| Komandor Konan w asyście żołnierzy prowadził więźniów do sali audiencyjnej Faraona Vlada. Kiedy mijali hieroglify namalowane na ścianach, te szeptały między sobą, śmiejąc się z bohaterów. Bartłomiej był pewien, że te Żydy kibicują ŁKSowi.
- Trele morele, ŁKS ku[chty] i c[ele]!
Hieroglifom zrzedły miny. A Bartłomiej przyjął berłem Konana pod żebro.
- TY SIĘ NIE ŚMIAĆ! TY IŚĆ!
- Konan, ty też Żydem jesteś?! - żachnął się Bartłomiej. I przyjął po raz kolejny, w drugie żebro, dla symetrii.
- Jak nie Żydem to frajerem na pewno - chomik kontynuował swoją wielką improwizację - Jak mogłeś nas zdradzić i pójść z du[cha] do tego ciecia?!
- TY SIĘ ZAMKNĄĆ! VLAD POTĘŻNE I MOCNE! A JEGO PIRAMIDA DUŻA!
Tak postawionej sprawie, Bartłomiej nie mógł już nic zarzucić.
W progu zawitała Konana Matka Teresa. Złożyła ognistego ślimaka na szyi Konana (Kotecek mało się nie porzygał od tej heteroseksualnej dewiacji)
Z radiowęzła leciały zaginione piosenki Queenów, które nigdy nie zostały opublikowane.
W ogóle było chu[raganowo].
W sali audiencyjnej był już Jezus z Klexem. Obaj spętani jak balerony na Oktoberfeście, przyglądali się spode łba Vladowi. Ten patrzył na nich z kpiącym uśmiechem i leniwie oblizywał uszy.
Komandor Konan wszedł dziarskim krokiem i rzucił swoich więźniów mordą na posadzkę.
- Filonek! - krzyknął Jezus.
- Jezusik - krzyknął Filonek.
- O kur[na] - krzyknął Bartłomiej.
- Morda! - ryknął Vlad i trzasnął berłem o posadzkę - Jam jest Vlad, Faraon. Przybyłem na wezwanie mojego brata, Wielkiego Elektronika, którego moc nie ma sobie równych we Wszechświecie, aby dopomóc w dziele podbicia Galaktyki. Ja sam zaś, jestem reinkarnacją słonecznego boga Ra...
- Co ty pierd[aczysz] za głodne kawałki - żachnął się Klex - Przecież ja cię ze swojej Akademii wywaliłem z drugiego roku, za wpisywanie sobie dodatkowych ocen w indeksie. Jakbyś baranie nie wiedział, że tylko jedna można mieć w indeksie...
- Jestem uosobieniem jego siły i potęgi, śmiertelniku! - wrzasnął Ra.
- W klasie na niego Piegus wołali - kontynuował Klex - Janek Piegus.
Tym razem dostał berłem po brodzie. Aż się Ambrożemu piegi z paszczy wysypały na podłogę.
- Twoja herezja zostanie należycie ukarana w swoim czasie... Spłoniesz na słonecznym ołtarzu prawdy i wiary...
- I co, myślisz, że się przestraszę i ci ten warunek zdejmę? - Klex uniósł dumnie głowę - Zapomnij! Poprawka dwudziestego trzeciego jest!
Vlad zamachnął się berłem, ale Klex nawet nie zamknął oczu i wygrał pojedynek wzrokowy. Reinkarnacja Ra pogroziła mu berłem.
- Z tobą się jeszcze policzę, kmiocie. Ale najpierw czas na was... - odwrócił się do Filonka. - Tereso, połącz mnie z Elektronikiem!
Spod sufitu zsunął się telebim marki Okił. Na jego ekranie pojawiła się kartoflasta morda owinięta w aluminium po czekoladzie.
- Bracie mój - zaczął Vlad - Przynoszę dobre wieści. Ziemia podbita. Klex pokonany. To będzie wielki dzień bracie!
- Pedałom nie przepuścimy - potwierdził Elektronik - Dobrześ uczynił Vladzie... Wunderwaffe jest już prawie naładowane, a dni wolnej galaktyki - policzone.
- Co mam zrobić z więźniami?
- Ubij ich, a niech ich elektrony zasilą ciemną materię kosmosu - poetycko zaj[echał] Elektronik, po czym jego morda zniknęła.
Vlad odwrócił się na pięcie.
- Komandorze Konanie! Przytrzymaj mi żółwia!
Konan chwycił Filonka za płetwy.
- Konan, nie pamiętasz? Tych wszystkich przygód, walk o wspólne idee?
Bartłomiej wyczaił moment i zaczął gwizdać "Satisfaction" Benassiego.
Konan drgnął. Nóżka mu drgnęła.
- KONAN NIE MÓC... ZAPANOWAĆ... NAD TYM...
Złapał Filonka silniej za płetwy.
W tym momencie piramidą wstrząsnęła seria pocisków.
- Tereso, co w nas przyj[echało]?!
- To pewnie gołębie.
Kolejny wstrząs był silniejszy. Słychać było silnik odrzutowy, kiedy ten wrył się w salę audiencyjną.
- Cholera! Polacy! - krzyknął Vlad.
Rzeczywiście eskadra polskich myśliwców "F-16 Jaszczomb", opartych na technologii "Drzwi od stodoły LCD", zanurkowała i przygotowała się do kolejnego ataku.
Na telebimie ukazała się morda Lecha Wałęsy siedzącego za kokpitem jednej z maszyn.
- Nie bójta siem! Idem po was! - krzyknął Lech i obraz zniknął.
Lech przez chwile kontemplował przyciski w kokpicie myśliwca.
- Kurde, wózkiem widłowym żem operował, to i Jaszczembia bendem.
Wykonał ostry zwrot i odpalił kolejną salwę rakiet.
- Konan, widzisz?! - Filonek dalej psuł głowę wielkoludowi - Nasi tu są! Przyszli po nas! Pamiętaj czego Cię nauczał szaman Tiesto! Pamiętaj o zagadce stali!
Filonek co prawda za cholerę nie wiedział co to jest zagadka stali, ale, jak to mawiał Bartłomiej, dobra bajera to połowa sukcesu.
- Wszystkie działa, ognia! Strącić mi te polskie świnie z widnokręgu! - zapluł się Vlad.
Telebim znowu ożył.
- Kto to słyszał, żeby takie żarty wyprawiać. Gdybym był w Polsce, wziąłbym pasa i sprał bym ci tyłek.
Telebim znowu zgasł, zanim Vlad wymyślił celną ripostę.
- Konan... Zagadka stali... Woła cię od środka... Wzywa... Ty nie jesteś komandorem pedałów... Jesteś Konan z Ibizy!
- Konan! Konan! - Bartłomiej z Koteckiem zaczęli skandować jego imię.
- AAAARGHH! - ryknął Konan, rozerwał swoje kimono i łańcuchy Filonka.
- KONAN CZUĆ TRENS! TY PIEGUS STAWAĆ DO WALKA! - wyciągnął palucha w stronę swego ex-możnowładcy.
- Najpierw ze mną się musisz zmierzyć - Matka Teresa zastąpiła mu drogę i wyje[chała] z pejcza po masce.
Konan upadł nietomny na ziemię.
Filonek tymczasem pouwalniał pozostałych.
W tym momencie po raz kolejny włączył się telebim.
- O take Polskę zawszem walczyłem.
Na poparcie jego teorii, piramidą znowu wstrząsnęło.
- Stawaj, bezbożniku - rzekł Jezus grobowym głosem i odgarnął fałdy tuniki, odsłaniając chude. nieogolone nóżki - A wy uciekajcie! Ja go zatrzymam!
Vlad zagryzł zęby.
- Więc gotuj się na śmierć! - to mówiąc, wyciągnął podręczny kejbord.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=pRDSH3hMlyo[/media]
Jezus podniósł rękę. Świat zamienił się w kolorowe bohomazy, a jego tunika w sutannę. Zewsząd przybiegły do niego naszprycowane narkotykami dzieci.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Su6LKfgxb50[/media]
Vlad i Matka Teresa upadli zemdleni na ziemię. Jezus przez chwilę walczył z ochotą dobicia gagatków, ale to nie po chrześcijańsku. Zamajtał w powietrzu znak krzyża i dał dyla w głąb korytarza.
Tymczasem w przestrzeni powietrznej wokół piramidy trwała zażarta bitwa.
- Panie prezydencie, nie możemy jej zniszczyć! Ma zbyt twarde cegły!
- Chyba z mosiądzu - dodała druga jednostka
- Musima zniszczyć niemiaszków! - warknął Wałęsa - Znajdźta mi sposób, a ja to zrobię!
Piloci przegrupowali się i raz jeszcze przelecieli nad szczytem piramidy boskiego Ra.
- Tam, pod spodem jest studzienka kanalizacyjna! Jakby ktoś w nią wleciał, to w szambie się zwiększy ciśnienie wewnętrzne i rozsadzi całą piramidę od środka.
- Odbyt piramidy!
- Dajta mi namiary - Lech zagryzł zęby.
- Ależ jest pan prezydentem, musi pan przeżyć bitwę!
- Nie chcem, ale muszem - rzekł Lech i zmarszczył brwi w morderczym szale.
Piramida się sypała. Hieroglify panikowały na ścianach. Co niektóre pakowały walizki i uciekały do kapsuł ratunkowych. Bohaterowie przemykali przez walące się korytarze. Zmierzali wprost do jednej z kapsuł ewakuacyjnych.
Już mieli dopaść do drzwi, gdy nagle runął na nich sufit.
Filonek zobaczył całe życie przed swymi oczyma.
Akwarium. Wodorosty. Księżną Almenino kupującą go w sklepie zoologicznym.
I kiedy już myślał, że zaraz znajdzie się po raz drugi w Valhalli, zobaczył że Konan przytrzymuje strop na swoich mocarnych ramionach.
- WY WCHODZIĆ! KONAN TRZYMAĆ!
- Konan! Nie zostawimy cię tutaj!
- TY NIE PIER[NICZYĆ]! TY IŚĆ! KONAN DAĆ SE RADA!
Filonek kiwnął głową. Bartłomiej zasalutował.
Bohaterowie weszli do środka. Kapsuła z cichym syknięciem, odłączyła się od piramidy i poszybowała w stronę planety Mango.
Matka Teresa pierwsza ocknęła się w szoku po "Chrześcijanach".
- Vlad, wstawaj - potrząsnęła ramię swojego mocodawcy.
Boski Ra łypnął na nią przekrwionym okiem. Wstał i przygarbił się.
- Panie, musimy uciekać! Wciąż jest jeszcze dla nas szansa! Uciekniemy i zemścimy się na nich!..
Vlad pokręcił smutno głową.
- Nie, Tereso. Ty uciekaj... Ja już nigdzie nie idę.
Matka Teresa pokręciła głową, po czym wybiegła w kierunku wyjścia ewakuacyjnego.
Vlad przesunął ręką po ścianie.
- Dziękuję, Muminku - powiedział w kierunku statku, po czym majestatycznym krokiem podszedł do tronu i po raz ostatni w nim zasiadł.
Lech widział już swoje Nemezis. Kratka ściekowa piramidy z każdą sekundą rosła w oczach.
- Drogi Lechu byłeś, jesteś i pozostaniesz legendą, wielkim bohaterem naszej wielkiej legendy: koniec kropka - powiedział do siebie i nacisnął przycisk dopalacza.
Piramida się wzdęła, nadęła i rozsypała tysiącem jasnych jak gwiazdy igieł...
__________________ Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych. "Dwóch pancernych i Kotecek" |