- Jak to cierpliwości nie mają? - oburzyła się Nuszyk, przytrzymując Kozaka, który wierzgać począł jakoby źrebiec jaki. - Waści nie zna nas! My z panem Bończą spokojne Litwiny, cierpliwość w nas jako u aniołów Pańskich i pokora jako u mnichów świętobliwych! Toć żeśmy mu przecie w łeb nie palnęli od razu, tylko politycznie z nim rozmawiamy! Mości Głodowski co prawda prędki i gorączka, ale już się przy nas manier cokolwiek nauczył. - Tatarzynka rozwinęła barwnie korzyści, jakie dla koroniarza kondycyji spłynęły dzięki dołączeniu do zacnej kompaniji, i już miała doradzić młodemu Łapskiemu, aby za mości Głodowskiego przykładem na mądrzejszych baczył, a może i też się czego nauczy, kiedy Kozaczysko przerwał jej wywód w połowie, i zakrzyknął jękliwie do mości Głodowskiego, którego snadnie za najsolidniejszego uznał: - Pane, ratujte, toć ja prawdę rzekł, dziewkę mieli my złapać, trzecią, batko rozkazy miał, ... we dworze nie było jej, tylko stara jaka, strzały huknęły, dziewkę my w sadzie obaczyli, uciekać poczęła, to my za nią... Prawdę mówię, niechaj mnie ziemia po śmierci nie przyjmie, jeślim zełgał... Pane, ratujcie... |