Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2009, 19:35   #144
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Siegfried Klauge
Doszło wtedy do jego uszu rytmiczne łopotanie helikoptera, który przelatywał nad jego głową. Pomimo tego, że byli w Neoberlinie, wojna dziwnie ucichła, tak jakby jej nigdy tutaj nie było.
Mur, który, na skutek ciągłych bombardowań i nieustającej wojny przypominał w niektórych odcinkach postrzępioną ruinę. Było cicho, jednak wydawało się, że pozorna cisza firnamentum to przedsmak burzy. Tylko z rzadka, jak znudzone cyknięcie świerszcza, dochodził huk moździerza albo jakaś zabłąkana seria.
Stary dom, który na skutek bombardowań był niczym innym jak sterczącym w niebo ciężarem żelazobetonu był całkowicie opustoszały. Prawie. Czasem przychodziły się tutaj bawić dzieci, więc w krótkim czasie ściany i rogi pokoju zżółkły, a w pokoju unosił się subtelny smród moczu. Była to jedna z biedniejszych dzielnic Neoberlina, która była zdewastowana jeszcze przed wybuchem wojny. Graffiti na odpadającym tynku pozostało, głosząc hasła anarchistyczne, niepodległościowe, a także anonse towarzyskie(„ANNE SPOD TRZECIEJ DA DUPY ZA PIĘĆ MAREK”). Jak na ironię ze ściany zwisał obraz, kompletnie nie zniszczony, przedstawiający latarnię na jednej z wysp. Siegfried znał tą wyspę i latarnię: To tam Rebelia Nowej Polski ewakuowała większość uchodźców.
Niedawno Neoberlin stał się jeszcze bardziej niebezpieczny, głównie z powodu tego, co wyszło z muru.
Okolica była zaskakująco dobrze obwarowana. Siegfried miał szansę poznać powód, dlaczego. Wystarczył jeden rzut oka na okolicę strzeżoną przez ciężkie karabiny; na bagnistych nieużytkach czasami w światło latarki wpadło coś, co dla niewprawionego oka mogłoby wyglądać jak kamień. Niekiedy gnijące w glinie ciała toczyły z siebie żółtą, oleistą posokę. Żołnierze wszystkich armii nazywali je lwami piaskowymi, Sandlöwe, ponieważ pierwszy przypadek, kiedy stwory te spotkano – i, co gorsza, kiedy te stwory zaczęły zabijać – był na piaszczystych plażach koło dawnej mieściny Heiligendamm, koło jeziora. Klauge znał ten przypadek tylko ze słyszenia: Kiedy rebelia próbowała przeprowadzić uciekinierów z Neoberlina na wyspę, wpadli w pułapkę Korporacji. Niestety, Korporacja nie miała prawa wykalkulować, że to oni wpadną w pułapkę Sandlöwe. Oddział sił transhumanicznych został zmasakrowany, a uchodźców z Neoberlina ewakuowano.
Pomimo to, dalej bano się wychodzić na piaszczyste wybrzeża i w ogóle na jakiekolwiek samotne przestrzenie, gdzie piaskowe lwy mogły się zakopywać. Wyglądały w istocie jak wielkie owady. Niektórzy żartowali, że gdyby tylko były większe, to można byłoby je już ujeżdżać. Wyglądały jak groteskowe połączenie ważki i żuka, na czterech mocnych, chitynowych odnóżach.
Niestety, pojawiały się całymi masami tak, że złapanie pojedynczego osobnika tak, by nie był martwy, nastręczało sporych trudności. Zabijały wszystko, cokolwiek zdołały zaciągnąć dla swoich larw – w tym i ludzi. Słusznie uważano, że jest to jeszcze jedna z aberracji, które były związane z portalami, jednak nie można było dociec, czy było to coś, co przyszło ze Sfer Zewnętrznych, czy po prostu oddziaływanie pola T na zwierzęta ziemskie. Czymkolwiek to było, sprawiło, że jeśli wcześniej na zewnątrz nie było bezpiecznie, to teraz wyjście poza firnamentum było traktowane jako samobójstwo. Wyjście z firnamentum... Jak i samotne chodzenie przy wejściach do die Mauer.
Klauge stał. Czekał na kogoś.
Bractwo Jedenastu Wymiarów w swoim raporcie donosiło, że agenci pracujący do tej pory w Murze – oprócz swojego donoszenia o technologii portalowej Korporacji – wspominali o dziwnym, niemalże doskonale strzeżonym projekcie zwanym Wunderkinder. Poza jednak nazwą, co do której było przypuszczeń od groma, nie znano nic. Prawie nic.
Niektórzy informatorzy dawali przypuszczenia co do zastosowania projektu, rozważając zainteresowanie Korporacji body enhancementem. Twierdzili, że być może – wnioskując po nazwie – jest to ostateczny projekt stworzenia nadczłowieka. Co do tego jednak pewności nie było żadnej, ponieważ po katastrofie z 24 września stracono łączność ze wszystkimi agentami – wiązało się to także z niesamowitymi wahaniami radiacji pola T.
Czas do infiltracji samego Muru wydawał się nadchodzić. Korporacja i Kombinat były obecnie zbyt zajęte miastem tranzytowym Frankfurt, by prowadzić faktyczne działania zbrojne w obrębie kompleksu badawczego die Mauer. Klauge miał przeniknąć w obręb Muru, dostać się do głównego komputera i wykraść tak dużo informacji na temat Wunderkinder, ile się dało. Było to jego pierwsze zadanie. Drugie właśnie nadchodziło.
Matthaus Grager, zwany nie bez kozery Doktorem Nożem sadził długimi krokami w jego stronę. Usłyszał najpierw trzask pękających odłamków szkła, gdy wchodził. Miał na sobie długi, szary płaszcz, który był zbryzgany krwią, niczym rzeźnicki fartuch. Uśmiechał się szeroko spod swojego wąsa, który wyglądał bardziej jak dziwny efekt nieumiejętnego golenia.
- Cześć, Sieg – ziewnął wymuszenie. - Mam dla ciebie coś, co przekazał mi sztab, a co może ci się przydać.
Odczekał chwilę na komentarz Siegfrieda.
- Mamy cholerne szczęście. Złapaliśmy jakiegoś idiotę-dezertera z Frankfurta. Znaczy, szczęście dlatego, bo nie zjadły go robale. Co prawda i tak zszedł z wyczerpania i cyjanku, jednak zdołałem się z nim trochę zabawić, zanim kompletnie stracił zdolność mówienia. Posłuchaj, Bractwo, oprócz tego, że masz wejść do tej dziury, chce, byś zaraz potem zainteresował się Frankfurtem. Właśnie z powodu projektu Wunderkinder. Słyszeliśmy, że otworzyli tam jakieś dziury do innego wymiaru... Jak zresztą i tu – wskazał kciukiem w stronę Muru. Ale Mur to twoja robota. Że powtórzę o Frankfurcie: Ten bastard, z którym przegiąłem, mówił, że ktoś od Wunderkinder jest we Frankfurcie. Wunderkinder są naszym celem po to, by poznać kolejne tajemnice Korporacji.
Droga na dół jest prosta: Zejdziesz na dół. Są tam stare szyby metra, które prowadzą do bloku D. Tak, Sieg, w tą dziurę. Myśleliśmy ci podesłać kogoś... Ale po co, ostatecznie? Przecież w środku są tylko potworki, he, he, he... Nic z Korporacji ani z Kombinatu. No, nie przeczę, możesz znaleźć jakichś sukinsynów, którzy okazali się mieć na tyle jaja, żeby przeżyć. Ale oni ci zaproponują współpracę.
Posłuchaj mnie uważnie, Siegfried. Raporty donoszą, że w Murze nie ma czterech bloków, ale jest piąty, ukryty. Blok E. Podejrzewamy, że gdziekolwiek, ale właśnie tam należy szukać informacji o Wunderkinder. I to jest twoje zadanie.

