Sawin doszedł do miejsca gdzie jeszcze niedawno widział wrogów i… i właśnie nic! Żadnych śladów zostawionych przez wielkie trepy nieporadnych i ciężkich orków, żadnej zagniecionej trawy, po prostu nic! A właściwie nic po za jedną złamaną gałązką… Paladyn stał i wpatrywał się w nią oniemiały.
- To chyba jakieś czarcie sprawki, albo jakie czary – Wojownik rozejrzał się jeszcze, po czym uważnie i nie zwalniając postawy wycofał się na trakt. To co się zdarzyło było dziwne, paladyn uznał to wręcz za zły omen. Przeszedł z wielkim trudem następnych kilkadziesiąt staj, wszystko oby jak najdalej od tego zagadkowego miejsca. Cały czas spięty, wrażliwy na dźwięki, gotowy. Jego rozum mówił wielkimi literami: „NIE ZOSTAWAJ TU DŁUŻEJ!” - nie był głupi, nie miał zamiaru, szedł dalej…
Nikogo nie widział, niczego nie słyszał, ale jego specjalne paladyńskie wyszkolenie powodowało, iż cały czas czuł czyjąś obecność w pobliżu. Sawin niestety nie potrafił wyczuć jakie intencje ma „To Coś” co go śledziło, i to go właśnie męczyło najbardziej.
Po przejściu przez zakole lasu, zwarzył stare zgliszcza niegdysiejszego domostwa, czując, iż ostatecznie opada z sił postanowił tam odpocząć.
Przeszedł przez jedno z wielu uszczerbień w murze i stanął w środku ruin, które okazały się być, w razie potrzeby, dobrym schronieniem. Zdjął plecak i usiadł w rogu, tak by widzieć wszystkie wejścia. Położył blisko siebie tarcze i miecz. Chciał odpocząć chwilę, a potem jak najszybciej oddalić się stąd, ale był tak zmęczony, tak niebywale zmęczony…
Zasnął. |