Łapski niby tego Kozaka wlókł do koni, jednak na prawdę daleko był myślami. Tęsknił za Łapkami, ale podróż już do tej pory nauczyło go jednego - na Ukrainie nazwisko szlachcica wobec hordy Kozaków nic nie znaczy. Na chwilę jednak otarł pot z czoła i przyjrzał się Waszmościom i Waćpannom z Kompaniji. "Cóż, aż tak źle chyba nie trafiłem. Fortuna mi sprzyja, przecież Zaporożce mogli mnie nabić na pal. Przytachał Kozaczynę do koni i oparł się o drzewo, zmęczony targaniem Kozaka. Ściągnął kołpak z głowy i trzymając go w dłoni, jego wzrok spoczął na stękającym Niżowcu.
- No to gadaj, Kozaczyno, ażeby szybko, bo moja Kompanija, jak widzę, cierpliwości za grosz nie ma. - Maciej podniósł z ziemi czerwone jak karmazynowe gobeliny. Przetarł rękawem żupana i począł jeść. |