Wyciągnął prawą rękę w geście salutowania.
- Na chwałę Bractwa!
Odwrócił się i już miał odejść, gdy rzucił zza ramienia:
- A, i takie nieoficjalne przyzwolenie: Rozmawiałem... Z naszymi znajomymi. Jeśli znajdziesz jakikolwiek sposób by przedostać się przez portale, nie wahaj się tego zrobić, jeśli ułatwi ci to misję.

*

Ześlizgnął się po ruinach; wprawione oko pokazało, że ktoś tu wcześniej był, że ktoś także zsuwał się do starej stacji metra. Zszedł na dół; miał ze sobą nóż i wytłumioną Berettę, hojny i dobrze wyważony dar od Kahna, handlarza broni.
Szedł po szynach jakiś czas. Było dziwnie cicho, pomimo tego, że wojna rozgrywała się zaledwie paręset metrów od niego; natknął się na rumowisko, które odgradzało go od dalszego przejścia. Klauge nie wiedział, że rumowisko powstało parę dni temu podczas katastrofy portalowej, kiedy Schlaufen i Malak jechali starym metrem, ledwie unikając przygniecenia przez walące się warstwy żelaza. Nic to: Zauważył w ścianie po lewej sączące się światło ze stacji metra. Wszedł w wyłom.
Widział już wiele zwłok, jednak te miały dziwne twarze; wykrzywione w grymasie bólu i przerażenia. Niewątpliwie był to jego pierwszy raz, gdy wkraczał tak naprawdę na teren, gdzie były stwory z innego świata.
Przed nim znajdowała się sporej wielkości stacja metra, przy czym po jego prawej stronie większa część była zawalona – naprzeciwko jednak znajdowało się przejście dalej. Co gorsza, z tego przejścia coś nadchodziło.
Gnijące, kulejące zwłoki z rozszarpanymi krtaniami i niesamowicie dużymi szponami zbliżały się wolno, w hipnotycznym tempie. Było ich pięciu; ich głowy obsiadły, bez wyjątku, stwory, które Klauge już widział: Były to pluskwy. Wydawały się mamrotać coś jakby modlitwy – o ile były to modlitwy.
- Boże... Boże... Pomóż mi... Błagam, pomóż mi... Na Boga, zdejmij to ze mnie... Człowieku...
Jęki i wrzaski docierały do Siegfrieda z jednoczesnym dzikim wyciem i gulgotem o mięso. Być może zdziwił się, gdy ze schodów zbiegła znajoma mu sylwetka.
- Co ty tu... Co ty tu do cholery robisz? - westchnęła Katrina Tojtowna.

* * *

# Sale Lamentu
- W ogóle co to jest za miejsce? - spytał Nicolas.
- Buchta nazywał to miejsce Salami Lamentu. Nie wiem, dlaczego, ale mówił, że to nie on wybrał tę nazwę. Powiedział, że kiedy pierwszy dostał się do tego miejsca, odczytał jakieś napisy przed wejściem... Po naszej łacinie. Wyobrażasz sobie? W każdym razie, jak odcyfrował to, to niby było tam napisane między innymi to. Poza tym, jak mówił... Imiona. Setki imion, o których w życiu nie słyszał. Pokażę ci, jak wyjdziemy.
Dürer zadał pytanie, a Nicolas odpowiedział:
- Taki psikus dla moich starych znajomych. Ciągle mnie nachodzili bez zaproszenia. Stało się to już nie do zniesienia...
- Musiałeś mieć naprawdę nieznośnych znajomych – tu agent wypuścił dym nosem – skoro zdecydowałeś się na taki desperacki krok.
Agent zgodził się także, gdy Nicolas poparł jego zamysł pójścia dalej z dziwną kobietą. Stracił nieco z pewności, którą miał, gdy szedł ściekowymi korytarzami pod Frankfurtem – ucieszył się więc, gdy ktoś wydał osąd o jego pomyśle.
Nie uszli długo, gdy napotykali pierwsze zwłoki.
Te tutaj wyglądały jak ciała mumii. Wyglądały na martwe od wieków, jednak mimo to skóra owinięta w zabrudzone bandaże przykrywała zasuszone mięso. Zżółkłe niczym pergamin czaszki były puste niczym bęben i jak bęben kruche. Gdy Nicolas przypadkiem nadepnął na jedną z nich, ta rozpękła się jak przestarzały orzech, zmieniając się w kurz. W Salach Lamentu, jak tylko odeszli i zanurzyli się w ciemności, znaleźli wiele zwłok – wyglądało na to, jakby kompletnie obeszła je zgnilizna, za to miały bardzo, bardzo dużo czasu, by wyschnąć i zamienić się niemal w proch. Oprócz trupów dorosłych, byli tutaj starcy i dzieci.
A także dziwne, zdeformowane zwłoki o niesamowicie dużych głowach, większych rękach albo ogromnych żebrach.
- Możecie mnie nazywać Małgorzatą Misztalską – o dziwo, głos kobiety zabrzmiał nad wyraz normalnie. - Chociaż nie mam właściwie imienia, hie – zaśmiała się i oblizała sine wargi.
- Jesteś... Z Ziemi? - zapytał Dürer.
Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Nie jestem pewna, co nazywasz Ziemią.
- No... Tam, skąd przyszliśmy.

Westchnęła smutno. O ile wcześniej wydawała się potworem w ludzkim ciele, teraz naprawdę wyglądała na samotną i zagubioną.
- Nie jestem pewien, czy mnie zrozumiesz. Ale ktoś zaczął otwierać portale... Ty wiesz, co to są portale? Pewnie sam umiesz je otwierać, skoro przyszedłeś. Byłam w niektórych z nich. Wiele prowadzi do tego miejsca... Słyszałam, że ludzie z jakiejś ziemi nazywają je Externusem...
- Z „jakiejś” ziemi? I skąd wiesz o projekcie Externus?

Zmarszczyła brwi jakby ogarniała jakąś wyjątkowo trudną lub przykrą myśl.
- Chodzi o to, że ja często wchodziłam do różnych portali... I okazało się, że tak naprawdę nie ma jednej Ziemi.
- Więc na niektórych planetach nie ma Korporacji? Nie ma Kombinatu? Nie ma niczego?
- Niektóre ze światów wyglądały na bardzo podobne do niej. Ale rzadko były na nich ludzie. O wiele częściej widziałam martwe, puste światy... Pełno czerwonego pyłu i kości... Albo inaczej: Czasami widziałam ludzi jakby w kolebkach... A jeszcze gdzie indziej nie było ich w ogóle, tylko nieskończone puszcze, morza traw...
- To musiało być przerażające.
- Niektóre z tych światów można by zasiedlić. Ale na większości z nich jest... Po prostu niebezpiecznie. Jak tutaj.
- Dlaczego jest tam niebezpiecznie?
- Istoty, które tam mieszkają nie cierpią obcych. Albo też nienawidzą wszystkiego, co spotkają i płoną żądzą krwi. W niektórych światach ludzie stanowią zwierzynę łowną lub są hodowani na rzeź. Stanowią... Pewnego rodzaju przysmak.
Dürer przełknął ślinę.
- Dlaczego sądzisz, że to przerażające? To wcale nie jest tak straszne jak to, co się dzieje na tym świecie, z którego pochodzisz.
- Czy wszystkie światy przedstawiają alternatywną Ziemię?
- Nie, oczywiście, że nie. Na przykład ten... Chociaż widziałam o wiele gorsze i o wiele bardziej chore, które wyglądają jak twór psychopaty. Piekło. Co gorsza, niektóre stwory z tych światów wydają się być zainteresowane... Naszym.
- Jak wyglądają?
Wzdrygnęła się.
- Nie będę tego tutaj opowiadać.

*

Uszli kawałek drogi, stojąc w mrocznym korytarzu. Nagle, do uszu Neumanna i Dürera doszło przeciągłe wycie. Agent zauważył żółte lśnienie na końcu korytarza. Pobiegł tam prędko i pociągnął za kryształ.
- Nie! - wrzasnęła Misztalska. - Oszalałeś? Bez...
- Wiem, co się stanie bez OHU, cwaniaro. Ale nie mamy czasu, pomóż mi...
- Nie wyciągniesz...
- Założysz się? - wyjął z kieszeni pistolet. Neumann zauważył, że ręka, którą trzymał kryształ jest poparzona. Strzelił parę razy, mimo to kryształ nie pękł. - Cholera! - jęk z korytarzy rozległ się jeszcze raz.
- Skoro jesteś z ekipy badawczej, powinieneś wiedzieć, co tu zaraz przyjdzie, jeśli się stąd nie wyniesiemy – głos Misztalskiej brzmiał groźnie.
- Chh... Cholera! Gdzie są narzędzia?
- W Kuli. Cho... O, kurwa!

Kamienna ściana została zniszczona, zasypując korytarz i drogę wyjścia. Misztalska cofnęła się o krok. Patrzyła nie ze strachem, ale ze złością na agenta. Ze ściany wyszło coś.
Coś złego.

*

Drogi Czytelniku, kimkolwiek jesteś, wiedz, że aby nieco przybliżyć Ci coś, co spotkało naszych trzech znajomych w Salach Lamentu na Externusie, piszę poniższą notkę. Niech moja krótka tyrada ma formę wykładni okultystycznej, tak, by przedstawić mu najważniejsze fakty.
Stwór mieszkający w Salach Lamentu nazywa się: Matka. Ma pokrewieństwo z bóstwami chtonicznymi, takimi jak Kybele, Kubaba, Njörd, Gaia, Wenus ale i także dzieli pewne podobieństwa do hinduskiej bogini zagłady Kali. Planety związane z nią to Księżyc i Wenus; przedstawia ciemną stronę macierzyństwa i jest wzywana w piątek. W tym wypadku mamy do czynienia – jak można się było domyślić – z aspektem Matki-Morderczyni pożerającej własne dzieci.
Forma Matki jest następująca: Pojawia się jako wielka, bo ponad dwumetrowa postać ze zwichrzonymi włosami. Mniej więcej przypomina człowieka, jednak zachodzą różnice: Po pierwsze, jej oczy płoną na czerwono, po drugie, po drugie, posiada paszczę pełną kłów długich na pół metra, po trzecie szpony długie na metr. Stężenie psychoplazmy w tym miejscu wykreowało matkę, która straciła swoje dzieci; z tego powodu rozpacza, cały czas słychać jej łkanie połączone z gulgotem wściekłości. Jest naga i gruba, szczególnie jej brzuch, który ugina się od naporu potomstwa. Stanowi widok obrzydliwy i przerażający. Dla mechaniki gry oznacza to, że postacie o duchu równym 2 lub mają kłopoty z koncentracją z powodu wszechogarniającego strachu, co wlicza się do ich rzutów na walkę. Postacie o duchu 1 mają poważne kłopoty z koncentracją na walce, jako że o wiele łatwiej by było dla nich uciec z wrzaskiem.

*

Misztalska zaklęła wyjątkowo obrzydliwie.
- Ty! - wykrzyknęła do agenta. - Umiesz doprowadzić to coś do stanu używalności? - zapytała o maszynę portalową.
- Nie mam...

Potwór zawył przenikliwie i skoczył w jej stronę, tak, że urwała, gdy chciała coś powiedzieć. Nie pozostała mu dłużna i drasnęła go w ramię swoim długim nożem. Zawył jeszcze silniej tnąc powietrze czarnymi szponami.
- Znajdź i odłup kryształ...
- Nie mogę!
- To weź go razem z murem, idioto! -
tym razem nie uniknęła ciosu w nogę i upadła. - Zanim...
Ale już nie panowała nad sobą; przez jej gardło przechodziły różnego rodzaju dźwięki i syki tak, że kompletnie przestała dbać o to, że została zraniona; zaczęła ciąć powietrze nożem przed Matką.
- POMÓŻ MI, SKURWYSYNU – syknęła w stronę Neumanna. Dürer pobiegł w pobliski korytarz. - WYMYŚL COŚ.

* * *

# Bunkier Buchty
Po upiciu kilku łyków z butelki, Tanja rzekła:
- Pyszne. To którego Finneasie bardziej chciałbyś spotkać? Durera czy Irrlichta?
- Musisz coś wiedzieć, Karolina... -
mruknął Finneas. - O ile Dürer jest specem w ukrywaniu się i przybieraniu różnych masek... Rozumiesz, wtapianiu się w tło i kamuflażu, to prawdopodobnie Irrlicht jest tym, który otwiera portale.
Zamyślił się.
- Tak, to pewnie on. Był lepszy ode mnie w te klocki. Jedyne, co mnie zastanawia, to to, czemu miałby to robić. Irrlicht wyniósł się jakiś czas temu z miasta... Zniknął kompletnie z podziemia. Wydaje mi się, że otwiera portale nie bez powodu. Co to za powód? Nie wiem, do diabła. Ale komu zależałoby otwierać portale do cholernego piekła? Jedyną odpowiedzią, którą mogę wam teraz odpowiedzieć jest: Nie wiem.
Mimo to, uśmiechnął się szelmowsko.
- Ale się dowiem.

*

Yseult rozmawiała jeszcze chwilę z Tanją. Gdy Tanja ją spotkała po tym wszystkim, wydawało się, że była w stanie graniczącym z rozpaczą; pocieszyła ją, za co Stein gorliwie podziękowała. Westchnęła:
- Dzięki. Pomimo tego wszystkiego... Rozumiesz... Całej tej nieufności i syfu, który nas otacza sądzę... Myślę... Że mimo wszystko możemy znaleźć w tym całym piekle odrobinę normalności.
Zabrała się do swojej pracy – minęła godzina, gdy przyszła do Tanji znowu.
- To niesamowite, ale Buchta ukrył w tej dziurze nawet sprzęt medyczny. Nawet taki, dzięki któremu można robić zaawansowane skany tkanek i... Tak, udało mi się mniej więcej ustalić co jest w tej walizce bez otwierania jej.
Okazuje się, że w tej pieprzonej walizce Saint miał spory ładunek sarinu. Nie wiem, co ten popierdoleniec chciał z nią zrobić... A w każdym razie nie mam ochoty się przekonać, co by się stało, gdyby ją otworzyć. Chociaż sądzę, że pewnie jest jeszcze chroniona jakimś dodatkowym pojemnikiem. To jednak nie zmienia zbytnio faktu, że jest tam tyle sprężonego sarinu, że mógłby nim bez większych problemów zabić całą dzielnicę Berlina, a jak wiatry by były dobre, to uszkodzić jeszcze parę dalszych.
W każdym razie, Tanja, wierz mi – nie chcesz otwierać te walizki. Muszę się zastanowić, jak to zutylizować... W każdym razie nie chcę tego po prostu otwierać na środku Frankfurta. Co gorsza, nie mamy w miarę dobrego poligonu, albo laboratorium chemicznego, żeby zneutralizować sarin.

Przygryzła wargi.
- Wydaje mi się, że właśnie tym Saint chciał terroryzować miasto... Ale po co? - urwała i zamyśliła się.
Wkrótce przyszedł Buchta.
- Okazało się – oznajmił – że ostatecznie można uruchomić maszynę portalową... Będziemy mogli użyć kryształów, które są w sejfie. Jeśli, oczywiście, zamierzamy tam polecieć. Pomimo tego, że się boję, chciałbym się tam dostać i spotkać tego, kto otwiera portale...
Jest coś jeszcze. Pomimo tego, że maszyneria działa porządnie tutaj, to czujniki pokazują, że nie ma po drugiej stronie kryształów. Widocznie po tym, jak ktoś przeszedł stąd do Externusa, spaliły się pozostałe. Nie jestem pewien, czy tamci zamierzają robić cokolwiek z tym... Ostatecznie nie jest tak, że jest tylko jedna stacja na Externusie. Jeśli przenieślibyśmy się na drugą stronę, musielibyśmy rozważyć zbieranie kryształów do ponownego uruchomienia maszyny, w razie, jeśli przypadkiem wolelibyśmy wrócić do tego bunkra.
- A, i poza tym. Nie było mnie przez godzinę, zauważyliście? Badałem przejścia przez kanały. Wiesz, te, które są tam, gdzie jest maszyna. Te wielkie rury. Przelazłem przez nie. Nie myliłem się, dalej prowadziły do korytarzy pod Odrą. Co prawda nie byłem zbyt daleko, ale...
- Tak, nie wszystkie z nich są zalane. Wydaje mi się, że niektóre przejścia nie stanowią żadnego niebezpieczeństwa dla przejścia. Przechodząc kanałami, akurat wtedy, kiedy Frankfurt znajduje się w stanie chaosu, nie musielibyśmy stawiać czoła Kombinatowi. W ten sposób moglibyśmy dostać się na dawną ulicę Strzelecką, nieco poza obozem, a dalej w stronę morza i uchodźców z tego piekła.
Poza oczywistym faktem, że w kanałach moglibyśmy coś znaleźć. Albo coś nas.


*

List zwrotny od Konrada przyszedł dość szybko; zastanowiło to Tanję, która stwierdziła, że wyglądało to tak, jakby Konrad czekał na list zwrotny, jakby był niemal pewny, że odpowie.
Pomimo to, list był szyfrowany. Konrad, ignorując kod Axela, wysłał własny szyfr, tak, że minęło około pół godziny, zanim GOS zdołał odcyfrować zapis.

Jeżeli jesteście w środku „piekła Frankfurtu”, jak to sama określiłaś, to obawiam się, że rozkładam ręce. Siły transhumaniczne szukają właśnie was z jakiegoś dziwnego powodu, a ja nie wiem, dlaczego. W każdym wypadku o ile mogłem się z wami podzielić wcześniej kodami i informacjami, to tutaj moje możliwości się kończą.
Chodzi o to, że krótko po katastrofie w die Mauer zostaliśmy odnalezieni przez siły, którymi dowodził nie kto inny jak Arnold Gieger. Może o nim pamiętacie. Nagle wszyscy, którzy mieli kiedykolwiek styczność z portalami, zaczęli być bardzo, ale to bardzo cenieni. A ja byłem w epicentrum tego piekła.
Może zastanawiacie się, dlaczego stałem się nagle tak ważny dla Korporacji. Co prawda jest to jedna z rzeczy, które chciałbym omówić na osobności, ale teraz mogę powiedzieć, że promieniowanie, na które byłem poddany w Murze zmieniło mnie. I to właśnie ma ochotę zbadać Gieger. Siostra Heintza ma także podobne... Doświadczenia.
Jeżeli chodzi o projekt Wunderkinder, to nie mogę wiele na ten temat powiedzieć, bo sam niewiele wiem. Mimo to jest coś dziwnego w tym wszystkim: Rozmawiałem ostatnio ze Stabsgefreiterem na ten temat; pomimo tego, że miał operacje chirurgiczne i chemiczne na mózgu(jak to w Korporacji), zadziwiająco dobrze składał zdania. Przypadkiem mówił mi o projektach Wunderkinder i Triarii. Odmówił mi udzielenia jakichś bardziej szczegółowych informacji, jednak zdołałem się wywiedzieć, że o ile Wunderkinder to projekt mający na celu stworzenie nadczłowieka jakimiś wielkimi zdolnościami psychicznymi, to Triarii ma na celu stworzenie żołnierza doskonałego, a siły transhumaniczne były wstępem do tego.
Co do tego, co mają Kombinat i Korporacja wspólnego... Nie wiem. Jedyna prawdziwa odpowiedź, jaką mogę wam dać na teraz brzmi: Nie wiem. Obóz pod Neoberlinem rozbrzmiewa przeróżnymi plotkami. Między innymi także takimi teoriami, że tak naprawdę Kombinat i Korporacja to w rzeczywistości jedna organizacja mająca na celu doprowadzić ludzkość do zbawienia. Ktoś mówił tutaj coś o Uniwersalnej Unii, ale, jak już zaznaczyłem: Nie wiem i nie mogę niczego potwierdzić.
Kończąc, nie wiem, jak się teraz do was dostać, tym bardziej, że się ukrywacie. Pisanie do was bez wiedzy naszych sojuszników staje się coraz bardziej niebezpieczne, bo łapią się i chyba wie, że nadajecie informacje przez sieć. Uważajcie na swój sygnał i nie ufajcie każdej informacji, która do was dociera.
Prawdopodobnie ukrywacie się gdzieś w kanałach. Jeśli się tam znajdziemy z Agathą, damy znać.


*

Komputer Axela rozgryzał i przebijał się przez kolejne warstwy informacji na serwerach Kombinatu. Niestety, jeśli chodziło o dalsze informacje na temat projektu Wunderkinder, nie natrafił na wiele więcej. Pomimo tego, natrafił na jeszcze jeden rozkaz pochodzący ze Sztabu Generalnego, pustej, prawdopodobnie przeniesionej lub skasowanej swojego czasu strony. Pomiędzy rozkazami dotyczącymi wojny był jeden, który miał w nazwie: „W SPRAWIE WUNDERKINDER”. Brzmiał:

W SPRAWIE WUNDERKINDER. WYGLĄDA NA TO, ŻE NASZ WSPÓŁPRACOWNIK B. DOSTARCZYŁ NAM PARĘ Z NICH DO MIASTA F. ZA CENĘ EWAKUACJI STU TYSIĘCY LUDZKICH ZASOBÓW. KODY WUNDERKINDER TO: AX589, TA023, SE109, YS145, FR001, HE987. pomimo że W MIEŚCIE ZNAJDUJĄ SIĘ INNE POTENCJALNE PROJEKTY, TE WYDAJĄ SIĘ JEDNAK NAJBARDZIEJ PRZYDATNE DO PROJEKTU WK. SPACYFIKOWAĆ I PRZYWIEŹĆ DO SZTABU W SEKTORZE NULL.

Poza tym komputer znalazł, ku radości hakera, dostęp do niektórych kamer rozmieszczonych na ulicach. W ten sposób mieli jasną sytuację tego, co się działo tam, na górze. Okazało się, że Korporacja zaczęła wygrywać, co przeniosło pole bitwy nieco za Beckmannstraße; oznaczało to, że tam, na górze znajdowała się Korporacja. Siły obu stron były głównie skoncentrowane na samej walce – jej głównymi punktami były ulice Róży Luksemburskiej, Poetensteiga i Kleistparku. Niewiele lub praktycznie żaden ausschritter i łowca nie interesowal się Frankfurtem północnym, gdzie byli. Kombinat oddawał zachodnią część miasta, jednak nie zanosiło się na to, żeby miał przepuścić bioboty za Odrę.
Także walka nie dotykała kompleksu fabryk i rafinerii Leidengeistu. Jedyne zniszczenia dotyczyły obszarów sieci trakcyjnej – która i tak była ruiną, gdy przyszli – i obszarów do niej przyległych. Ku uldze Tanji, ofiar śmiertelnych nie było zbyt dużo, jeśli chodzi o cywilów. Pomimo to, wojna trwała i choć tylko na chwilę przygasła, po ulicach chodzili łowcy razem z ausschritterami. Korporacja, wyglądało na to, osiągnęła swój cel, to jest zatrzymanie dostaw broni dla Kombinatu w Neoberlinie.

W międzyczasie haker poszedł do Selene. Spotkał przy niej jej siostrę Helgę, która czyściła paznokcie nożem, jednak wkrótce zgodziła pomagać się Buchcie w doprowadzaniu rzeczy do porządku, między innymi i maszyny portalowej, którą – jak odkryto zaraz po przyjściu – ktoś uszkodził tak, by portale, które otwierała, nie zamykały się po czasie, ale trwały i umacniały swoje połączenie.
Selene obudziła się i uśmiechnęła się na widok Axela.
- Selene, malutka. Czemu nazwałaś mnie tatą?
Podniosła nieco brwi, gdy to powiedział. Przechyliła głowę, jakby namyślając się, kiedy to właściwie powiedziała; w momencie olśnienia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Przepraszam – powiedziała. - Przypominasz mi mojego tatę i chyba musiałam cię z nim pomylić. To znaczy... Nie mów tego mojej siostrze, dobrze? Ja nigdy nie widziałam mojego taty, tylko ona mi opowiadała o nim. Ale widzę go. W snach.
Milczała przez chwilę.
- W snach mój tato lata. Dziwnie tam. Latające wyspy i fioletowe chmury. Widziałam swojego tatusia przy mojej mamusi w takiej katedrze... Były tam takie dziwne witraże z panią z ogniem...
Popatrzyła z iskierkami wesołości na Axela.
- Myślałeś, że jesteś moim tatą? Jaki głupi! - zaśmiała się serdecznie.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline