Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2009, 01:45   #44
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Cook



William Cook przebywał sam w kajucie powietrznego statku. W pustym pokoiku oświetlonym jedynie przez niewielką świeczkę samoistnie stworzył się nastrój intymności, jaki czasami wytwarza się, kiedy zostajemy sam na sam ze sobą i ze swymi myślami. Korzystając z chwil samotności William przygotowywał się do otwarcia swego kuferka, którego tak pilnie strzegł przez całą podróż. Ułożył kufer na łóżku, usiadł nieopodal niego i przyglądał mu się uważnie z miną człowieka zamyślonego i pochłoniętego przez jakieś niezwykle absorbujące myśli, jakby rozważając czy to odpowiedni moment na otwarcie skarbca przeszłości. Wreszcie wyciągnął z wewnętrznej kieszonki marynarki niewielki, mosiężny kluczyk z dziurką, na którym wygrawerowane były inicjały M. C.; wprowadził klucz do otworu zamka i spróbował przekręcić. Ale pierwsza próba była nieudana. Mechanizm zamka był oporny i zatrzymał się w pół obrotu.

William wyciągnął klucz i rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok natrafił na drzwi wejściowe do kajuty, których zawiasy były tak obficie wysmarowane jaką substancją. William wprowadzając się do kajuty niefortunnie ubrudził tym smarem rękaw marynarki. Teraz jednak lepka maź mogła się przydać do nasmarowania opornego zamka. Kiedy już nadmiar smaru z zawiasów znalazł się na kluczu pan Cook powrócił do kuferka. Łatwo udało mu się dwukrotnie przekręcić nasmarowany klucz, który szybko został wytarty w jedną ze szmat podłogowych i znalazł się ponownie w wewnętrznej kieszeni marynarki.

Po kilku chwilach właściciel cyrku zdecydował się podnieść wieko kuferka i zajrzeć do wnętrza. Osobliwe i tajemnicze przedmioty znajdujące się wewnątrz kuferka pobudziły jego myśli i wspomnienia. William położył się na łóżku, przymknął oczy i zaczął rozmyślać o swoich dawnych afrykańskich podróżach, o towarzyszach tamtych podróży i o młodości, która przeminęła i już nie powróci. Wydobywał z pamięci miejsca, osoby i zdarzenia do czasu, aż natrafił na niezwykle nieprzyjemne wspomnienie.

Było to podczas jednej z przedostatnich podróży do Afryki. Nie. To była moja ostatnia podróż. Po tym wydarzeniu cała Afryka zaczęła tracić dla mnie urok, a tajemnice czarnego lądu przestały mnie fascynować. To wydarzenie do dziś źle mi się kojarzy i z dużą niechęcią przyjmuję myśli cisnące się do głowy. Stacjonowaliśmy w jakiejś małej wiosce gdzieś w Afryce (przywołanie konkretnych danych geograficznych stanowi dla mnie dziś trudność nie do pokonania, ponieważ kiedyś usilnie pragnąłem wymazać to wspomnienie z mojej pamięci). Wioska była wyludniona przez epidemię i ledwo udało nam się znaleźć rodzinę tubylców, którzy jako jedyni nie zmarli. Ale mimo, że udało im się ujść z życiem byli strasznie osłabieni jakąś nieznaną chorobą. Już prawie zapadła jednogłośna decyzja ekipy kierującej naszą ekspedycją, że opuszczamy to miejsce, które mogło być kolebką jakiejś epidemii kiedy w wiosce zjawili się inni tubylcy (jak później się okazało mieszkańcy sąsiedniej wioski) pod wodzą szamana.



Był to człowiek ubrany w ceremonialny strój. Niejeden etnograf i antropolog oddałby wiele za takie cenne - z naukowego punktu widzenia - spotkanie . Szaman był bardzo ruchliwym mężczyzną i wydawało mi się, że cały czas się poruszał. Nawet gdy usiadł do rozmów z naszym tłumaczem gestykulował w tak dziwny sposób, że każdy jego ruch był niezwykły i osobliwie przyciągał moją uwagę. Wtedy wydał mi się człowiekiem fascynującym, więc przyglądałem się i przysłuchiwałem się uważnie.

Szybko dowiedzieliśmy się od tubylców, że szaman przybył tu walczyć z duchami, które jakoby nawiedziły tą wioskę i zabijają jej mieszkańców za nieposłuszeństwo i niedbałe składanie ofiar. Z kolei sam szaman trzymał się wersji, że nie przyszedł walczyć z duchami, ale że zamierza przebłagać je za zaniedbania sąsiadów i prosić, aby nie przenosiły swego gniewu na ich wioskę. Jakkolwiek by nie było tubylcy przybyli zorientować się sytuacji i przy okazji zabrać z wymarłej wioski kilka ciekawych przedmiotów. Postanowiliśmy nie protestować przeciwko grabieży. Stwierdzając, że nie ma co ryzykować konfliktu z tubylczym plemieniem dla paru garnków i trofeów, które i tak nie przydadzą się ich martwym właścicielom. Zanim jednak tubylcy zabrali swój łup szaman kazał złożyć wszystkie cenniejsze przedmioty na jedno miejsce i zaczął oprawiać modły i tańce, które śledziliśmy z wielkim zainteresowaniem.

Kiedy już skończył odczyniać uroki i klątwy ciążące na przedmiotach nastała chwila odpoczynku. Posialiśmy się w sporym oddaleniu od chat, a tubylcy podeszli w pobliże i z zaciekawieniem przyglądali się. Szaman spróbował naszego jadła, a potem próbował poczęstować nas owocami i ziołami, które przyniósł w specjalnym woreczku. Skusiłem się jako jeden z nielicznych i właśnie wtedy zaczęły się dziać rzeczy dziwne.

Szaman i tubylcy chcieli zgładzić jedyną pozostającą przy życiu rodzinę w wiosce, tłumacząc że gniew duchów może za ich grzechy przenieść się na ich własną wioskę. Wobec grabieży postanowiliśmy ustąpić, ale na morderstwo bezbronnych i chory nie mogliśmy pozwolić. Zanosiło się na ostrą utarczkę, ale niestety nie dane mi było w niej uczestniczyć, ponieważ nagle opadłem z sił. Nie pamiętam dokładnie czy rodzina tubylców zginęła czy została ocalona. Potem zaczęły dziać się dziwne rzeczy z moim ciałem i umysłem. Początkowo opadłem z sił tak, że ledwo mogłem utrzymać się na nogach. Potem dostałem drgawek i cały oblałem się zimnym potem. Przy tym mój umysł snuł obrzydliwe wizje śmierci i rozkładu, o których nie chcę nawet myśleć. Owe wizje nawiedzały mnie potem wielokrotnie w snach i po dziś dzień napawają mnie obrzydzeniem. Faktem jest, że w kilka godzin później doszedłem do siebie i nie zachorowałem na żadną z afrykańskich chorób. Ale od tamtego dziwacznego wydarzenia nie wróciłem do Afryki…

Nagle William porzucił swoje rozmyślania i uświadomił sobie, że przecież obecnie znajduje się w Afryce i leci powietrzną machiną. Postanowił odnaleźć Nadię i nacieszyć się jej widokiem, aby odgonić uciążliwe myśli, które dręczyły go przed chwilą. Z tą myślą opuścił swoją kajutę.
 
Adr jest offline