Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2009, 23:44   #42
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
"Mi sembrava che il treno e il peggiore. In verita’ questo „panino” non deve il comentario."
- Accidenti!*
– wyrzucała z siebie raz po raz, kiedy kolor ponownie znajdował swoje miejsce na papierze, gdzie nie powinien. W końcu poddała się. Pozostał jedynie cień kwiatu na kartce.
http://img141.imageshack.us/img141/7...bypr3t3ja2.jpg

Nie wiedzieć czemu Volta również przestała zadręczać towarzyszy podróży. Widocznie policzyła ich w duszy, zapamiętała zapachy i powoli przyzwyczajała się do tej gromady obcych w otoczeniu jej panienki. Choć nadal nie mogła spać spokojnie i gdy tylko koło Chiary ktoś się pojawiał podnosiła łeb i obrzucała go taksującym spojrzeniem.

Właściwie kiedy panienka Wodehouse w końcu odłożyła przybory do malowania w odpowiednie przegródki torby, został obwieszony czas na postój.
- Bene. Non mi piacce amalcarsi gli animali.** – szepnęła do siebie. Nie lubiła, ale przez te lata poznała czym jest koło przyrody. Tylko po co na to patrzeć?

Uszczypliwa uwaga o nieoddalaniu się była zapewne wymierzona w jej zapędy. "Oh, ma Signior Ellis non conosce me."*** Dlatego też postanowiła nie brać tego do siebie.

Bestia w końcu uwolniona szybko skorzystała z braku smyczy i zniknęła w pobliskich zaroślach. Chiara tylko uśmiechnęła się pod nosem i poleciała szybko uzgodnić z Samsonem, żeby kości zostawił dla jej „picolla Volta, vabe’?”**** A któż mógłby odmówić jej ślicznemu uśmiechowi, zwłaszcza gdy chodziło o tak niegroźną prośbę.



Gdy ognisko już płonęło, a niebo rozświetliły gwiazdy, Chiara nie jadła. Wieczór obudził ponownie w niej gorąca neapolitańską krew matki i zaczęła opowiadać. Ktoś ją zapytał? A może sama coś powiedziała, co spotkało akceptację podróżników? Wystarczyło czyjeś niewinne słówko, gest, spojrzenie.

A mówiła o Afryce. Całej lub tylko fragmencie. Pasję przelewała w swoje słowa, a ci którzy niechcący natknęli się wcześniej na jej reportaże w gazecie Towarzystwa, nie mogli znaleźć podobieństwa z tamtymi suchymi relacjami. Ona żyła tym, o czym mówiła.

Wrzuta.pl - Etnic-Sławomir Andrzej Dumniec

Kiedy opowiadała o trudach wyprawy Bartolomeo Diasa, ocierała nieistniejący pot z czoła. Burze i wzburzone morze podkreślała z gracją unosząc ramiona. Składając dłonie, przelewała rozpacz głodnych żeglarzy. Ich radości objawiły się kiedy z nadzieją przysłoniła oczy przed słońcem, aby wypatrywać odległego lądu. Opisując ludność rdzenną robiła miny, wskazywała na różnice w budowie ciała czy ubrań. Kobiety nie noszą bluzek? Zasłoniła swoją klatkę piersiową skrzyżowanymi ramionami. Spinając inaczej włosy – zaprezentowała kilka tutejszych fryzur. Noszą ciekawą biżuterię? Pokazała swoje etniczne naszyjniki. Jakby tańczyła siedząc, malowała słowem.

A gdy w końcu zaschło jej w gardle definitywnie, przeprosiła za brak ogłady i aż do momentu udania się spać, nie odezwała się słowem, zupełnie zawstydzona, że znów i znów żyje tym, co kocha.

***

Kiedy Chiara tworzyła, nie było sensu do niej mówić. Znajdowała się we swoim własnym świecie. Innej rzeczywistości. Z nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w obiekt swoich marzeń, który przenosiła pewnym ruchem na papier lub płótno. Nawet Volta o tym wiedziała. Dlatego widząc swoja panią przy oknie z wypiekami na twarzy tworzącą horyzont na stronice notatnika zrezygnowana ułożyła się w pokoju Chiary na jej łóżku i zapadła w drzemkę.
Nawet słowa Lyncha nie oderwały panienki Wodehouse od jej okna. Nie poświęciła górze nawet spojrzenia. Ona widziała coś innego.

http://img141.imageshack.us/img141/5...rsunsetem1.jpg

Szła burza.
- Bóg Lesa się porusza, bóg Lesa się gniewa. - powiedziała głośno, bez celu. Jej słowa zawisły w powietrzu.

Wrzuta.pl - Arcana - Gathering of the Storm

Wysłuchała wielu opowieści o bóstwach.
- Według ludu Kraczi, - zwracała te słowa raczej do siebie, jakby nie chcąc zapomnieć - księżyc – małżonka słońca – sprzeniewierzyła się słońcu i znalazła sobie nowego kochanka. Słońce pogodziło się z tym stanem rzeczy i podzieliło się z księżycem dziećmi (gwiazdy) i majętnościami. Jednak księżyc często naruszał i nadal narusza posiadłości swego byłego małżonka. Prowadzi to do bitew między gwiazdami – dziećmi słońca i gwiazdami – dziećmi księżyca. Na ziemi występują wtedy sztormy, grzmią pioruny i miotane są błyskawice. Księżyc, jako słaba kobieta, z reguły ustępuje, wysyła swego posłańca tęczę, a ta zabiera z pola walki zacietrzewione dzieci księżyca.

Gdy pierwsza błyskawica poznaczyła błękit nieba, rysik kredki złamał się. Chiara wróciła do świata żywych.
- La tempesta. E voi siamo come una farfalla picolla durante uno vento forte. *****

Ale to nie ona bała się burzy. To Volta dostawała panicznych drgawek na samo słowo „tempesta”.
Chiara przebiegła szybko do swojego pokoju. Volta, jeszcze niczego nie przeczuwając leżała na jej łóżku i obgryzała kość udową wczorajszej antylopy. Gdyby nie okoliczności to teraz powietrze rozdarłby wściekły wrzask szlachcianki.
- Volta, a gamba. +– powiedziała ponurym, złym głosem.

Bestia ze skruchą zlazła z wyrka i podeszła łasić się do Chiary. I wtedy usłyszały pierwszy grzmot. Co najmniej 70 kilowy zwierz zakwikał jak zarzynane prosie i postanowił wykonać zwrot o 180 stopni na 10 cm kwadratowych. Po czym dać nura pod łózko. Przy okazji prawie tratując swoja właścicielkę.

"Grazie oh Dio, che ho comprato questi scarpi."++ – podziękowała w duchu dziewczyna za swoje wysokie do kolan myśliwskie buty.
- Oh no, no, tu testarda, grande bestia!+++ – powiedziała zaciskając zęby i złapała Voltę za skórę na plecach. Wszystko, czego potrzebowała znajdowało się już w przerzuconej przez ramię skórzanej torbie. Zostawało tylko przekonać bydlę, że tym razem to ONA tu ma rację i ostatnie zdanie.

Dzięki temu, że się schyliła, nie dostała w łeb drzwiczkami od szafki i walizką, co spadła z szafy podczas małych turbulencji "Dedalusa".
- Powiedziałam wyłaź, ty bydlę nieogolone! – wrzasnęła i nagle straciła równowagę - poleciała do tyłu. Cudem utrzymała się na nogach. Volta zawyła i zagryzła zębiska na swojej kości antylopiej.

I kiedy już zdawało się, że Chiara była blisko uspokojenia potwora, znów rozległ się grzmot, co rozbudziło panikę w zwierzaku. Volta zaczęła kręcić się bez sensu po pokoiku.
- CALMA! SEDE! #– zadarła się na psa właścicielka. Ten na chwile oprzytomniał i już spokojnie do niej podszedł, ale znów odezwała się burza. Volta z całej siły kością trzymaną w zębach uderzyła Chiarę w splot słoneczny, a ta wypadła przez drzwi otwarte z trzaskiem na korytarz.

William w ostatniej chwili zrobił (bardziej przypadkowy niż celowy) unik, dzięki czemu nie oberwał drzwiami.

"Dedalusem" ponownie zatrzęsło. Dziewczyna z impetem uderzyła tyłem głowy w barometr i zsunęła się nieprzytomna po ścianie korytarza na chodniczek. Drzwi do pokoju przymknęły się, blokując drogę Volcie, która zaczęła skomleć. Czuła, że burza to mniejsze zło w porównaniu do tego, co działo się na korytarzu.

Intuicja Wiliama jak zwykle się nie myliła. Jak przypuszczał, panna Wodehouse potrzebowała pomocy.
- Panno Chiaro? - klęknął przy nieprzytomnej dziewczynie, na razie ignorując błagalne symfonie wygrywane przez psa na nosie.
"Brakuje jeszcze na tym wąskim korytarzu Volty... W ogóle to trzeba ją było zostawić w CapeTown..."
Rzecz jasna w tej chwili nie było co płakać nad rozlanym mlekiem.

Chiara nie odpowiadała. Barometr zdobiła pajęczyna pęknięć i odrobina krwi.
- Chiaro?! - odezwał się Ellis z większym naciskiem, ignorując zasady dobrego wychowania.
Delikatnie uniósł głowę dziewczyny, jednak rana musiała być schowana głęboko we włosach. Zresztą już nie broczyła. Gdyby to był mężczyzna, starczyłoby zapewne parę silniejszych klepnięć. W stosunku do Chiary tego typu metody nie były jednak na miejscu.

W tym momencie Volta w końcu sforsowała drzwi i piszcząc polizała dłoń swojej pani. Widocznie miała wyrzuty sumienia. Jeśli zwierzęta można o coś takiego posądzać.

- Buona Volta
- powiedział William, w brutalny sposób mijając się z prawdą. - Un cane intelligente. Prendi il dottore. - dodał. - Il Dottore. Wilburn. Veloce.##
Wskazał odpowiedni kierunek.

Bestia wbiła swoje niebieskie spojrzenie w Ellisa. Nie rozumie? A może rozumie i zastanawia się? Może nie pamięta, którego to z mężczyzn ludzie zwą doktorem? Kłapnęła wielkimi szczękami, pokazując zęby i ruszyła w wyznaczonym kierunku. Zwietrzyła zapach, który przypominał jej nieprzyjemne wizyty u weterynarza i człapiąc pewnie na swoich czterech łapach podeszła do doktora. Wydała z siebie wymagający zainteresowania pomruk. Prawie jakby zaszczekała i bez ceregieli złapała doktora Wilburn'a za nogawkę spodni, ciągnąc w stronę miejsca wypadku.

Ellis żałował trochę, że wyszedł z wprawy i nie całkiem jest pewien, w jaki sposób w dzisiejszych czasach budzi się z omdlenia młode panienki. Miał wrażenie, że stary, sprawdzony sposób z pocałunkiem byłby nie na miejscu...
"Pospiesz się, doktorze" - pomyślał.
Ułożył wygodniej głowę Chiary.
Dziewczyna oddychała, tylko nie otwierała oczu.

- Chiaro, svegliati - delikatnie pogładził ją po policzku. - Allora, apri i tuoi occhi.###

Tylko gdzie jest ten pies? Wiliam westchnął i w myślach przeklął niesfornego kundla. Na razie przynosił tylko kłopoty. Przecież nie będzie tak czekał tutaj na zmiłowanie losu.
Wziął delikatnie Chiarę na ręce, był pełen podziwu dla kształtów lekkiej jak piórko młodej kobiety, W nieco innej sytuacji byłoby to doświadczenie nader przyjemne, w tej jednak chwili wszystko tłumił niepokój o jej zdrowie. Skierował się do salonu, gdzie inni pewnie już czekali. "Skoro góra nie przyszła do Mahometa..."

Nagle usłyszał ciche "mmmm" na swoim ramieniu i obrzuciło go, jeszcze trochę mętne, niebieskie spojrzenie Chiary.
-...cosa e' successo? - zapytała, już zupełnie przytomniejąc. Jej policzki oblały się pąsem. Wykonała kilka nieskoordynowanych ruchów - Posso da solo... ####
Tego się nie spodziewała.

- Jak się pani czuje, panno Chiaro? - spytał. W jego oczach tlił się jeszcze niepokój. - Uderzyła się pani w głowę...
Spełniając jej prośbę postawił ją delikatnie na podłodze. Nie do końca wypuszczając z rąk.
- Nie ma pani zawrotów głowy?

I bardzo dobrze, że nadal trzymał ją za przedramiona, gdyż zachwiała się na nogach, jak trzcina na wietrze.
- No. - skłamała, gdyż świat obecnie wirował w tempie lepszym niż niejedna karuzela. I jeszcze ten tępy ból z tyłu głowy. "Che macello!"
- Ja sama... -

możliwe, że by się nawet udało, ale kolejne trząśnięcie machiną wepchnęło dziewczynę prosto w ramiona signior Ellisa. Jej rumieńce były doprawdy urocze.

Tym razem William nie zamierzał pozwolić jej stać o własnych siłach. I wcale nie chodziło to, że trzymanie Chiary w ramionach było całkiem przyjemne. No, prawie wcale...
Przede wszystkim jednak chodziło o to, że dziewczyna zdecydowanie nie do końca doszła do siebie. I była zdecydowanie zbyt blada...


A drzwi salonu otworzyły się pod wpływem cielska Volty, która ciągnęła za sobą zdziwionego dr Wilburn'a za nogawkę. Chociaż teraz jego mina była jeszcze ciekawsza. Bestia puściła lekarza i zamruczała.
- Volta. - Chiara szepnęła słabo. - Już mi lepiej naprawdę.
Kiedy signior Ellis nadal nie chciał jej puścić dodała.
- W pewnych sferach po tej sytuacji stosownym byłoby się zaręczyć. - uśmiechnęła się blado, co zapewne miało sugerować żart. Powoli wracały też kolory na jej twarzy. William nieco złośliwie przymrużył oczy.
- Ależ z przyjemnością, moja droga... - powiedział. - Mamy nawet świadka. Dwóch świadków - spojrzał na Voltę.
- Panie doktorze - zmienił temat. - Panna Chiara rozbiła sobie głowę i zamroczyło ją na kilka minut.
"Do teraz nie wie, co mówi"
- dorzucił w myślach.
- Nie jestem pewna czy Volta by pana, drogi Signior Ellis, zaakceptowała. Nie lubi się dzielić. - dziewczyna uśmiechnęła się weselej w odpowiedzi. - zresztą by pan ze mną nie wytrzymał. Nawet mnie pan nie lubi.
"Lui non e un tipo scerzoso, no?"&
Volta już była przy swej pani i przyglądała się podejrzliwie anglikowi. Pogłaskana, trochę się udobruchała.

- Nie sądzę, by było aż tak źle - powiedział, pozostawiając Chiarze możliwość samodzielnego domyślenia się, czy chodziło o Voltę, czy o nią samą.

- W salonie będzie łatwiej. - stwierdził doktor i pomógł wprowadzić pannę Chiarę do pokoju, gdzie natychmiast posadzono ją na fotelu.


------------------


* Wydawało mi się, że pociąg jest najgorszą rzeczą na świecie. Tak naprawdę, to "kanapka" ją pobija na głowę.
- Kurza stopa!(nie ma odpowiednika po polsku tak po prawdzie)

**- Dobrze! Nie lubię, kiedy zabija się zwierzęta.

***"Och, ale Pan Ellis nie zna mnie."

****mała Volta dobrze?

*****Burza. I my jak motyl maleńki podczas wichury.

+ Volta, do nogi.

++ Dziękuję Boże, że kupiłam te buty.

+++O nie nie! Ty uparta, wielka bestio!

#Spokój! Siad!

## Dobra Volta. Inteligentny pies. Przyprowadź doktora. Doktora. Wiburn'a. Szybko.

###Chiaro, obudź się. Pora otworzyć oczy.

####Co się stało? Mogę sama...

& On nie jest typem mężczyzny, co żartuje, prawda?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline