Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2009, 17:01   #14
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jak wspomniałem powyżej czas na opis miejsc, gdzie lepiej w Krakowie w wieku XVI i XVII lepiej było nie chadzać samotnie.


Bramy miejskie zamykano na noc, ale wszelkiego rodzaju łotrzykowie mieli własne sposoby by się z niego wydostać.
Jednym takich miejsc, jak zeznał złapany złodziej było koryto rzeki Rudawka.
" Wyszedłem z miasta korytem Rudawki przy Grodzkiej bronie (bramie)"

Nieraz też stróże nie potrafili opanować pijanego towarzystwa, wspomina o tym Sebastian Patrycy :
"u nas swawolni ludzie są źle, że w Krakowie po dwakroć brony miasta wybili nie czekając wrotnego, forte nie dwa ale kilkanaście" pisał pod koniec XVII wieku.


Siedliskiem i schronieniem dla wszelakiego rodzaju hołoty były budy stojące prze murach cmentarnych i kościołach. Urzędowali tam żebracy, złodzieje, oszuści i prostytutki. I tak najwięcej ich gnieździło się w okolicach kolegiaty Wszystkich Świętych (nie istnieje już), kościele Dominikanów, bramie Grodzkiej, kościele św Idziego.
Nawet okolice kościoła Mariackiego i przyległego doń cmentarza parafialnego, nie były bezpieczne.


Pobożni braciszkowie z klasztoru Reformatów przez wiele lat skarżyli się na dziewki wszeteczne zamieszkujące okoliczne drewniane budy i zakłócające im modlitwy śpiewami bezecnymi i nocnymi hałasami. Dopiero w roku 1696 rajca Jan Gaudenty Zacherla, kazał owe rudery zburzyć, a dziewki przegnać.


Okolice Gródka, to miejsce gdzie roiło się od karczm dla wozaków i innych uboższych przybyszy. Były tu też ponadto stajnie, słodownie i topnie wosku. Nie brakowało tez domów, gdzie uprawiano nierząd, często spotykały się tam (w okolicach kościoła Świętego Krzyża) bandy złodziejskie.


Nie lepsze było i miasto - satelita Krakowa, Kazimierz. Nie dość, że panował tu wszechobecny odór i brud, to w dodatku jego mieszkańcy nagminnie zajmowali się paserstwem i chętnie za opłatą udzielali schronienia wszelakiego rodzaju przestępcom i wywołańcom. Nie brakowało tu też dziewek zajmujących się najstarszym procederem na świecie.


Ale i samo centrum miasta nie było wolne od złoczyńców. Na Rynku, gdzie ponad 300 stojących kramów i straganów pobudowanych bez ładu i składu tworzyło siec wąskich uliczek i zaułków łacno można było stracić kiesę, a nawet życie.
O jednym z takich przypadków (makabrycznym dość zresztą) pisze mieszczanin kazimierski Marcin Goliński :
" dwojga ludzi w sztuki posiekane po Krakowie porzucono ciało, które ludzie zbierając nie zaraz każdy poznał (z uboższych ważyli i jedli, rozumiejąc , że cielęcina). Była inkwizycja (śledztwo), nie mogli dojść, kto zabił i kogo zabito."


W Krakowie bawiono się wesoło i pito (a było gdzie), ale jak każde wielkie miasto miało ono i swe ciemne oblicze. Mam nadzieje, że udało mi się je choć trochę przybliżyć.
 
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem