Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2009, 22:25   #141
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Tanja wyciągnęła do Buchty rękę po alkohol. Dostała flaszkę. Zamykając oczy i krzywiąc się cała wypiła dużego łyka. Jeszcze nie zszedł jej rumieniec, a ich krzyki słyszeli zapewne wszyscy. Palący przełyk płyn pomógł jej teraz odzyskać równowagę.
- Pyszne. To którego Finneasie bardziej chciałbyś spotkać? Durera czy Irrlichta?
Podała butelkę Axelowi, uśmiechając się prawie radośnie.

***

-Ys nikt nie widzi w tym sensu. Myślałam, że możemy od tego uciec, się wypisać, pieprzyć korporację, kombinat i Barka, ale wszystko wokół nas orbituje, jakbyśmy byli jakimś cholernym magnesem. Miałam taki jako dziecko. Siał spustoszenie w domu. Rozwaliłam połowę elektroniki.
Teraz cały czas się boję co przyciągnę. I czy to coś mnie nie zmiażdży. Ale masz rację, że uciekanie nie było dobrym pomysłem. Trzeba nam się rozmagnesować i musimy wiedzieć jak.

Nie wiem gdzie teraz szukać. Axel szuka w sieci. A moje powołanie to fizyka, portale. Ale pobyt na Externusie przeraził mnie śmiertelnie. Bardziej niż wszystkie ausschrittery razem wzięte, bardziej niż cholerna ludojadka z moja twarzą i ciałem, niż fakt że jest takich mnie wiele. I teraz musze pozbyć się tego strachu. Bo wiem, że tam znowu trafię. Portale - moje powołanie.
- Ys widziałaś tę walizkę? Tę, którą przyniósł Frank? Połowa gówna tego świata łazi za nami. Saint się dla nas poświęcił. Wszystko oszalało. Ale nie możesz palnąć sobie w łeb. Bo bez Ciebie sobie nie poradzimy. A musimy spróbować. Musimy zaopiekować się najniebezpieczniejszym dzieckiem świata i sobą nawzajem. I może damy radę zrobić coś dobrego. Podobno informacja rządzi światem. Przynajmniej kiedyś tak było. Musimy dowiedzieć się co jest grane. I opowiedzieć to dalej.
Chyba nikt z nas nie nadaje się do tego. Może Buchta, taki jaki był kiedyś, albo Malak, taki jak sobie siebie sam wyobraża. Ale my?
Nie wiem. Może powinniśmy się z tego śmiać. Śmiać za każdym razem, gdy znowu czegoś nie rozumiemy.
Tylko nie daj się Ys.

Chciałabym jak w filmie. W wielkim finale przyłożyć sukinsynowi odpowiedzialnemu za to wszystko.

***

Wiadomość od brata czytała kilka razy.
-Mogę mu odpisać, tak żeby to było dla nas bezpieczne? – zapytała Axela

Dziękujemy za kody.

Teraz część osobista, nie masz siły to nie czytaj
Odpuść sobie pisanie głupot. Ja wiem, że mnie kochałeś, i gdy byliśmy dziećmi i jeszcze później, aż do Twojej choroby. Nawet, jeśli wymazałeś to z pamięci. Tak było. Ja Cię kocham i zawsze będę, jesteś moim bratem. Wiem, jaki potrafisz być.
Może kiedyś się uda spotkać i będzie na tyle normalnie, że znowu będziemy mogli kłócić się i ufać sobie. Marzę o tym.
Tęsknię za Tobą.

Część mniej osobista
Wiesz coś więcej o tym projekcie Wunderkinder? Co jest w nas szczególnego? Co łączy Korporację i Kombinat? A może raczej, kto?
Szukamy odpowiedzi. Boję się, że są najdalej jak się da.
Jak możemy się skontaktować? Jeśli masz pomysł na bezpieczne miejsce moglibyśmy osobiście. Tylko miej na względzie, że ja tkwię w środku piekła Frankfurtu.

Trzymaj się
Tanja


***

Wszystko, co Axel znalazł w sieci zazębiało się z jej uczuciem, że nie sposób uciekać, gdy samemu katalizuje się wydarzenia.
- Chciałabym spotkać się z Konradem – tłumaczyła mężczyźnie, z którym nie chciała się rozstać - Jeśli wymyśli jakiś sposób. Wiem, że to mało bezpieczne. Ale jestem mu to winna. I sobie.
- Na pewno dowiem się interesujących nas rzeczy.
-A potem myślę, że trzeba na Externusa. Na stację. Za tym Irrlichtem czy Durerem. Po następne pytania. I wzięłabym Selene. W sumie każdego z nich – zrobiła nieokreślony ruch ręką – Każdego, kto chciałby tam iść.
 
Hellian jest offline  
Stary 02-02-2009, 11:58   #142
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Składanie GOS-a szło mu lepiej niż się spodziewał. Części były wszystkie, a doświadczenie z własnym sprzętem pozwoliło mu szybko podłączyć to wszystko razem. Podejrzewał, że to specjalnie było tak zostawione, nikt nie znający się na komputerach tego typu by sobie z tym nie poradził, a każdy inny mógł w miarę szybko przywrócić sprzęt do użytku. Inna sprawa, że ten tutaj nie był skonfigurowany pod niego, a jako, że nie mieli na to czasu, to Axel po prostu przesiadł się na ręczną konsolę, olewając głosowe komendy i pełną integrację z całym systemem. Ciekawe czy Kombinat miał tak samo silne zabezpieczenia co Korporacja. Oczywiście nie miało to już znaczenia w chwili, gdy dostali kody dostępów. Pytanie tylko: skąd Konrad miał takie rzeczy. Był świetnym informatykiem, ale to nie była rzecz informatyczna. A o ile wiedział, jego siostra również nie miała dostępów nigdzie wyżej. Jej mąż był tylko małym pionkiem. Więc skąd? Pytanie przestało mieć znaczenie, gdy poznali informacje skrywane za kodami.

"Wspaniałe dzieci"?! Byli niby jakimiś... projektami? Obserwowanymi, szpiegowanymi i co? Mózg mu też zmienili? Te wszystkie wspomnienia? Pogrzebał głębiej w tych informacjach. Wygrzebał jeszcze Selene i jej siostrę. I Ys. Wszyscy jechali na tym samym wózku? To by mogło wyjaśnić posłanie tu siostrzyczek, ale na litość, po co? Spojrzał na Tanję.
-Nie podoba mi się to wszystko. Jeśli Bark faktycznie sam to wymyślił, to było to w jakimś wymiarze przekazanie nas Kombinatowi. Ale po co? Zwłaszcza, że Kombinat i Korporacja bywają tu pod jedną i tą samą nazwą. Zaczyna coś strasznie śmierdzieć, pewnie trzeba by się dowiedzieć z mózgu jakiegoś wysoko postawionego ważniaka, bo to co ja tu znajduję robi tylko większy burdel z mojego mózgu. Jakoś nie wydaje mi się pewne, że na Externusie znajdziemy coś więcej poza własną zagładą. Może tu się po prostu wszyscy dogadali i robią sobie eksperymenty? Te całe zombi, bioroboty, portale no i my. Jeden wielki eksperyment i jego pole do testowania, czyli wojna. To już dawno mnie przerosło.
Wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania danych. Zgrywał wszystko na swojego laptopa, by mieć stały dostęp do tych danych. Nie wierzył już ludziom, których znał wcześniej. Co jeśli oni też byli w to wszystko zamieszani? I jakim cudem nigdy nic nie dostrzegł? Czemu nigdy nie dostrzegł tego paranoiczny Fixxxer, który jak się okazywało, miał rację ze swoją przesadzoną ostrożnością. Chyba, że był również tego częścią. Pieprzony świat. Nie wierzył również, że ten cały Konrad i jego siostra ot tak otrzymali takie dane od wywiadu Korporacji. Będąc we Frankfurcie na dodatek. To nie tak działało. I wtedy przyszła ta myśl, a raczej wspomnienie.

Z trudem mógł się skupić na myśleniu. Odgonił paskudne myśli, po czym zastanowił się nad prośbą Tanji.
-GOS może zaszyfrować wiadomość i odszyfrować ją dopiero po dostarczeniu do odbiorcy. W trakcie przesyłu nikt jej nie zwinie, ale nie gwarantuję ci, że tylko Konrad ją przeczyta, na jego komputerze będzie już odszyfrowana. Nic innego nie wymyślę bez specjalnego kodowania, które znałby również twój brat.
Wysłał wiadomość, ale nie do końca tak, jak chciała fizyczka. W przeciwieństwie do niej, wcale nie ufał ani jej bratu ani swojej siostrze. Zaszyfrował ją tak, by nie podawało nazwy Wundekinder, Korporacji, Kombinatu i Frankfurtu. Ciekaw był w sumie co Konrad wie, jeśli wiedział, to poradzi sobie bez tych nazw. A jak nie, to lepiej, by ich nie wymawiał. Ze względu na siebie samego i na nich tutaj. Nie miał jednak pojęcia jak powstrzymać Tanję przed spotkaniem się z bratem. Czasem ta miłość i więzy rodzinne przysłaniały logikę.
-Nie zabronię ci się z nim spotkać. Ale nie na jego warunkach, to by zadziałało tylko na naszych. Tak, nie ufam im i nie zaufam może już nigdy. Mam uczucia, ale bardziej cenię swoje życie. Co jeśli Korporacja chce nas dopaść tak samo bardzo jak Kombinat? Jak na górze się uspokoi, możemy łatwo zaplanować spotkanie gdzieś w okolicy. Wcześniej zamontujemy tam małe szpiegowskie urządzonka, które potwierdzą, że nikt nic nie kombinuje. Rozumiesz?
Uśmiechnął się do niej czule. Przymknął na chwilę oczy, po czym kontynuował.
-Nie spieszy mi się na ten drugi świat. Na trzeci też nie. Odpowiedź jak sądzę można znaleźć i na naszym, a tu chociaż wiem, że mam grunt pod nogami. Tamtego się po prostu boję. Niech to będzie tylko ostateczność, tak było lepiej...

Wrócił do konsoli GOS-a, programując skanowanie systemów Kombinatu. I przez wersję z kodami i tych komputerów, które były tu, we Frankfurcie. Wunderkinder to tylko jedna para kaloszy, on chciał wiedzieć więcej o ogólnej sytuacji. Dodatkowo włamał się do systemu radiowego i komunikacyjnego, przekierowując sygnał na głośniki. Powinno wyrzucić głównie rozkazy i meldunki, ale dzięki temu będą wiedzieć co dzieje się na górze. System zaś skanował coraz głębiej na dyskach Kombinatu, oni mieli taki burdel, że zabezpieczenia systemów i ostrożność przed takimi atakami musiała być osłabiona. Portale, wojna, Mauer, Korporacja, projekty, eksperymenty. Coś, gdzieś, być musiało. Haker był cierpliwym człowiekiem, mógł poczekać na wyniki. Sam zaś odnalazł Selene, uśmiechając się do niej i przyklękając obok. Spała już jakiś czas, teraz zaś obudziła się, patrząc na niego.
-Selene, malutka. Czemu nazwałaś mnie tatą?
Musiał poznać odpowiedź na to pytanie. Jeśli dziewczynka nie będzie tego wiedziała, to będzie musiał poszperać głębiej. W swojej przeszłości. Jeśli zapisane mają tam o nim wszystko, to znajdzie i to. Zobaczymy jak bardzo kłamało jego życie i jego wspomnienia. Chociaż miał nadzieję, że to było tylko majaczenie zmęczonej dziewczynki.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-02-2009, 07:43   #143
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Dziwna, przypominająca ziemskie miejsca kultu sala wyglądała na nietkniętą ludzką stopą od długiego czasu. Tylko, czy pojęcie "ludzkiej obecności" miało w tym miejscu znaczenie?

- W ogóle co to jest za miejsce? - spytał na głos, który odbił się echem od potrzaskanych ścian. Jakieś ślepe ptaszydło przekrzywiło łeb, jakby nasłuchując, lecz nie ruszyło się z miejsca. Nicolas ledwo zwalczył impuls, by strzelić tej parodii ptaka w łeb. Ten, jakby zdając sobie sprawę z wahania intruza, rozdziawił dziób wyraźnie okazując lekceważenie.

Kiedy Durer zapalił, Nicolas zrobił to samo. Przez chwilę zastanawiał się, czy płomień zapalniczki nie buchnie nagle 3 metry w górę, albo będzie fioletowy. Nic takiego się nie stało, więc wzruszył tylko ramionami i zaciągnął się głęboko.
"Diabli wiedzą, jaka tu panuje fizyka" - pomyślał.

Na pytanie Durera, po co właściwie lazł za nim odpowiedział krótko:
- Taki psikus dla moich starych znajomych. Ciągle mnie nachodzili bez zaproszenia. Stało się to już nie do zniesienia... - uśmiechnął się, co, jak zwykle w jego wykonaniu, bardziej przypominało grymas.
Sam był zdziwiony, jak świadomość, że Kowal z chłopakami został z tyłu, poprawiła mu samopoczucie.
Gdyby jeszcze wiedział, gdzie tak naprawdę jest. Ale chyba nawet Durer nie wiedział dokładnie. I zostaną tutaj, aż uda mu się uruchomić tę pordzewiałą kupę złomu.

Towarzysz Nowego, kto wie, czy nie jedyny poza nim człowiek w tym wymiarze, wygrzebał skądś stare konserwy i plastikowe butelki z wodą. W tym samym czasie, łażący bez celu Nicolas zauważył leżącą na ziemi kartkę papieru. Delikatnie podniósł ją, dostrzegając, ze chyba przedstawia jakąś mapę. Krzywa konstrukcja w miejscu oznaczonym jako Sale Lamentu z grubsza przypominała to pomieszczenie, w jakim aktualnie się znajdowali.

Miał zapytać o to Durera, gdy pojawiła się ta dziwna kobieta. Zresztą określenie kobieta odnosiło się do ludzi, a ta istota z pewnością nie była człowiekiem.
"Prawie się zagoiło" - zauważył ślad po calkiem pokaźnej dziurze w głowie, jaką miała podczas ich ostatniego spotkania.

Mimo tego, że to "coś" nie było człowiekiem, nie wycelował broni.
"Biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania, pewnie złapie kule w zęby i wypluje z powrotem" - stwierdził. Poza tym, być może całkowicie błędnie, nie czuł zagrożenia z jej strony. Mogła go zaatakować przynajmniej dwukrotnie, jednak nie zrobiła tego. Po co miałaby robić to teraz?

Drgnął, gdy zapytała o powód ich obecności w tym miejscu.
- Jestem tutaj nowy... - wyszczerzył zęby rozbawiony swoim małym żartem - ...a znalazłem się tutaj trochę przypadkowo. Nie chciałem dać się zabić w czyjejś wojnie, której przyczyn nawet nie znam - przerwał. - I z odrobiną szczęścia spróbuję nie dać się zabić w tym miejscu, gdziekolwiek by ono nie było - zakreślił łuk ręką.

- Zabiorę was do Kuli - powiedziała, jakby próbując przekonać ich, by z nią poszli.
Nicolas spojrzał na mapkę nabazgraną na znalezionej kartce i pokazał ją Durerowi.
- Jeśli Sale Lamentu to tutaj, gdzie jesteśmy, to kryształy których szukamy mogą być po drodze do Kuli - powiedział półszeptem, wskazując palcem miejsce oznaczone jako Kamienie.
- Jeśli zacznie coś kombinować, to możemy zabrać kamyki i wrócić tutaj. Z drugiej strony chyba nie zaszkodzi się trochę rozejrzeć. Nigdy nie byłem w... takim miejscu - dokończył, rozglądając się.
Widząc niezdecydowanie mężczyzny powiedział jeszcze - Mamy broń i amunicję. Jeśli to nie wystarczy, by ją załatwić... - wskazał głową kobietę - ...to co ją powstrzymuje, by spróbować teraz?

- Prowadź. - Rzucił krótko.
Do Kuli, gdzie rzekomo były jakieś instalacje, czy wyposażenie pochodzenia ziemskiego należało iść prosto i w lewo. O ile mapka nie była sporządzona właśnie po to, by dać się zaprowadzić w jakieś paskudne miejsce. W każdym razie nie zamierzał skręcać w prawo - hasło "Paszcza" nie brzmiało zbyt zachęcająco.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 06-02-2009, 19:35   #144
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Siegfried Klauge
Doszło wtedy do jego uszu rytmiczne łopotanie helikoptera, który przelatywał nad jego głową. Pomimo tego, że byli w Neoberlinie, wojna dziwnie ucichła, tak jakby jej nigdy tutaj nie było.
Mur, który, na skutek ciągłych bombardowań i nieustającej wojny przypominał w niektórych odcinkach postrzępioną ruinę. Było cicho, jednak wydawało się, że pozorna cisza firnamentum to przedsmak burzy. Tylko z rzadka, jak znudzone cyknięcie świerszcza, dochodził huk moździerza albo jakaś zabłąkana seria.
Stary dom, który na skutek bombardowań był niczym innym jak sterczącym w niebo ciężarem żelazobetonu był całkowicie opustoszały. Prawie. Czasem przychodziły się tutaj bawić dzieci, więc w krótkim czasie ściany i rogi pokoju zżółkły, a w pokoju unosił się subtelny smród moczu. Była to jedna z biedniejszych dzielnic Neoberlina, która była zdewastowana jeszcze przed wybuchem wojny. Graffiti na odpadającym tynku pozostało, głosząc hasła anarchistyczne, niepodległościowe, a także anonse towarzyskie(„ANNE SPOD TRZECIEJ DA DUPY ZA PIĘĆ MAREK”). Jak na ironię ze ściany zwisał obraz, kompletnie nie zniszczony, przedstawiający latarnię na jednej z wysp. Siegfried znał tą wyspę i latarnię: To tam Rebelia Nowej Polski ewakuowała większość uchodźców.
Niedawno Neoberlin stał się jeszcze bardziej niebezpieczny, głównie z powodu tego, co wyszło z muru.
Okolica była zaskakująco dobrze obwarowana. Siegfried miał szansę poznać powód, dlaczego. Wystarczył jeden rzut oka na okolicę strzeżoną przez ciężkie karabiny; na bagnistych nieużytkach czasami w światło latarki wpadło coś, co dla niewprawionego oka mogłoby wyglądać jak kamień. Niekiedy gnijące w glinie ciała toczyły z siebie żółtą, oleistą posokę. Żołnierze wszystkich armii nazywali je lwami piaskowymi, Sandlöwe, ponieważ pierwszy przypadek, kiedy stwory te spotkano – i, co gorsza, kiedy te stwory zaczęły zabijać – był na piaszczystych plażach koło dawnej mieściny Heiligendamm, koło jeziora. Klauge znał ten przypadek tylko ze słyszenia: Kiedy rebelia próbowała przeprowadzić uciekinierów z Neoberlina na wyspę, wpadli w pułapkę Korporacji. Niestety, Korporacja nie miała prawa wykalkulować, że to oni wpadną w pułapkę Sandlöwe. Oddział sił transhumanicznych został zmasakrowany, a uchodźców z Neoberlina ewakuowano.
Pomimo to, dalej bano się wychodzić na piaszczyste wybrzeża i w ogóle na jakiekolwiek samotne przestrzenie, gdzie piaskowe lwy mogły się zakopywać. Wyglądały w istocie jak wielkie owady. Niektórzy żartowali, że gdyby tylko były większe, to można byłoby je już ujeżdżać. Wyglądały jak groteskowe połączenie ważki i żuka, na czterech mocnych, chitynowych odnóżach.
Niestety, pojawiały się całymi masami tak, że złapanie pojedynczego osobnika tak, by nie był martwy, nastręczało sporych trudności. Zabijały wszystko, cokolwiek zdołały zaciągnąć dla swoich larw – w tym i ludzi. Słusznie uważano, że jest to jeszcze jedna z aberracji, które były związane z portalami, jednak nie można było dociec, czy było to coś, co przyszło ze Sfer Zewnętrznych, czy po prostu oddziaływanie pola T na zwierzęta ziemskie. Czymkolwiek to było, sprawiło, że jeśli wcześniej na zewnątrz nie było bezpiecznie, to teraz wyjście poza firnamentum było traktowane jako samobójstwo. Wyjście z firnamentum... Jak i samotne chodzenie przy wejściach do die Mauer.
Klauge stał. Czekał na kogoś.
Bractwo Jedenastu Wymiarów w swoim raporcie donosiło, że agenci pracujący do tej pory w Murze – oprócz swojego donoszenia o technologii portalowej Korporacji – wspominali o dziwnym, niemalże doskonale strzeżonym projekcie zwanym Wunderkinder. Poza jednak nazwą, co do której było przypuszczeń od groma, nie znano nic. Prawie nic.
Niektórzy informatorzy dawali przypuszczenia co do zastosowania projektu, rozważając zainteresowanie Korporacji body enhancementem. Twierdzili, że być może – wnioskując po nazwie – jest to ostateczny projekt stworzenia nadczłowieka. Co do tego jednak pewności nie było żadnej, ponieważ po katastrofie z 24 września stracono łączność ze wszystkimi agentami – wiązało się to także z niesamowitymi wahaniami radiacji pola T.
Czas do infiltracji samego Muru wydawał się nadchodzić. Korporacja i Kombinat były obecnie zbyt zajęte miastem tranzytowym Frankfurt, by prowadzić faktyczne działania zbrojne w obrębie kompleksu badawczego die Mauer. Klauge miał przeniknąć w obręb Muru, dostać się do głównego komputera i wykraść tak dużo informacji na temat Wunderkinder, ile się dało. Było to jego pierwsze zadanie. Drugie właśnie nadchodziło.
Matthaus Grager, zwany nie bez kozery Doktorem Nożem sadził długimi krokami w jego stronę. Usłyszał najpierw trzask pękających odłamków szkła, gdy wchodził. Miał na sobie długi, szary płaszcz, który był zbryzgany krwią, niczym rzeźnicki fartuch. Uśmiechał się szeroko spod swojego wąsa, który wyglądał bardziej jak dziwny efekt nieumiejętnego golenia.
- Cześć, Sieg – ziewnął wymuszenie. - Mam dla ciebie coś, co przekazał mi sztab, a co może ci się przydać.
Odczekał chwilę na komentarz Siegfrieda.
- Mamy cholerne szczęście. Złapaliśmy jakiegoś idiotę-dezertera z Frankfurta. Znaczy, szczęście dlatego, bo nie zjadły go robale. Co prawda i tak zszedł z wyczerpania i cyjanku, jednak zdołałem się z nim trochę zabawić, zanim kompletnie stracił zdolność mówienia. Posłuchaj, Bractwo, oprócz tego, że masz wejść do tej dziury, chce, byś zaraz potem zainteresował się Frankfurtem. Właśnie z powodu projektu Wunderkinder. Słyszeliśmy, że otworzyli tam jakieś dziury do innego wymiaru... Jak zresztą i tu – wskazał kciukiem w stronę Muru. Ale Mur to twoja robota. Że powtórzę o Frankfurcie: Ten bastard, z którym przegiąłem, mówił, że ktoś od Wunderkinder jest we Frankfurcie. Wunderkinder są naszym celem po to, by poznać kolejne tajemnice Korporacji.
Droga na dół jest prosta: Zejdziesz na dół. Są tam stare szyby metra, które prowadzą do bloku D. Tak, Sieg, w tą dziurę. Myśleliśmy ci podesłać kogoś... Ale po co, ostatecznie? Przecież w środku są tylko potworki, he, he, he... Nic z Korporacji ani z Kombinatu. No, nie przeczę, możesz znaleźć jakichś sukinsynów, którzy okazali się mieć na tyle jaja, żeby przeżyć. Ale oni ci zaproponują współpracę.
Posłuchaj mnie uważnie, Siegfried. Raporty donoszą, że w Murze nie ma czterech bloków, ale jest piąty, ukryty. Blok E. Podejrzewamy, że gdziekolwiek, ale właśnie tam należy szukać informacji o Wunderkinder. I to jest twoje zadanie.

Wyciągnął prawą rękę w geście salutowania.
- Na chwałę Bractwa!
Odwrócił się i już miał odejść, gdy rzucił zza ramienia:
- A, i takie nieoficjalne przyzwolenie: Rozmawiałem... Z naszymi znajomymi. Jeśli znajdziesz jakikolwiek sposób by przedostać się przez portale, nie wahaj się tego zrobić, jeśli ułatwi ci to misję.

*

Ześlizgnął się po ruinach; wprawione oko pokazało, że ktoś tu wcześniej był, że ktoś także zsuwał się do starej stacji metra. Zszedł na dół; miał ze sobą nóż i wytłumioną Berettę, hojny i dobrze wyważony dar od Kahna, handlarza broni.
Szedł po szynach jakiś czas. Było dziwnie cicho, pomimo tego, że wojna rozgrywała się zaledwie paręset metrów od niego; natknął się na rumowisko, które odgradzało go od dalszego przejścia. Klauge nie wiedział, że rumowisko powstało parę dni temu podczas katastrofy portalowej, kiedy Schlaufen i Malak jechali starym metrem, ledwie unikając przygniecenia przez walące się warstwy żelaza. Nic to: Zauważył w ścianie po lewej sączące się światło ze stacji metra. Wszedł w wyłom.
Widział już wiele zwłok, jednak te miały dziwne twarze; wykrzywione w grymasie bólu i przerażenia. Niewątpliwie był to jego pierwszy raz, gdy wkraczał tak naprawdę na teren, gdzie były stwory z innego świata.
Przed nim znajdowała się sporej wielkości stacja metra, przy czym po jego prawej stronie większa część była zawalona – naprzeciwko jednak znajdowało się przejście dalej. Co gorsza, z tego przejścia coś nadchodziło.
Gnijące, kulejące zwłoki z rozszarpanymi krtaniami i niesamowicie dużymi szponami zbliżały się wolno, w hipnotycznym tempie. Było ich pięciu; ich głowy obsiadły, bez wyjątku, stwory, które Klauge już widział: Były to pluskwy. Wydawały się mamrotać coś jakby modlitwy – o ile były to modlitwy.
- Boże... Boże... Pomóż mi... Błagam, pomóż mi... Na Boga, zdejmij to ze mnie... Człowieku...
Jęki i wrzaski docierały do Siegfrieda z jednoczesnym dzikim wyciem i gulgotem o mięso. Być może zdziwił się, gdy ze schodów zbiegła znajoma mu sylwetka.
- Co ty tu... Co ty tu do cholery robisz? - westchnęła Katrina Tojtowna.

* * *

# Sale Lamentu
- W ogóle co to jest za miejsce? - spytał Nicolas.
- Buchta nazywał to miejsce Salami Lamentu. Nie wiem, dlaczego, ale mówił, że to nie on wybrał tę nazwę. Powiedział, że kiedy pierwszy dostał się do tego miejsca, odczytał jakieś napisy przed wejściem... Po naszej łacinie. Wyobrażasz sobie? W każdym razie, jak odcyfrował to, to niby było tam napisane między innymi to. Poza tym, jak mówił... Imiona. Setki imion, o których w życiu nie słyszał. Pokażę ci, jak wyjdziemy.
Dürer zadał pytanie, a Nicolas odpowiedział:
- Taki psikus dla moich starych znajomych. Ciągle mnie nachodzili bez zaproszenia. Stało się to już nie do zniesienia...
- Musiałeś mieć naprawdę nieznośnych znajomych – tu agent wypuścił dym nosem – skoro zdecydowałeś się na taki desperacki krok.
Agent zgodził się także, gdy Nicolas poparł jego zamysł pójścia dalej z dziwną kobietą. Stracił nieco z pewności, którą miał, gdy szedł ściekowymi korytarzami pod Frankfurtem – ucieszył się więc, gdy ktoś wydał osąd o jego pomyśle.
Nie uszli długo, gdy napotykali pierwsze zwłoki.
Te tutaj wyglądały jak ciała mumii. Wyglądały na martwe od wieków, jednak mimo to skóra owinięta w zabrudzone bandaże przykrywała zasuszone mięso. Zżółkłe niczym pergamin czaszki były puste niczym bęben i jak bęben kruche. Gdy Nicolas przypadkiem nadepnął na jedną z nich, ta rozpękła się jak przestarzały orzech, zmieniając się w kurz. W Salach Lamentu, jak tylko odeszli i zanurzyli się w ciemności, znaleźli wiele zwłok – wyglądało na to, jakby kompletnie obeszła je zgnilizna, za to miały bardzo, bardzo dużo czasu, by wyschnąć i zamienić się niemal w proch. Oprócz trupów dorosłych, byli tutaj starcy i dzieci.
A także dziwne, zdeformowane zwłoki o niesamowicie dużych głowach, większych rękach albo ogromnych żebrach.
- Możecie mnie nazywać Małgorzatą Misztalską – o dziwo, głos kobiety zabrzmiał nad wyraz normalnie. - Chociaż nie mam właściwie imienia, hie – zaśmiała się i oblizała sine wargi.
- Jesteś... Z Ziemi? - zapytał Dürer.
Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Nie jestem pewna, co nazywasz Ziemią.
- No... Tam, skąd przyszliśmy.

Westchnęła smutno. O ile wcześniej wydawała się potworem w ludzkim ciele, teraz naprawdę wyglądała na samotną i zagubioną.
- Nie jestem pewien, czy mnie zrozumiesz. Ale ktoś zaczął otwierać portale... Ty wiesz, co to są portale? Pewnie sam umiesz je otwierać, skoro przyszedłeś. Byłam w niektórych z nich. Wiele prowadzi do tego miejsca... Słyszałam, że ludzie z jakiejś ziemi nazywają je Externusem...
- Z „jakiejś” ziemi? I skąd wiesz o projekcie Externus?

Zmarszczyła brwi jakby ogarniała jakąś wyjątkowo trudną lub przykrą myśl.
- Chodzi o to, że ja często wchodziłam do różnych portali... I okazało się, że tak naprawdę nie ma jednej Ziemi.
- Więc na niektórych planetach nie ma Korporacji? Nie ma Kombinatu? Nie ma niczego?
- Niektóre ze światów wyglądały na bardzo podobne do niej. Ale rzadko były na nich ludzie. O wiele częściej widziałam martwe, puste światy... Pełno czerwonego pyłu i kości... Albo inaczej: Czasami widziałam ludzi jakby w kolebkach... A jeszcze gdzie indziej nie było ich w ogóle, tylko nieskończone puszcze, morza traw...
- To musiało być przerażające.
- Niektóre z tych światów można by zasiedlić. Ale na większości z nich jest... Po prostu niebezpiecznie. Jak tutaj.
- Dlaczego jest tam niebezpiecznie?
- Istoty, które tam mieszkają nie cierpią obcych. Albo też nienawidzą wszystkiego, co spotkają i płoną żądzą krwi. W niektórych światach ludzie stanowią zwierzynę łowną lub są hodowani na rzeź. Stanowią... Pewnego rodzaju przysmak.
Dürer przełknął ślinę.
- Dlaczego sądzisz, że to przerażające? To wcale nie jest tak straszne jak to, co się dzieje na tym świecie, z którego pochodzisz.
- Czy wszystkie światy przedstawiają alternatywną Ziemię?
- Nie, oczywiście, że nie. Na przykład ten... Chociaż widziałam o wiele gorsze i o wiele bardziej chore, które wyglądają jak twór psychopaty. Piekło. Co gorsza, niektóre stwory z tych światów wydają się być zainteresowane... Naszym.
- Jak wyglądają?
Wzdrygnęła się.
- Nie będę tego tutaj opowiadać.

*

Uszli kawałek drogi, stojąc w mrocznym korytarzu. Nagle, do uszu Neumanna i Dürera doszło przeciągłe wycie. Agent zauważył żółte lśnienie na końcu korytarza. Pobiegł tam prędko i pociągnął za kryształ.
- Nie! - wrzasnęła Misztalska. - Oszalałeś? Bez...
- Wiem, co się stanie bez OHU, cwaniaro. Ale nie mamy czasu, pomóż mi...
- Nie wyciągniesz...
- Założysz się? - wyjął z kieszeni pistolet. Neumann zauważył, że ręka, którą trzymał kryształ jest poparzona. Strzelił parę razy, mimo to kryształ nie pękł. - Cholera! - jęk z korytarzy rozległ się jeszcze raz.
- Skoro jesteś z ekipy badawczej, powinieneś wiedzieć, co tu zaraz przyjdzie, jeśli się stąd nie wyniesiemy – głos Misztalskiej brzmiał groźnie.
- Chh... Cholera! Gdzie są narzędzia?
- W Kuli. Cho... O, kurwa!

Kamienna ściana została zniszczona, zasypując korytarz i drogę wyjścia. Misztalska cofnęła się o krok. Patrzyła nie ze strachem, ale ze złością na agenta. Ze ściany wyszło coś.
Coś złego.

*

Drogi Czytelniku, kimkolwiek jesteś, wiedz, że aby nieco przybliżyć Ci coś, co spotkało naszych trzech znajomych w Salach Lamentu na Externusie, piszę poniższą notkę. Niech moja krótka tyrada ma formę wykładni okultystycznej, tak, by przedstawić mu najważniejsze fakty.
Stwór mieszkający w Salach Lamentu nazywa się: Matka. Ma pokrewieństwo z bóstwami chtonicznymi, takimi jak Kybele, Kubaba, Njörd, Gaia, Wenus ale i także dzieli pewne podobieństwa do hinduskiej bogini zagłady Kali. Planety związane z nią to Księżyc i Wenus; przedstawia ciemną stronę macierzyństwa i jest wzywana w piątek. W tym wypadku mamy do czynienia – jak można się było domyślić – z aspektem Matki-Morderczyni pożerającej własne dzieci.
Forma Matki jest następująca: Pojawia się jako wielka, bo ponad dwumetrowa postać ze zwichrzonymi włosami. Mniej więcej przypomina człowieka, jednak zachodzą różnice: Po pierwsze, jej oczy płoną na czerwono, po drugie, po drugie, posiada paszczę pełną kłów długich na pół metra, po trzecie szpony długie na metr. Stężenie psychoplazmy w tym miejscu wykreowało matkę, która straciła swoje dzieci; z tego powodu rozpacza, cały czas słychać jej łkanie połączone z gulgotem wściekłości. Jest naga i gruba, szczególnie jej brzuch, który ugina się od naporu potomstwa. Stanowi widok obrzydliwy i przerażający. Dla mechaniki gry oznacza to, że postacie o duchu równym 2 lub mają kłopoty z koncentracją z powodu wszechogarniającego strachu, co wlicza się do ich rzutów na walkę. Postacie o duchu 1 mają poważne kłopoty z koncentracją na walce, jako że o wiele łatwiej by było dla nich uciec z wrzaskiem.

*

Misztalska zaklęła wyjątkowo obrzydliwie.
- Ty! - wykrzyknęła do agenta. - Umiesz doprowadzić to coś do stanu używalności? - zapytała o maszynę portalową.
- Nie mam...

Potwór zawył przenikliwie i skoczył w jej stronę, tak, że urwała, gdy chciała coś powiedzieć. Nie pozostała mu dłużna i drasnęła go w ramię swoim długim nożem. Zawył jeszcze silniej tnąc powietrze czarnymi szponami.
- Znajdź i odłup kryształ...
- Nie mogę!
- To weź go razem z murem, idioto! -
tym razem nie uniknęła ciosu w nogę i upadła. - Zanim...
Ale już nie panowała nad sobą; przez jej gardło przechodziły różnego rodzaju dźwięki i syki tak, że kompletnie przestała dbać o to, że została zraniona; zaczęła ciąć powietrze nożem przed Matką.
- POMÓŻ MI, SKURWYSYNU – syknęła w stronę Neumanna. Dürer pobiegł w pobliski korytarz. - WYMYŚL COŚ.

* * *

# Bunkier Buchty
Po upiciu kilku łyków z butelki, Tanja rzekła:
- Pyszne. To którego Finneasie bardziej chciałbyś spotkać? Durera czy Irrlichta?
- Musisz coś wiedzieć, Karolina... -
mruknął Finneas. - O ile Dürer jest specem w ukrywaniu się i przybieraniu różnych masek... Rozumiesz, wtapianiu się w tło i kamuflażu, to prawdopodobnie Irrlicht jest tym, który otwiera portale.
Zamyślił się.
- Tak, to pewnie on. Był lepszy ode mnie w te klocki. Jedyne, co mnie zastanawia, to to, czemu miałby to robić. Irrlicht wyniósł się jakiś czas temu z miasta... Zniknął kompletnie z podziemia. Wydaje mi się, że otwiera portale nie bez powodu. Co to za powód? Nie wiem, do diabła. Ale komu zależałoby otwierać portale do cholernego piekła? Jedyną odpowiedzią, którą mogę wam teraz odpowiedzieć jest: Nie wiem.
Mimo to, uśmiechnął się szelmowsko.
- Ale się dowiem.

*

Yseult rozmawiała jeszcze chwilę z Tanją. Gdy Tanja ją spotkała po tym wszystkim, wydawało się, że była w stanie graniczącym z rozpaczą; pocieszyła ją, za co Stein gorliwie podziękowała. Westchnęła:
- Dzięki. Pomimo tego wszystkiego... Rozumiesz... Całej tej nieufności i syfu, który nas otacza sądzę... Myślę... Że mimo wszystko możemy znaleźć w tym całym piekle odrobinę normalności.
Zabrała się do swojej pracy – minęła godzina, gdy przyszła do Tanji znowu.
- To niesamowite, ale Buchta ukrył w tej dziurze nawet sprzęt medyczny. Nawet taki, dzięki któremu można robić zaawansowane skany tkanek i... Tak, udało mi się mniej więcej ustalić co jest w tej walizce bez otwierania jej.
Okazuje się, że w tej pieprzonej walizce Saint miał spory ładunek sarinu. Nie wiem, co ten popierdoleniec chciał z nią zrobić... A w każdym razie nie mam ochoty się przekonać, co by się stało, gdyby ją otworzyć. Chociaż sądzę, że pewnie jest jeszcze chroniona jakimś dodatkowym pojemnikiem. To jednak nie zmienia zbytnio faktu, że jest tam tyle sprężonego sarinu, że mógłby nim bez większych problemów zabić całą dzielnicę Berlina, a jak wiatry by były dobre, to uszkodzić jeszcze parę dalszych.
W każdym razie, Tanja, wierz mi – nie chcesz otwierać te walizki. Muszę się zastanowić, jak to zutylizować... W każdym razie nie chcę tego po prostu otwierać na środku Frankfurta. Co gorsza, nie mamy w miarę dobrego poligonu, albo laboratorium chemicznego, żeby zneutralizować sarin.

Przygryzła wargi.
- Wydaje mi się, że właśnie tym Saint chciał terroryzować miasto... Ale po co? - urwała i zamyśliła się.
Wkrótce przyszedł Buchta.
- Okazało się – oznajmił – że ostatecznie można uruchomić maszynę portalową... Będziemy mogli użyć kryształów, które są w sejfie. Jeśli, oczywiście, zamierzamy tam polecieć. Pomimo tego, że się boję, chciałbym się tam dostać i spotkać tego, kto otwiera portale...
Jest coś jeszcze. Pomimo tego, że maszyneria działa porządnie tutaj, to czujniki pokazują, że nie ma po drugiej stronie kryształów. Widocznie po tym, jak ktoś przeszedł stąd do Externusa, spaliły się pozostałe. Nie jestem pewien, czy tamci zamierzają robić cokolwiek z tym... Ostatecznie nie jest tak, że jest tylko jedna stacja na Externusie. Jeśli przenieślibyśmy się na drugą stronę, musielibyśmy rozważyć zbieranie kryształów do ponownego uruchomienia maszyny, w razie, jeśli przypadkiem wolelibyśmy wrócić do tego bunkra.
- A, i poza tym. Nie było mnie przez godzinę, zauważyliście? Badałem przejścia przez kanały. Wiesz, te, które są tam, gdzie jest maszyna. Te wielkie rury. Przelazłem przez nie. Nie myliłem się, dalej prowadziły do korytarzy pod Odrą. Co prawda nie byłem zbyt daleko, ale...
- Tak, nie wszystkie z nich są zalane. Wydaje mi się, że niektóre przejścia nie stanowią żadnego niebezpieczeństwa dla przejścia. Przechodząc kanałami, akurat wtedy, kiedy Frankfurt znajduje się w stanie chaosu, nie musielibyśmy stawiać czoła Kombinatowi. W ten sposób moglibyśmy dostać się na dawną ulicę Strzelecką, nieco poza obozem, a dalej w stronę morza i uchodźców z tego piekła.
Poza oczywistym faktem, że w kanałach moglibyśmy coś znaleźć. Albo coś nas.


*

List zwrotny od Konrada przyszedł dość szybko; zastanowiło to Tanję, która stwierdziła, że wyglądało to tak, jakby Konrad czekał na list zwrotny, jakby był niemal pewny, że odpowie.
Pomimo to, list był szyfrowany. Konrad, ignorując kod Axela, wysłał własny szyfr, tak, że minęło około pół godziny, zanim GOS zdołał odcyfrować zapis.

Jeżeli jesteście w środku „piekła Frankfurtu”, jak to sama określiłaś, to obawiam się, że rozkładam ręce. Siły transhumaniczne szukają właśnie was z jakiegoś dziwnego powodu, a ja nie wiem, dlaczego. W każdym wypadku o ile mogłem się z wami podzielić wcześniej kodami i informacjami, to tutaj moje możliwości się kończą.
Chodzi o to, że krótko po katastrofie w die Mauer zostaliśmy odnalezieni przez siły, którymi dowodził nie kto inny jak Arnold Gieger. Może o nim pamiętacie. Nagle wszyscy, którzy mieli kiedykolwiek styczność z portalami, zaczęli być bardzo, ale to bardzo cenieni. A ja byłem w epicentrum tego piekła.
Może zastanawiacie się, dlaczego stałem się nagle tak ważny dla Korporacji. Co prawda jest to jedna z rzeczy, które chciałbym omówić na osobności, ale teraz mogę powiedzieć, że promieniowanie, na które byłem poddany w Murze zmieniło mnie. I to właśnie ma ochotę zbadać Gieger. Siostra Heintza ma także podobne... Doświadczenia.
Jeżeli chodzi o projekt Wunderkinder, to nie mogę wiele na ten temat powiedzieć, bo sam niewiele wiem. Mimo to jest coś dziwnego w tym wszystkim: Rozmawiałem ostatnio ze Stabsgefreiterem na ten temat; pomimo tego, że miał operacje chirurgiczne i chemiczne na mózgu(jak to w Korporacji), zadziwiająco dobrze składał zdania. Przypadkiem mówił mi o projektach Wunderkinder i Triarii. Odmówił mi udzielenia jakichś bardziej szczegółowych informacji, jednak zdołałem się wywiedzieć, że o ile Wunderkinder to projekt mający na celu stworzenie nadczłowieka jakimiś wielkimi zdolnościami psychicznymi, to Triarii ma na celu stworzenie żołnierza doskonałego, a siły transhumaniczne były wstępem do tego.
Co do tego, co mają Kombinat i Korporacja wspólnego... Nie wiem. Jedyna prawdziwa odpowiedź, jaką mogę wam dać na teraz brzmi: Nie wiem. Obóz pod Neoberlinem rozbrzmiewa przeróżnymi plotkami. Między innymi także takimi teoriami, że tak naprawdę Kombinat i Korporacja to w rzeczywistości jedna organizacja mająca na celu doprowadzić ludzkość do zbawienia. Ktoś mówił tutaj coś o Uniwersalnej Unii, ale, jak już zaznaczyłem: Nie wiem i nie mogę niczego potwierdzić.
Kończąc, nie wiem, jak się teraz do was dostać, tym bardziej, że się ukrywacie. Pisanie do was bez wiedzy naszych sojuszników staje się coraz bardziej niebezpieczne, bo łapią się i chyba wie, że nadajecie informacje przez sieć. Uważajcie na swój sygnał i nie ufajcie każdej informacji, która do was dociera.
Prawdopodobnie ukrywacie się gdzieś w kanałach. Jeśli się tam znajdziemy z Agathą, damy znać.


*

Komputer Axela rozgryzał i przebijał się przez kolejne warstwy informacji na serwerach Kombinatu. Niestety, jeśli chodziło o dalsze informacje na temat projektu Wunderkinder, nie natrafił na wiele więcej. Pomimo tego, natrafił na jeszcze jeden rozkaz pochodzący ze Sztabu Generalnego, pustej, prawdopodobnie przeniesionej lub skasowanej swojego czasu strony. Pomiędzy rozkazami dotyczącymi wojny był jeden, który miał w nazwie: „W SPRAWIE WUNDERKINDER”. Brzmiał:

W SPRAWIE WUNDERKINDER. WYGLĄDA NA TO, ŻE NASZ WSPÓŁPRACOWNIK B. DOSTARCZYŁ NAM PARĘ Z NICH DO MIASTA F. ZA CENĘ EWAKUACJI STU TYSIĘCY LUDZKICH ZASOBÓW. KODY WUNDERKINDER TO: AX589, TA023, SE109, YS145, FR001, HE987. pomimo że W MIEŚCIE ZNAJDUJĄ SIĘ INNE POTENCJALNE PROJEKTY, TE WYDAJĄ SIĘ JEDNAK NAJBARDZIEJ PRZYDATNE DO PROJEKTU WK. SPACYFIKOWAĆ I PRZYWIEŹĆ DO SZTABU W SEKTORZE NULL.

Poza tym komputer znalazł, ku radości hakera, dostęp do niektórych kamer rozmieszczonych na ulicach. W ten sposób mieli jasną sytuację tego, co się działo tam, na górze. Okazało się, że Korporacja zaczęła wygrywać, co przeniosło pole bitwy nieco za Beckmannstraße; oznaczało to, że tam, na górze znajdowała się Korporacja. Siły obu stron były głównie skoncentrowane na samej walce – jej głównymi punktami były ulice Róży Luksemburskiej, Poetensteiga i Kleistparku. Niewiele lub praktycznie żaden ausschritter i łowca nie interesowal się Frankfurtem północnym, gdzie byli. Kombinat oddawał zachodnią część miasta, jednak nie zanosiło się na to, żeby miał przepuścić bioboty za Odrę.
Także walka nie dotykała kompleksu fabryk i rafinerii Leidengeistu. Jedyne zniszczenia dotyczyły obszarów sieci trakcyjnej – która i tak była ruiną, gdy przyszli – i obszarów do niej przyległych. Ku uldze Tanji, ofiar śmiertelnych nie było zbyt dużo, jeśli chodzi o cywilów. Pomimo to, wojna trwała i choć tylko na chwilę przygasła, po ulicach chodzili łowcy razem z ausschritterami. Korporacja, wyglądało na to, osiągnęła swój cel, to jest zatrzymanie dostaw broni dla Kombinatu w Neoberlinie.

W międzyczasie haker poszedł do Selene. Spotkał przy niej jej siostrę Helgę, która czyściła paznokcie nożem, jednak wkrótce zgodziła pomagać się Buchcie w doprowadzaniu rzeczy do porządku, między innymi i maszyny portalowej, którą – jak odkryto zaraz po przyjściu – ktoś uszkodził tak, by portale, które otwierała, nie zamykały się po czasie, ale trwały i umacniały swoje połączenie.
Selene obudziła się i uśmiechnęła się na widok Axela.
- Selene, malutka. Czemu nazwałaś mnie tatą?
Podniosła nieco brwi, gdy to powiedział. Przechyliła głowę, jakby namyślając się, kiedy to właściwie powiedziała; w momencie olśnienia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Przepraszam – powiedziała. - Przypominasz mi mojego tatę i chyba musiałam cię z nim pomylić. To znaczy... Nie mów tego mojej siostrze, dobrze? Ja nigdy nie widziałam mojego taty, tylko ona mi opowiadała o nim. Ale widzę go. W snach.
Milczała przez chwilę.
- W snach mój tato lata. Dziwnie tam. Latające wyspy i fioletowe chmury. Widziałam swojego tatusia przy mojej mamusi w takiej katedrze... Były tam takie dziwne witraże z panią z ogniem...
Popatrzyła z iskierkami wesołości na Axela.
- Myślałeś, że jesteś moim tatą? Jaki głupi! - zaśmiała się serdecznie.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 08-02-2009, 21:56   #145
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Siegfried Klauge, aka "Czosnek", oparł się wygodnie o na pół rozwaloną latarnię i czekał. Gdzieś w oddali rozbrzmiała detonacja, której jednak nie poświęcił najmniejszej uwagi. O wiele bardziej pochłaniało go w tym momencie graffiti na murze. Kiedy Doktor Nóż dostał się na miejsce, jego kontakt dokładnie rozważał wiadomość, że "Anna spod trzeciej da dupy za pięć marek". Po długim zastanowieniu kiwnął głową, wyciągnął notes i dokładnie, z idealną precyzją, zaczął przerysowywać poszczególne litery. Grager zaczekał cierpliwie, aż ten skończy. Siegfried nie przepadał za przeszkadzaniem mu w takich momentach.

Klauge, jak większość ludzi z Bractwa, był człowiekiem... specyficznym. I to wyrażając się bardzo oględnie. Nie było tego po nim widać na pierwszy rzut oka. Owszem, jak na mieszkańca Neoberlina, był za spokojny. Powolne, oszczędne ruchy. Podłużna twarz, na której rzadko kiedy pojawiał się jakikolwiek grymas. Wiecznie nieco przymknięte piwne oczy, upodabniające ich właściciela do heroinisty na haju. Ot, bywa. Problem jednak pojawiał się dopiero, kiedy przychodziło z nim gadać.

W tej chwili Grager miał wrażenie, że przemawia do ściany. Oczy Klaugego prześlizgiwały się po nim, jak po nieistotnym elemencie otoczenia. Dużo więcej uwagi poświęciły kolejnemu napisowi na murze, tym razem po łacinie. Czosnek kiwnął głową, jakby właśnie uświadomił sobie coś istotnego.

- Kontynuuj - Klauge odezwał się sennym głosem, nadal na niego nie patrząc.
- ...ale po co ostatecznie? Przecież w środku są tylko potworki, he, he, he.
- He, he, he - Klauge poczuł, że grzecznie byłoby się w tym momencie zaśmiać. Po prawdzie, nie włożył w to zbyt wiele serca. Niemniej jednak Gragerowi, jako kolejnemu z peregrini, wypadało jednak okazać jakiś tam szacunek...

**

Siegfried rozglądał się po zadymionym warsztacie, słuchając jednocześnie umięśnionego, wygolonego mężczyzny w blaknącym kombinezonie roboczym. W odróżnieniu od Gragera, Kahn był tylko simulacrum. Nawet i one jednak wykazywały pewne objawy irytacji, kiedy uznawały, że są ignorowane. Dlatego też i teraz należało dbać o pozory.

- No - odezwał się twierdząco, kiedy mięśniak zamilkł na moment.
- Nie wierzysz mi - zaperzył się Kahn, dłubiąc coś przy rozłożonym na stole laptopie - A widziałeś kiedyś jakiegoś Turasa albo Żydka w transhumanicznych?

Siegfried wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się już do tego. Hermann Kahn był fanatycznym naziolem. Miał nawet wytatuowaną na ogolonym czole swastykę. Po prostu w pewnym momencie swojego życia uznał, że tłuczenie "Untermensch" jest niezbyt opłacalne (i, dzięki gangom takim, jak Synowie Proroka, niebezpieczne). Przerzucił się na handel bronią i lewymi papierami. Niemniej jednak nie porzucił swojej ideologii i niejedna osoba, która go odwiedzała, była zmuszona do słuchania jego tyrad.

- Twarzy nie widać - przypomniał Siegfried.
- No i? Jeden gość w barze mówił mi, że zna kogoś w Esdecji. I mu mówili, że biorą tylko Aryjczyków... po jaki chuj gapisz się w ten wywietrznik?
- Tak sobie. To nie lepiej?
- Co nie lepiej?
- Że biorą Aryjczyków. Jeśli biorą.
- Pojebało cię? Piorą im mózgi. I kastrują.
- Aha.

To nie to, że pobredzanie Kahna nie było w jakiś sposób ważne. Wszystko było. Siegfried nie miał zamiaru sobie pozwolić na zignorowanie jakiegokolwiek szczegółu, który mógłby przybliżyć go do wyzwolenia się z iluzji. Transhumaniczni mogli się w to wszystko jakoś wpisywać, chociaż zapewne zupełnie inaczej, niż twierdził mężczyzna stojący przed nim.

- Jak ich zabić? - zapytał w końcu.
- Chuj wie. Jak normalnego człowieka chyba, tylko trudniej. A co? Planujesz jakąś akcję?
- Może.
- Dobra, dobra - ucieszył się Kahn - Znam to twoje "może". Jak chcesz kropnąć jakiegoś transa, to śmiało. To nie są już ludzie.
- Mhm.
- Chcesz coś z mocnym kopem?
- W sensie? - tym razem to Siegfried na moment stracił wątek.
- No giwerę, człowieku. Słuchaj, co się do ciebie mówi.
- Coś cichego raczej.
- W sumie racja. Jak się horda tych skurwieli zleci, to i Vulcan nic nie da - Kahn sięgnął do szuflady biurka, wyciągając z niej dość charakterystyczny pistolet. Beretta M9A1 - Trzymaj. Wpakuj im po jednej kulce i ode mnie. Znajdę ci zaraz do tego tłumik. Jak się postarasz, to wystrzelasz tym cały pluton.
- Mmmmmm... - Siegfried przyjął broń - Tak zrobię.

Zastanowił się. Do tej pory nie sądził, że będzie w ogóle miał do czynienia z transhumanicznymi. Ale skoro Kahn o nich wspomniał, to pewnie nie bez powodu. Być może to był jedyny sens jego przemowy. A może nie. Korciło go, żeby zapytać, ale i tak nie otrzymałby odpowiedzi.

- Idę - stwierdził w końcu, wychodząc z pomieszczenia - Na razie.
- Nie ma za co - rzekł Kahn z wyczuwalną ironią w głosie. Równie dobrze mógł jednak mówić do swojego laptopa.

**

Zejście wymagało przygotowań. Przede wszystkim przydałaby mu się jakakolwiek mapa tych tuneli, zdobycie jej jednak obecnie było niemożliwe. Ta praca wymagała dyskrecji, a rozpytywanie o cokolwiek związanego z die Mauer mogło przyciągnąć więcej uwagi, niż Sigfried chciał na siebie ściągnąć. Złapanie kogoś i przesłuchanie też nie wchodziło w grę, bo Korporacja najprawdopodobniej ewakuowała już każdego, kto mógł coś wiedzieć na ten temat. Pozostało więc zejście z nadzieją, że tunele nie będą rozwidlać się zbyt wiele razy.

Blok E. Jak zwykle w takich wypadkach, sama nazwa mogła być znacząca. Szybkie przeszukanie bazy danych Bractwa wskazało na kilka dość obiecujących znaczeń. Hebrajski odpowiednik tej litery oznaczał "Heshem". Hebrajczycy używali go, żeby odnosić się do swojego Boga bez wymawiania jego imienia. Czy to mógł być istotny trop? Warto było sprawdzić, czy nazwa nie pojawia się w którymś z proroctw. Niestety, wszystkie użyteczne były zastrzeżone dla poziomu znacznie wyższego, niż Sigfried zajmował.

Oczywiście na simulacra nie można było zazwyczaj w tych sytuacjach liczyć. Nic nie wiedziały, albo udawały niewiedzę. Mogły się przydawać w drodze do oświecenia, ale nie w ten sposób. Peregrinus zdany był tylko na siebie i to, co odkryje.

**

Szedł powoli i ostrożnie. W lewej dłoni trzymał latarkę, w prawej - odbezpieczony pistolet. Czarny cylinder nasadzony był mocno na lufę. Tłumik był narzędziem przydatnym w jego fachu, a Siegfried nie wyobrażał sobie tej operacji bez jego użycia.

Jego przeczucia okazały się być słuszne, kiedy pojawiły się pierwsze pluskwy. Pomimo tego, że Klauge był już zaprawiony w boju, ich widok wywołał w nim pewien dyskomfort. Dość łatwo było wyobrazić sobie siebie w ich położeniu. Trudno byłoby wyobrazić sobie lepszą karę za zawalenie decydującej próby. Spędzenie reszty życia w fałszywej rzeczywistości jako trup kierowany wolą jakiegoś robala.

Prawdziwie deprymujący był jednak widok kobiety, która zeszła schodami. Czarne, kręcone włosy. Oczy podobnego koloru. Skórzana kurtka i spodnie. Nie, nie było mowy o pomyłce. Znał i pieprzył Katrinę Tojtownę wystarczająco długo.

- Życie ci niemiłe? - zapytał z zaciekawieniem w głosie. Na dłuższe pogawędki jednak nie było czasu, ponieważ pluskwoludzie już się zbliżali. Skoncentrował się więc na najważniejszym - wpakowaniu w stwory na tyle dużo małych, ołowianych pocisków, żeby przestały się ruszać. Nie miał pojęcia, jak radzić sobie z czymś takim. Mógł co najwyżej przypuszczać, że strzał w głowę będzie równie skuteczny, jak w przypadku normalnego człowieka. Jeśli nie, to zawsze pozostawała pikawa.

- Zmiataj, skąd przyszłaś - poradził Katrinie, jeszcze przed naciśnięciem spustu po raz pierwszy - To nie miejsce dla ciebie.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 09-02-2009, 20:44   #146
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
- Finneas, gubię się – dopytywała jeszcze Buchtę w czasie przerwy przy butelce – Irrlicht jest tym, co otwiera portale? Znaczy się fizykiem czy X-manem z mocą gmerania w czasoprzestrzeni?

***

Jedyne, co mogła zrobić w czasie, gdy Axel szperał w sieci, to zgłębić się w dokumentację dotyczącą portali i Externusa. Wreszcie na spokojnie prześledziła teorie i wzory próbując wyrobić sobie opinię, czym jest ten zewnętrzny świat.
Czytała o psychoplazmie, szukając informacji jak na nią wpływać i ewentualnie zniszczyć, w końcu poprosiła też Ys o wszelkie dostępne materiały medyczne wszystkich wymienianych w operacji wunderkinder. Wspólnie zrobiły ich medyczną analizę.

Ostatnią sprawa była najtrudniejsza.

Nie żeby przeżyła jakieś oświecenie, ale drugi miejski exodus w ciągu tygodnia zniwelował do zera jej w wiarę w bezpieczne jutro. A przekraczając Odrę miałaby wrażenie wplątywania się bardziej w tę samą sieć. Pewnie zresztą jakąś głęboko ukrytą, naiwną cząstką duszy wierzyła jeszcze, że pojedynczy człowiek może coś zrobić by zatrzymać to, co się działo.

Wybrała moment, kiedy w laboratoriom było kilka osób. Podeszła do Axela.

- Sądzę, że czas się rozdzielić - uśmiechnęła się smutno - Nie ukrywam, że wolałabym tu zostać z Tobą – delikatnie pogłaskała hakera po policzku – ale tkwimy w pętli i nie mobilizując wszystkich sił, nigdy nie wyciągniemy z niej szyi. Moje umiejętności tu są nieprzydatne. A tak, zrobię chociaż ten cholerny rekonesans.
Przez chwilę patrzyła w podłogę mobilizując się do dalszych słów.
- Naprawdę sądzę, że ktoś musi tam iść, bo na Externusie na pewno są jakieś odpowiedzi. Może tam ukrywa się ten, kto stoi za Korporacją i Kombinatem. A bezpiecznie nie jest nigdzie. Mam ohu, wezmę broń. Nie pogardzę radą, którą – roześmiała się wymuszenie.
-To, co musimy ustalić to sposoby komunikacji. – Znowu zaczerpnęła głęboki oddech - Tutaj, jeśli wrócę, albo tam, jeśli jakimś sposobem wy tam traficie. No i chciałbym wiedzieć czy zostaniecie tutaj, czy planujecie uciekać za Odrę?
- A może wrócę szybko.
- Finneas, idziesz czy zostajesz? Frank? A Ty Ys? Może powinnam zabrać ze sobą ten sarin? Finneas macie tam jakiś sejf, albo inne miejsce gdzie mogłabym go schować? Masz jakieś plany tej waszej stacji? – dopytywała się Buchty – informacje o reszcie tamtego świata? Może przydać mi się wszystko. – Czuła się trochę lepiej, gdy powiedziała już to wszystko. Klamka zapadła.

A potem upewniła się, że Selene nie ma w pobliżu i zaczęła uruchamiać portal.
 
Hellian jest offline  
Stary 10-02-2009, 10:29   #147
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Uśmiechnął się z ulgą do Selene. A potem się roześmiał i pogłaskał dziewczynkę po policzku. Pominął fakt, że śniła o Externusie. Przytulił ją czule, potem odsunął.
-Tak czasem mam, wierzę w różne głupotki. Śnisz o czymś jeszcze w tym dziwnym miejscu? Kim byli wasi rodzice? Mówiła ci siostra?
Jeszcze raz się uśmiechnął, wysłuchując odpowiedzi Selene. Ta dziewczynka była na prawdę dziwne i jeśli by miał obstawiać, które z projektu Wunderkinder wyszło im najlepiej, bez wahania wskazałby na tą dziewczynkę. Tak czy inaczej, nagle całkiem zmienił zdanie o siostrach, przestając traktować je jak niepotrzebny bagaż. Czasem wystarczy jeden uśmiech, jedno zdanie. W niezłym humorze wrócił do GOS-a. A potem przyszła Tanja.

Patrzył na nią bez emocji, nie mógł sobie na to pozwolić. Chciała iść do Externusa? Ot tak, nagle? Sama, albo z kimś, byle nie z nim. Tak a nie inaczej wyglądało to w jego oczach. Ten seks, tam w komórce, to było pożegnanie? Bardzo możliwe. Nigdy nie miał zamiaru zrozumieć kobiet, ale ta teraz szokowała go za bardzo. Ale z drugiej strony nie miał najmniejszego zamiaru odwodzić jej od tego, co sobie powzięła. On sam nie miał nawet ochoty tam iść, zwłaszcza niechciany. Musiał jej jednak przekazać to, czego się dowiedział.

-Ponoć na Externusie są portale wszędzie. Informacje o nas znajdują się w Warszawie. Jeśli uda nam się tam dotrzeć, będziemy mogli je zniszczyć. Saris zostaje tutaj, wezmę go ze sobą. Weź Buchtę lub Malaka, ale nie obu. I drugie OHU. Może się wam przydać. Ja będę tu jeszcze przez jakiś czas, potem udam się za Odrę. Nie znam sposobu, by skomunikować się z wami tam na zewnątrz, gdy wrócicie to kontakt poprzez pozostawionego wcześniej hosta. Zostawcie też tą jedną zabawkę grawitacyjną. Wytłumaczcie mi tylko jak zamknąć ten portal. Powodzenia.

Odwrócił wzrok, kierując go znów na monitory. Wysłuchał tylko tłumaczeń Buchty. Nie chciał patrzeć jak odchodzi. Kobieta, której zaufał. Czy był naiwny? Możliwe, może po prostu za bardzo chciał mieć oparcie w kimś na tym świecie. Zapominając, że należy polegać tylko na sobie. Szczęściem miał na kogo kierować swą złość. Zaczął szukać w sieci map, planów. Warszawy a także wszystkich do niej dojazdów. No i preparować dokumenty, te na Hansa Klossa nie były już szczególnie użyteczne. A bez nich mógł mieć po prostu problem z przedostaniem się do centrum dawnej Polski. Potem, przez przypadek, natknął się na ślad pozostawiony przez Fixxxera. To starczyło, podążył za nim, namierzył ip. Wreszcie jakaś dobra wiadomość. Zaczął pisać, nie zwracając już uwagi na to, że Tanja znika w portalu.

"Siema stary. Dzięki za poprzednią wiadomość, ale to było chyba wieki temu! Wszystko jak zwykle się popierdoliło. Ponoć byliśmy jakimś projektem Wunderkinder. Mam o tym dane od Kombinatu, przesyłam w załączniku. Szyfr R-17. Chciałbym poszukał czegoś takiego na sieci Korporacji i zlokalizował dane. Jak się ich nie pozbędę to nie dadzą mi spokoju. Możesz użyć mojego starego GOS-a, jeśli dasz radę się tam dostać. Nawet jak przechwycą go, to mało ważne. Tylko skasuj stare dane w razie czego. Ja mam tu niezły sprzęt, ale niedługo wybieram się za Odrę. Mam wrażenie, że siedzę w paskudnym bagnie. Kontakt na mojego laptopa.

Chemik"


Posłał wiadomość i zaczął zastanawiać się co dalej. Nawet nie spojrzał kto poszedł z Tanją. Tak na prawdę chciał tu zostawić dziewczyny i partyzantów. We dwóch tylko lepiej by nie spotkali żadnych "stworzeń" pod Odrą, ale to i tak było lepsze wyjście, niż brać ze sobą Selene i Helgę. Zaczął przygotowywać plecak na wyprawę, wrzucając tam trochę jedzenia, jakiś koc. Sprawdził i wyczyścił Mp5 i dwa z pistoletów z magazynu Buchty, które miał zamiar wziąć. Na koniec zaś włączył działo grawitacyjne, ucząc się nim posługiwać. W drogę miał zamiar ruszyć o świcie następnego dnia. Chociaż po prawdzie nie liczył na to, że do tego czasu portal otworzy się ponownie.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 10-02-2009 o 16:02.
Sekal jest offline  
Stary 11-02-2009, 11:23   #148
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Opowieści Małgorzaty Misztalskiej, jak nazwała siebie dziwna kobieta, nie zrobiły wrażenia na Nicolasie. Te równoległe światy, inne odbicia tej samej rzeczywistości, inne wymiary - to brzmiało jak bełkot jakiegoś dawnego pisarza science-fiction.
Na Ziemi jest piekło gorsze, niż mogłoby się to komuś wydawać, więc potworności innego świata musiały być naprawdę porąbane, by włazić ze swoimi butami, mackami, czy co im tam z dupy wyrasta, na zdewastowaną Mateczkę Ziemię. Nowy wcale by się nie zdziwił, gdyby owe monstra uciekły z powrotem skomląc i podkulając ogony.

<Chrup!>
Trzasnęła spróchniała czaszka jakiegoś wyschniętego osobnika, przypominającego groteskową mumię.
<Trzask!>
Tym razem wojskowe buciory Nicolasa przemeblowały klatkę piersiową kolejnego umarlaka. Wyglądało na to, że bandaże pokrywające truchła są mocniejsze od tego, co znajdowało się pod nimi.
Nicolas wyplątał nogę uwięzioną w korpusie dawno zmarłego humanoida, nie kryjąc obrzydzenia na twarzy.
- Pieprzona umieralnia - zaklął, ruszając dalej za Durerem i Misztalską.


* * *

Kiedy ze ściany wylazło się to coś, Nicolas stanął w miejscu, sparaliżowany strachem. To już nie byli mutanci, których zwłoki widział w kanałach, to nie były też przypominające dziwaczne zwierzęta pluskwy, ani nawet biomechy, używane przez Korporację i, jak się również okazało, przez Kombinat.
- To jakiś kurewski horror... - wyszeptał, nagle wyschniętymi i spierzchniętymi ustami.

Kątem oka, nieostro niczym przez lornetkę ze źle ustawioną perspektywą, widział starania Durera, by odłupać żółty kryształ, pewnie ten do zasilania portalu. Widział też Misztalską broniącą się przed uzębionym monstrum. W końcu widział też monstrum, przez wypaczoną psychikę swojego stwórcy, o ile to coś miało jakiegoś stwórcę, szczodrze obdarzone szponami, zębami i wyglądem rodem prosto z dawnych filmów grozy klasy B, jakie zdarzyło mu się kiedyś oglądać. Z tą małą różnicą, że to coś tutaj wyglądało piekielnie realnie i zamiast uśmiechu politowania wzbudzało przerażenie.
Nicolas stał jak wmurowany, niezdolny by uczynić cokolwiek poza gapieniem się w hipnotyczne, emitujące czerwoną poświatę ślepia bestii.

- Pomóż m, skurwysynu! Wymyśl coś! - krzyk Misztalskiej wytrącił Nowego z otępienia. Niemrawo podniósł lufę MP-7 i drżącymi palcami nacisnął spust, zamykając oczy. Broń delikatnie szarpnęła. Raz.

Nicolas, zaskoczony, spojrzał na trzymany w ręku pistolet maszynowy.
"Co jest!?" - myślał gorączkowo. "Musiałem przestawić na ogień pojedynczy..." - spoconymi paluchami zaczął gmerać przy broni.

Krzyk kobiety ponownie zwrócił uwagę Nicolasa na to, co się wokół działo. Wydawało się, że jego nieprzywykły do tak nienormalnych sytuacji umysł szukał sobie każdego zajęcia, byle odwrócić uwagę od Grozy.

Zauważył Misztalską leżącą na ziemi, najwyraźniej ranną. Rozpaczliwymi machnięciami noża próbowała trzymać uzębione paskudztwo przed nią na dystans.
"Trzeba odwrócić jego uwagę!" - coś obcego, być może umysł Nicolasa podsunął jakąś myśl.
Sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc w tak desperackim i wydawało się, beznadziejnym zadaniu.
"Fajki... magazynek... Mam!" - jego palce zacisnęły się na aluminiowej tubie granatu hukowo-błyskowego.
Szarpnął rękę, jednak dłoń zaciśnięta na granacie zaplątała się w materiał.
"Kurwaa!" - zaklął i szarpnął ponownie. Udało się! Wyciągnął zawleczkę i cisnął granat pod nogi stwora. Potrącony jednak przez młócące ziemię kończyny demona odturlał się trochę dalej.

Jednak Nicolas już nie patrzył. Zmrużył oczy, dodatkowo osłaniając je ramieniem. Nie miał pojęcia, czy powodujący czasową głuchotę i ślepotę granat w ogóle zadziała na to coś. Nic innego po prostu nie przyszło mu do głowy. Może to i dobrze, gdyż powodowany strachem mógłby wystrzelić cały magazynek z zawieszonego na ramieniu granatnika. Biorąc pod uwagę niedużą odległość i wątpliwą celność przerażonego człowieka w korytarzu pewnie nie przeżyłby nikt. Może z wyjątkiem istot pozaziemskich, które wcale nie musiały być wrażliwe na konwencjonalną broń. Wtedy pewnie rozszarpie niewiarygodnie miękkie, w porównaniu ze szponami stwora, ciała pochodzących z Ziemi ludzi.

Tak, czy inaczej rzucił wyciągniętym z kieszeni granatem. Istniała szansa, że demon zostanie oślepiony i ogłuszony. Albo odwróci się od Neumanna i Misztalskiej, szukając źródła nagłego hałasu. Wtedy Nicolas mógłby spróbować odciągnąć ranną kobietę od potwora. Mógłby też, jak już uda się odejść od monstrum na dziesięć-piętnaście metrów, zrobić wreszcie użytek z targanego ze sobą granatnika. Może chociaż jeden z tych pocisków trafiłby w wielką, uzębioną paszczę i eksplodował w środku, rozrzucając krwawe szczątki wszędzie dookoła. Może...
Może udałoby się to wszystko zrobić, jeżeli będą mieli szczęście. Tylko czy w tym świecie jest taka instytucja, jak szczęście.

Takie i inne galopujące szaleńczo wizje przelatywały przez dziwnie obcy umysł Nicolasa. Wydawało mu się, że to nie są jego myśli. Ale w takim razie czyje? Wkrótce miał się przekonać, czy przyjdzie mu zginąć na tym niby-świecie. Na razie stał, osłaniając oczy przed spodziewanym błyskiem i, co ważniejsze, paraliżującym widokiem krwiożerczego demona, zapominając wszakże o jednym - o uszach...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 15-02-2009, 11:11   #149
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Siegfried Klauge
Umiejętności, które nabył swojego czasu Siegfried Klauge, procentowały.
Większość strzałów nie była zbyt trudna; powolne, sparaliżowane postępującą zgnilizną cielska padały, gdy tylko kule dosięgły pluskiew na głowach zarażonych. Martwe i obłe ciała dziwacznych stworzeń odsłaniały jeszcze gorzej wyglądające usta i twarze pechowców, którzy mieli szansę doświadczyć procesu „zasiedlania” na samych sobie: Sine i wyglądające na poparzone jakąś dziwną substancją twarze, zastygnięte w wyrazie przerażenia i bólu.
Wystrzelał wszystkich, mimo to niektóre z ciał ruszały się jeszcze konwulsyjnie na brudnej posadzce starego metra. Przypominały makabrycznie tańczące bez głowy koguty.
Tojtowna z niepokojem przyglądała się, jak tamten strzela, ale nie uciekła. Gdy SD-zombie leżeli na ziemi, otworzyła usta, by coś powiedzieć. Wtedy rozległ się huk.
Odruchowo schyliła się, a na głowy obojga posypał się tynk i kawałki spękanego sufitu. Może Klauge chciał coś powiedzieć, ale skinęła głową i ruszyła krótkim truchtem w stronę Muru.
Po paru chwilach, gdy zdążył ją złapać, zaczęła dawać wyjaśnienia swojej obecności w Neoberlinie.
- Wiem, że się dziwisz, że mnie tu widzisz, Siegfried – mówiła z typowym rosyjskim akcentem jeszcze z Moskwy, która teraz nie istniała. - Ale ja też mam robotę w die Mauer, czy tego chcesz, czy nie. Jestem od ludzi Connora.
W parunastu oszczędnych zdaniach streściła mu(wyglądała na to, jakby czuła się zobowiązana mu to powiedzieć), kim jest Thomas Connor i jaki ma interes. Otóż swojego czasu stracił on swoją córkę – Sarę Connor – która swojego czasu zniknęła niedaleko Muru. Co do samej Connor, Thomas wysłał już prywatnego detektywa, chcąc być dyskretnym, niejakiego Franka Malaka. Jako że Thomas od czasu wybuchu wojny pomiędzy Korporacją i Kombinatem wiadomości nie otrzymał, a chciałby się dowiedzieć czegoś o dziwnym bloku E, o którym krążą opowieści, wysłał Tojtownę. Tojtowna już od paru miesięcy krążyła w Neoberlinie, sprzedając siebie albo swoje usługi za pokaźne sumy pieniężne, pracując także dla Gustava Millera i załatwiając sprawki różnych bractw i sekt berlińskich. Miller, przeklęty hazardzista i właściciel „Króla w Żółci”, który nadal prosperował mimo miasta w stanie wojny, także najął ją do infiltracji pewnej rzeczy. Wykonawszy zadanie, wskazał jej, jak dostać się do bloku E bez większych przeszkód, aby znaleźć swojego ojca. Poza znalezieniem informacji o Sarze Connor, prawdopodobieństwo znalezienia swojego ojca było swojego rodzaju smakowitym dodatkiem. Nie wiedziała, jaki jest związek Millera z Murem, jednak dostała dość dokładną mapę obszaru stacji metra i bloku E. Znalazła się tutaj mimo tego, że raczej wolała tkać towarzyskie intrygi i szpiegować tajemnice bogatych po tej stronie piekła. Wiadomość o ojcu przeważyła. Wolała nadstawiać karku i pójść do kompleksu, nawet, jeżeli nie było tam niczego.
(Kwestia sumienia, drogi Czytelniku).
- Więc nie myśl, że po prostu mnie stąd... Wyprosisz – powiedziała, nie mogąc znaleźć lepszego słowa. - W środku być może jest mój ojciec. Och, nie dziw się tak, on miał coś wspólnego z eksperymentami, dobrze? Sama nie wiem, co dokładnie. Zawsze był taki tajemniczy...
- Pytasz się, jaka jest metoda dostania się do bloku D? Nie, nie zjedzie się windą. Korporacja to za twarde skurwysyny, żeby przypuszczać do swoich najtajniejszych komór tylko windą i zabezpieczeniem, które można złamać. To za twarde gnojki... Ale dlatego mam to.
Wyciągnęła z małego plecaka coś, czego Klauge wcześniej nie zauważył. Było to dziwne urządzenie, podobne do broni, jednak logika dyktowała, że tak skomplikowana budowa nie służyła tylko mechanizmowi wypluwania kul. Rzecz druga, Klauge nigdy by nie pomyślał, że Miller jest zamieszany zarówno w portale, jak i może mieć coś... Tego typu.
- To XWP-02. Kreutzweltenapparatur, model drugi. Nie gap się tak, ja też nic z tego nie rozumiem.
Maszyna, czy raczej broń, prezentowała się imponująco: Spora część główna była opierana na brzuchu. Pomimo pozornie kruchej budowy Klaugego naszła myśl, że być może trzeba czegoś więcej niż roztrzaskanie paru trybików w dziwacznym mechanizmie. Ze środka, rdzenia, dochodziło blade, niebieskie światło, które oświetlało w ciemności ręce Tojtownej. Pomiędzy środkową częścią a wylotem biegł spory, czarny przewód z kodem modelu.
- Następnym razem, jak spotkasz Millera... Spytaj się go, skąd miał takie cacka, bo mi nie chciał wyjawić nawet... Nawet, gdyby ceną byłam ja – uśmiechnęła się cwanie. - Zarzucił ściemę, że wygrał w pokera. Skurwiel. Gdyby ktoś postawił takie ustrojstwo, to by go chyba zanożowali.
- W każdym razie wyjaśnił mi dość, jak to działa. Ma dwie opcje: Może przenieść posiadacza albo potrzebuje dziesięciu minut, żeby stworzyć portal. Zasięg: Do pięciu kilometrów albo... Albo do innego świata. Pozycję wpisuje się na klawiaturze albo używa się lokalizatora. Dzięki Bogu mamy lokalizator w bloku E, musimy tylko podejść bliżej. Tak się w każdym razie dowiedziałam. Idziesz, Sieg, albo chcesz tyczeć w tej dziurze do usranej śmierci?
Wydawała się podekscytowana wizją spotkania swojego ojca.


*

Jak się okazało, Tojtowna nie była całkiem nieprzygotowana na misję. Wręcz przeciwnie, ktoś, kogo ciągle nazywała Connorem, dał jej nawet mapę dostania się do bloku E(interesy Connora, Millera i jej samej wydawały się ze sobą dziwnie splatać), tak, że Klauge musiał przyznać, że spotkanie to było mu przydatne.
Po drodze i sama Tojtowna miała parę pytań: Jak się Lauch miał, co robił do tego czasu, dlaczego to robił i dlaczego, do kurwy nędzy, nie chce odpowiedzieć na wszystkie pytania, wreszcie, co go sprowadza do Mauer i dlaczego jest takim idiotą, że dał się wrobić w misję bez mapy.
Szli zrujnowaną stacją jakiś czas, w końcu dochodząc do podziemnej stacji. Po drodze Lauch został zmuszony zabić kolejnych zombie. Tojtowna miała przy sobie broń, jednak postanowiła polegać na swoim towarzyszu.
Podziemne wejście do bloku D, swojego czasu zrujnowane, teraz wyglądało na to, że ostatnio użyto ładunków wybuchowych po to, by ponownie wejść do środka. Lauch wiedział, że nie były to potwory; słyszał nawet w oddali mechaniczny głos jednostki SD, która wydawała się przeszukiwać ten teren(czy ta eksplozja w metrze była robotą SD?). Pewnie nie byli dalej niż 50-100 metrów... Trzask wyłamanego przewodu wysokiego napięcia zwrócił uwagę Laucha; był on dokładnie nad drzwiami, podskakując groteskowo kolejnymi wyładowaniami.
Weszli. W pomieszczeniu nie było nic, poza cieniutką stróżką krwi, która ciągnęła się aż do ściany energetycznej pozostawionej przez żołnierzy Korporacji. Wyglądała jak jarząca się siatka stworzona z czystej energii. Tojtowna dotknęła siatki, zaklęła, kopnęła na poprawkę. Siatka była jak zrobiona z solidnej gumy. Była przezroczysta: Można za nią było zobaczyć tą samą strugę krwi ginącą za rogiem korytarza. Siatka wydobywała się ze specjalnie pozostawionych za nią emiterów.
Na ścianie zawieszony był spawalnik energetyczny(„NIE PODŁĄCZAĆ DO ZEWNĘTRZNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII W CZASIE PRACY, BATERIA SPAWALNIKA MOŻE DOPROWADZIĆ DO POWAŻNYCH USZKODZEŃ SIECI”).
Nie było żadnych innych wyjść z pomieszczenia poza tym, za którym prawdopodobnie byli żołnierze Korporacji. Naprzeciwko niego było wyjście zawalone zwałami poskręcanego żelastwa.
- I co teraz zrobimy, Herr Klauge? - syknęła Tojtowna.

# Bunkier Buchty
- Hmm, czy śnię o czymś jeszcze? Tak, czasami. Ale przeważnie ta pani, którą otaczają płomienie. Ona nie jest tak straszna jak taka dziwna pani... Z takim tatuażem na ręce, co przypomina pani Tanję - uśmiechnęła się mimo to. - Nie znałam swojej mamy, a tata nam umarł na jakieś choróbsko w szpitalu - westchnęła. - To długa historia... Spytaj się Helgi - odwróciła się do swoich zajęć.
- Finneas, gubię się. Irrlicht jest tym, co otwiera portale? Znaczy się fizykiem czy X-manem z mocą gmerania w czasoprzestrzeni?
- Iks... Czym? - wąsaty zmarszczył brwi. - Cokolwiek mowiłaś, pewnie sądziłaś źle. Chodziło mi o to, że ten sukinsyn – o ile to naprawdę on – może budować i używać innych maszyn do tworzenia portali. Jeżeli znalazł kogoś tak szalonego, żeby go wspierać, może budować inne maszyny do tworzenia portali i otwierać je. Zresztą, jeśli byłaś w Murze, może widziałaś niektóre cacka Korporacji... Mam na myśli pewne eksperymentalne typy broni, które potrafią tworzyć portale na krótkie odległości, chociaż teoretycznie można by było zbudować także coś, co mieściłoby się w ręce i mogło teleportować do Externusa. Tak więc nie chodzi mi o to, że Irrlicht mógłby mieć jakieś... Zdolności – nastroszył wąsa w grymasie niesmaku. - W każdym razie jeśli jakiś agent znalazłby sposób na tworzenie portali siłą woli, tak jak Selene... Hmm. Kiedy byłem jeszcze w ekipie badawczej die Mauer, mówiono o prawdopodobnych zastosowaniach technologii portalowej w postaci wszczepów w czaszce, jednak były to kompletnie zmyślone powijaki... Wiesz, prawdopodobne. Korporacja mogła wymyślić dużo rzeczy, kiedy mnie nie było w Murze, ale...
Po prostu nie myślmy o tym, że gdzieś we Frankfurcie pałęta się psychopata ze zdolnością tunelowania w głowie, dobrze?

Tanja przeglądnęła informacje, które znalazła w biurze i laboratorium Finneasa. Na niektóre z informacji, zarówno o Externusie, jak i tunelowaniu, już się natknęła, jednak inne czytała po raz pierwszy z powodu wcześniejszego braku czasu. Niewątpliwie pomogło jej wcześniejsze wykształcenie w fizyce i teleportacji korpuskularnej; innym osobom przebicie się przez gąszcz terminologii i symbolów fizycznych zajęłoby o wiele, o wiele więcej.
Co do samej aparatury portalowej i portali – podczas gdy niezamykające się portale pozostawały bezpieczne, tym, co w większej mierze powodowało niebezpieczeństwo, była sama maszyneria i pole Thamma(zwane czasem polem T lub T+). Maszyny stanowiły zagrożenie porażenia energetycznego(tu Buchta wymienił całe piętnaście stron zaleceń, co należy i czego nie należy, obchodząc się z maszynerią), zaś pole T, pomimo tego, że nie stanowiło takiego zagrożenia jak promieniowanie, to jednak każde dłuższe przebywanie w tym polu wystawiało psychikę delikwenta na poważne uszkodzenia. Pole T, jak wynikało z notatek, afektowało nieświadomą część mózgu, cerebellum, sprowadzając – mówiąc oględnie – lęki i koszmary. Dłuższe napromieniowanie nie oznaczało mutacji tkanek, lecz postępującą psychozę.
Dokumentacja Externusa była dość skąpa. Tanja stwierdziła, że być może na samej stacji znajdzie się więcej. Mimo to znalazło się parę dokumentów z bestiariusza, a także dotyczących samej specyfiki świata.
Externus okazał się być nie tyle co „światem”, co „wymiarem”; aparatura ZRZ/T(Zeit-Raum Zerstörer/Tunneler) co prawda używała tunelowania, to jest zaginania czasu i przestrzeni, jednak nie zmieniało to faktu, że Externus zwyczajnie nie znajdował się – co zostało potwierdzone – we wszechświecie, w którym była Ziemia. Dokumenty Finneasa przywoływały tutaj na analogię pryzmat, przez który przechodziła gama kolorów: Zółto zabarwione światło mogło podróżować daleko, nawet w nieskończoność, jednak nie mogło dotknąć światła zabarwionego na czerwono. Tak samo wszechświat „Ziemski” rozszerzał się w nieskończoność, jednak był tylko jednym kolorem pryzmatu...
(Jakiś dowcipniś dopisał na marginesie: „Inaczej mówiąc, choćbyś do usranej śmierci podróżował w tym miejscu, to Externusa nie znajdziesz”).
Wymiar Externusa(niekiedy i tak nazywanego „światem”) został zbadany tylko szczątkowo. Przyznawano to w każdym dokumencie, że zarówno flora, jak i fauna pozostają czymś, co może być zbadane nawet nie w kwestii pokoleń, co ich dziesiątek albo setek. Warunki grawitacyjne były dziwne; zrobiono wykaz skutków, jednak nie było wiadomo, co powoduje takie anomalie grawitacyjne. W istocie, przyspieszenie grawitacyjne na Externusie przyprawiłoby samego Newtona o ból głowy, bowiem wyglądało na to, że jest niemalże znikome i poddane innym prawom. Widać to było szczególnie po „wysepkach” krążących w przestrzeni ponad wielkim, czarnym morzem(niewidzialnym z powodu mgły). Przypominało to prawo, jakby asteroidy krążyły po pasie planetarnym. Krążące wyspy wydawały się mieć jednak własne przyciąganie, które było o jedną dziesiątą mniejsze niż zwykłe ziemskie; zmniejszało się ono, im dalej się od niej było, zatem porządny skok mógł wynieść około dziesięciu metrów na Externusie.
Dalej, są tam ślady cywilizacji, jednak wygląda ona na dawno wymarłą i zapomnianą. Co dziwniejsze, ruiny noszą typowe znamiona dawnej ludzkiej kultury, dlatego uważa się, że Externus jest światem równoległym, jakąś wariacją świata Ziemi(dopisek, Buchta – vide teoria strun i dziesięciu wymiarów), jednak nie udało się odkryć żadnych zapisów historycznych ani niczego, co mogłoby rozjaśnić historię świata.
Psychoplazma natomiast, wyjaśnia Finneas, jest substancją aktywną mentalnie albo też myśloaktywną. Gdy koncentruje się na niej, wizualizuje się jakiś obiekt lub wyobraża się go sobie(efekty bywają lepsze podczas ćwiczeń grupowych), z mazi powstaje żądany obiekt. Cały Externus jest do pewnego stopnia zbudowany z psychoplazmy, choć, oczywiście, niektóre warstwy wydają się twardsze. Dla praktyki nie znaczy to nic, jednak zauważono, że człowiek jest niezwykle podatny w tym świecie na koszmary go dręczące i kompleksy. Nie inaczej, ten, kto przebywa w Externusie, ściąga na siebie swoje własne koszmary, nawet jeśli stara się o nich nie myśleć – cerebellum, część nieświadoma mózgu, wydaje się mieć prym nad kresomózgowiem. Finneas Buchta, szukając sposobu na zmianę konsystencji Externusa zauważył, że najbardziej efektywnym środkiem do zmiany rzeczywistości wydają się być wszelkie środki i praktyki zmieniające świadomość – środki psychoaktywne, mantry, modlitwy, narkotyki, szczera wiara, koncentracja umysłowa, etc. Dlatego też psychoplazmy nie można tyle co zniszczyć – raczej co spowodować, by stała się niegroźna w swojej formie. Buchta sugerował więc – co było pewnego rodzaju paradoksem – że, gdy nie ma się strzelby pod ręką, należy dosłownie paść na kolana i modlić się lub przypomnieć sobie najlepszą chwilę swojego życia. To jednak należało do środków ostatecznych, gdyż kule i granatniki potwierdziły swoją doraźną skuteczność.
Nieco więcej znalazło się w dziale medycznym dotyczącym Wunderkinder. Korporacja, nauczona poprzednio swoimi doświadczeniami z eugeniką, wydawała się niesamowicie pieczołowicie i sumiennie wybierać potencjalne „cudowne dzieci”. Byli to przeważnie ludzie, którzy w wieku do dziesięciu lat zetknęli się z polem Thamma – świadomie, czy też nieświadomie, chociaż w rejestrze widniały także wpisy operacji i testów z polem T+ zaraz po narodzinach. O takich testach, robionych przy standardowych pomiarach dziecka, nie mówiono nikomu. Obejmowały one pięciominutowe promieniowanie pola T na dziecko i mierzenie aktywności mózgu. Jeżeli mózg nie wykazywał żadnej, dziecko oddawano i było ono wypisywane z listy potencjalnych Wunderkinder; Korporacja już nigdy potem nie interesowała się nim. Ze wpisów wynikało, że testy postnatalne pola T mieli Axel, Tanja i Selene, podczas gdy reszta wyglądała na to, że miała bliski kontakt z energią T przed dziesiątym rokiem życia.
Wunderkinder wykazywały – co do jednego – pewną wrażliwość na obecność pola T+. Tłumaczyłoby to, dlaczego niektórzy z nich mieli ból głowy podczas przechodzenia przez portal lub czuli mdłości przy oddychającym mchu. Także potrafiły do pewnego stopnia modyfikować materię psychoplazmy, choć ta umiejętność mogła zostać zwiększona przez specjalne wszczepy znajdujące się w bloku E, w die Mauer. Ogólnie – ludzie, którzy byli kwalifikowani przez Korporację do Wunderkinder mieli pewne umiejętności stawiające je nad innych, czego przykładem była Yseult, która swojego czasu skończyła uniwersytet Berlina, by zostać zakwalifikowana do projektu. Także przez promieniowanie T dzieci były nieco silniejsze od pozostałych: Mocniejsze kości i silniejsze mięśnie, choć te różnice zazwyczaj sięgały zaledwie jednego lub dwóch procent.

*

Otwarcie portalu zajęło jej mniej, niż sądziła; być może to były pewne poprawki, które wprowadził Finneas do maszyny, gdy robiła testy medyczne i czytała dokumenty na temat Externusa. Podczas gdy Cerc otwierał portal, reszta została wyproszona i pojechała windą na górę. Mimo że Tanja chciała przejść do innego wymiaru, nie mogła się nie wzdrygnąć, gdy otwierał się portal; otwieranie portali zawsze niosło ze sobą przeczucie czegoś starego, obrzydliwego i przerażającego. Szczęście, że Buchta zainstalował parę nowych urządzeń i poprawił aparaturę tak, że maszyna nie otwierała tunelu tak gwałtownie.
Gorzej było z tym, kto chciał iść do drugiego świata. Tanja powiedziała, że może wziąć każdego, kto będzie chciał przechodzić, jednak był problem, że niewielu chciało przejść do czegoś, czego przejście wyglądało jak dziura do otchłani.
Malak szukał nadal Sary Connor i, dzięki aparaturze Buchty i pewnym umiejętnościom komputerowym, zdołał zlokalizować miejsce, gdzie mniej więcej byłby jego cel; dlatego też nie mógł przejść do świata, gdzie jej nie było.
Partyzanci zwyczajnie bali się techniki, która zwyczajnie zdawała się być dla nich czarną magią, mimo że starali się tego nie okazywać. Poczuli wyraźną ulgę, gdy powiedziano im, że mogą decydować za siebie. Woleli pozostać na tym świecie. Niebezpiecznym bo niebezpiecznym, ale znanym.
Także Selene bała się wstąpić w portal, wybiegając tym samym życzeniom Helgi Stieffenhauer, która oniemiała ze zgrozy nie puściłaby zarówno małej, jak i siebie. Pomimo tego, że Tanja prawdopodobnie szanowała jej zdanie, nie omieszkała wytłumaczyć tego, że nie chce myśleć, co mogłoby się stać w świecie, gdzie wszystko ma w sobie szczątkowe promieniowanie T+.
W istocie, właściwie tylko Yseult Stein zgłosiła się bez żadnych zastrzeżeń, by przekroczyć portal. Interesowała się tym, co można znaleźć na stacji, a także tym, jakie stworzenia i anomalie medyczne można znaleźć w tak dziwnym środowisku, jak Externus. Poza tym, żądała zemsty i odpowiedzi. Sądziła, że przekroczenie portalu może doprowadzić ją w prostej linii do zabójców jej dziecka; znane środowisko ziemi wydawało jej się więzieniem, z którego nie może pójść donikąd.
Gdy Tanja spytała się Buchty, czy chce iść z nią, długo milczał. Myślał. W końcu odparł:
- Wybacz, Karolino... Czy jak tam naprawdę się nazywasz – wzruszył ramionami w geście bezradności. - Mogę ci dać tyle sprzętu, ile tylko sobie zażyczysz, ale naprawdę... Nie mogę z tobą iść.
Westchnął.
- Nie pytaj się mnie dlaczego nie chcę. Po prostu napatrzyłem się dość Externusa... A wierz mi, bywałem tam niejednokrotnie... Żeby po prostu nie chcieć tam wracać. Zrozum. Jeśli stwierdzisz, że się po prostu boję, pewnie będziesz miała rację.
Miał nadzieję, że zrozumiała. Odszedł; zbolały jakiś wyglądał, starszy niż go spotkała, albo może teraz rzeczywiście prezentował swój prawdziwy wiek. Zajął się swoimi sprawami.
Razem z Yseult wstąpiła w portal. Jak zwykle, nie minęła ją dziwna wizja wywołana polem Thamma.

*

Nazywam się John Saint i umarłem przysypany paroma tonami gruzu. Chciałem chronić coś, co jeszcze za życia miało dla mnie jakieś znaczenie. Czy miało? Nie pamiętam. Nie, pamiętam! Ale moja apatia... Martwa apatia sprawia, że tak naprawdę wspomnienia nie znaczą wiele więcej jak rozgnieciony robak. Ja... Umieram.
Wielu ludzi myśli, że gdy serce i mózg przestają pracować, to wtedy śmierć się wydarza. Co więcej można oczekiwać od żywych, którzy zapomnieli wszystkie swoje poprzednie śmierci?
Jednak jedna śmierć pociąga za sobą drugą, tak jak nagle pociągnięty łańcuch posiada w sobie wiele ogniw, a każde jest śmiercią.
Najpierw jest ta najłatwiejsza, śmierć fizyczna. Och, jak łatwo umierać niedoskonałym ciałem! Mimo to i tak wolałbym nie umierać. Nadal czuję moje ciało tak dobrze, jakbym żył; owszem, ciało i mózg umarły, ale umysł został i nieznośnie czepia się każdego skrawka nerwu, nawet, jeśli jest zimny i toczy go zgnilizna.
Moje ciało jest jak pęknięty wrzód; mam wrażenie, że całe cierpienie, które zbierało w ciągu całego życia, pęka w momencie śmierci i wypływa razem z treścią układu limbicznego. Ciało, wreszcie uwolnione, wymiotuje kolejnymi warstwami mułu i brudu, które uzbierało w ciągu swojego działania. Pokrzywione kości wrzeszczą zapomniane opowieści, rozpękłe organy mruczą symfonią trupich gazów, naciągnięte mięśnie grają razem ze skórzanym bębnem, wybite zęby szeleszczą w posiniałych ustach.
Jednak śmierć ciała to nie koniec śmierci – ja umieram i umieram, a wydaje mi się, że pasmo moich kolejnych śmierci nie ma końca.
Lepki płyn pamięci wycieka ze spękanego czerepu, rój emocji żeruje na gnijących myślach, mowa jest rozdęta i sina, wspomnienia szczerzą się z ciemności jak upiorne maski, sperma inspiracji wysycha w nabrzmiałym worze jąder oświecenia, uśmiechy zabiera wiatr, smutki spływają czarną breją do ziemi.
Umieram, umieram, umieram. Wcześniej mógłbym mówić o tym, że nienawidzę umierać, jednak zgnilizna i entropia zabrały moją nienawiść – w moich żyłach nie zostaje nic poza czarnym, huczącym wiatrem nawiedzającym pustkowia. Coraz mniej mnie nie ma, coraz bardziej moje ciało rozpływa się w nicość. Już umarłem – już prawie stopniałem – już prawie zgniłem – już prawie rozszarpały mnie larwy – chcę coś jeszcze powiedzieć ale... Ja... Daj m-M-M-N-N-N...!
(Narrator dopowiada). Oto stara kurwa Śmierć rozkłada nogi. Wejdziesz w nią? Albo też Twoja Śmierć będzie niczym innym, jak kolejnym aktem mentalnej masturbacji? Rozważ: Uczymy się umierać całe życie, a pod jego koniec idziemy do wielkiego burdelu o nazwie Agonia. Sztuka umierania to sztuka miłości.

*

Gdy tylko na dole ucichło, Buchta zjechał windą na dół i zamknął portal. Wrócił, trzymając pod pachą skrzynkę piwa. Dał Axelowi dwa i wyszczerzył do niego zęby.
- Najpierw nas kochają, a potem każą iść do diabła, co? Znam ten ból. Chyba.
Helga na te słowa zrobiła kwaśną minę; Finneas wziął kolejne dwie puszki i ustawił windę, by zjechać na dół. Helga dała mu znak i zjechała z nim, widocznie chcąc o czymś porozmawiać.
Zostali Malak i partyzanci czyszczący broń. Selene także gdzieś znikła(pewnie bawiła się przy zamkniętych drzwiach, pomyślał Chemik). Podszedł Malak.
- Możesz sprawdzić w tym... - popukał nonszalancko o monitor GOS-u. - Nazwisko Sary Connor?
Była w istocie. Detektyw pokiwał głową.
- Tak jak myślałem. Ona też jest w tym dziwnym projekcie... Hmm. Ty wybierasz się do Warszawy, Axel?
Po wysłuchaniu odpowiedzi hakera, odparł:
- Jeżeli możemy po drodze wybrać się do Świebodzina, byłoby miło. Jeśli nie chcecie, będziemy musieli się rozłączyć. Chociaż wątpię, Axel, żeby to naprawdę było konieczne. Wydaje mi się, że w bunkrze w Świebodzinie możemy znaleźć parę odpowiedzi na pytania, które mogą nas nurtować. Wiesz, te bunkry w Świebodzinie są opuszczone. Zaciekawiłem się, dlaczego. I wiesz, co? Dowiedziałem się.
Wygląda na to, że Kombinat przeprowadzał w Świebodzinie jakieś badania na ludziach. Bunkier został opuszczony, a żadnych materiałów, które tam były, nie wyniesiono. Myślę, że Świebodzin może być kluczem do rozwiązania tej zagadki... Zresztą, popatrz na to:

Detektyw podsunął mu pod nos dziwne zdjęcie, wydrukowane z sieci. Było to zdjęcie niewątpliwie terenów dawnej Polski; chaszcze i otaczający las zacieniały wejście do bunkra. Mapa wskazywała, że był to teren niedaleko Świebodzina, jednak to, co przyciągało uwagę, nie było tym faktem. Był napis na tabliczce koło bunkra:

WŁASNOŚĆ UNIWERSALNEJ UNII

- Jeśli chcesz znaleźć odpowiedzi na swoje pytania – Malak przełknął mimowolnie ślinę – idź ze mną. Słyszałem, że Świebodzinem nie interesuje się ani Korporacja, ani Kombinat.
Przyszedł Buchta raz jeszcze, tym razem bez Helgi.
- Hmm, Stieffenhauer bawi się przy maszynie portalowej... Wyłączonej, oczywiście. Zainteresowała się, jak się buduje coś takiego.
Pociągnął spory łyk z puszki.
- Szukasz map do Warszawy, co? Hmm. Ciężko może być się tam dostać bez portali... Chociaż nie mówię, że to niemożliwe. Kwestia, że bramy firnamentum od czasu wojny są zamknięte. Wpuszczają tylko swoje wojska więc dostanie się tam zwykłą drogą może być uciążliwe. W każdym razie – jeśli chodzi o Frankfurt, służę pomocą. Mam kolejne kryjówki na wschód od miasta, więc moglibyśmy sobie załatwić jakiś transport, jednak gdy wyjedziemy z Frankfurta, moja domena się kończy. Jestem w tym mieście kilka lat i znam je jak własną kieszeń, za to w życiu nie byłem w Polsce. Niespecjalnie mnie tam ciągnęło... Lasy tego pokręconego kraju są niebezpieczne, nie mówiąc już o tym, że w regularnych odstępach czasowych ciągną do Frankfurta nowe posiłki. Były tam kiedyś miasta... Wszystko zarosło po tym, jak w Polsce wybuchła anarchia i Korporacja zaczęła porywać setki ludzi. Ludzie albo przystąpili do Kombinatu, albo sami zginęli.
Axel w istocie znalazł parę dobrych map, mimo że były to głównie stare mapy jeszcze sprzed wojny, to teren nie zmienił się znacznie; zresztą, były one w większej części poprawione przez tych, którzy podróżowali na wschód, to jest głównie szabrowników, wolnych kupców i najemników, a także niekiedy żołnierzy Kombinatu. Co do map, w każdym razie, Axel miał ogólne rozeznanie, gdzie iść, jak iść i co omijać.
Fixxxer przesłał wiadomość dźwiękową:

Nie wiem, gdzie się schowałeś we Franfurcie, człowieku, ale to musi być jakaś naprawdę głęboka nora, żeby żyć i nie dostać kuli w łeb. Rispekt. Albo rispekt dla tych mądrali, co Ci pomagają.
Zabawne, że mówisz o tych cudownych dzieciach, bo ostatnio zacząłem dostawać info o podobnym, co się niby nazywa Triarii. Może o nim słyszałeś. W każdym razie teraz, kiedy Mur znajduje się w stanie pieprzonego chaosu, nie będzie zbyt trudno dostać się do środka Muru i pokasować parę rzeczy. Chętnie popsuję parę zabawek Korporacji.
Hmm. Wunderkinder, powiadasz? Czekaj, coś tutaj jest... Hasła: Uniwersalna Unia, Übermensch... Czy Tobie o to chodzi? Jeśli tak, to Ci to posyłam. Załącznik taki sam, kodowanie takie samo. Nie jest tego dużo, to garść, którą mogłem zebrać tu i teraz. Daj mi trochę więcej czasu.
Marię widziałem przez kamery Korporacji niedaleko Muru w jego północnej części. To była na pewno ona, bo te wybajerowane kamerki tych transhumanicznych gnojków mają opcję identyfikacji twarzy. Jest gdzieś w Murze, ale nie mam pierdolonego pojęcia, co tu robi i po co. Postaram się ją dla Ciebie znaleźć, ale nie daję gwarancji, czy w całym kompleksie natknę się akurat na nią.
Pozdro, Fixxxer


Generalnie, o tym, czego dowiedział się Fixxxer, czytał już Axel wcześniej, poza paroma szczegółami. Uniwersalna Unia występowała tutaj głównie jako nazwa Korporacji, zaś Kombinat był „współpracownikiem szczególnym”. Pomimo tego, nawet Uniwersalna Unia nie wydawała się być końcem dziwnego paktu pomiędzy Korporacją a Kombinatem; wszystko to było robione w imię tych, których określano „Naszymi Dobroczyńcami”. Poza jednak nazwą nie było wiadomo nic. Fixxxer także dołączył krótką listę tak zwanych „ośrodków badawczych”. Były to: Neoberlin, Warszawa, Frankfurt, Świebodzin(nieaktywny), a także Wrocław(nieaktywny) i miejsce zwane po prostu Wyspą. Niektóre z tych ośrodków wyglądały na miejsca badań genetycznych nad Wunderkinder i Triarii. I to wszystko, co na razie mógł dostarczyć Fixxxer.

* * *

# Tanja Hahn - Nicolas Neumann - Sale Lamentu

Neumann bez wątpienia się zdziwił, gdy Misztalska otrzymywała kolejne rany wielkimi pazurami, które zabiłyby niejednego mężczyznę, który był od niej silniejszy. Wyglądała wcale nie lepiej niż to, co ją atakowało: Nabiegłe krwią oczy i wykrzywiona w strasznym grymasie twarz krzyczała kolejne klątwy i niezrozumiałe słowa, a ręka trzymająca nóż zamieniła się w migającą smugę, zadającą kolejne ciosy na oślep. Wyglądała jak ucieleśnienie furii i żądzy krwi. Nie, żeby to robiło większe wrażenie na Matce.
Pomógł jej Nicolas wysyłając granat – co prawda nie wpadł w paszczę pełną kłów, jednak wybuchł niedaleko potwornej głowy, co ogłuszyło go na chwilę i odrzuciło na bok. Wrzasnął. Ludzko tak jakoś. Misztalska odwróciła się na brzuch; potrząsnęła głową, starając się odpędzić szum i latające przed oczyma plamy – odpełzła, wyciągnęła jeden ze swoich noży do rzucania. Wzięła zamach. Na oślep. Trafiła w prawą nogę; mimo to nie przyniosło to odpowiedniego skutku, wręcz przeciwnie, oprzytomniło jakby.
Kobieta zaklęła raz jeszcze. Neumann był nieco oszołomiony nagłym wybuchem dźwięku, a także szumem, który nagle pojawił się w jego uszach – ale widział. Monstrum powoli dochodziło do zmysłów, więc załadował jeszcze jeden granat, wyczuwając, co za chwilę się stanie. Tym razem dopisało mu szczęście: Granat wylądował prosto w środku uzębionej paszczy. Eksplodował, rozrzucając czaszkę na paręnaście metrów. Pomimo to, Neumann zauważył, że cielsko się rusza, nie zdążył jednak załadować granatu ponownie. Ciało powstało raz jeszcze, w groteskowy sposób przypominając koguta biegającego bez głowy. Ze środka dziury, na której jeszcze przed chwilą był kark, dobiegał dziwny gulgot, jęk i coś, jakby odgłos węszenia. Bezgłowy korpus pobiegł prosto na tego, kto go pozbawił głowy; przewrócił Neumanna i... Uciekł, wydając mlaskająco-szepczący głos. Matka uciekła w korytarze Sal.
- Dobra robota. Co prawda umysł tej dziwki nie znajduje się tylko w jej łbie, ale dzięki tobie nie może widzieć ani słyszeć – Misztalska powstała, dalej wyglądając jak pokręcona morderczyni i roniąc krew z rozlicznych ran, mimo to zdobyła się na uśmiech. - Szkoda, że nie usunąłeś jej węchu – splunęła krwią. - A gdzie ten...

*

Dürer, odłupawszy kryształ z jednego z Muru, pobiegł, starając się trzymać palce na kamieniu, do którego był przyrośnięty kryształ. Usłyszał dziwny trzask kości dochodzący od strony maszyny portalowej. „Kto...?” - pomyślał i ujrzał portal.
Z portalu wyszła Tanja Hahn – nie miał pojęcia, dlaczego ktoś miałby podróżować do Sal Lamentu... Ktoś inny niż z zespołu badawczego. Ujrzał dwie kobiety, w tym jedną w kombinezonie OHU. Ale dlaczego... Czyżby Buchta albo Irrlicht zaczęli rozpowiadać o tym, że Externus istnieje? I po co, u diabła, miałby się tu ktoś wybierać?
Pytania, pytania, pytania. Mimo to nie czuł się bezpiecznie w obecności obcych, którzy przechodzili przez portale; wyciągnął pistolet, odbezpieczył i wycelował. Jeśli nie wydostanie dobrego wytłumaczenia... Naprawdę dobrego wytłumaczenia, dlaczego ta dwójka się tu znalazła, zawsze można dla spokoju umysłu i sumienia po prostu pozabijać.
- Wybaczcie... - dopiero teraz zauważył, że jedna z nich przypomina z twarzy potwora, którego miał przed chwilą okazję spotkać. - Ale nie jestem pewien, po co tu, u diabła, przybywacie ani co chcecie zrobić. Jesteśmy na tym samym wózku, więc lepiej mi powiedzcie, po cholerę przybyłyście tutaj, kto was przysłał i co miał w tym za interes. Nie żartuję – przechylił raka Beretty lekko w tył.
Czekał na odpowiedź, mimo że miał prawdopodobnie małe szanse zabicia tej w OHU, więc raczej celował w drugą, która niegłupio ukryła się za pierwszą. Miał nadzieję, że jego umiejętności strzeleckie dają radę, jeśli już miałoby dojść do strzelaniny. Choć raczej nie chciał, by do tego doszło. OHU, jeśli naładowane, a podejrzewał, że tak właśnie było, mogło wytrzymać bardzo poważne uszkodzenia, nie mówiąc o fakcie, że jedna z nich trzymała dziwną broń w rękach, która go niepokoiła.
Przyszła Misztalska. I Neumann.
- No, no... Siostra mojej krwi? Nigdy nie podejrzewałam, że spotkamy się w tym piekle. Chociaż miło spotkać kogokolwiek, z kim można porozmawiać – uśmiechnęła się upiornie spod sklejonych krwią włosów. - Szkoda, że widzisz mnie w takim stanie, chociaż... Pewnie nie widziałaś mnie nigdy w jakimś lepszym. Jak miło, że przybyłaś tylko z przyjaciółką...
Zmarszczyła brwi w nagłym przypływie gniewu, a jej głos stał się niski i wściekły.
- Może powinnam was zabić za to, co mi zgotowaliście tam, w magazynie, dopóki nie masz przy sobie swoich chłoptasiów. Jak to dobrze, że nie tak łatwo mnie zranić.
Rozchmurzyła się a Tanja stwierdziła, że nie było to wymuszone.
- W każdym razie nie chcę cię zabić ani zrobić ci krzywdy. W końcu jesteś jedną z nas – złośliwy uśmieszek wykwitł na twarzy Katji. - Do usług – skłoniła się w końcu z przesadną grzecznością. - Może nam wytłumaczysz, po co zjawiłaś się tutaj? My, a w każdym razie ja, zamierzam uciec do jakiejś przytulnej nory i przeczekać tą zawieruchę. Hie. Externus nie okazał się być za ciepły.
Nie zabijaj jej... Ty... -
zwróciła się w stronę Dürera. - Nie zabijaj ich. To przecież moje dobre znajome.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 16-02-2009 o 16:40.
Irrlicht jest offline  
Stary 18-02-2009, 15:05   #150
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wziął piwo od Buchty, ale się nie uśmiechnął. Mimo wszystko przyglądał się, jak kobiety wchodzą do portalu, nie mógł się przed tym powstrzymać. Wolał nie myśleć w kategoriach typu "pewnie ich więcej nie zobaczę". Tanja była wyjątkowa, może właśnie dlatego zareagował właśnie w ten sposób. Teraz żałował, ale tak było zawsze. Otworzył piwo i pociągnął solidnego łyka. Co ma być, to będzie. Była duża szansa, że spotkają tam tego brzydala i Irrlichta lub tego drugiego. Może nawet dotrą do Warszawy wcześniej? Tylko czym im zależało. Nie wiedział przecież tak do końca czego pragnęły. On sam chociaż miał już cel, to było lepsze od ciągłej ucieczki i myślenia co przyniesie przyszłość. Odezwał się do Buchty.

-Nazywam się Axel Heintz. To Frank Malak. Kobiety to Tanja Hahn i Yseault Stein. Nie ma sensu się bawić już w te idiotyczne pseudo tożsamości, gdy i tak wszyscy dookoła wydają się doskonale wszystko o nas wiedzieć. Pierdolone Wunderkinder. I niby, co ja kurwa jestem, superman? Eh.

Położył nogi na biurku i przez chwilę o niczym nie myślał, gdy Finneas był na dole. A gdy podszedł Malak, prawie się uśmiechnął. Wklepał tą jego Connor do wyszukiwarki i spojrzał na byłego detektywa. Albo i nie byłego, w końcu te poszukiwania to chyba jedna z jego robót po prostu.

-Straszny z ciebie mruk, Malak. Zamknięty w sobie, pierdolony mruk. Ale wiesz? Pójdę z tobą. Może nie będzie tak źle, a lepiej mieć przy sobie mruka, niż łazić samotnie po tych puszczach. No i ponoć jest to po drodze, były tam kiedyś portale. Szkoda, że Tanja weszła w ten tutaj, ale nic. Będzie trzeba wytyczyć najlepszą trasę. Pakujemy się w niezłe gówno, czuję to.

Rzucił mu piwo i poczekał na powrót Buchty. Druknął jedną z lepszych i nowszych map, robiąc kilka kresek cienkim mazakiem. To były najlepsze trasy, ale co z tego, jak po drodze wszystko może wyglądać inaczej? Żałował, że GOS nie był na tyle potężny, by złapać obraz z jakiejś satelity. A może był? Będzie musiał spróbować. Po chwili zastanowienia dorysował jeszcze kreski, łączące te poprzednie kreski. By w razie czego nie musieć wracać do początku. Gdy mapa była gotowa, przejechał po niej skanerem. Przesłał sobie do laptopa i wydrukował jeszcze dwa razy. Wydrukował sobie też zdjęcia Świebodzina, przyglądając się im przez dłuższą chwilę. Odezwał się dopiero po powrocie Finneasa.

-Kiedyś, w młodości, lubiłem takie miejsca. W Neoberlinie było ich całkiem sporo. I nie tylko tam. Myślicie, że Kombinat i Korporacja się po prostu pokłóciły i stąd wojna? Jeśli jest tylko poszlak, że to kiedyś była ta sama organizacja... W każdym razie nie wyszło im za dobrze. Te całe Wunderkinder też nie. No dobra, Selene, ale wątpię, by mieli z tym wiele wspólnego. Przypilnujesz dziewczyn, Buchta? Helgę spytam czy zechce z nami iść, ale wątpię. Tobie nie proponuję, w końcu znów możemy tu wrócić. A dziewczyny są jeszcze w portalu. Rola partyzantów, czy jak ich nazywać, również na Frankfurcie się kończy. Tylko nie zalewaj się cały czas w trupa. I trzymaj Selene z dala od portali.

Uśmiechnął się. Zaczynał się czuć prawie jak ojciec. Przesłuchał jeszcze raz wiadomość od Fixxxera, ale nie odpowiedział mu. Nie było po co, haker wiedział co robić i bez jego pomocy. A wychodzący sygnał GOSa w końcu ktoś mógł przechwycić nawet przypadkiem i co prawda nie odczyta treści, ale kto wie czy nie ustali lokalizacji? Dopił piwo i wstał od komputera, rozbierając się do pasa. Dawno nie trenował, jego mięśnie się tego domagały, a na dodatek był to doskonały sposób na wyciszenie myśli.
-Ktoś chce się spróbować? To pomaga nie myśleć.
Spojrzał na Buchtę, Malaka i pojawiającą się właśnie w drzwiach Helgę. Potem trzeba się będzie przespać. A rano wyruszyć w te dzikie ostępy Polski. Tak, zdecydowanie nie warto było myśleć.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172