Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2009, 22:46   #27
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wrzuta.pl - Submersed hollow



Lolth...! Jakbyś chciał... teraz... mieć... chociaż... gnomi peryskop...!

Przez moment drow był już obiema nogami na tamtym świecie i tylko jedną, słabnącą ręką trzymał się życia. Czy raczej gasnącą myślą. W jego zawodzie to nie pięść się liczyła, a umysł. Lodowata woda zatykająca płuca szybko zrobiła swoje i poza szokiem termicznym drowowi zaczął doskwierać brak tlenu. Szarpał się, próbując uwolnić nogi z uścisku wroga, szarpał się zaciekle przez czas wydający się bardzo długą chwilą. Spojrzał w górę; gdzieś wysoko, zielony, ciemny sufit toni wodnej przebił koniec gałęzi; miotała się w tę i z powrotem, ale nie miała szans sięgnąć głębiej. Kolejne szpikulce przebiły falującą powierzchnię, ale drow mógł tylko zakląć w duchu, były zbyt wysoko, poza jego zasięgiem, nikły, gasły, mętniały... Ray`gi szarpnął znów nogami, bezradnie. Nie mógł złapać tchu, płuca zalała mu lodowata woda. Pociemniało mu przed oczami. Wiedział, że zaraz zemdleje, bowiem ledwo pamiętał już, kim jest i gdzie się znajduje... Jego ramiona wykonały ostatnie, powolne ruchy i znieruchomiał, swobodnie unoszony w toni wodnej i ciągnięty w dół, z odchyloną do tyłu głową i zamkniętymi oczami.
* * *

Szamil; Rzuciłbyś Ray`giemu brzytwę, żeby się chwycił, ale jesteś do niej zbytnio przywiązany...

Uzjel; Niech to. Za długo to trwa...! Nawet drow nie jest w stanie na tak długo wstrzymać oddechu! Kall`eh wpadł nagle na hmm interesujący pomysł! Postanawiasz pomóc, choć wątpisz nieco w skuteczność i bezpieczeństwo samego dwarfa. Na szczęście, siły w ramionach ci nie brakuje i udaje ci się podsadzić krasnoluda na nisko wygięty nad wodą konar.

Isendir; Nieczęsto bywałeś na bagnach nieczęsto spotykałeś norieci. Byłeś zaskoczony atakiem, na szczęście ork i jego packa na komarnice czuwali w pobliżu. Postanawiasz się zrehabilitować i osłaniać rybacką część drużyny usiłującą wyłowić drowa z bagnistej zupki. Chwyciłeś za łuk – nieco obłocony, ale wróg nie znajdował się daleko i strzały nie miały dużego dystansu do pokonania. Wręcz, dystans ten był niepokojąco niewielki i stale się zmniejszał... Noriec rzucił się ku wam, tym razem byłeś w pełni gotowy. Dwie strzały świsnęły w powietrzu; jedna wbiła się pod obojczykiem bestii, rzucając nią w bok, druga przebiła prawą przednią łapę. Ciężko raniony noriec skamlał tego przeraźliwie przy każdym kroku. Natarł niezgrabnie, zdążyłeś dobyć miecz i ciąłeś po drugiej przedniej szponiastej łapie, którą próbował cię sięgnąć.

Uzjel; Elf okazał się dobrym łucznikiem, jak na zabłocony łuk oba strzały były naprawdę niezłe. Postanowiłeś wspomóc walczących magią, jako że broni użyczyłeś dwarfowi. Świetlista energetyczna strzała rozbiła się na pył o bok atakującego norieca, a stwór zawył, krwisty wybuch wyrwał mu małą dziurę w ciele!

Barbak; Elf wziął się w garść i porządnie ranił norieca z łuku, znaczenie ułatwiając ci zadanie. Uzjel wspomógł was magiczną sztuczką! No! Czekałeś. Niczym drapieżnik, czekałeś, przyczajony, w bezruchu, i skupieniu. Czekałeś do ostatniej chwili.
Uderzyłeś z całej mocy młotem w grzbiet norieca, z góry, niczym kowal w kutą stal. Stwór, zmiażdżony potężną siłą ciosu i wgnieciony w podmokłą glebę, z przeraźliwym kwikiem rozplasnął się, wyginając makabrycznie połamane kończyny, i wyrzygał czerwoną breję krwi i wnętrzności. No. I po krzyku!

Kall`eh; Najpierw tylko obserwowałeś, a teraz sam posuwasz... się... uh.. po konarze... aczkolwiek jakąś inną, egzotyczną techniką... Gałąź trzeszczy i ugina się niepokojąco, ale udało ci się po niej przejść. Gdy się zwężała, przepełzłeś dalej, z gracją spasionej gąsienicy. Czyli całkiem nieźle. Moczysz toporek, ale nie sięgasz nim zbyt głęboko [pomajtałeś nim tuż przy powierzchni] ŁOOooooOOł! Gałąź zakołysała się, wczepiłeś się w nią rączkami i nóżkami. Odetchnąłeś, nie spadłeś. Uzjel podaje ci swoją halabardę. Zanurzasz ostrożnie, co by drowa nie sieknąć na dzień dobry, i siedząc okrakiem na konarze, mieszasz w zielonej zupie, starając się wymacać drzewcem ciało drowa... z nadzieją, że nadal tli się w nim życie...

* * *
Bul...
Bul bul...

To you
I'm all I've left undone
I'm all I haven't won
Lift me up my soul's so hollow
Lift me up

- Przy mnie nie musisz się bać…

You take
The breath you didn't make
What's left you did forsake
Lift me up my soul's so hollow
Lift me up my soul's so hollow

- Przy mnie nie musisz cierpieć…

You can make me scream internally…
You can make me breathe eternally…
- Bo ja i tak… pójdę za tobą wszędzie… I am eternal, Ray`gi...!!! Mwaha-ha-ha-hah!!!



- KHHH!!! – Ray`gi ocucony gwałtownie, ze zgrozą otworzył szeroko oczy, syknął bezgłośnie w wodę przez zaciśnięte zęby.
Podtopione ciało wiotczało i usypiało kołysane zdradliwą wodą, ale umysł drowa wciąż jeszcze żył wolą walki. Trzymające cię coś, uspokojone twoim długim bezruchem, rozluźniło chwyt na twoich łydkach. Korzystając z okazji sięgnąłeś powoli w dół i sieknąłeś na ślepo sztyletem. Puściło! Byłeś dobrym pływakiem, nawet w tej cholernie lodowatej wodzie. Osłabiony ale wciąż zdolny płynąć, płynąłeś. Coś twardego szturchnęło cię w lewy bark. Instynktownie chwyciłeś, ale zdałeś sobie sprawę, że to...

Kall`eh; Coś te drowy dziś nie biorą, do kroćset... Waaaah!!! Halabarda gwałtownie szarpnęła cię w dół! Byłeś jednak czujny i trzymałeś się mocno! Powierzchnia zielonego kożucha zafalowała, zabulgotała. Pociągnąłeś mocno w górę. Ale sztuka! Drow, półprzytomny, kurczowo uczepiony drzewca halabardy, wyłonił się z wody, kaszląc głośno i z trudem łapiąc oddech. Był porządnie podtopiony i nie do końca przytomny, a może wciąż jeszcze zamroczony iluzją błędnych ogników. Idąc po gałęzi z powrotem do ścieżki, holowałeś go, uczepionego końca halabardy. Dotarłszy do ścieżki, drow, wyglądając niezaprzeczalnie na bardzo schorowanego i wycieńczonego –a przy tym trząsł się jak elficka galareta!-, zdołał o własnych nadwerężonych siłach wdrapać się na ścieżkę. Długo jeszcze kasłał. Wreszcie chwiejnie wstał, wyglądając już ciut lepiej [o ile drow może wyglądać dobrze, zabłocony i z zielonym mchem we włosach].

Ray`gi; Trząsłeś się z przejmującego zimna. Woda była lodowata. Brązowego zabarwienia ciecz ściekała powoli po twoim ciele, zmywając resztki błota i szlamu. W srebrnych włosach zaplątało się liczne drobne zielsko wodne, miałeś go też pełno w kieszeniach. Twoje szaty były obrzydliwie cuchnąc bagienkiem, dyskomfortowo ciężkie i zimne. Trząsłeś się. O Lolth, jak zimno! Dygotałeś niekontrolowanie, szczękając zębami [także z wściekłości], podejrzewając, iż iluzja błędnych ogników magicznie doprawiała ten lodowaty chłód. Nie najlepiej się czułeś, opiłeś się trochę tej paskudnej wody. Mimo to najwyraźniej Lolth jest wciąż z tobą! D-d-d-dddasz radę...! [szczękanie zębami, drgawki] N-n-n-nnnic, czego d-d-d-drow psjonik b-b-by nie pokonał...!

* * *
Chłop z Męczyworów przejął dowodzenie i ruszył na poszukiwanie krzyży. Bezowocne poszukiwania, aczkolwiek trochę czasu minęło, nim chłopski rozum skojarzył, ze krzyże były iluzją błędnych ogników, i że nikt z drużyny raczej nie chce odnaleźć tych krzyży... Bo na chłopski rozum tam gdzie pobojowisko tam krzyże, nie? Dzielny przewodnik Jędrzej [wzrok sokoła, ucho słonia] prowadził was niestrudzenie krętą ścieżką z kęp bagiennych roślin wystających z bagna. Kierujecie się na północ, pokonując mokradła w całkiem żwawym tempie. Wkrótce przewodnik przystanął, a waszym oczom ukazał się przepiękny widok.

http://fc05.deviantart.com/fs17/f/20...owapproach.jpg

Mokradła przepięknego, nietypowego koloru, spowite tajemniczą poświatą.
- Dotarliście na pobojowisko, gdzie niegdyś stoczono straszliwy bój – usłyszeliście w myślach głos Kruka.
Już?! Ha! Łatwizna! Dawaj coś mocniejszego, wyleniała czarna kuro!!!

Usłyszeliście głośne pluśnięcia, z lewej, z prawej, przed wami...
Jędrzej rozejrzał się bezradnie, ścieżka urwała się, zapadła pod ziemię, zatopiona przez wodę o dziwnej poświacie. Woda była na tyle przejrzysta, że chłop widział swoje jeszcze stopy. Ostrożnie pomacał nogą grunt wypiętrzonej ścieżki przed sobą. Ruszył powoli na przód, czujnie przesuwając stopy po wąskim wypiętrzeniu, stojąc w wodzie już po kolana. Ork ruszył za nim. Gęsiego, podążaliście za towarzyszami z przodu, balansując na pograniczu topieli i bagna.
- Obcy!
- Obcsssy! Obcssssy!
Zamarliście wszyscy w tym samym momencie, nasłuchując.
- Obcsssssy! Ssssy-cssy! – szemrało wokół echo sykliwych głosów.
Kątem oka dostrzegliście przemykający w wodzie cień i szlak malutkich bąbelków wiodący za nim. Zniknął.

Jędrzej szedł dalej, brodząc już w wodzie po pas. Tym co go motywowało było wyraźne wyniesienie terenu przed wami. Wielka polana, porośnięte kępkową roślinnością, gdzie najwyraźniej można było stanąć w miarę suchą stopą. Chłop bezpiecznie doprowadził was na polanę, zieloną wyspę z roślin na morzu dziwnej wody. Znajdowała się na niej podejrzana kępa zgnilizny... gniazdo...?

W wodzie wokół wyspy krążyło kilkanaście cieni, ale zbyt późno zwróciliście na to uwagę... Na waszą oazę z wody wypełzło kilkanaście wężowatych stworzeń z bronią w ręku.
big snake by ~Nalavara on deviantART
- Obcy!
- Obcsssy! Obcssssy!
Nim zdążyliście zareagować, woda wokół zabulgotała i wynurzyły się z niej kolejne łby, tym razem ohydniejsze. Gorzej, łby wynurzały się także spomiędzy kęp roślin, dosłownie spod ziemi, spod waszych stóp!



- Istoty zamieszkujące te bagna, będące potomkami poległych tu wojowników i tych, którzy utonęli na bagnach, czczą to miejsce, składając mu ofiary – usłyszeliście głos Kruka.
Oni wyłażą na wyspę...!
- Na cześć dowódcy zwycięskiej armii, za jego słowem, jego klątwą, powstali z martwych ciał, przeklętych dusz, i egzystują tylko po to, by sławić zwycięzcę, który pokonał i okrutnie ukarał ich przodków.
Oni tu idą!!! Idą TUTAJ! Już tu są!!!
- Raz na sto jedenaście dni stworzenia te oddają hołd zwycięscy, składając mu w ofierze zwierzę zwane Błyskiem Kłów. Nie jest to jednak krwawa ofiara; zwierzę musi przeżyć rytuał, jakim jest ujarzmienie bestii! Najdzikszy potwór stąpający po tych ziemiach musi ugiąć się przed wolą zwycięscy, pana i władcy tego lasu, tych bagien!

Na szczęście stwory nie zaatakowały, a i zwinność i szybkość ludzi z bagien, podobne gracji zombi, uspokoiły was nieco. Gorzej z tymi wielkimi wężami, te jednak trzymały się na obrzeżach wyspy, gapiąc się tylko na was błyszczącymi ślepiami.
- Oto i wasz quest. Musicie schwytać i rytualnie ujarzmić stworzenie zwane Błyskiem Kłów. Czczone zwierzę jakie będziecie ujarzmiać pod żadnym pozorem nie może zginąć! Waszym pierwszym zadaniem będzie uzyskanie zgody tutejszego ludu na zapolowanie na święte zwierzę, Błysk Kłów. Musicie wywalczyć sobie to prawo w rytualnym pojedynku, nie możecie go kupić.

Stworzenia z bagien, olewając was zupełnie [poza tym że się gapią], zebrały się na polanie wystającej ponad wodę i bagno. To chyba one zmajstrowały tu coś co przypomina kupę kompostu, gałęzi i kamieni, a co chyba miało być budowlą co najmniej znaczącą, gdyż stwory przyglądają się jej z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Zalatuje od nich inaczej pojętym życiem wiecznym. Ich spojrzenia zdradzają co nieco intelektu...
Blub! – z wody wynurzyło się coś naprawdę wielkiego! Kawał pięknisia!



Trzymetrowe monstrum na rozkoślawionych pajęczych nogach z zatrważającą zwinnością i szybkością przylazło na wyspę-polanę, by stanąć z wami twarzą w mordę. Stwór jest jak widać ohydny i bije od niego niepokojąca aura grozy. Przygląda się wam, bardziej w zaciekawieniu, niż agresji czy strachu. Pozostali ludzie bagien także traktują was raczej jako dodatkową atrakcję, niż bufet. Póki co. Ot, gapią się na was jak na kolesi odstających od towarzystwa...
- Csssego szukać, obcy?! – spytał Blub [jak można trafnie go ochrzcić]. - Obcy szszszukać dna?! – przekrzywił makabrycznie dyndający, stargany łeb. - Obcy tu w dół, tonąćsss...! – stwór uśmiechnął się kąśliwie, inne zabulgotały chichotem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline