"Kurwa, Nesson, ty cioto pierdolona!..." - zaklął w myślach. Profesorek zachowywał się jak panienka podczas pierwszej w życiu randki. Kompletnie nie wiedział, co ma zrobić. "Świetny dowódca, nie ma co"
Najgorsze było to, że musiał pozostać przy życiu. Przynajmniej na razie. - Niestety, dzielni wojownicy, tak się składa, że to jest moja squaw i nie mogę wam jej oddać - ruszył w górę stoku. Mijając Estellę mrugnął do niej okiem i rzucił cicho - Jak się zacznie zdejmij snajpera. - Możemy za to oddać jego w zamian - wspinając się dalej, wskazał kciukiem na Razora i wyszczerzył się, jakby zachwalał właśnie nowy samochód. - Jeśli jednak chcesz moją squaw - powiedział do gościa z piórami na głowie - To musisz ze mną walczyć - dodał.
Odpinając złącze smartguna obrócił się w stronę Hopkinsa i powiedział: - Kiedy Stephens strzeli, przyduś do gleby Nessona. Na wszelki wypadek.
Odłożył torbę i karabinek. Obrócił się powoli w stronę dwójki Indiańców, zaciskając w garści aluminiowy cylinder granatu błyskowego, z którego kciukiem wysunął zawleczkę. "Pięć... cztery..." - zaczął odliczać w myślach. - No dalej, pierzasty popaprańcu. Chodź! - rzucił przez zaciśnięte zęby i ruszył w stronę wymalowanego jak na Helloween czerwonoskórego. "Trzy... dwa..."
Zrobił tylko dwa kroki. "Jeden..."
Rzucony granat poszybował w kierunku tego z pióropuszem, by z sykiem rozbłysnąć jaskrawym światłem jeszcze w powietrzu. Aidan patrzył do końca, mrużąc lewe oko. Prawe, wyposażone w antyoślepiacz namierzało właśnie cel.
Z kabur pod prawym i lewym ramieniem wyszarpnął zaopatrzone w krótkie tłumiki automatyczne pistolety Glock. Ten w prawej ręce załadowany był amunicją penetrującą, co oznajmiała czerwona taśma izolacyjna przyczepiona do wystającego elementu magazynka. Magazynek pistoletu w lewej dłoni miał dla odmiany taśmę niebieską, oznaczającą standardowe naboje pełnopłaszczowe.
Aidan skrzyżował ramiona oddając krótkie, trzypociskowe i całkiem bezgłośne serie w obu czerwonoskórych na raz. Ze względu na prawdopodobne wszczepy w stronę upierzonego poleciały pociski AP, a w Supermana FMJ.
Trzy szybkie naciśnięcia cyngli i osiemnaście 10mm pocisków pomknęło w stronę Indian. Na koszulce z logo Supermana wykwitło kilka ciemnoczerwonych plam. Kilka dalszych pocisków rozpruło czerwonoskóremu gardło, spryskując jego twarz kropelkami krwi.
Jego potężnie zbudowany i najwyraźniej solidnie wszczepiony towarzysz szybciej otrząsnął się z bólu gałek ocznych wywołanego błyskiem granatu. Ugiął nogi w kolanach, gotując się do skoku na Thorna. Pierwsze trzy pociski skrzesały iskry na szponach i metalowym ramieniu wojownika. Aidan poprawił pozycję broni i kolejne sześć kul utkwiło w celu, zamieniając klatkę piersiową przeciwnika w podziurawiony kawał mięcha. Wojownik potrząsnął głową zdobioną pióropuszem w geście zdumienia, jakby niedowierzając temu co się stało. Po chwili ugięły się pod nim nogi i padł na kamienistą ziemię, która osunęła się w dół zbocza tak, że umierający Indianin znalazł się pod nogami Becketta. - Trzeba było wybrać Razora... - rzucił Aidan, patrząc w szeroko otwarte oczy wojownika.
Śmierć czerwonych nie sprawiła mu przyjemności, czego nie można powiedzieć o tym psycholu - Razorze.
Aidan obrócił się do pozostałych. - Ten błysk widzieli pewnie wszyscy w promieniu kilku mil. Jeżeli Indiańce mówili prawdę, to musimy stąd spieprzać w podskokach, zanim dotrą tutaj inne bandy albo zanim zleci się reszta dyszącego żądzą zemsty plemienia - powiedział, zbierając swoje rzeczy.
Pistolety schował do kabur, ponownie podłączył smartlinka karabinka produkcji Federated Arms i przerzucił torbę przez ramię.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Ostatnio edytowane przez Gob1in : 09-02-2009 o 13:12.
|