Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2009, 15:11   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Keith był wściekły.
Mieli w rękach stwora, który chciał z nimi iść, i to dobrowolnie, a Dantlan nagle wymyślił sobie poszukiwanie tajemniczego przedmiotu. Całkiem jakby to nie on protestował w głos przeciwko takiemu postępowaniu wówczas, gdy byli w wieży. A teraz nic innego, tylko "Chodźmy w stronę fontanny!".
Jakby nigdy fontanny nie widział.

Nie da się ukryć, że niektórzy, na pozór mądrzy ludzie, mają czasami wielkie klapki na oczach. Całkiem jakby mózg im się wyłączył.

- Chodźmy lepiej - powiedział w pewnym momencie, popierając Lenarda. - I tak dużo czasu zajmie nam wymanewrowanie tamtych potworów, które okupują wejście do wieży. Nasz potencjalny towarzysz może się rozmyślić. Zróbmy to, co do nas należy, potem możemy się rozglądać...

Wywabienie potworów spod wieży nie powinno być aż tak trudne. Wystarczyłoby się ukryć w pobliżu wejścia, a potem zwabić potwory. Używając magii lub wysyłając kogoś na wabia. Kogoś, kto umie dobrze biegać, rzecz jasna.

*Szkoda, że nie mamy królika* - pomyślał, uśmiechając się mimo woli.

Uśmiech znikł jednak, gdy spór, miast ustać, coraz bardziej się zaogniał. A było jasne, że ów nieumarły stwór nie pójdzie z nim, dopóki nie wyruszą wszyscy. Jeśli w ogóle pójdzie, patrząc na zgodę i harmonię panującą w ich malutkiej drużynie.


Ostrzeżenie, jakie nadeszło ze strony ich rozmówcy, nie na wiele się zdało.
Chociaż i tak wszyscy wcześniej zorientowali się, że ktoś się zbliża, to nikt nie był przygotowany na atak magiczny o takiej sile...

Błysk przerażająco zimnej energii sprawił, że Keith na moment przestał widzieć. Zanim zdolność widzenia wróciła już trzymał w rękach kuszę. Lata ćwiczeń się przydały.
Gdy odzyskał wzrok odrobinę tego pożałował. Miał wrażenie, że wolałby nie oglądać tego stworzenia, które w tym momencie wyłoniło się zza gruzów.

- Tyle energii do zagarnięcia...

Gdyby ktoś z nich miał jakiekolwiek wątpliwości co do intencji stwora, to z pewnością w tej chwili pozbyłby się tych wątpliwości. A Keith nie mógł się oprzeć wrażeniu, że chodzi tylko i wyłącznie o ich energię życiową.
Czyżby potworek chciał się ożywić ich kosztem? A może dzięki nim stanie się jeszcze potężniejszy? Jakby w tej chwili nie był...
Ilość energii używanej przez potwora była przerażająca i Keith nie sądził, by jakakolwiek tarcza zdołała odbić taki promień. Oprócz osłon wieży. Może łatwiej byłoby zmienić tor takiej ilości energii.
W głowie Keitha pojawił się nawet pomysł, jak można by to zrobić, ale nie był pewien, czy nawet mag klasy Giheda zdołałby coś takiego stworzyć. A szkoda, bo Keith z przyjemnością zobaczyłby minę potwora, gdy trafiłby go jego własny pocisk...

Jednak teraz nie było czasu na snucie marzeń. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna.
Feliks szarżował jak głupek na stwora pełnego magicznej energii, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Albo chciał dodać sobie odwagi, albo zwrócić na siebie uwagę potwora, co było posunięciem średnio inteligentnym, acz korzystnym dla innych.
Keith starannie wymierzył i nie czekając na efekt szarży, ani tym bardziej na kolejny atak potwora, strzelił, celując w coś co wyglądało na głowę potwora. Na tle reszty ciała wyróżniały się tam dwa małe obłoczki, przypominające jakby oczy.

- Padnij - zawołał, skierowana wprost w jeden tych obłoczków, była jeszcze w powietrzu.

Przede wszystkim miał zamiar zdekoncentrować potwora.
Oczywiście mogło mu się nie udać. Oczywiście mógł tylko stwora rozwścieczyć. Ale stać i czekać, aż potwór ich wykończy? To nie było w jego stylu.

Skoczył w bok, by zejść potworowi z oczu. Albo z jednego oka, jeśli jego strzał się powiedzie.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-02-2009, 20:31   #32
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lenard nie miał zamiaru brnąć przez tą magiczną mgłę ani chwili dłużej, poczuł się nieco pewniej, gdy Keith poparł jego tok rozumowania. Skoro mieli już potwora w garści bez sensu było dalej ryzykować.

-Zresztą rób jak chcesz, ja nie mam zamiaru tutaj zginąć - rzekł na koniec Spoon.

Uwagę najemnika odwrócił jakiś dźwięk dobiegający z niedaleka, spojrzał podejrzliwie na ich dziwnego towarzysza sprawdzając czy ten niczego nie kombinuje. Stwór powiedział coś do grupy, lecz Lenard kompletnie go zignorował, bowiem jego uwagę przykuł głos o wiele silniejszy, straszniejszy i dobitniejszy.

-ŻYWI!

Nagle w ich kierunku pomknęła wiązka magicznej energii, nie było już czasu by się uchylić, najemnik był przygotowany na najgorsze. Błysk towarzyszący temu wydarzeniu na moment go oślepił. Kiedy Spoon w końcu otworzył oczy, zorientował się, iż jakimś cudem magiczny pocisk nie trafił go, lecz wśród jego towarzyszy brakowało tego pijaka Feliksa oraz Majolin. Gdy zobaczył jakie szkody wyrządził ten atak zaczął wątpić czy jeszcze zobaczy ich żywych. Jednak nawet jego dosięgło zaklęcie, bowiem czuł w całym ciele straszliwy chłód. Nim zobaczył swojego napastnika zdołał już dojść do siebie.

- TYLE… ENERGII DO ZAGARNIĘCIA.

Nie było już czasu na myślenie, gdyż stwór zaczął już szykować dla nich kolejną porcję energii. Nagle zobaczył biegnącego w kierunku potwora Feliksa, pijak wrzeszczał coś o ratunku i niczym szaleniec popędził do ataku.

*A więc jednak żyjesz... taki to ma zawsze szczęście.*

Także Keith nie pozostawał bierny, chwycił swoją kuszę, a po chwili jeden z bełtów pofrunął w kierunku przeciwnika. Najemnik ustawił się w pozycji bojowej i czekał na dalszy ciąg wydarzeń. Wtem przypomniał sobie o Dantlanie, młody mag najwyraźniej nie miał zamiaru uczestniczyć w starciu, lecz Lenard dostrzegł coś dziwnego, czarodziej wyglądał dość słabo i wciąż dygotał, najwyraźniej nie doszedł jeszcze do siebie po ataku stwora.

-Na co czekasz głupcze! - krzyknął, potwór tymczasem wciąż zbierał siły, lecz kolejny atak mógł nastąpić lada chwila - Niech to szlag!

Chwycił Dantlana za rękaw i pociągnął go za sobą do najbliższej osłony. Nie czekał na to co zrobi młody mag i pobiegł dalej, chciał okrążyć potwora i uderzyć go z zaskoczenia, atak Feliksa i Keitha mógł mu to bardzo ułatwić. Miał przynajmniej taką nadzieję.

Spojrzał jeszcze na swoje dwa krótkie miecz, nabrał nieco pewności i zaczął się przekradać na tyły wroga.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 07-02-2009 o 12:24. Powód: Niech to SZLAK xD
Bebop jest offline  
Stary 07-02-2009, 22:55   #33
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dantlan spojrzał na Keitha i Lenarda jak na skończonych debili. Czy ograniczenie umysłowe nie pozwala im dostrzec, że każda zmiana sytuacji, każde nieprzewidziane zdarzenie, wpływa na zmianę akcji, które należy wykonać? Czy tępota nie pozwala im spojrzeć na rzeczywistość, chłodnym spojrzeniem?
Mag nie miał styczności ze zbyt wielką ilością mądrych ludzi, lecz takich geniuszy jeszcze nigdy nie spotkał.
Pod osłoną pięknych słów starają się ukryć to, że ich głowa jest bardziej pusta niż wydrążona dynia, lecz wszystko wychodzi wtedy, gdy świat stawia przed nimi coś, co jest kompletną przeciwnością tego, czego się spodziewali.
Zawsze wtedy głupota ujawnia się najlepiej, a jeżeli nie głupota, to elementarny brak logicznego myślenia. Może nie byli kompletnie niedorozwinięci umysłowo, ale dla niego sytuacja była jasna.

-Jeżeli te istoty są już przy wieży, to właśnie jest to najlepszy moment, gdyż to znaczy, że ich tu nie ma. A przynajmniej większości. Wydaje mi się, że trudniej by było przedzierać się przez ich hordy, by szukać tego przedmiotu. Może się mylę?-rzekł cicho, zaś jego oczy zwęziły się z irytacji.

-Poza tym mówiłem tak, gdyż spodziewałem się tego, że nie przejdziemy bez trudu dwudziestu metrów, a tymczasem dotarliśmy na miejsce bez przeszkód, więc skoro tu jesteśmy, to wielką szkodę wyrządzi nam rozejrzenie się-wysyczał niemalże szeptem.

-Chodźmy lepiej. I tak dużo czasu zajmie nam wymanewrowanie tamtych potworów, które okupują wejście do wieży. Nasz potencjalny towarzysz może się rozmyślić. Zróbmy to, co do nas należy, potem możemy się rozglądać...-rzekł Keith, zaś Dantlan uśmiechnął się drwiąco.

-I co teraz zrobisz? Pójdziesz do Wieży i grzecznie poprosisz, żeby zrobili ci przejście, bo chcesz wejść do środka z jednym z nich, po czym wyjdziesz, przeprosisz ich jeszcze raz i wyjdziesz na poszukiwania?-prychnął pogardliwie Mag. Mimo, iż mówił cicho, z łatwością dało się go usłyszeć, nawet przy oddechu świszczącym w płucach.

-Jeżeli jednak chodzi o odciągnięcie ich, to albo mi się wydaje, albo nie należy robić tego dwa metry od Wieży, bo to nic nie da, moi drodzy, genialni myśliciele-sarknął cicho.

Nagle zamilkł, stojąc w bezruchu. Kątem oka zauważył ruch, a jego wrażliwe ucho wychwyciło cichy szelest, który był dla niego tak głośny jak cichy dzwoneczek dla normalnych ludzi.

-Strzeżcie się…-rzekła istota, z którą wcześniej rozmawiali, zaś moment później odezwał się inny głos.

-ŻYWI!-po tym obok nich przeleciała wiązka błękitnej energii. Dantlan chwycił mocniej kostur, zamykając oczy przed oślepiającym światłem, a kiedy zniknęło, szybko otworzył je. Mogłoby się zdawać, że w tym czasie Mag nie robił niczego, lecz pomyliłby się ten, który by tak twierdził. W tej chwili przypominał sobie zaklęcie, które mogłoby być przydatne.

Gdzieś z tyłu dobiegał huk łamanego drewna, zaś on czuł przenikliwe zimno. Poraz kolejny przeklinał swoje nędzne, śmiertelne ciało. Jednak nie zrobił nic innego niż zaciśnięcie zębów oraz wzmocnienie uścisku na kosturze.

-TYLE… ENERGII DO ZAGARNIĘCIA-odezwał się głos, zaś Lis spojrzał na stwora, z którym mieli właśnie do czynienia. Zobaczył coś, co przypominało sporej wielkości, czarny balon o mglistych oczach, faktycznie będących małymi obłoczkami. Miał na sobie naramienniki, zaś zamiast rąk, miał grube, ostre szpony, niewiele poniżej oczu. Nogi nie były tym, co w sobie zawierał, gdyż było to jedno odnóże, które nie wiadomo czy jeszcze chodziło czy już lewitowało.
Zdecydowanie nie wyglądał tak, jakby był połączonymi kilkoma fragmentami, w przeciwieństwie do istoty, z którą rozmawiali, a jego powłoka, która u ludzi byłaby skórą, była tak jakby, niematerialna, choć wyraźna.
Było jednak coś ciekawego. Wokół niego gromadziły się drobiny fioletowej mgły, które przyciągał jak magnes, a kiedy wystarczająco zbliżą się do niego, zmieniają kolor na czarny i wnikają do niego. Mogło to znaczyć to, że z mgły czerpie swoje siły do zaklęć lub siły życiowe.

Tym razem jego przeklęty wzrok pokazał mu postać stwora, która kurczyła się wszerz. Z odnóża powoli wykształciły się dwie nogi, zaś szpony zmieniły się w ręce. Wykształcała się głowa, szyja i tors ludzki. Mogłoby się wydawać, że po upływie czasu stanie się normalnym człowiekiem, ale coś go od nich różniło. Czarny kolor pozostał. Nie była to jednak jedyna różnica. Nie miał twarzy. Jedynym co widniało na jego licu, to mgliste oczy.
Dantlan widział jak rozpada się i znika.

Jego umysł miał to do siebie, że potrafił przetwarzać obrazy, dostarczając je do odpowiednich miejsc, a jednocześnie myśleć intensywnie.
Kiedy patrzył na stwora, co nie trwało dłużej niż jedno uderzenie serca, jednocześnie analizował całe wydarzenie.

Skoro przybył tutaj, to mógł być jednym z tych, który tam nie wyruszyli lub tym, którzy wyruszyli.
O wiele korzystniejszą dla nich sytuacją, byłoby ta pierwsza, gdyż druga oznaczała to, że jest znacznie szybszy niż inni lub znacznie sprytniejszy.

Jednocześnie myślał o tym, czy jego oczy są wrażliwe na światło. Z irytacją stwierdził, że jego oczy mogą mu służyć za ozdobny element facjaty. To oznaczało, że bardziej ich czuł niż widział, co komplikowało sprawę.

Dwutorowe myślenie przyniosło natychmiastowy efekt. Nie miało to znaczenia czy poszedł z innymi, czy nie. On kierował się za nimi, gdyż ich najzwyczajniej w świecie wyczuwał. Ponadto użył magii, więc jeżeli tamci nie potrafią wyczuwać ludzi, to potrafią wyczuć magię. Dlatego też był przekonany, że zaraz będzie tu pełno takich stworzeń.

Zobaczył, że Feliks zdążył się podnieść i już biegnie na stwora. W tym czasie Lisa dopadł spazm kaszlu, prze który widział jak Majolin naciągała cięciwę, Keith naciągał cięciwę kuszy, zaś Lenard zaczął go ciągnąć za rękaw.

-Na co czekasz głupcze! Niech to szlag!-odezwał się Lenard, zaś młody Mag odetchnął głęboko, wyrywając tkaninę z dłoni towarzysza.

-Powiedział najmądrzejszy-wysyczał do niego, kierując się samemu za wóz, za który chciał go zaprowadzić Lenard. Ktoś, kto nie potrafił wcześniej dostrzec korzyści napływającej z sytuacji, nie mógł być najinteligentniejszym stworzeniem jakie istnieje.

Zręcznym ruchem schował kulkę do kieszeni, po czym wyjrzał zza wozu z prawej strony. Oznaczało to ostrzejszy kąt między nim, a tą istotą, lecz gwarantowała, że pocisk wymierzony w drużynę, nie trafi jego.

Już od pewnego czasu był gotowy na rzucenie zaklęcia.
-Ksihinn alraicjin lahgnver perssendi!-wysyczał cicho.
Zaklęcie miało sprawić, że szpony stwora zamarzną. Nie wysyłało jednak żadnej wiązki. Jeżeli mu się powiedzie, szpony tamtego najzwyczajniej w świecie zamarzną, uniemożliwiając poruszanie się oraz zwiększając ich kruchość. Potrzebne było do tego jeszcze tylko uderzenie w nie.

Nagle przyszło mu coś do głowy. A co, jeżeli z Feliksem i Lenardem, który próbował zajść istotę od tyłu, stanie się to, co z fioletową mgłą? Może jednak tamten był uzależniony od niej, wbrew słowom "ducha", a rozpadnie się, kiedy jej nie będzie? Albo wtedy zacznie zmieniać się w człowieka, a skończeniu się w nim dzikiej magii, rozpadnie się?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-02-2009, 01:12   #34
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Została wezwana do pałacu, musiała więc iść. Jej wysokie buty z drewnianą podeszwą głośno dudniły o posadzkę, kiedy wchodziła do sali tronowej.

- Królu? – powiedziała kłaniając się nisko. Strój podróżny, z mieczem, łukiem i lekką zbroją włącznie może i nie był najlepszy do występowania przed władcą, jednak niebardzo o to dbała w tamtym momencie. Dostała właściwie dwa rozkazy – przygotować się do podróży i stawić u króla.

- Ach, to ty, moje dziecko. – powiedział władca prostując się na tronie. Wyglądał… potężnie – tak jak każdy król powinien wyglądać. Przystojny, z długimi i czarnymi włosami, oraz krótką brodą. – Mam dla ciebie zadanie, jak zapewne już się domyślasz. Podejdź tutaj, szpiedzy są wszędzie – nie mogę ryzykować.

Podeszła więc i wysłuchała poleceń króla szeptanych do jej ucha. Kiedy usłyszała wszystko, uniosła brwi w niedowierzaniu.

- Ale… mój królu… Jesteś pewien?
- Bacz na słowa, moje dziecko. Nie tobie kwestionować moje polecenia.
- Oczywiście – ukłoniła się raz jeszcze. – Wybacz mi.
- Wybaczam. A teraz już idź.

Feliks

Lewa ręka napierdalała cię że aż miło. Dzięki sporej ilości piwa wychłeptanego na szybko ból był prawie znośny, jednak tylko prawie.
Biegłeś z lewym ramieniem zwisającym prawie bezwładnie, w prawym zaś dzierżąc miecz. Przypomniane nauki dodały ci sporo otuchy, a połączenie tych wspomnień z wypitym piwem zaowocowało pewną dawką odwagi wystarczającą do zaszarżowania na stwora.

Ten wydawał się ciebie nie zauważać – zajęty był najwyraźniej rzucaniem jakiegoś zaklęcia.

Tak więc rzuciłeś się na niego wściekle wrzeszcząc jakieś niezrozumiałe słowa. Atak okazał się nad wyraz udany – rozciąłeś przeciwnikowi coś jakby bok. Potem jeszcze raz i znów.

Rana była nad wyraz dziwna – zamiast normalnej krwi, z boku stwora sączyła się… mgiełka! Jednak nie ta fioletowa, która cię otaczała – ta była różnokolorowa i leciała we wszystkich kierunkach, by rozpłynąć się w powietrzu po kilku calach. Zauważyłeś też, że twój miecz jest nią umazany niby krwią – stal mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, jakby w taki sposób została wykuta.

Majolin

Stanęłaś pewnie w rozkroku i naciągnęłaś strzałę na cięciwę. Prawa ręka cholernie bolała, jednak wiedziałaś, czy raczej miałaś takie przeczucie, że oddanie tego strzału zadecyduje o losach tej walki.

Wymierzyłaś więc dokładnie, przyciskając cięciwę do policzka. W międzyczasie Feliks zdążył zranić z boku potwora – ciął dobrze i celnie, jednak przeciwnik zdawał się ignorować te ataki.

W pewnym momencie, tym jednym jedynym, wypuściłaś strzałę.
Leciała pewnie i w lini prostej między „oczy” stwora. Nie było takiej możliwości, żeby chybiła.

Nie chybiła – ale też nie trafiła.

W momencie kiedy pocisk powinien zranić przeciwnika, stwór przestał rzucać czar. W mgnieniu oka wystawił jeden ze swoich szponów przed siebie skupiając w nim znikomą porcję energii – w efekcie strzała odbiła się…

… i leciała prosto na ciebie!
Spanikowałaś, skoczyłaś w prawo. Strzała zraniła cię w przedramię lewej ręki, która w tamtym momencie znajdowała się tam, gdzie przed sekundą była twoja pierś.

Keith

Czekałeś na idealny moment. Mimo iż powiedziałeś sobie twardo, iż strzelisz przed szarżą Feliksa to nie było takiej możliwości – nie widziałeś sposobności do strzału.

Obserwowałeś więc celne cięcia pijaczyny, a chwilę później także lecącą strzałę, którą stwór w ostatniej chwili odbił tracąc skandowane zaklęcie… przynajmniej tak by się wydawało.

Bo magia, którą stwór zgromadził dotąd, po prostu stała w miejscu i kiedy ten odbił pocisk, po prostu powrócił do jej dalszego gromadzenia! Niebywałe!
Jednak ten ułamek sekundy był dla ciebie tym jedynym, idealnym. Strzeliłeś i prewencyjnie kucnąłeś, na wypadek odbitego pocisku.

Okazało się to zbędne, bo pocisk trafił. Potwór zasyczał głośno, kiedy bełt przelatywał przez jego głowę i stracił całkowicie skandowane zaklęcie. Tak!
Jednak zamiast złapać się odruchowo za głowę, złapał się za bok, gdzie kilkanaście sekund temu zranił go Feliks.

Lenard

Czułeś się bardzo dumny z siebie zabierając Dantlana w bezpieczne miejsce, mimo jego protestów.

Następnie zacząłeś się skradać od tyłu budynku zza którego wyszedł stwór. Nie trwało to zbyt długo, bo i budynek nie był za duży.

Kiedy znalazłeś się już za stworem, zobaczyłeś kolorowy bełt przelatujący przez głowę stwora, po czym stracił nieco szybkości i poleciał nieco w dół – prosto w twoje przygotowane do ataku prawe ramię.

Zawyłeś z bólu – rana oprócz normalnego bólu eksplodowała jeszcze potwornym gorącem. Upuściłeś trzymane w rękach miecze i wyrwałeś pocisk czym prędzej. Był… dziwny – na zmianę strasznie gorący i zimny. Upuściłeś go szybko.

Dantlan

Pomiędzy rozważaniem różnych za i przeciw, oraz rozmyślając nad pewnymi problemami ogólnoświatowymi, rzuciłeś zaklęcie.

Do tego czasu stwór już nie skupiał energii – miał pojedyńczą ranę w głowie, a trzymał się za kilka innych, w boku.

Wyskandowałeś więc swój czar – trwało to czas jakiś, bo szpony stwora były znacznych rozmiarów – mniej więcej tak duże, jak dorodny kurczak.

Jednak udało się – szpony stwora zamarzły, nie mógł nimi nic robić. Ty za to poczułeś się jak kufel, który początkowo pełnen piwa, został uszczuplony o łyk normalnego człowieka.

Wszyscy

Pod koniec walki stwór miał zmrożone szpony i krwawił w więcej niż kilku miejscach. Zdawałoby się, że spojrzał na swoje ręce z niedowierzaniem.
Wtedy dostrzegliście, że zarówno rany z boku zadane przez Feliksa, jak i ta na czole zadana przez Keitha, rozrastają się.

Kolorowa mgiełka, najprawdopodobniej magia, którą stwór miał w sobie, ulatywała teraz z niego na potęgę. Stwór już nie walczył – stał nieruchomo patrząc się na swoje szpony, a jego rany się coraz bardziej rozrastały.

Wreszcie miejsc z których ulatywała magia było więcej, niż czarnej powłoki stwora. W następnej chwili była już tylko ogromna kula różnokolorowej mgły, która ani myślała zostać w jednym miejscu.

Wtem do akcji wkroczył inny stwór, ten z którym poprzednio rozmawialiście. Podszedł szybko do rozpraszającej się magii i zaczął ją wchłaniać – powoli, lecz stopniowo.

Po mniej więcej minucie, kiedy wessał już całą mgiełkę, zaczął przybierać różne odcienie – od białego po czarny. Trwało to kilka sekund – wtedy jego powłoka zatrzymała się na kolorze wściekle czerwonym.

Przypominał teraz dopiero co pokonanego przez was stwora – jego powłoka się ujednoliciła i także zaczął mimowolnie zbierać fioletową mgłę w okół siebie. Jednak był czerwony, a nie czarny.

Stworzenie wydało z siebie coś na kształ ryku, któremu towarzyszyło skulenie się i rozprostowanie szponów – w efekcie powstało potężne wyładowanie magii w postaci rozszerzającego się, czerwonego pierścienia, który objął was wszystkich.

Byliście gotowi na ból – ogień, mróz, cokolwiek. Jednak, zamiast tego… poczuliście się lepiej. Zmęczenie zniknęło, rany u Majolin, Feliksa i Lenarda także, a Dantlan nawet poczuł uzupełnienie poziomu energii wewnętrznej do maksimum.

Jednak zanim ktokolwiek zdążył wyrwać się z szoku, jakim był ten niespodziewany wybuch energii, usłyszeliście smutny głosik dochodzący gdzieś zza was:
- Mamo?...

Odwróciliście się prawie natychmiast. Zza budynku - tego samego przez który wcześniej przelecieli Majo i Feliks, wyszła mała, przerażona dziewczynka.


Była bardzo młoda - najwyżej sześć lat. Miała na sobie potarganą sukienkę, która niegdyś musiała być biała, jednak teraz była splamiona krwią, piachem i brudem. Tak jak twarz dziewczynki i miś trzymany przez nią w ręce.

- Widzieliście… widzieliście moją mamę? – zapytała smutnym głosikiem, smarkając głośno.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-02-2009 o 01:21.
Gettor jest offline  
Stary 08-02-2009, 11:17   #35
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Gdy stwór wchłonął pozostałości po ich przeciwniku zmienił swój wygląd. Po chwili zaryczał i oblał wszystko czerwonym pierścieniem. Honogurai wyciągnął sztylety aby w każdej chwili móc zaatakować. Nic złego jednak się nie stało. Wręcz przeciwnie, chłopak poczuł się lepiej. Rozglądnął się po wszystkich i wyglądało na to, że zostali uleczenie. Czyżby ten stwór, przejął i w jakiś sposób "przekonwertował" jego zdolności na swoją korzyść? Wyglądało też na to, że potrafi używać mgły na swoją korzyść. Był więc w jakiś sposób magiem...
-Więc wygląda na to, że zostaliśmy uleczeni, jednak zastanówmy się co zrobić dalej. I proszę bez kłótni, naprawdę nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.-powiedział Honogurai-Myślę, że teraz powinniśmy jednak pójść w kierunku przeciwnym od wieży. Powinniśmy się też pośpieszyć, bo nie mamy pewności czy te stworzenia nas nie gonią. Zresztą Gihed prosił o dwa stworzenia, musimy więc szukać dalej. Chyba nie będziesz miał nam tego za złe?-zwrócił się do stworzenia

Wtem usłyszał cichutki głosik za plecami:
- Mamo?...
Odwrócił się i zauważył małą, zapłakaną dziewczynkę. Cała była brudna i zakrwawiona w ręku trzymała misia.
- Widzieliście… widzieliście moją mamę?

Chłopak stał zaskoczony. To całkowicie zmieniało jego plany. Podszedł do niej i przykucnął.
-Niestety nie, ale poszukamy jej. Najpierw jednak musimy zaprowadzić cię do wieży. Tam jest bezpiecznie i będziemy mogli porozmawiać. Ale obiecuję cię, że tu wrócimy i zaczniemy jej szukać
Chłopak zmusił się do uśmiechu, aby dodać małej otuchy.

-Wy weźmiecie małą i ruszycie w prawo. Ja natomiast odciągnę ich uwagę. Jestem szybki i posługuję się magią, przez co idealnie nadaję się do tego zadania. Niedługo was dogonię.

Odszedł kilka kroków i wyrysował na ziemi taki symbol:

Przytknął palec na początek długiej linii i zaczął inkantować zaklęcie:
-Ty, który skrywasz się w cieniu, i nosisz jarzmo moich próśb. Sługo wieczny i nieprzenikniony. Przybądź, aby ofiarować swe ciało panu! Przybądź Yabunkaze!
Od palca po liniach symbolu wypływało niebieskie światło. Po chwili z cieni w okolicy zaczęły się wydłużać w stronę symbolu i układać się w sylwetkę wysokiego człowieka. Sługa został przyzwany. Honogurai rozkazał mu biec w lewo, sam zaś pobiegł w prawo z zamiarem dogonienia pozostałych.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 08-02-2009, 18:15   #36
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks spojrzał na kolory okalające swój miecz. Szczerze mówiąc to się mu całkiem nie podobało. Szybko urwał kawałek nogawki i wytarł miecz. Wyrzucił kawałek materiału, a „Szkarłatna Smuga” powędrowała na plecy.

[i]-I żebym Cię tu więcej nie widział pokrako diabla![i]

Odgrodził się nie wiadomo czemu poczym upił mały łyk ze swej manierki, od tak z przyzwyczajenia. Wyszczerzył się, otrzepał kurz z ubrania. Do tej pory umknęło mu ozdrowienie ręki. Lecz kiedy to ujrzał, przyglądał się jej głupawo.

-Rany, widziałeś to Julek?

Zawołał do Keitha oczywiście myląc imiona co w jego wykonaniu nie było niczym dziwnym. Dumny postanowił... oddać mocz do pobliskiego rynsztoku. Niestety, nim zabrał się do rzeczy, ujrzał wołająca dziewczynkę. Nie przejmował się niczym stworem ani też niczym bo chyba nawet za bardzo nie kontaktował ze światem zewnętrznym. Mimo to chwiejnym krokiem podszedł do dziewczynki.

-Spokojnieeeee... Wujek Wróbel zaopiekuje się tobą póki poi póki... eee... nie wróca rodzice.

Śmierdzący pijaczyna nie był może najlepszym opiekunem i smród ten mógł z powodzeniem odrzucić dziecko. Feliks wziął małą na ręce i uśmiechnął się przyjaźnie acz głupawo. W gruncie rzeczy miał dobre serce.

-Co lenie, idziemy jak mówił!

Nim jednak podążył za drużyną niosąc dziewczynę ziewnął. Dalej jakby nie widząc kolejnego zagrożenia zastanowił się. I od dawien dawna zrobił chyba coś mądrego nie tylko w swoim mniemaniu aczkolwiek kontrowersyjnego. Wyjął swoją manierkę, potrząsnął i trochę na sile trochę mówiąc, że to woda lekko napoił dziewczę. Starczyło półtora łyka aby dziecko zasnęło. Wróbel chwycił ja pewniej.

-Lepiej aby nie oglądała tego co się tu dzieje.

Przebity głos pobrzmiał w okolicy. Feliks podbiegł w stronę w którą kazano zachęcając resztę do tego samego machnięciem ręką.

-Chodźcie lieńie! Ino ka!

Trochę się darł, niepewny, pijacki chwyt trochę przeszkadzał w opiece dzieckiem. Niemniej przyłożył się. Wyciągnął gnomi pistolet zza pasa bo z dzieckiem nie mógł raczej walczyć mieczem. O ile o ty fakcie nie zapomni.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 09-02-2009, 07:08   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niestety okazało się, że Dantlan był taki sam, jak paru znanych Keithowi magów. Zarozumiały, pewny siebie i przekonany, że nikt oprócz niego nie potrafi myśleć. Widać to było aż za dobrze zarówno po spojrzeniu, jakim mag obrzucił swoich towarzyszy, jak i po wypowiedzianych słowach.
Jeśli będzie taki cały czas, to lepiej byłoby go zostawić w wieży. Albo niech chodzi sobie po miasteczku sam. Co z pewnością nie mogło mu wyjść na zdrowie, bowiem refleks miał biedny Dantlan godny pożałowania. A może nie potrafił zrozumieć, że grozi mu niebezpieczeństwo? Co świadczyło albo o braku inteligencji, albo o zarozumialstwie. Gdyby nie to, że Lenard pociągnął go w bok, pewnie Dantlan by tak stał i patrzał. Aż dziw, że w końcu raczył się ruszyć...

Na szczęście bełt wycelowany w obłoczkowate pseudooko potwora, chociaż przeleciał przez jego głowę jak przez powietrze, skutecznie zakłócił jego koncentrację i żaden unik nie był potrzebny.
Ku zdumieniu Keitha potwór zamiast chwycić się za oko usiłował zatkać rany zadane przez Feliksa. Najwyraźniej nie ból był tu najważniejszy, a ilość uciekającej ze stwora energii...
Stworowi w tym działaniu najwyraźniej przeszkadzały zamrożone szpony.

*Pewnie czar Duntlana* - pomyślał Keith, zastanawiając się przez moment, czy sama magia tego maga wystarczyłaby do pokonania potwora.

Na to pytanie nie można było znaleźć odpowiedzi. I z pewnością się nie dowiedzą, chyba że na ich drodze stanie kolejny potwór, a Dantlan zechce łaskawie wykazać swą wyższość nad innymi i sam, bez niczyjej pomocy, rozprawi się z kolejnym wrogiem.

To co się działo z ich przeciwnikiem nie pozwalało na długie rozważania, a zanim Keith strzelił po raz drugi do akcji włączył się drugi stwór i wyssał magię z ich wroga.

*O cholera* - pomyślał Keith, widząc jak ich rozmówca przeistacza się w stwora podobnego do tego, który ich zaatakował. Jednak nie strzelił, widząc barwę, jaką przybrał 'ich' stwór.
W sekundę później pożałował tego. Uchylił się odruchowo, widząc rozszerzający się czerwony pierścień, z bolesną świadomością, że nie zdąży uciec.
Na szczęście nie było takiej konieczności. Krąg, wbrew wcześniejszym obawom i skojarzeniom z niedokończonym czarem, nie wyrządził nikomu krzywdy. Wprost przeciwnie - zdawać by się mogło, że niektórzy poczuli się lepiej.

Keith zerwał się na nogi, otrzepał i ruszył w stronę stwora. Już chciał go zagadnąć, gdy nagle, jak spod ziemi, pojawiła się dziewczynka wzywająca mamę.
Normalnym odruchem byłoby pytania w stylu "jak masz na imię?", "gdzie mama mieszka?", "jak wygląda twoja mama?". Keith nigdy nie miewał takich odruchów. Unikał dzieci jak ognia mając świadomość, że jego twarz nie wywołuje w nich żadnych pozytywnych skojarzeń.
Ta sytuacja była w dodatku całkiem nienormalna, więc zajmowanie się dziećmi tym bardziej należało pozostawić komuś innemu.

*Niech do niej zagada Majolin* - pomyślał. - *W końcu jest kobietą..."

W związku z tym łatwiej powinna znaleźć wspólny język z dziewczynką. Ale gdyby wiedział, co zrobi Feliks... Tylko kretyn mógł dziecku dawać wódkę...
Pozostawiając na później zrobienie awantury zwrócił się do stwora.

- To było wspaniałe. Jak to zrobiłeś? Jesteś kimś w rodzaju maga? Umiałbyś to zrobić jeszcze raz? Z innym złym stworem?

'Ich' potwór zastanawiał się przez moment.

- Tak jakoś mi wyszło... Zadziałałem instynktownie... A czy jeszcze raz by mi się udało?... Nie jestem pewien, ale wydaje mi się że tak.

Jeśli ich potencjalny sojusznik nie skrywał jakiegoś paskudnego podstępu, to zyskali potężnego sprzymierzeńca. Oczywiście mogła zaistnieć sytuacja odwrotna - ktoś mógł wyssać energię z tego stwora, ale - z drugiej strony - nie musiał...

Potem Keith odwrócił się do reszty.

- Za moment zbiegną się tu stwory z całej okolicy, bo trudno sądzić, by taki pokaz magicznych sztuczek nie przyciągnął ich uwagi. Znikajmy stąd. Może przy okazji uda nam się zaprosić do wieży kogoś jeszcze.

Z bronią gtową do strzału ruszył za Feliksem.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2009, 17:26   #38
 
Lavina's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znany
Wiedziała, że nie będzie łatwo. Strzała, którą odbił potwór nieźle poharatała jej ramie, chociaż mogło być gorzej. Na szczęście reszcie towarzyszy udało się zabić stwora, o ile można to było nazwać śmiercią. Kula kolorowej mgły, skumulowana po śmierci bestii, wisiała w powietrzu.

- To chyba na tyle – powiedziała, wpatrując się w swoje zranione ramie. Wtem stwór, którego tak zawzięcie chcieli zaciągnąć do wieży przybliżył się do kolorowej kuli i zaczął ją wchłaniać. Jego niematerialne ciało zaczęło przybierać różne barwy, aż w końcu przystało na wściekle czerwonej barwie. Zaczął się przemieniać i zbierał fioletową mgłę wokół siebie. Majo ogarnęło zdziwienie i obawy, że i ten stwór ich zaatakuje.

Chciała wyciągnąć przed siebie łuk, ale obolałe ramie jej na to nie pozwoliło. Nagle stwór zawył, a energia wyciekła z niego pod postacią rozszerzającego się czerwonego kręgu i objęła dziewczynę i innych lecząc ich rany i przywracając energię oddaną na walkę.
Ból zniknął, a ramie dziewczyny wróciło do pierwotnego nienaruszonego stanu. Poruszała nim kilka razy jakby dla pewności, że jest w pełni sprawne. Nie zdążyła jednak nacieszyć, gdy usłyszała głos dochodzący zza jej pleców.

- Mamo?... Widzieliście… widzieliście moją mamę? – pisnęła mała, zapłakana dziewczynka z misiem w rękach. Majo instynktownie zrobiła krok do przodu żeby uspokoić mała i zapewnić jej opiekę tyle że nie zdążyła. Ubiegł ją Feliks i Honogurai.

*Kto by się spodziewał, że są aż tak opiekuńczy*

Honogurai podszedł do niej i przykucnął.

-Niestety nie, ale poszukamy jej. Najpierw jednak musimy zaprowadzić cię do wieży. Tam jest bezpiecznie i będziemy mogli porozmawiać. Ale obiecuję cię, że tu wrócimy i zaczniemy jej szukać.

*Lepiej żeby nie obiecywał jej takich rzeczy.* - pomyślała -* Nie wiadomo czy w ogóle damy rade wrócić do wieży*

-Wy weźmiecie małą i ruszycie w prawo. Ja natomiast odciągnę ich uwagę. Jestem szybki i posługuję się magią, przez co idealnie nadaję się do tego zadania. Niedługo was dogonię.

- W prawo ? – spojrzała się na niego. – Nie obraź się, ale czy ten plan nie jest zbyt niedopracowany?– brzmiała nieco pewniej niż wcześniej w wieży, ale słychać było że nie odnajduje się w tej sytuacji.

-Spokojnieeeee... Wujek Wróbel zaopiekuje się tobą póki poi póki... eee... nie wrócą rodzice. – usłyszała. W tym czasie Honogurai odszedł kawałek od nich i zaczął swoje czary.

*Śmiesznie to brzmi w jego wykonaniu* - uśmiechnęła się, ale po chwili pobladła widząc jak Feliks bierze dziecko na ręce. Przez głowę przeleciało wspomnienie jak pijaczyna nurkował w rynsztoku.

- Może daj ją mnie … - powiedziała do niego wyciągając dłonie i otworzyła usta w przerażeniu, bo Feliks właśnie napoił dziewczynkę ze swojej manierki.

*Nie może być*

-Lepiej aby nie oglądała tego co się tu dzieje.

Faceci raczej się nie przejęli, a Keith zwrócił się do stwora nad wyraz zafascynowany tym co się stało z nim gdy wchłonął energię.

- To było wspaniałe. Jak to zrobiłeś? Jesteś kimś w rodzaju maga? Umiałbyś to zrobić jeszcze raz? Z innym złym stworem?

- Tak jakoś mi wyszło... Zadziałałem instynktownie... A czy jeszcze raz by mi się udało?... Nie jestem pewien, ale wydaje mi się że tak.- odpowiedział stwór.

Majolin czuła że ten duch w jakiś sposób opiera się złemu wpływowi mgły i magii.

*Ciekawe czy to zależy od tego kim był jak jeszcze żył? Oby dało się mu przywrócić dawną postać.* - wyraźnie posmutniała. Już od dłuższego czasu zamartwiała się o to co się stało z ludźmi z dworku i Lensem. Jeżeli został w mieście w czasie gdy to wszystko się wydarzyło, na pewno też został przemieniony. Jeśli nie zdoła go poznać i zabije go i zostanie po nim tylko kolorowa mgła? Jeśli …*

- Za moment zbiegną się tu stwory z całej okolicy, bo trudno sądzić, by taki pokaz magicznych sztuczek nie przyciągnął ich uwagi. Znikajmy stąd. Może przy okazji uda nam się zaprosić do wieży kogoś jeszcze. – głos Keitha wyrwał ją z rozmyślań.

- Jesteś pewien?! – krzyknęła, łapiąc za łuk, ale nie stawiając ani jednego kroku na przód za nimi. Wiedziała, że Keith ma racje co do stworów, ale plan biegania po całym mieście i to z małą dziewczynką nie był zbyt odpowiedzialny.
 
Lavina jest offline  
Stary 13-02-2009, 22:00   #39
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lenard już szykował się do ataku, uniósł ramię by zadać pierwszy cios, nagle poczuł, że coś jest nie tak, wtem przez głowę stwora ze świstem przeleciał bełt. Najemnik próbował jeszcze jakoś zejść z linii strzału, lecz próba ta spełzła na niczym, pocisk przebił jego kolczugę i zatopił się w ramieniu. Upuścił miecze i padł na kolana, jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, po czole spływała mu strużka potu. Miejsce, gdzie trafił pocisk Keitha, piekło go teraz niemiłosiernie, wiedział, iż nie powinien wyjmować bełtu z rany, bowiem działał on jak korek, tamując upływ krwi. Jednak nie wytrzymał, na przemian gorący i przeraźliwie chłodny pocisk zbyt bardzo dawał mu się we znaki, wyrwał go i szybko rzucił na ziemię.

Wytarł wierzchem dłoni spływający po twarzy pot, wciąż klęcząc przyglądał się jak jego towarzysze radzą sobie ze stworem. Jednak kolejna scena, której wszyscy stali się świadkami, zaniepokoiła go. Przyjacielska istota, stojąca dotąd z boku, wchłonęła całą energię potwora, tym samym przechodząc niesamowitą metamorfozę. Sięgnął po swoje miecze, jego ranne ramię promieniowało bólem,a ręce wciąż drżały. Kiedy stwór ryknął Lenard zaczął się zastanawiać czy wciąż stoi po ich stronie, czy też może odezwała się w nim mordercza natura. Jak się okazało istota wyczarowała czerwony pierścień, który powoli się rozszerzając, objął wszystkich zgromadzonych.

Pierwsze obawy Spoona zniknęły dość szybko, gdy tylko poczuł moc leczącego zaklęcia, jego rana w mig się zasklepiła, a i samopoczucie nieco się polepszyło. Nim zdołał cokolwiek powiedzieć jego oczom ukazała się mała dziewczynka z misiem.

-Widzieliście… widzieliście moją mamę?

*-Jakim cudem?! Czy to jakaś sztuczka? Iluzja? Do licha, skąd ona się tu wzięła?! Jakim cudem przeżyła?*

Lenard nie krył swego zdziwienia, wciąż zadawał sobie pytania, jak to dziecko zdołało sobie poradzić w mieście. Z dziewczynką zaczął rozmawiać Honougari.

-Niestety nie, ale poszukamy jej. Najpierw jednak musimy zaprowadzić cię do wieży. Tam jest bezpiecznie i będziemy mogli porozmawiać. Ale obiecuję ci, że tu wrócimy i zaczniemy jej szukać.

Jednak prawdziwa parodia zaczęła się kiedy u Feliksa obudziły się ojcowskie instynkty. Najemnik ze szczerego serca współczuł temu dziecku, gdy pijak wziął je w ramiona i napoił alkoholem. Jeżeli jednak Rauschigift koniecznie chciał się zaopiekować dziewczynką to Lenard nie miał nic przeciwko temu, byle by trzymał się od niego z daleka.

W czasie, gdy Feliks odurzał dziecko swoim pijackim oddechem, a Keith z zaciekawieniem wypytywał stwora, Honogurai przedstawił wszystkim swój plan.

-Wy weźmiecie małą i ruszycie w prawo. Ja natomiast odciągnę ich uwagę. Jestem szybki i posługuję się magią, przez co idealnie nadaję się do tego zadania. Niedługo was dogonię.

-Idź, jeśli nie zależy Ci na własnym życiu - rzekł Lenard - Przede wszystkim nie powinniśmy działać zbyt impulsywnie. To prawda, potwory mogą się tu zjawić lada moment, jednak jeżeli nie będziemy mieli jakiegoś sensownego planu to te stwory dopadną nas, nieważne czy zostaniemy tutaj, czy pójdziemy do wieży.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 14-02-2009, 21:02   #40
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Każdy mógł zmieniać świat, bo każdy podejmował decyzje. Każda decyzja wiązała się z konsekwencjami, tak jak każda akcja miała swoją reakcję. Dlatego właśnie z tym należało się liczyć.

Co stanie się, jeżeli człowiek zabije człowieka? Będzie ścigany, a jeżeli nie uda mu się uciec, trafi do lochu. Jeśli jednak ucieknie, ma szansę na to, że sprawiedliwość go ominie.

Tak, więc nawet najmniejszy z wyborów ma swoje konsekwencje, przyjemne czy też nie, to zależy od drogi, którą się obrało.

Nie ma osoby, która przewidziałaby wszystko, co zgotuje los, więc można jedynie domniemywać na podstawie akcji, z jaką spotka się reakcją. Jedni oceniają bardziej trafnie, drudzy mniej, a im dalej przewidywanie wybiega w przód, tym ciężej zgadnąć co się stanie, gdyż jeden, wystający z ziemi, kamień, może przekreślić cały plan.

Dlatego właśnie dobry plan jest połową sukcesu. Połową, ponieważ do wykonania należało przyłożyć się z większą starannością, ale jedno bez drugiego znacząco zmniejszało szanse sukcesu to było powodem, dla którego Dantlan zaczął planować już w chwili, w której rzucał zaklęcie.

Jednocześnie obserwował poczynania drużyny. Majolin wystrzeliła z łuku, lecz stwór odbił strzałę i dziewczyna zmuszona była wykonać unik. Mimo wszystko pocisk i tak w nią trafił.

Lenard ruszył za plecy tamtego, więc nie widział co się z nim stało od chwili wkroczenia między domy. Miał tylko nadzieję, że przy okazji zajrzy, choćby kątem oka, do środka domów.

Feliks zaatakował bok istoty i trafił, zaś na jego mieczu osadziła się magia o wszystkich kolorach tęczy, a z rany sączy się różnokolorowa mgiełka, co Dantlan uznał za nad wyraz ciekawe. Znaczyło to, że był balonem wypełnionym magia wszystkich barw. Możliwe, że zmysły pomieszały mu się właśnie z powodu magii o różnych kolorach. Być może to również jej sprawa, że jest właśnie taki, jaki jest.

Keith wystrzelił z kuszy i trafił potworka w oko, lecz tamten złapał się za bok. Wspaniale! Znaczyło to ni mniej ni więcej niż to, że nie był zbyt zaawansowany umysłowo, gdyż dotarło to do niego z opóźnieniem. Ponadto, jeżeli fizjonomika oraz fizjologia każdego takiego stworzenia była taka sama, to znał ich słaby punkt!

Kątem oka obserwował również efekt swojego zaklęcia. Szpony zamarzły stworowi tak, że nie mógł ani nimi ruszać, ani rzucić kolejnego czaru. Zaklęcie tradycyjnie osłabiło go nieco, ale miał jeszcze sporo magii do dyspozycji.

Nagle rany rozrosły się, co było kolejnym, niezwykle ciekawym zjawiskiem. Jakby tego było mało, rozrastały się do czasu, aż tamten stał się kulą różnokolorowej magii i stał nieruchomo, co potwierdzało przypuszczenia o częściowym zaniku inteligencji oraz instynktów samozachowawczych.

Cały ten obraz kojarzył się Lisowi z tamą. Dopóki była cała, chroniła wodę przed przedostaniem się na drugą stronę, lecz jeżeli zdarzył się mały, niewielki nawet, wyłom, cała tama w końcu pękała, a woda pokonywała przeszkodę.

Nagle do tamtego stwora, podleciał ten, z którym rozmawiali i wchłonął magię wydostającą się z tamtego. Chłonął ją powoli, acz systematycznie, co spowodowało to, że po minucie wessał całą i zaczął przybierać różne odcienie, aż w końcu stał się czerwony. Przypominał teraz tego, którego pokonali. Nie był już połączonymi balonikami.

Podczas przyglądania się, Dantlan zauważył to, że w przyszłości stanie się człowiekiem bez twarzy, o czerwonym kolorze skóry. Dziwne...

Istota skuliła się i gwałtownie wyprostowała, czemu towarzyszył ryk, zaś sam stał się środkiem rozszerzającego się, czerwonego pierścienia. W pierwszych chwili młody Mag myślał, że jest to zaklęcie ofensywne, lecz szybko zostało to stłumione przez zdrowy rozsądek. Pierścień był czerwony, czyli miał właściwości lecznicze.

Kiedy ten dosięgnął Lisa, ten zgodnie z oczekiwaniami, poczuł przypływ sił magicznych, na co uśmiechnął się lekko. Zobaczył, że stwór przyciąga fioletową mgłę, tak jak tamten.

-Mamo?...-usłyszał nagle zaskakujący dźwięk. Usłyszał głos małej dziewczynki! Tutaj! Kiedy się obejrzał, rzeczywiście ujrzał dziewczynkę.

Dantlan był niemal pewny, że nie była to zwykła, bezbronna dziewczynka, niezależnie od tego, na jaką wyglądała. Nie miała szans przetrwać wybuchu, kiedy nikt inny tego nie dokonał, a nawet, jeżeli jakimś cudem, przeżyłaby, zaraz stwory wyczułyby ją i posiliły się jej energią.

Nie mniej jednak widział jak starzeje się. W pewnym momencie przypominała mu Majolin, lecz wkrótce stała się starą kobietą. Widział jak jej ciało rozkłada się, więc otrząsnął się z tego. Pozory były całkiem normalne.

-Widzieliście… widzieliście moją mamę?-zapytała, zaś Feliks wziął ją na ręce i dał jej wódkę. Dantlan uważał to za bardzo dobry pomysł, gdyż wtedy mały języczek rozwiąże się, wypuszczając na świat sporo słów. Jeżeli okaże się normalną dziewczynką, trzeba będzie się nią zająć do pewnego czasu.

Nagle Honogurai wezwał jakiegoś stwora, któremu kazał pójść w lewo, zaś sam udał się w prawo! Mag nie wiedział czy to trwałe upośledzenie inteligencji czy chwilowe jej zaćmienie, lecz niezależnie od przyczyny głupoty działań, efekt pozostawał ten sam. Jeżeli tam pójdzie, może pożegnać się z życiem. Jednakże ku jego zaskoczeniu poszli za nim, o zgrozo, Feliks i Keith. Nigdy by nie powiedział, że może on być aż tak nierozsądny i głupi.

-Za moment zbiegną się tu stwory z całej okolicy, bo trudno sądzić, by taki pokaz magicznych sztuczek nie przyciągnął ich uwagi. Znikajmy stąd. Może przy okazji uda nam się zaprosić do wieży kogoś jeszcze-rzekł ten, który ostatni podążył za prymitywnym pomysłem Honoguraia. Teraz można było mniemać, że Lenard i Majolin ruszą za nimi, lecz tak się nie stało.

-Jesteś pewien?!-Majolin nie była przekonana.

-Idź, jeśli nie zależy Ci na własnym życiu. Przede wszystkim nie powinniśmy działać zbyt impulsywnie. To prawda, potwory mogą się tu zjawić lada moment, jednak jeżeli nie będziemy mieli jakiegoś sensownego planu to te stwory dopadną nas, nieważne czy zostaniemy tutaj, czy pójdziemy do wieży-rzekł Lenard, wykazując się jakimkolwiek myśleniem.

-Zaraz tu będą, ale jak pójdziemy tam, wyczują nas i zejdą na nas ze zbocza-powiedział cicho Lis, przechodząc do swojego planu, powstrzymując napad kaszlu.

-Musimy iść na północ, a tam każdy zajrzy do jednego domu oraz pomiędzy nie. Przedmiot leży na ziemi, a obok jest belka. Wszystkie miejsca z podłogo trzeba pominąć-to właśnie ułatwiało sprawę. Spodziewał się, że nie będzie wiele takich miejsc, więc powinno pójść gładko.

-Tam jest brama, zobaczymy czy nie zawalona, potem do ratusza, biblioteki i z powrotem. Wszystko szybko, ale nie biegiem-powiedział charakterystycznym szeptem, który słyszeli wszyscy. Tak naprawdę w przypadku niepowodzenia przy znalezieniu przedmiotu przy domach i posiadaniu chwili zapasu, mógłby spojrzeć do środka oraz na front, boki oraz fragment tylnej części budynku, lecz miało to uzasadnienie. Wchodząc pomiędzy domy, oddalą się od Wieży, czyli również od stworzeń, a będąc przy ratuszu, one powinny właśnie pokonywać ostatnie domy. Zbliżenie się do biblioteki powinno ukazać wyłaniające się istoty.

-Przy bibliotece powinniśmy je zobaczyć, więc musimy stać przy wejściu w uliczki domów południowych. Gdyby były wystarczająco daleko, można zacząć biec, jeżeli będą blisko, trzeba wejść między domy-to również miało swoje uzasadnienie. Niematerialni i ewentualnie materialni będą oddaleni od Wieży na tyle, by nie mogli szybko do niej powrócić. Tym samym powinni być na mniej więcej równej linii w drodze na wzgórze, a jeśli tamci będą zbyt blisko, wejście pomiędzy domy ochroni ich przed zaklęciami tamtych, bez użycia magii. Jednakże plac był dosyć duży, bo miał około dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych, więc powinno obejść się bez wchodzenia między domy.
Byłby kontent, mogąc dojść nieco dalej niż do biblioteki, nie używając biegu, i jeżeli tak się stanie, muszą kontynuować marsz.

-Wyjdziemy tam, gdzie chciał iść Honogurai, a wtedy wejdziemy na chodnik, maksymalnie skracając sobie drogę, a wtedy prosto do Wieży-kontynuował. Wtedy powinni mieć stworzenia kawałek za sobą, co pozwoliłoby im spokojnie dobiec do Wieży.'

Jeżeli wszyscy pójdą za nim, będzie im to objaśniał w drodze, co pozwoli zaoszczędzić trochę czasu.

-Ty pójdź wzdłuż tej drogi i zaczekaj na nas na jej końcu. Jeżeli ktoś tam będzie, spróbuj przekonać ich, że jesteśmy pod północną bramą-powiedział do ducha, a oddech świszczał mu w płucach. W ten sposób można było pozbyć się ograniczenia prędkościowego narzuconego przez ich "przyjaciela".

-Przygotujcie się na to, że przy Wieży będą stały uparte stworzenia-wyszeptał, zanosząc się kaszlem.

Początkowy szybki marsz nie powinien być dla niego zbyt męczący, dlatego też postanowił go zastosować. Siły przydadzą mu się później, wtedy, kiedy będzie musiał biec.

Ocenił również dystans od północno-zachodniego domu południowych budynków, do Wieży. Mogło to być około dwóch kilometrów, więc był pewien, że nie da rady przebiegnąć całego dystansu. Oceniał, że da radę przebiegnąć nieco ponad połowę dystansu, a dalej musiał pomóc sobie magią, więc już przygotował sobie zaklęcie mające wyrzucić go w górę pod kątem sześćdziesięciu stopni do podłoża, w kierunku, do którego zwrócony jest twarzą. Powinien wznieść się na tyle wysoko, by móc przez pewien czas, odbywać lot szybowy. Do wszystkiego służyło tylko jedno zaklęcie.

W przypadku zagrożenia oraz jakiegokolwiek niepowodzenia, mógłby skorzystać z czaru zamrażającego. Wtedy zmieniłby w lód mały fragment odnóża każdej istoty. Wtedy, w sytuacji bez wyjścia, mogliby schronić się w budynkach. Podejrzewał, że zmrożone kończyny nie oddzielą się od tułowia, więc teoretycznie powinny zatrzymać przechodzenie przez ściany, lecz nie był tego pewien.

Przy Wieży natomiast, spróbuje ocenić czy pozostałe potworki, jeżeli tam będą, mają zmysł wzroku. Wtedy spróbuje je oślepić i wykorzystać cenny czas na zapukanie oraz wejście do środka. Na wszelki wypadek sporządził drugą kulkę, identyczną do pierwszej. Tą również schował do kieszeni.

Kiedy nie będzie innego wyjścia, będą mogli spróbować wyjść za miasto, przez bramy, jeśli tylko nie będą zawalone.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172