Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2009, 22:55   #33
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dantlan spojrzał na Keitha i Lenarda jak na skończonych debili. Czy ograniczenie umysłowe nie pozwala im dostrzec, że każda zmiana sytuacji, każde nieprzewidziane zdarzenie, wpływa na zmianę akcji, które należy wykonać? Czy tępota nie pozwala im spojrzeć na rzeczywistość, chłodnym spojrzeniem?
Mag nie miał styczności ze zbyt wielką ilością mądrych ludzi, lecz takich geniuszy jeszcze nigdy nie spotkał.
Pod osłoną pięknych słów starają się ukryć to, że ich głowa jest bardziej pusta niż wydrążona dynia, lecz wszystko wychodzi wtedy, gdy świat stawia przed nimi coś, co jest kompletną przeciwnością tego, czego się spodziewali.
Zawsze wtedy głupota ujawnia się najlepiej, a jeżeli nie głupota, to elementarny brak logicznego myślenia. Może nie byli kompletnie niedorozwinięci umysłowo, ale dla niego sytuacja była jasna.

-Jeżeli te istoty są już przy wieży, to właśnie jest to najlepszy moment, gdyż to znaczy, że ich tu nie ma. A przynajmniej większości. Wydaje mi się, że trudniej by było przedzierać się przez ich hordy, by szukać tego przedmiotu. Może się mylę?-rzekł cicho, zaś jego oczy zwęziły się z irytacji.

-Poza tym mówiłem tak, gdyż spodziewałem się tego, że nie przejdziemy bez trudu dwudziestu metrów, a tymczasem dotarliśmy na miejsce bez przeszkód, więc skoro tu jesteśmy, to wielką szkodę wyrządzi nam rozejrzenie się-wysyczał niemalże szeptem.

-Chodźmy lepiej. I tak dużo czasu zajmie nam wymanewrowanie tamtych potworów, które okupują wejście do wieży. Nasz potencjalny towarzysz może się rozmyślić. Zróbmy to, co do nas należy, potem możemy się rozglądać...-rzekł Keith, zaś Dantlan uśmiechnął się drwiąco.

-I co teraz zrobisz? Pójdziesz do Wieży i grzecznie poprosisz, żeby zrobili ci przejście, bo chcesz wejść do środka z jednym z nich, po czym wyjdziesz, przeprosisz ich jeszcze raz i wyjdziesz na poszukiwania?-prychnął pogardliwie Mag. Mimo, iż mówił cicho, z łatwością dało się go usłyszeć, nawet przy oddechu świszczącym w płucach.

-Jeżeli jednak chodzi o odciągnięcie ich, to albo mi się wydaje, albo nie należy robić tego dwa metry od Wieży, bo to nic nie da, moi drodzy, genialni myśliciele-sarknął cicho.

Nagle zamilkł, stojąc w bezruchu. Kątem oka zauważył ruch, a jego wrażliwe ucho wychwyciło cichy szelest, który był dla niego tak głośny jak cichy dzwoneczek dla normalnych ludzi.

-Strzeżcie się…-rzekła istota, z którą wcześniej rozmawiali, zaś moment później odezwał się inny głos.

-ŻYWI!-po tym obok nich przeleciała wiązka błękitnej energii. Dantlan chwycił mocniej kostur, zamykając oczy przed oślepiającym światłem, a kiedy zniknęło, szybko otworzył je. Mogłoby się zdawać, że w tym czasie Mag nie robił niczego, lecz pomyliłby się ten, który by tak twierdził. W tej chwili przypominał sobie zaklęcie, które mogłoby być przydatne.

Gdzieś z tyłu dobiegał huk łamanego drewna, zaś on czuł przenikliwe zimno. Poraz kolejny przeklinał swoje nędzne, śmiertelne ciało. Jednak nie zrobił nic innego niż zaciśnięcie zębów oraz wzmocnienie uścisku na kosturze.

-TYLE… ENERGII DO ZAGARNIĘCIA-odezwał się głos, zaś Lis spojrzał na stwora, z którym mieli właśnie do czynienia. Zobaczył coś, co przypominało sporej wielkości, czarny balon o mglistych oczach, faktycznie będących małymi obłoczkami. Miał na sobie naramienniki, zaś zamiast rąk, miał grube, ostre szpony, niewiele poniżej oczu. Nogi nie były tym, co w sobie zawierał, gdyż było to jedno odnóże, które nie wiadomo czy jeszcze chodziło czy już lewitowało.
Zdecydowanie nie wyglądał tak, jakby był połączonymi kilkoma fragmentami, w przeciwieństwie do istoty, z którą rozmawiali, a jego powłoka, która u ludzi byłaby skórą, była tak jakby, niematerialna, choć wyraźna.
Było jednak coś ciekawego. Wokół niego gromadziły się drobiny fioletowej mgły, które przyciągał jak magnes, a kiedy wystarczająco zbliżą się do niego, zmieniają kolor na czarny i wnikają do niego. Mogło to znaczyć to, że z mgły czerpie swoje siły do zaklęć lub siły życiowe.

Tym razem jego przeklęty wzrok pokazał mu postać stwora, która kurczyła się wszerz. Z odnóża powoli wykształciły się dwie nogi, zaś szpony zmieniły się w ręce. Wykształcała się głowa, szyja i tors ludzki. Mogłoby się wydawać, że po upływie czasu stanie się normalnym człowiekiem, ale coś go od nich różniło. Czarny kolor pozostał. Nie była to jednak jedyna różnica. Nie miał twarzy. Jedynym co widniało na jego licu, to mgliste oczy.
Dantlan widział jak rozpada się i znika.

Jego umysł miał to do siebie, że potrafił przetwarzać obrazy, dostarczając je do odpowiednich miejsc, a jednocześnie myśleć intensywnie.
Kiedy patrzył na stwora, co nie trwało dłużej niż jedno uderzenie serca, jednocześnie analizował całe wydarzenie.

Skoro przybył tutaj, to mógł być jednym z tych, który tam nie wyruszyli lub tym, którzy wyruszyli.
O wiele korzystniejszą dla nich sytuacją, byłoby ta pierwsza, gdyż druga oznaczała to, że jest znacznie szybszy niż inni lub znacznie sprytniejszy.

Jednocześnie myślał o tym, czy jego oczy są wrażliwe na światło. Z irytacją stwierdził, że jego oczy mogą mu służyć za ozdobny element facjaty. To oznaczało, że bardziej ich czuł niż widział, co komplikowało sprawę.

Dwutorowe myślenie przyniosło natychmiastowy efekt. Nie miało to znaczenia czy poszedł z innymi, czy nie. On kierował się za nimi, gdyż ich najzwyczajniej w świecie wyczuwał. Ponadto użył magii, więc jeżeli tamci nie potrafią wyczuwać ludzi, to potrafią wyczuć magię. Dlatego też był przekonany, że zaraz będzie tu pełno takich stworzeń.

Zobaczył, że Feliks zdążył się podnieść i już biegnie na stwora. W tym czasie Lisa dopadł spazm kaszlu, prze który widział jak Majolin naciągała cięciwę, Keith naciągał cięciwę kuszy, zaś Lenard zaczął go ciągnąć za rękaw.

-Na co czekasz głupcze! Niech to szlag!-odezwał się Lenard, zaś młody Mag odetchnął głęboko, wyrywając tkaninę z dłoni towarzysza.

-Powiedział najmądrzejszy-wysyczał do niego, kierując się samemu za wóz, za który chciał go zaprowadzić Lenard. Ktoś, kto nie potrafił wcześniej dostrzec korzyści napływającej z sytuacji, nie mógł być najinteligentniejszym stworzeniem jakie istnieje.

Zręcznym ruchem schował kulkę do kieszeni, po czym wyjrzał zza wozu z prawej strony. Oznaczało to ostrzejszy kąt między nim, a tą istotą, lecz gwarantowała, że pocisk wymierzony w drużynę, nie trafi jego.

Już od pewnego czasu był gotowy na rzucenie zaklęcia.
-Ksihinn alraicjin lahgnver perssendi!-wysyczał cicho.
Zaklęcie miało sprawić, że szpony stwora zamarzną. Nie wysyłało jednak żadnej wiązki. Jeżeli mu się powiedzie, szpony tamtego najzwyczajniej w świecie zamarzną, uniemożliwiając poruszanie się oraz zwiększając ich kruchość. Potrzebne było do tego jeszcze tylko uderzenie w nie.

Nagle przyszło mu coś do głowy. A co, jeżeli z Feliksem i Lenardem, który próbował zajść istotę od tyłu, stanie się to, co z fioletową mgłą? Może jednak tamten był uzależniony od niej, wbrew słowom "ducha", a rozpadnie się, kiedy jej nie będzie? Albo wtedy zacznie zmieniać się w człowieka, a skończeniu się w nim dzikiej magii, rozpadnie się?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline