Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2009, 21:20   #311
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/4789425_lkcjq/Ciscar%20-%20Gastabud%20pa%20Arnas.mp3[/MEDIA]
Przy każdym ciosie ropucha trzęsła się jak galareta w domu jednej z licznych ciotek Olegarda. Sam ten widok mógł przyprawić o odruch wymiotny. Najwidoczniej potworowi też udzieliła się atmosfera tej sytuacji, bo nagle skurczył się w sobie, rozdziawił paszcze i wypluł z siebie umorusanego od stóp po głowę krasnoluda. Byłby to iście komiczny widok, gdyby nie odór, jaki rozniósł się dookoła, mieszając z i tak nieprzyjemną wonią bagien. Ropucha, mimo że okaleczona, najzwyczajniej odskoczyła w tył, robiąc w powietrzu obrót i znów zagłębiła się w bagnie. Tym razem w bezpiecznej odległości od brzegu. Po chwili, wraz z niesfornym osiołkiem pojawił się Galdor. Chwilę zajęło mu opanowanie sytuacji. Po drodze minął stosunkowo czyste źródełko, do którego teraz się przenieśli. Niestety o noclegu wśród zdziczałych ludzi nie było mowy. Olo rozpalił ognisko, a Telio wygrzebał z sakwy cudem zachowany kawałek szarego mydła, dzięki któremu Balthimowi udało się jakoś doszorować. W pewnym momencie sam już nie wiedział co gorsze dla jego, twardej przecież, skóry. Palący szlam, czy też wcieranie mydła w świeże zadrapania. Piekło niczym ogień z paszczy młodego smoka. Było to jednak zło konieczne.

Słodką kąpiółkę śpiewaj o zmierzchu.
Co wszelkie błoto obmywa z wierzchu!
Kto nie chce śpiewać - z takim precz,
Gorąca woda to piękna rzecz!

Słodki deszcz, który pluszcze powoli,
I szmer potoku, co mknie wśród dolin,
Lecz nad oboma wciąż wiedzie prym
Gorącej wody to para i dym!
Hy, hy, hy…

***
O ile podróż przez bagna może być uciążliwa, o tyle teraz była istną katorgą. Czuć na plecach spojrzenie wyłupiastych gadzich oczu, prowadzić konie z jukami po rozmokłej ziemi i taplać się w błocie za każdym razem, gdy kępa trawy okazywała się kupką zeschniętych liści, pływających na powierzchni mulistej wody. Obwiązanie się linami było dobrym pomysłem. Do czasu… aż osiołek skoczył w bagienną toń, omal nie przerywając epickiej wyprawy w tym zapomnianym przez Valarów miejscu, topiąc wszystkich jej uczestników. Tym razem ocaliły ich mocne stopy i dłonie Balthima. Miało to swoje dobre strony. Zachowała się część zapasów. Chociaż i tak, co cenniejsze przepakowano na konie już po poprzedniej przygodzie. Nareszcie bystre oczy Noldora dostrzegły ruiny niegdyś potężnej Numenorejskiej twierdzy… Potężna, musiało być dobrym słowem. Szkoda, że dawno temu.



***

Obeszli Tharbad. Ani śladu ani krasnoludów, ani żadnego innego cywilizowanego życia. Dopiero na północnym skraju stała gospoda. No.. to za dużo powiedziane. Była to zbita drewnianymi dechami nadpalona szopa. Przed nią wysuszone z resztek wody poidło i uwiązana przetartym sznurem kulejąca chabeta. W środku kilku ludzi. Szczerbaty ochlej, w wełnianym kubraczku, masywny mężczyzna o rozbieganym spojrzeniu wyłupiastych oczu, przywodzących na myśl spotkaną na bagnach ropuchę i cerze południowca. W przybytku śmierdziało cebulą i czosnkiem. Krzątał się też karczmarz. Równie gruby jak poczciwy Butterbur, jednak zupełnie od niego inny. Brudny, z nierównie przyciętą brodą, ze świńskimi oczkami i przepoconej koszuli. To chyba on był źródłem woni czosnku… albo cebuli.
Gdzieś w ciemnym kącie błysnęło coś jeszcze. Odbite, czy to przez oczy, czy to przez sztylet, światło. Ktoś czmychnął po schodach na górę.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 21-04-2009 o 08:18.
Keth jest offline