Chlup, chlup, chlup...
Błoto, wszędzie błoto! Jak wrócicie do tej karczmy, trzeba będzie łachy porządnie uprać...
Szamil; Każdy krok stawiałeś z wielką ostrożnością. Szedłeś pierwszy i siłą rzeczy miałeś największe szanse odnaleźć wszelkie możliwe zagrożenia i pułapki. Najbardziej obawiałeś się niestabilnego gruntu, czujnie uważałeś, by przypadkiem nie wejść na pło mchów, pod którym była woda czy bagienko. Ścieżka była bardzo kręta i wąska, szedłeś szlakiem kępkowych roślin rosnących na bezpiecznym wyniesieniu terenu, pilnie starając się odróżniać je od roślin rosnących wokół, w podmokłych dolinkach, by nie zgubić szlaku. Cały czas czułeś na sobie nieprzyjemne spojrzenia reszty. Byli tuż za twoimi plecami. Starałeś się mieć oczy w koło głowy; patrzeć pod nogi, przed siebie, za siebie... Byłeś leciutkim, zwinnym, czujnym elfem. Nic nie było w stanie cię zaskoczyć. Prowadziłeś drużynę zdradliwym szlakiem, wskazując im bezpieczną drogę.
Barbak; Szamil bardzo się zmienił odkąd ostatnio go widziałeś! Z młodzika-fajtłapy stał się prawdziwym elfim weteranem puszczy, bagien i bezdroży! Z niedowierzaniem patrzyłeś jak elf zwinnie i bez najmniejszych problemów przechodził z kępki roślin na kępkę, wybierając bezpieczne miejsca, omijając zdradliwe dolinki. Taki przewodnik to skarb! Szedłeś za nim pewnie, idąc po jego śladach.
Wszyscy; ... Jeszcze nie widzieliście orka chodzącego po bagnach z taką gracją.... O__O’ [nawet mroczni bogowie się przerazili...]
Isendir; Ci dwaj przed tobą zaczynają cię przerażać. Skaczą po kępkach bagiennej roślinności jakby od wieku niemowlęcego trenowali balet... Elf to jeszcze, ale ork w ciężkiej zbroi? Cóż, być może po prostu pochodzi, jak to większość orków ponoć, z podobnego krajobrazu... Podążasz ufnie ich śladem.
Jędrzej; Złapałeś za kłonicę, gotowy do tłuczenia komarów przykładem orka, czy do tłuczenia czegokolwiek, co też nadleci. Wokół chlupotało, plaskało, bulgotało, cuchnęło [trza było wyprać skarpety...]. Ale nic się nie zjawiło. Miałeś ciągle wrażenie, że jakieś cienie przemykają w mroku i bagiennych oparach, ale nic konkretnego, materialnego, się nie zjawiło. Ruszyłeś więc za resztą. ŁoooOOOoooł-ho-hoooOoouuups, wąska gadzina!!! – pośliznąłeś się na ścieżce, pomachałeś parodyjnie rękami, tracąc równowagę, i pojechałeś na taranującym wślizgu prosto na Isendira i Barbaka!
Ork miał jednak świetny refleks, zdążył się obrócić, a elf zwinnie usunął się z drogi na ile mógł. Zielone ramię orka chwyciło cię i zakończyło bezpiecznie twój poślizg, a ty nadal machałeś rękami, broniąc się przed popisowym szpagatem. Oj, gdyby nie ork, gdyby nie ork chlupnąłbyś w bagienko jak nic! Chwyciłeś się odruchowo gałęzi jaka była w zasięgu, pękła, niestety, pod twoim ciężarem. Siadłeś na tyłku, ze zdumieniem zauważając, że na ułamanej gałęzi było zaczepione coś malutkiego, błyszczącego... zerwany srebrny naszyjnik z wężem!
No! To musi być coś warte! Może informację o Dodatkowej Duszy....?
Barbak; Zerkasz na Jędrzeja [chlupnęło jakby 100 kg na tyłku siadło]. A ten co, na pikniku jest?! Omal was nie staranował, a teraz usiadł se i siedzi! Hm...? Zauważyłeś nagle błysk pod swoimi stopami. Schyliłeś się, wygrzebując z błota piękną monetę!
Uzjel, Kall`eh; Najpierw elfia tradycja w knajpie, a teraz chłopina z Męczyworów odstawia jakieś ludowe tańce-łamańce... Na szczęście, Barbak wykazał się błyskawicznym refleksem i ukrócił jego popisy, które mogły tragicznie się zakończyć! [zanotować; ten ork ma niebywałą zwinność, lub podejrzane wsparcie sił wyższych...].
Ray`gi;
Nie było miejsca dla ciebie
Z przodu, w elfickim pochodzie,
Więc wleczesz się za Brokułem,
W zimnie, wilgoci, o głodzie.
Chłopina jakaś przed tobą
Toczy się, noga za nogą,
Aż sztylet zimny w kieszeni
Piszczy, i o juchę woła;
Goście bagien nieproszeni,
A wróg wszędzie dokoła.
Podążasz na końcu pochodu. Po prostu wszystkie te dyndasy wcisnęły się perfidnie w kolejkę, przed ciebie! Hmpf. Typowe!
Po chwili marszu zwolniłeś. W unoszącej się wokół dziwnej mgle i szarości dostrzegłeś coś bystrymi drowymi oczami. Krzyż? Dwa krzyże!
Ulżyło ci. Więc idziecie w dobrym kierunku! Więcej, chyba już jesteście na miejscu! Ci idioci nawet nie zauważyli krzyży! Poszli dalej, jak konie z klapkami na oczach! Hm. Ale im będzie łyso!... Dotarliście bezpiecznie! Im szybciej dostaniecie się jakoś w okolicę krzyży, tym lepiej! Zaraz, którędy by tu...? Po konarach drzew...?
Jest ścieżka! Ścieżka odbijająca w bok! Ci z przodu znów ją ominęli! Czy ten elf, Szamil, jest ślepy, czy co?! Banda niedojd! Już czujesz ciepło karczmowego ogniska i wyobrażasz sobie przyjemną, ciepłą kąpiel, a potem przyjemne, ciepłe wyrko, być może z kimś cieplutkim u boku chi chi...! Jak dobrze.
Wszyscy;
- Krzyże!
Przystanęliście, obejrzeliście się na Ray`giego, który do was zawołał. Drow wskazywał chwiejnie ręką przed siebie, stojąc bokiem do was, spoglądając w dal, na zachód. Wyglądacie ciekawsko w mroczny las, tam, gdzie wskazuje drow. Krzyże...? Jakie krzyże...?
Ray`gi nie przejmując się waszymi krzywymi minami z determinacją ruszył dziarsko na przód, ku waszemu totalnemu zdumieniu i przerażeniu... Przecież...?!?!
BLURP!!! – drow, jakby nagle stracił wzrok i rozum, chwiejnym krokiem zboczył ze ścieżki i wstąpił prosto w kołyszące się na wodzie pło! Niczym ogłuszony runął, nie broniąc się nawet przed upadkiem, i z głośnym pluśnięciem w ułamku sekundy zniknął cały pod wodą i powierzchnią zielonego kożucha roślin! A wy staliście, sparaliżowani zdumieniem, gapiąc się na falującą za nim wodę z otwartymi gębami!!!
Ray`gi; Ukkkhhbluuubgh...!!! Blurghpllll...L-lllolth… k-khhhmpf!!!...
Nie masz pojęcia co się stało! Szedłeś ścieżką i naraz... naraz ocknąłeś się w zupełnie innym miejscu i czasie, szamocząc się rozpaczliwie i instynktownie w wodzie, z szeroko otwartymi oczami, nie widzącymi w mętnej cieczy, z ustami otwartymi do krzyku, zalanymi dusząca wodą!!! Jakimś cudem wymachując ramionami i nogami podpłynąłeś w górę i zdołałeś wynurzyć głowę, łapiąc rozpaczliwie powietrze.
Uzjel; Wiedziałeś, że tak będzie... szedł ostatni i jest czarny!
Wszyscy;
A niech to wszyscy diabli!!! Kątem oka zauważyliście przed sobą migoczące światełka błędnych ogników, znikające we mgle i bagiennych oparach! Moment później głowa Ray`giego, oblepiona roślinkami, wyłoniła się ponad wodę niczym łeb bagiennego potwora. Drow kaszlał rozpaczliwie i dławił się, pluskając nieskoordynowanie ramionami, chociaż ulżyło wam nieco – najpewniej umiał pływać, inaczej...
Jęknął naraz głośno, z przeraźliwym, niepokojąco szczerym zdumieniem. Spojrzał wielkimi oczami na mętną wodę, kołyszące się pło mchów. Sekundę później z urwanym wrzaskiem i głuchym pluśnięciem zniknął bez śladu pod zasłoną kożucha roślin!!!
Sekundy mijały, pło przestawało się kołysać, a drow nie wynurzał się!!! Echo jego krzyku też dawno już wygasło, choć moglibyście przysiąc, że nadal je słyszeliście...
Usłyszeliście za to wyraźnie hałas dobiegający z lewej; coś skakało zwinnie i szybko z drzewa na drzewo! Odwracacie się; bestia czai się, przyczepiona silnymi szponami do wielkiego pnia nieopodal!
http://gi78.photobucket.com/groups/j...DarkDanger.jpg
Plusk wody najwyraźniej zwabił tego drapieżnika!
- To noriec – powiadomił was w myślach Kruk. – Są ślepe i nie mają węchu, ale mają znakomity słuch i reagują na drgania podłoża, czy powierzchni wody.
A tafla wody wciąż kołysała się i pluskała cicho po tym, jak pochłonęła bez śladu nieszczęsnego drowa. Noriec natychmiast skoczył na gruby konar tuż ponad wami, stąpając po nim z gracją wielkiej małpy, balansując długim ogonem. Woda kołysze się, unosząc kożuch roślin.
Ray`gi nie wynurza się...! O Lolth! Bądź łaskawa! To już któraś minuta! Jak długo drow może przeżyć bez oddychania?!
- HYK!!!!!!!!!!!!! – wymknęło się naraz Isendirowi, na co Flafie wytknął go paluchem i zachichotał po swojemu.
No tak... Balowało się w knajpie? Nie przywykło się do trunków made in hel, hm?;3
I choć speszony elf zatkał szybko usta i wstrzymał oddech, noriec sprężył się, obrócił natychmiast łeb ku wam i skoczył ze szponami prosto na Isendira!
Barbak jednak już tam był, ze swoim niesamowitym orkowskim refleksem i maleństwem na takie komary w dłoniach! Opanowanie Barbaka dało mu przewagę w tej stresowej sytuacji zaskoczenia! Nim szpony bestii sięgnęły elfa, młot huknął w norieca kiedy ten był w locie, i posłał go wysoko w górę, w koronę drzewa [trzask, sypnęły połamane gałęzie]. Poturbowany stwór, z podkuloną tylnią łapą, otrzepał się wściekle i powrócił rychło, spełzając po pniu drzewa!