Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2009, 01:12   #34
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Została wezwana do pałacu, musiała więc iść. Jej wysokie buty z drewnianą podeszwą głośno dudniły o posadzkę, kiedy wchodziła do sali tronowej.

- Królu? – powiedziała kłaniając się nisko. Strój podróżny, z mieczem, łukiem i lekką zbroją włącznie może i nie był najlepszy do występowania przed władcą, jednak niebardzo o to dbała w tamtym momencie. Dostała właściwie dwa rozkazy – przygotować się do podróży i stawić u króla.

- Ach, to ty, moje dziecko. – powiedział władca prostując się na tronie. Wyglądał… potężnie – tak jak każdy król powinien wyglądać. Przystojny, z długimi i czarnymi włosami, oraz krótką brodą. – Mam dla ciebie zadanie, jak zapewne już się domyślasz. Podejdź tutaj, szpiedzy są wszędzie – nie mogę ryzykować.

Podeszła więc i wysłuchała poleceń króla szeptanych do jej ucha. Kiedy usłyszała wszystko, uniosła brwi w niedowierzaniu.

- Ale… mój królu… Jesteś pewien?
- Bacz na słowa, moje dziecko. Nie tobie kwestionować moje polecenia.
- Oczywiście – ukłoniła się raz jeszcze. – Wybacz mi.
- Wybaczam. A teraz już idź.

Feliks

Lewa ręka napierdalała cię że aż miło. Dzięki sporej ilości piwa wychłeptanego na szybko ból był prawie znośny, jednak tylko prawie.
Biegłeś z lewym ramieniem zwisającym prawie bezwładnie, w prawym zaś dzierżąc miecz. Przypomniane nauki dodały ci sporo otuchy, a połączenie tych wspomnień z wypitym piwem zaowocowało pewną dawką odwagi wystarczającą do zaszarżowania na stwora.

Ten wydawał się ciebie nie zauważać – zajęty był najwyraźniej rzucaniem jakiegoś zaklęcia.

Tak więc rzuciłeś się na niego wściekle wrzeszcząc jakieś niezrozumiałe słowa. Atak okazał się nad wyraz udany – rozciąłeś przeciwnikowi coś jakby bok. Potem jeszcze raz i znów.

Rana była nad wyraz dziwna – zamiast normalnej krwi, z boku stwora sączyła się… mgiełka! Jednak nie ta fioletowa, która cię otaczała – ta była różnokolorowa i leciała we wszystkich kierunkach, by rozpłynąć się w powietrzu po kilku calach. Zauważyłeś też, że twój miecz jest nią umazany niby krwią – stal mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, jakby w taki sposób została wykuta.

Majolin

Stanęłaś pewnie w rozkroku i naciągnęłaś strzałę na cięciwę. Prawa ręka cholernie bolała, jednak wiedziałaś, czy raczej miałaś takie przeczucie, że oddanie tego strzału zadecyduje o losach tej walki.

Wymierzyłaś więc dokładnie, przyciskając cięciwę do policzka. W międzyczasie Feliks zdążył zranić z boku potwora – ciął dobrze i celnie, jednak przeciwnik zdawał się ignorować te ataki.

W pewnym momencie, tym jednym jedynym, wypuściłaś strzałę.
Leciała pewnie i w lini prostej między „oczy” stwora. Nie było takiej możliwości, żeby chybiła.

Nie chybiła – ale też nie trafiła.

W momencie kiedy pocisk powinien zranić przeciwnika, stwór przestał rzucać czar. W mgnieniu oka wystawił jeden ze swoich szponów przed siebie skupiając w nim znikomą porcję energii – w efekcie strzała odbiła się…

… i leciała prosto na ciebie!
Spanikowałaś, skoczyłaś w prawo. Strzała zraniła cię w przedramię lewej ręki, która w tamtym momencie znajdowała się tam, gdzie przed sekundą była twoja pierś.

Keith

Czekałeś na idealny moment. Mimo iż powiedziałeś sobie twardo, iż strzelisz przed szarżą Feliksa to nie było takiej możliwości – nie widziałeś sposobności do strzału.

Obserwowałeś więc celne cięcia pijaczyny, a chwilę później także lecącą strzałę, którą stwór w ostatniej chwili odbił tracąc skandowane zaklęcie… przynajmniej tak by się wydawało.

Bo magia, którą stwór zgromadził dotąd, po prostu stała w miejscu i kiedy ten odbił pocisk, po prostu powrócił do jej dalszego gromadzenia! Niebywałe!
Jednak ten ułamek sekundy był dla ciebie tym jedynym, idealnym. Strzeliłeś i prewencyjnie kucnąłeś, na wypadek odbitego pocisku.

Okazało się to zbędne, bo pocisk trafił. Potwór zasyczał głośno, kiedy bełt przelatywał przez jego głowę i stracił całkowicie skandowane zaklęcie. Tak!
Jednak zamiast złapać się odruchowo za głowę, złapał się za bok, gdzie kilkanaście sekund temu zranił go Feliks.

Lenard

Czułeś się bardzo dumny z siebie zabierając Dantlana w bezpieczne miejsce, mimo jego protestów.

Następnie zacząłeś się skradać od tyłu budynku zza którego wyszedł stwór. Nie trwało to zbyt długo, bo i budynek nie był za duży.

Kiedy znalazłeś się już za stworem, zobaczyłeś kolorowy bełt przelatujący przez głowę stwora, po czym stracił nieco szybkości i poleciał nieco w dół – prosto w twoje przygotowane do ataku prawe ramię.

Zawyłeś z bólu – rana oprócz normalnego bólu eksplodowała jeszcze potwornym gorącem. Upuściłeś trzymane w rękach miecze i wyrwałeś pocisk czym prędzej. Był… dziwny – na zmianę strasznie gorący i zimny. Upuściłeś go szybko.

Dantlan

Pomiędzy rozważaniem różnych za i przeciw, oraz rozmyślając nad pewnymi problemami ogólnoświatowymi, rzuciłeś zaklęcie.

Do tego czasu stwór już nie skupiał energii – miał pojedyńczą ranę w głowie, a trzymał się za kilka innych, w boku.

Wyskandowałeś więc swój czar – trwało to czas jakiś, bo szpony stwora były znacznych rozmiarów – mniej więcej tak duże, jak dorodny kurczak.

Jednak udało się – szpony stwora zamarzły, nie mógł nimi nic robić. Ty za to poczułeś się jak kufel, który początkowo pełnen piwa, został uszczuplony o łyk normalnego człowieka.

Wszyscy

Pod koniec walki stwór miał zmrożone szpony i krwawił w więcej niż kilku miejscach. Zdawałoby się, że spojrzał na swoje ręce z niedowierzaniem.
Wtedy dostrzegliście, że zarówno rany z boku zadane przez Feliksa, jak i ta na czole zadana przez Keitha, rozrastają się.

Kolorowa mgiełka, najprawdopodobniej magia, którą stwór miał w sobie, ulatywała teraz z niego na potęgę. Stwór już nie walczył – stał nieruchomo patrząc się na swoje szpony, a jego rany się coraz bardziej rozrastały.

Wreszcie miejsc z których ulatywała magia było więcej, niż czarnej powłoki stwora. W następnej chwili była już tylko ogromna kula różnokolorowej mgły, która ani myślała zostać w jednym miejscu.

Wtem do akcji wkroczył inny stwór, ten z którym poprzednio rozmawialiście. Podszedł szybko do rozpraszającej się magii i zaczął ją wchłaniać – powoli, lecz stopniowo.

Po mniej więcej minucie, kiedy wessał już całą mgiełkę, zaczął przybierać różne odcienie – od białego po czarny. Trwało to kilka sekund – wtedy jego powłoka zatrzymała się na kolorze wściekle czerwonym.

Przypominał teraz dopiero co pokonanego przez was stwora – jego powłoka się ujednoliciła i także zaczął mimowolnie zbierać fioletową mgłę w okół siebie. Jednak był czerwony, a nie czarny.

Stworzenie wydało z siebie coś na kształ ryku, któremu towarzyszyło skulenie się i rozprostowanie szponów – w efekcie powstało potężne wyładowanie magii w postaci rozszerzającego się, czerwonego pierścienia, który objął was wszystkich.

Byliście gotowi na ból – ogień, mróz, cokolwiek. Jednak, zamiast tego… poczuliście się lepiej. Zmęczenie zniknęło, rany u Majolin, Feliksa i Lenarda także, a Dantlan nawet poczuł uzupełnienie poziomu energii wewnętrznej do maksimum.

Jednak zanim ktokolwiek zdążył wyrwać się z szoku, jakim był ten niespodziewany wybuch energii, usłyszeliście smutny głosik dochodzący gdzieś zza was:
- Mamo?...

Odwróciliście się prawie natychmiast. Zza budynku - tego samego przez który wcześniej przelecieli Majo i Feliks, wyszła mała, przerażona dziewczynka.


Była bardzo młoda - najwyżej sześć lat. Miała na sobie potarganą sukienkę, która niegdyś musiała być biała, jednak teraz była splamiona krwią, piachem i brudem. Tak jak twarz dziewczynki i miś trzymany przez nią w ręce.

- Widzieliście… widzieliście moją mamę? – zapytała smutnym głosikiem, smarkając głośno.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-02-2009 o 01:21.
Gettor jest offline