temu... Zresztą, dlatego tu jestem, i dlatego zbieram środki, by móc obejrzeć okolicę i dojść tam, gdzie mało kto dociera... Ma panienka coś takiego...? A może kogoś?
L:
- Ja... Prawdę mówiąc, nigdy o tym nie myślałam.. To znaczy... Jestem wyznawczynią Wielkiego Ojca, ale prawdę mówiąc nie myślę o tym, na co dzień...
S:
-Jak to tak...? Ile myśli, tyle wiary... Czyżbyś nie była pewna swego boga? -Więcej w tym zaciekawienia, niż przygany, choć i to drugie pobrzmiewa lekko w jego głosie.
L:
- Nie... To nie tak... Po prostu uważam, że sami decydujemy o swoim losie. Wiara owszem, jest ważna, ale... - Zawahała się, nie mogąc dobrać odpowiednich słów - nie może przesłonić całego świata. Wtedy zaczyna być źródłem konfliktów.
S:
Przez chwilę przetrawia wiadomość, z namysłem pocierając palcami brodę, po czym odpowiada:- Los to rzecz dziwna - w rzeczywistości nikt nad nim nie panuje. Ktokolwiek twierdzi, iż ma pełną władzę nad czyimś losem, choćby własnym, ma w sobie wiele pychy... -Nie ma tu przytyku - błąd spodziewany, więc ton pozostaje zupełnie neutralny -
- Wszystko, co nam się przydarza to suma działań naszych, oraz działań innych - cały ten wielki świat oddziaływuje na ciebie w każdej chwili. -Tu urywa na chwilę, biorąc głębszy oddech - Co do wiary zaś, rzeczywiście, nie powinna świata przesłaniać - właściwym jej przeznaczeniem jest go uzupełniać, nadawać sens działaniom... Wiara jest siłą, która pozwala zmieniać świat - dlatego ważnym jest, w co się wierzy.
L:
Elfka odpowiedziała dopiero po chwili.
-Masz rac...

W tym momencie nadejście Vanyreda przerwało rozmowę.

Ogółem, Somkowi całkiem przyjemnie gawędziło się z Lane, szczególnie że pod koniec rozmowa poczęła toczyć się w nader interesującym dla niego kierunku... Zdążył już nabrać do elfki sporej dozy sympatii i koniec końców ucieszył się z perspektywy wspólnych poszukiwań. W gruncie rzeczy, dzień już jest udany i pojawienie się Vanyreda stanowiło z początku tylko niewielką czarną chmurkę na Somkowym niebie, przez co w pierwszej chwili wpatrywał się w elfa odrobinę nieprzyjaźnie - rozpogodził się jednak całkowicie, gdy usłyszał, o co chodzi.
- Ha, z nieba nam spadłeś, wydaje mi się, że to jest własnie to, czego szukamy...?- Dopiero zmierzając ku końcowi wypowiedź ta nabrała znamion pytania - w tym właśnie momenicie Somek spojrzał ku Lane, próbując wyczytać z jej twarzy co też o tym myśli. Mając nieokreślone przeczucie, że się zgodzi, wyciągnął grabę ku Vanyredowi- Someirhle jestem, możesz mówić Somek. Jestem pewien, że szybko odnajdziemy, tego, kogo szukamy. - tu urywa na chwilę.- A właściwie, to kto zaginął...? - W porywie entuzjazmu może być iż mówił ciut zbyt głośno, a i rękę uścinął nazbyt energicznie... Jeszcze nim skończył, oprzytomniał jednak nieco, więc sciszył głos, a wyraz lekkiej skruchy odmalował mu się na twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez merill : 03-02-2009 o 08:39. Powód: używaj opcji edytuj
Someirhle jest offline  
Stary 07-02-2009, 19:30   #64
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja

Dzielnica Reprezentacyjna, Uczelnia Magiczna, gabinet rektora



Półelf milczał przez dłuższą chwilę, patrzył się cały czas prosto w oczy Rektora. W końcu przemówił, bardzo powoli i wyraźnie.

- Uściślając poszukiwany jest ktoś na tyle szalony, kto się tego podejmie. Powiedzmy, że jestem tym szaleńcem, ale nie posiadam niezbędnych do tego środków. Szpiegowanie studentów magii jest bardzo niebezpieczne samo w sobie do tego dochodzi cała organizacja, której struktury są jedną wielką niewiadomą. Mistrzu Karzoug, prosisz o rzecz niemożliwą w obecnej sytuacji, gdzie nie otrzymuję pomocy z nikąd. Bo aby dostać się pomiędzy szeregi tajnego stowarzyszenia bym musiał mieć coś na czym radzie owego stowarzyszenia by zalerzało, a tego przypuszczam nie wiesz nawet Ty. Oczywiście jest jeden pewnik, zawsze są potrzebne środki, ale nie oferujesz mi pomocy finansowej, a ja nie posiadam wystarczających zasobów aby wkupić się w ich stowarzyszenie. Gdybym miał to z pewnością wpłaciłbym je na konto Universytetu i rozpoczął studia jako zwykły student, to chyba logiczne.
Ktoś z zwenątrz jest odpowiedni do tego zadania ale z Twojego punktu widzenia, z punktu widzenia studentów ze stowarzyszenia ktoś taki jest najbardziej niebezpieczny, chyba, że byłby polecony przez kogoś kto ich sponsoruje. Mimo to byłaby to osoba pod ścisłym nadzorem.
Osobiście uważam, że największe powodzenie na sukces miałaby osoba będąca studentem, a zarazem wdzięczna Tobie, Mistrzu Karzoug. Wtedy jako cząstka Universyteckiego społeczeństwa mogłaby być rozpatrywana jako potencjalny kandydat do tajnego stowarzyszenia, wtedy, gdyby posiadała nieprzeciętne zdolności stowarzyszenie mogłoby nawet samo zechcieć takiego studenta zrekrutować. Wtedy poznanie struktury takiej społeczności byłoby nie tylko łatwiejsze ale także na większą skalę. Przykładowo, w obecnej sytuacji jeślibym zdobył wiedzę o kilku członkach stowarzyszenia byłoby to ogromnym sukcesem, ale nie wystarczającym aby spełnić warunki umowy.
Moja ostateczna odpowiedź brzmi, nie. Przynajmniej na chwilę obecną, jeśli masz coś do dodania Mistrzu Karzoug, proszę zrób to teraz. Inaczej zapomnę o całej sprawie i ruszam na zbieranie funduszy na czesne.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 07-02-2009, 21:59   #65
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Dwie, niewielkie iskierki, które pojawiły się w oczach Krisa po niezauważalnym z zewnątrz rozchyleniu powiek, nie wróżyły niczego dobrego. Niewinne punkciki z zatrważającą prędkością zaczęły bezduszną ekspansję na polu widzenia chłopaka. Niewinnych rozmiarów światełka, których nijak nie mógł się pozbyć, po chwili przybrały rozmiary okrągłych, złotych monet, takich, które śniły mu się wraz z gigantycznymi, mięsożernymi rybami i goblinami wykrzykującymi pod jego adresem niewyszukane obelgi. Dobry czy zły, sen się skończył. Nieodpartym na to dowodem był przerażający blask, niczym nie przypominający wesołego migotania kupieckich pieniędzy. Kris, nie mogąc już dłużej wytrzymać tej parodii złotych monet, którą miał przed swoimi oczami, zacisnął powieki. Poczuł ulgę, bo światło zniknęło. Jednak już po chwili w głowie chłopaka rozgościł się tępy ból, bezlitosny jak skrytobójca o północy. Nie oszczędzał ani czoła, ani oczodołów, ani potylicy. Powoli Kris zaczął się zastanawiać, czy intruz aby nie zadomowił się w jego czaszce jeszcze przed pojawieniem się złośliwych światełek, bo wydał się jakiś znajomy. W każdym razie i on, i wredne iskierki niechybnie byli w zmowie. Krisa nawiedziła myśl o kolejnych spiskowcach, którzy mogliby czaić się gdzieś blisko. Z przerażenia aż mrugnął. Nie było to najszczęśliwsze posunięcie, gdyż po otwarciu oczu okazało się, że każdy promień słońca docierający do pomieszczenia, w którym chłopak się znajdował, był w pewien sposób spokrewniony z sadystycznymi światełkami, a atakując wspólnie, miały one dużo większe szanse, niż dwie malutkie monety, wykrzywione w szyderczy sposób.

Światło potęgowało ból głowy, a Kris nagle stwierdził, że potwornie chce mu się pić. Czuł, jakby ktoś wsypywał mu piasek do gardła, a każde przełknięcie śliny sprawiało niemałe trudności.

- Co się stać... Jak my znaleźć się tutaj? Co z jaszczurami?

Takie słowa runęły z niesamowitym impetem na Krisa, a ten, nie widząc innego sposobu do obrony, mrugnął ponownie. Bezduszne sylaby dbijały się głośnym echem gdzieś w przestrzeni jeszcze przez chwilę, nie dając o sobie tak łatwo zapomnieć. Kris wreszcie obudził się całkowicie i rozpoznał sytuację, w której się znalazł. Trudno powiedzieć, że była to dla niego codzienność, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w tej kwestii nie miał żadnego doświadczenia.

Kac-morderca nie ma serca.

Nie użalając się nad sobą, ani nie złorzecząc Ratkinowi za wczorajszy poczęstunek - w kocu darmowy alkohol, to darmowy alkohol - Kris zajął się realizowaniem genialnego w swej prostocie planu, który opracował jeszcze zanim trafił do łóżka. Przyłożył palec do ust, nakazując w ten sposób Grokowi, aby zachował ciszę. Przybrał taki wyraz twarzy, jakby czegoś nasłuchiwał i zaczął się nerwowo rozglądać, poruszając jednak tylko oczami. Spojrzał na goblina z dziwną, nieodgadnioną miną. Wyglądał jakby czuł ulgę, trochę też niepokój. Wziął głęboki oddech, usiadł na łóżku i ponownie utkwił spojrzenie w zielonoskórym.

- Nie wiem co pamiętasz jako ostatnie, ale mam nadzieję, że dam ci radę wszystko szybko wytłumaczyć, bo mamy niewiele czasu - przemówił po chwili ściszonym głosem. - Jak nietrudno się domyślić, nasz plan nie wypalił. Wczoraj w Porcie jaszczury nie chciały wierzyć w ani jedno moje słowo i groziły mi, żebym powiedział prawdę. Tortury skończyły się zanim się zaczęły, czego nie można powiedzieć o twoim przypadku... - Krzywiąc się przesadnie, Kris pomasował kolano, którym zeszłego dnia uderzył o podłogę, kiedy wlókł do gospody Groka. - No ale na żale będzie czas później, teraz musimy działać! Te pieprzone gady chcą, żebym wyciągnął od ciebie jakieś informacje. Tylko że ja nie mam pojęcia, o co im może chodzić! Jeden z nich, wielki jak jasna cholera, wyrzucił nas wieczorem z Portu. Razem z nami wyszło dwóch innych jaszczuroludzi, na szczęście już normalnych rozmiarów. Byli w długich płaszczach z kapturami, nie odzywali się słowem, a kiedy zapytałem, czemu ciągle stoją przy nas, jeden z nich błysnął mi sztyletem przed oczami. Bez słów kazali nam ruszać z miejsca. Nie wiedziałem co robić, gdzie się udać po pomoc... Dlatego zawlokłem cię do "Szczurzej Nory". Odkąd nas wyrzucili przed Wrota Celne, byłeś nieprzytomny, nie mogłem się z tobą dogadać... Te jaszczury nie odstępowały nas na krok. Kiedy byliśmy już prawie przed drzwiami, te dwa gady w kapturach podbiegły do nas, a jeden z nich powiedział, że mam szczęście, żebym rano przyszedł z powrotem do Portu, i że ciągle będą mieli na nas oko. Albo dostaną czego chcą, albo obaj wylądujemy w jeziorze, w którym nikt nie umie pływać, dokładnie tak powiedział. I kazał mi przyjść samemu, bo, jak się wyraził, nie ścierpią kolejnego plugawego goblina w swojej dzielnicy. Nie wiem czemu tak was nienawidzą, ale na twoim miejscu bym się tam nie pokazywał. Ci dwaj najwidoczniej bali się Ratkina, z resztą nie dziwię się im, ten gość naprawdę potrafi przestraszyć. Do tego wczoraj była z nim jakaś planokrwista kobieta, którą nazywał Różą. Właśnie ona opatrzyła twoje rany, więc myślę, że przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Inaczej te gady pewnie łaziłyby za nami całą noc, a potem zawlokły z powrotem do Portu. Cholera... ci dwaj na pewno czają się gdzieś w okolicy i tylko czekają, aż wyjdziemy z karczmy. I jak my mamy się gdziekolwiek ruszyć? Co robić, co robić na wszystkie Dziewięć Piekieł? - Kris przez chwilę nerwowo pocierał dłońmi o potylicę, a potem położył je na biodra i zamilkł na chwilę, kręcąc głową.
- Muszę coś dla nich mieć. Coś naprawdę mocnego. Musisz coś wymyślić, nie mamy innego wyjścia. Oni muszą dostać coś, co będzie zgodne z prawdą. No dalej, co mam im powiedzieć?

Kris sprawiał wrażenie totalnie zdeterminowanego. Jakikolwiek sprzeciw wydawał się być bezcelowy, on po prostu czekał na informacje. Patrząc na twarz chłopaka można było wywnioskować tylko jedno: robił to co musiał, bez względu na to, jak bardzo się bał. I w zasadzie tylko to by się zgadzało.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 08-02-2009, 23:00   #66
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja


Dzielnica Reprezentacyjna


Babsztyl okazał się ciężki. Ciągnięcie więc truposza w wodzie, nie należało do łatwych zadań.
Siv ciągle sprawdzał na mapie swe położenie na każdym rozwidleniu. Bowiem jego podstawowym zmartwieniem było jak najszybsze dotarcie do włazu prowadzącego na powierzchnię. Wreszcie zauważył to czego szukał, wąskie strugi światła wpadające przez właz i żelazne pręty drabinki prowadzące na powierzchnię. Wytarganie zwłok na górę okazało się kolejnym ciężkim obowiązkiem.. Jeszcze gorszym, gdy ta nieumarła baba zdecydowała się zaklinować w otworze! I kolejne pół godziny stracone na walkę z przeciwnościami losu.Gdy już cudem wyciągnął cuchnące i mokre zwłoki z kanałów pozostała kolejna sprawa do załatwienia. Trzeba było oddać zwłoki odpowiednim władzom...tylko kto tu jest się zajmuje rozhisteryzowanymi zombie! Jakoś Maahrowi nie przychodziła do głowy żadna sensowna instytucja.
- Proszę, proszę...co my tu mamy. Jak na moje oko. Mordercę próbującego zatuszować swą zbrodnię.- drwiący nieco dudniący głos, zza pleców Maahra, sprawił że siv sie obrócił i zobaczył widok...Który nie napawał go entuzjazmem. Były to trzy nieumarłe istoty. Jeden szkielet maga, uzbrojony w miecz. Oraz dwie opancerzone istoty...zapewne również ożywione truposze.

Tutejsi przedstawiciele prawa...Niekoniecznie sprawiedliwości.
- A więc przyznajesz się do zabicia tej kobiety w celu rabunkowych?- zapytał szkielet maga pełniący rolę zapewne rolę przywódcy patrolu.- Pamiętaj, że złapaliśmy cię na gorącym uczynku.
Siv rozejrzał się po okolicy...Był na szerokiej ulicy, pomiędzy rzędem willi, oprócz niego i trzech szkieletów było tu jeszcze kilka, wyglądających na bogaczy, przechodniów. Lecz oni omijali całą czwórkę plus zwłoki szerokim łukiem. Trudno było stwierdzić, czy woleli szukać kłopotów, czy też zapach siva skutecznie ich odstraszał. Co innego szkielety...One nie odczuwały zapachów. Tak więc Maahr musiał sam jakoś rozwiązać ten problem...I to szybko.

Dzielnica Reprezentacyjna, Uczelnia Magiczna, gabinet rektora


Przez chwilę twarz rektora była pełna irytacji...Przez moment była nawet złowieszcza. Ale to wszystko szybko minęło. Po chwili Karzoug łagodnie się uśmiechnął i dodał.- Przyznaję że zadanie jest trudne...ale nie niemożliwe. Widzę jednak, że brak ci cierpliwości mój chłopcze. A niecierpliwość połączona z dużymi ambicjami zawsze prowadzi do zguby. No cóż...Nie mam nic do dodania. Jesteś wolny i możesz już iść. Być może znajdziesz inny sposób by przysłużyć się Radzie Uczelni i zyskać jej poparcie by dostać się tu...poza terminem przyjęć. Życzę ci powodzenie Inglorinie. A teraz skoro nasza rozmowa jest już skończona, bądź tak uprzejmy i opuść gabinet. Mam wiele papierkowej roboty.

Dzielnica Reprezentacyjna, Uczelnia Magiczna


Znalazłszy się poza uczelnią, półelf mógł w spokoju przeanalizować sytuację, która bynajmniej nie była wesoła. Jego plany legły w gruzach. Wizja darmowego wiktu opierunku i nauki rozsypała się jak domek z kart. Rektor uczelni składał dużo obietnic, ale jakoś nie palił się do udzielenia doraźnej pomocy...Czarodziej nie miał gdzie mieszkać (to akurat nie był wielki problem, przy tylu karczmach), nie miał żadnego źródła dochodu...Miał za to dużo problemów do rozwiązania.

Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”


Goblin w milczeniu wysłuchał tyrady Krisa. Jego szczęki zacisnęły się w gniewie. Palce odruchowo zacisnęły na kosturze.
- Muszę coś dla nich mieć. Coś naprawdę mocnego. Musisz coś wymyślić, nie mamy innego wyjścia. Oni muszą dostać coś, co będzie zgodne z prawdą. No dalej, co mam im powiedzieć?- gdy Kris wypowiedział te słowa, goblin syknął wściekle.- Ghy’hail ogh’khar um’shou algtai um hereck. Ygh’al shassk gaghbar.-
- Co to znaczy?-
spytał Kris.
- To znaczy, że zamiast naszych warg przemówią kły. Że oni zginą marnie, rozszarpani przez nasze worgi. A ich duchy będą odchodami naszych przodków. Mniej więcej...Są to goblińskie obelgi, coś jak wyzwanie do walki.- rzekł Ratkin...A Kris omal nie spadł z łóżka. Dopiero teraz zauważył jego obecność. Siedział na krześle, ukryty w cieniu tak dobrze, że gdyby się nie odezwał, to Kris by go nie zauważył...Czy on był jakimś duchem?!
- Tak...my walczyć...my zabić...jaszczury w kapturach...my zabrać im wounkas! – niemal krzyczał Grok.
- Wounkas to coś w rodzaju skalpu, tyle że ucinają na dole zamiast na górze.- wyjaśnił Ratkin, po czym dodał.- Wierz mi. Nie chcesz znać szczegółów.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”


Podczas gdy Vanyred przekonywał do swych racji kapłana i czarodziejkę( Przy czym z sukcesem jedynie kapłana, póki co.). W karczmie wrzało, bywalcy już wiedzieli o nowinie i bynajmniej nie wzbudzała u nich entuzjazmu. Owszem Histamius był aroganckim despotą, jak wielu króli czarodziei. A miastem praktycznie rządził kościół Irthalosa... Niemniej zarówno tyrana i jak świątynię...nikt nie traktował ich jako zło ostateczne. Byli na tyle mądrzy by pozwalać miastu dobrze prosperować, a interes z kasynami prowadzony przez kler Irthalosa przynosił Allracji spore zyski. Zarówno Histamius jak i najwyższy kapłan głównie skupiali się na polityce zagranicznej i rozszerzaniu wpływów, pozostawiając Allrację w spokoju. Ale Czarna Loża...to co innego. Plotki na ich temat zawsze były złowieszcze. Potęga Czarnej Loży przewyższała wszystko, nawet Zakon Czarnej Gwiazdy. I wtykali swój nos wszędzie...Starali się kontrolować wszystko. Ich powrót do Allracji, źle wróżył miastu. Jedna jednak osoba nie interesowała się.. plotkami o Czarnej Loży. Siedziała z boku przyglądając się rozmawiającej trójce, popijając zamówiony trunek. Ciężko było zgadnąć, które z nich tak przykuwało jej uwagę. Czarnowłosa czarodziejka, rudowłosy elf, czy może potężnie zbudowany kapłan?
Rudowłosa dziewczyna wyglądała bowiem na wojowniczkę walczącą z dystansu...

Nosiła lekką zbroję, a choć przy jej pasie znajdował się spory jatagan, to jednak pięknie zdobiony łuk i kilka kołczanów pokazywało, iż właśnie łucznictwo było jej domeną.
Bystre oczy dziewczyny obserwowały trójkę rozmówców, nie było w nich nienawiści, wściekłości. Ani innych emocji. To były oczy drapieżnika patrzące na zwierzynę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-02-2009 o 17:14.
abishai jest offline  
Stary 14-02-2009, 20:59   #67
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Samotne zmaganie się z przeciwnościami losu nie było dla Maahra czymś nowym. Owszem, przez większość życia było to właściwie jego obowiązkiem. Patrolowanie w pojedynkę bagna i ochrona małej społeczności przed zagrożeniem z zewnątrz nie raz i nie dwa musiał bronić życia – swojego i swoich braci. Jednak drobna różnica pomiędzy długimi nocami na moczarach a sytuacją, w której znajdował się obecnie polegała nie tylko na tym, że nie znajdował się w swoim naturalnym środowisku. Nie, nie chodziło o środowisko.

„I co ja mam teraz zrobić?” - zapytał sam siebie, faktycznie nie bardzo wiedząc, co ma począć z wyciągniętym z kanałów ciałem. - „Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, to te zapuszkowane gnaty pewnie mnie rozsieczą. Ale co mam im powiedzieć, skoro jedyne sensowne wyjaśnienie to właśnie morderstwo?”

Tak, to właśnie była dla siva największa trudność. Starał się po prostu radzić sobie z tym, co było dla niego przeszkodą, ale w tym mieście bez przerwy czuł na sobie ciężar niezliczonych zależności. Dostrzegał wszędobylskich nieumarłych, którzy mieli ponoć strzec sprawiedliwości w mieście. „Prawa – nie sprawiedliwości” - poprawił się w myślach. - „Prawa, którego nie znam, a którego muszę przestrzegać, bo inaczej zajmą się mną takie bezwolne golemy.”

Sekundy jednak mijały, a Maahr ciągle nie znajdował dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Dopiero kiedy narastające w powietrzu napięcie osiągało krytyczny poziom, w rozgorączkowanym umyśle siva błysnęła myśl o Gildii, dla której obecnie pracował.

„No tak, jak mogłem o tym zapomnieć!”

- Z zabiciem tej kobiety nie mam nic wspólnego... panie eee... strażniku? - jego głos bardziej wyrażał pytanie niż coś stwierdzać, ale po chwili Maahr nabrał pewności, widząc, że strażnik do tej pory nie przeszył go mieczem.

- Pracuję dla Gildii Architektów, jestem eee... udrażniaczem kanałów. Ciało tej kobiety znalazłem przypadkiem, kiedy usuwałem jeden z większych zatorów...

Urwał. Spojrzenie pustych oczodołów zdawało się przewiercać przez jego czaszkę, wprost do mózgu. Mimo upalnego dnia, siva nagle ogarnął śmiertelny chłód. To tak, jakby stał przed samą śmiercią, wyrokującą o jego całym życiu. Jednak skoro zaczął, musiał opowiedzieć wszystko do końca. I w miarę zwięźle, bo szkielet nie sprawiał wrażenia, jakby chciał zabrać go przed oblicze jakiegoś innego sędziego.

- No więc, znalazłem to ciało i kiedy chciałem je przesunąć, żeby nie blokowało więcej przepływu eee... ono... ona nagle ożyła – spojrzał lękliwie na strażników. „Ciekawe, czy istnieje między nimi jakaś solidarność rasowa?” - I wtedy ona zaczęła krzyczeć coś o swoich wpływach i tak dalej... A potem wyciągnęła z pleców nóż i zrobiła taką minę, jakby zupełnie straciła... no jakby straciła rozum, chociaż wyglądała na w pełni samowolną, nie tak jak tamte inne zombie w kanałach... I była przy tym taka no... zdenerwowana, jakby miała za chwilę wybuchnąć i przestraszyłem się, że ona może mnie zaatakować... I zacząłem jej tłumaczyć, że nie chciałem nic jej zrobić i że to nie przeze mnie trafiła do kanału, a wtedy ona no... jakby zemdlała, znaczy no... jakby z powrotem była całkiem nieżywa... - siv wiedział, że jego tłumaczenie jest dość pokrętne, ale nie mógł nic na to poradzić, taka sytuacja przytrafiła mu się po raz pierwszy w życiu. Postarał się opanować w końcu roztrzęsione myśli. "Spokój, nerwy zawsze przynoszą kłopoty... Spokój... Lekki powiew wiatru, nagrzane powietrze, wszystko dookoła jest spokojne..." Wziął głęboki wdech i dokończył bardziej opanowanym głosem. - Pomyślałem więc, że muszę coś z nią zrobić, ale nie wiedziałem, co, więc wyciągnąłem ją na powierzchnię, żeby znaleźć kogoś, kto mógłby mi pomóc. Planowałem udać się do Gildii, ale skoro spotkałem od razu strażników prawa, to chyba mogę oddać ją w wasze ręce, prawda?

"Mam nadzieję, że zabiorą ode mnie tą wariatkę, bo mam już tego serdecznie dosyć."
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 14-02-2009 o 21:02.
Makuleke jest offline  
Stary 15-02-2009, 21:12   #68
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
- Nie możemy teraz walczyć! - Kris krzyknął, nie musząc udawać zdenerwowania. - Nawet jeśli dalibyśmy radę tym dwóm w kapturach, to co potem? Jeżeli dziś do Portu nie wrócę ani ja, ani ci, których za nami wysłali, to koniec. Przyjdą po nas następni, tym razem już o wiele lepiej wyszkoleni. Nie schowamy się przed nimi, to bez sensu. Poza tym, zabójstwo jest raczej niezgodne z prawem, nie mówiąc już o tym, co zamierzasz zrobić później. Ty chcesz jakiejś wojny, czy co? Przecież nas jest tylko dwóch, a oni są w całym Porcie. - Krisowi aż ciarki przeszły po plecach. Nastawienie Groka wydawało mu się nielogiczne. W końcu nie mogli walczyć z jaszczuroludźmi, nawet gdyby ci faktycznie gdzieś się na nich czaili. Chyba wyraził się dość jasno: przekazanie gadom ważnych informacji było koniecznością.
- Musimy dać im coś, co ich zadowoli, przynajmniej na jakiś czas. Inaczej dorwą nas prędzej czy później. Są zbyt dobrze zorganizowani, nie mamy z nimi szans. Dopiero później będziemy mogli myśleć o przedostaniu się na bagna. Tylko że ja nawet nie wiem, po jaką cholerę ty się tam pchasz! - Kris nagle naskoczył na goblina. - Niby jak mam znaleźć sposób na bezpieczne przejście do tego twojego obozu, skoro nie wiem po co tam idziesz i gdzie to w ogóle jest! - Chłopak wziął kilka głębszych oddechów i uspokoił się po swoim wybuchu. - Nie ma czasu na wyrzuty, wybacz. Teraz wymyśl coś dobrego, co mogę powiedzieć jaszczurom. Musimy to przedyskutować, nie dam im byle czego.

Kris coraz poważniej zastanawiał się nad upieczeniem dwóch pieczeni na jednym ogniu. Póki co musiał jednak wyperswadować Grokowi chęć zabrania gadom wounkas, no i oczywiście przekonać go, że wyjawienie kilku sekretów jest jedynym rozwiązaniem.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 22-02-2009, 15:49   #69
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja


Dzielnica Reprezentacyjna


- Z zabiciem tej kobiety nie mam nic wspólnego... panie eee... strażniku?- Póki co, słowa Maahra nie wzbudziły agresji nieumarłych, a to już jakiś plus. Więc siv kontynuował. Słuchali go, to znaczy ten środkowy zdawał się słuchać. W każdym razie, nie przeszkadzał w mówieniu Maahrowi, podczas, gdy te stwory obok niego stały nieruchomo, w każdej chwili gotowe by zadać.
-Ładna bajeczka, a masz coś na jej potwierdzenie?- spytał nieumarły mag.- Nie wydaje mi się...Jak dla mnie jesteś kryminalistą, przyłapanym na pozbywaniu się zwłok i jako takiego cię aresztuję...
Sytuacja stawała się coraz bardziej nieprzyjemna, a siv gorączkowo zastanawiał się dowodem... I nagle olśnienie! Miał dowód! Miał kontrakt z gildią. Pokazał szkieletowi umowę, prosto przed oczodoły.
- A więc masz...tego...cóż. – Pewnie by mu zrzedła mina, gdyby miał twarz. Nieco rozsierdzonym tonem głosu dodał. – A więc zabieraj te zwłoki i jazda stąd. W Dzielnicy Reprezentacyjnej nie wolno śmiecić.
- Ale chce je przekazać wam.- odparł Maahr błagalnie.
- Prawo mówi, że wszystko co zostaje znalezione w kanałach należy do członków służb je czyszczących.- odparł szkielet.
- Ale ona została zamordowana!- krzyknął siv.
- Nikt nie zgłosił morderstwa. – odparł szkielet.- Nikomu widać na nie zależy na tym by znaleźć sprawcę. Po za tym, to mógł być wypadek.
- Wypadek?! Miała nóż wbity w plecy!-
krzyknął zdziwiony Maahr.
- Widać pechowo upadła...Do kanałów...wprost na nóż.- odparł szkielet.- Głupota bywa przyczyną wypadków. Chodzenie do niebezpiecznych miejsc, to przykład głupoty która zabija. Sprzeciwianie się władzy...też.
Po tym wykładzie szkielet wskazał dłonią wyjście z dzielnicy.- A teraz zabieraj to truchło, bo cię zamknę za śmiecenie!

Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”


- Wesis’sh! Ty być ablu wesis’sh!- rzekł pogardliwie Grok. – Wojny ja nie zaczynać...Wojna trwać... już. Wielka wojna między gobliny, a jaszczury.
Wskazał na Krisa czubkiem kostura i zaczął skrzeczeć.- Ty być tchórzliwy jak wesis’sh i gadatliwy jak gha’ulka. Nie zdradzić ci tajemnic goblinów. Ty masz tylko znaleźć sposób bym przeszedł Port. Na bagnach, ja być przewodnik, a ty iść za mną.
-Jak już uzgodnicie...co i jak, to zejdzie na dół.- rzekł Ratkin wstając.- Jesteście winni mnie i Róży przysługę. I lepiej żeby jeden z was ją spłacił. Dla waszego dobra.
Po czym wyszedł z pokoju i powoli zaczął schodzić na dół.
Grok wstał.- Wszystko być twoja wina. Grok mówił, że zły pomysł otwarcie iść do Port. Mówił...Głupi człowiek, myśleć...mądrzejszy niż goblin...-
Szaman gobliński splunął tuż przed Krisem i kontynuował.- Człowiek nie słuchać goblin. to teraz człowiek sam szukać rozwiązanie. Grok być ..kul..kil..klient...Grok mieć wymagania.
Po czym goblin zaczął iśc w kierunku drzwi mówiąc ze śmiechem.- Grok obciąć Kris wounkas, ale wątpić czy Kris mieć wounkas...Bać się kilku jaszczurów. Prawdziwy ablu wesis’sh.-

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Satyrem”


Do trójki wędrowców rozmawiających o ewentualnej współpracy podszedł stary mężczyzna o siwych włosach i brunatnych szatach.

- Przepraszam ,że przeszkadzam...ale ponoć jesteś kapłanem.- rzekł starzec do Somka. – Mogę z tobą porozmawiać na osobności?
Gdy kapłan się zgodził, obaj wyszli na zewnątrz karczmy, gdyż jedynie z dala od tłumu starzec był skłonny do rozmowy
- Otóż niedawno umarł mój serdeczny przyjaciel Alvist Grammer.- zaczął opowiadać.- Znaliśmy się od szczenięcych lat. W zeszłym roku zmarła jego żona...wspaniała kobieta. Ale nie o tym chciałem pomówić. Otóż prawo tego miasta głosi, iż wszelkie zwłoki, po które nie zgłosi się rodzina, należą do świątyni Wstrzymującego Śmierć. Nie chcę aby Alvist skończył jako nieumarły. Potrzebuję więc pomocy...Otóż, Alvist miał syna Gilberta. Został on kapłanem jakiegoś bóstwa i wyjechał z miasta przed laty. Chciałbym abyś go odegrał i wybrał zwłoki ze świątyni. Wiem że to wbrew prawu ...i niebezpieczne. Gotów więc jestem zapłacić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2009 o 13:17.
abishai jest offline  
Stary 27-02-2009, 19:04   #70
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- A teraz zabieraj to truchło, bo cię zamknę za śmiecenie! - ponaglił go szkielet.

- Zaraz, chwila panie strażniku - zaprotestował siv. - Przecież ta kobieta, znaczy jej zwłoki, no to nie są zwykłe zwłoki. To znaczy przecież dosłownie parę minut temu one się ruszały i mówiły, za przeproszeniem, tak jak wy, panie strażniku. I jak tu mówić o własności służb? A jak ona znowu tego... ożyje i zacznie krzyczeć? - Maahrowi wciąż dość ciężko przychodziło przyjęcie i zaakceptowanie funkcjonowania nieumarłych w społeczeństwie. - Co ja wtedy zrobię? Przecież...

- Skończ te swoje wykręty, żaboludziu! - przerwał mu szkielet. - W tej chwili masz to sprzątnąć i nie obchodzi mnie, czy ten trup będzie coś wtedy krzyczał czy śpiewał. W Dzielnicy Reprezentacyjnej ma być czysto!

Maahr cofnął się o krok, jakby słowa nieumarłego uderzyły go prosto w głowę. Spacerujący po ulicy mieszkańcy Dzielnicy Reprezentacyjnej coraz częściej przystawali i przyglądali się całemu zajściu. Ci posiadający czulszy węch, z obrzydzeniem zasłaniali usta i jak najszybciej oddalali się swoją drogą. Maahr miał już dosyć tak szkieletów jak i zamieszania, jakie wywołało jego znalezisko. Chciał jak najszybciej pozbyć się uciążliwego zombie i mieć problem z głowy.

„Z nimi chyba faktycznie lepiej nie dyskutować. Ale niech wyschnę na wiór, jeśli będę troszczył się o tego babsztyla.”

Mruknął jeszcze pod nosem - Tak, panie władzo. Już dobrze, panie władzo - i skierował się do wyjścia z dzielnicy, ciągnąc za sobą ciało kobiety. Przy tak dużym obciążeniu upał stawał się z każdą chwilą coraz bardziej nieznośny. Przyjemny chłód i wilgoć kanału wydały się teraz bardzo zachęcającą perspektywą. Zorientował się, że przechodnie patrzą na niego, a raczej na ciało kobiety z mieszaniną wstrętu i strachu. Ciągnąc trupa niczym worek musiał wyglądać dosyć niezwykle. Szybko ściągnął z pleców płaszcz i narzucił na swój „ładunek” - teraz zwracał uwagę jedynie zapachem. Momentalnie poczuł, jak ciepłe słoneczne promienie padają na nieosłoniętą skórę i wprawiają go w stan odprężenia. Szybko jednak przezwyciężył opór zmiennocieplnego ciała i ruszył dalej.
W końcu udało mu się dotaszczyć zombie do bramy wyjściowej i zdał sobie sprawę z tego, że to jeszcze nie koniec.

„A co, jeśli tutaj też będą kazali mi pozbyć się tego trupa?” - zapytał sam siebie. - „Muszę w końcu jakoś się go pozbyć, tylko jak?” Wcześniejszy pomysł ze spaleniem zwłok wymagał dużo pracy, choćby ze znalezieniem odpowiedniego miejsca, ale wydawał się jedynym rozsądnym wyjściem. Maahr rozejrzał się dookoła – w końcu znajdował się w Dzielnicy Alchemików – musiał znaleźć tu coś, co pozwoliłoby mu podpalić nasiąknięte wodą zwłoki.
Rozejrzał się dookoła i spostrzegł szyld ozdobiony ilustracją płomiennej eksplozji i nazwiskiem właściciela, jednak napis był na tyle ozdobny, że siv nie dał rady go odczytać. Budynek, który reklamował szyld miał szeroko otwarte drzwi a także okna, z których w niebo wznosiły się smużki szarobłękitnego, pomarańczowego i zielonego dymu. Już miał skierować się do sklepu, kiedy jeden z przechodniów, półelf.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 02-03-2009 o 11:27.
Makuleke jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172