Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2009, 19:37   #28
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację



Wszyscy

Kłuciliście się.

Tak właściwie to kłucili się Dantlan i Lenard o to gdzie iść. Lis chciał iść na północ wśród zniszczone domy, by szukać tajemniczego przedmiotu, które zostało im ukazane przez urządzenie Giheda.

Spoon zaś aktywnie argumentował za bezzwłocznym powrotem do wieży, popierany nieco przez Wilka, któremu udało się przekonać napotkanego stwora do pójścia z wami.

Reszta drużyny zaś robiła inne rzeczy – Feliks wykonywał dziwne akrobacje w sobie tylko znanym celu, co chwila lądując w rynsztoku, Majolin obserwowała bacznie okolicę, zaś Honogurai po prostu stał i przyglądał się kłucącym towarzyszom. Natomiast stworzenie, które miało z wami iść do wieży po prostu stało i ze stoickim spokojem czekało na rozwój wydarzeń.

Prawdopodobnie, gdyby dać Dantlanowi i Lenardowi jeszcze trochę czasu to doszliby do porozumienia. Prawdopodobnie poszlibyście ku wieży, bo wydawało się do rozsądniejsze.

Jednak… w pewnym momencie zapadła cisza. Jakiś drobiazg – ruch z boku, cichy szelest zwrócił uwagę nawet krzyczących Lisa i Spoona. Feliks także przestał na chwilę się „skradać” i popatrzył w bok.

- Strzeżcie się… - usłyszeliście ten sam głos, który mówił do was wcześniej, zatem to musiał być ten stojący obok was stwór.

Jednak chwilę później usłyszeliście inny głos – dominujący i dobitny, jakby samymi słowami starał się was sobie podporządkować:

- ŻYWI!

Następny był promień – gruba na łokieć wiązka błękitnej energii magicznej, nawet amator by to wyczuł.
Wydobywała się gdzieś zza budynków po waszej prawej. Nikt nie miał czasu by się schylić, skoczyć w bok, czy zrobić jakikolwiek inny unik – energia was zaskoczyła i oślepiła na moment tak, że wszyscy odczuli jej skutki, nawet jeśli przeszła tylko obok nich.

Czuliście… chłód. Cholerne zimno bijące od wiązki magii przelatującej obok was. Tak jakby ktoś was nagle wypchnął z ciepłego pomieszczenia na szalejącą zamieć.

Po chwili jednak odzyskaliście wzrok, jednak wśród was brakowało Majolin i Feliksa.

Usłyszeliście także głośny huk łamanego drewna dochodzący z budynku po lewej stronie.

Feliks, Majolin

Lecieliście. To co, że w międzyczasie zderzyliście się z jakąś drewnianą ścianą – lecieliście dalej. Nawet nie odczuwaliście tak cholernego mrozu bijącego od magicznego promienia.

Ciężko było czuć cokolwiek będąc ogłuszonym przez uderzenie magią i spotkanie pierwszego stopnia ze ścianą.
Jednak wasz lot zakończył się kilka sekund później. W okół podniósł się kurz i piach dławiąc i wchodząc wam do nozdrzy.

Krew… chłód… piach… drewniana posadzka… tępy ból z tyłu głowy i w plecach.
Po kilkunastu sekundach doszliście do siebie by stwierdzić że uderzenie w ścianę nie było wcale tak bezbolesne.

O nie… zdrowo napierdalały was plecy i ręce. To wręcz cud że żadna kość nie była złamana. Jednak krew lała się z licznych ran w miejscach, gdzie ostre i wystające przedmioty rozdarły wam ubranie i skórę.

Feliks miał praktycznie całe lewe remię we krwi i każda próba poruszenia choćby jego palcami kończyła się głośnym jękiem i mocniejszym chwyceniem przedramienia przez prawą, zdrową rękę.

Majolin miała się lepiej, lecz także oberwała. Oprócz licznych małych zadrapań, jakiś ostry przedmiot na drodze ich wcześniejszego lotu zostawił bardzo długą ranę na prawym przedramieniu – od nadgarstka do łokcia.

Jakby tego było mało, słyszeliście w okół siebie wycie i syki – jakby cała armia węży wiła się gdzieś w okolicy. Jednakże żadnego stworzenia nie było widać w okolicy, a do towarzyszy prowadziła prosta droga zniszczeń wyrządzonych przez magiczny promień, nie dłuższa niż sto stóp.

Były także pozytywne aspekty wylądowania w tym miejscu – leżeliście obok dwóch spotych rozmiarów i wciąż zakorkowanych beczek.



Keith, Dantlan, Lenard, Honogurai

Nie widzieliście jak Feliks i Majolin lecieli przez drewnianą ścianę, jednak nie mieliście najmniejszych wątpliwości że zostali rzuceni w powietrze przez promień i najpewniej leżą kilkanaście jardów za świeżo zniszczoną ścianą.

Otrząsneliście się z zimna i częściowo z piachu, jaki wzbił się w powietrze. Dantlan poczuł się słabo – na niego zimno zadziałało dobitniej niż na pozostałych. Czarodziej teraz ledwo trzymał się na nogach.

Odwróciliście się, by zobaczyć istną potworność w miejscu z którego strzeliła przed chwilą magia.


- TYLE… ENERGII DO ZAGARNIĘCIA.

Jeżeli TO jest podobne do stworzenia z którym przed paroma chwilami rozmawialiście, to naprawdę nie chcieliście poznać czegoś gorszego.

Stwór był ewidentnie bardziej rozwinięty – małe fragmenty mgły jakby same do niego leciały, po czym zmieniały kolor na czarny i stawały się jego częścią.

Na uprzejmości nie było jednak czasu – przeciwnik już szykował kolejną wiązkę energii gromadząc ją na przypominających długie szpony niematerialnych rękach. Z jej czerwono-pomarańczowego koloru można było wywnioskować, że zaraz będzie gorąco.
 
Gettor jest offline