Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2009, 20:05   #46
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację


Podczas burzy - Asnyk Adam

Dołem - wicher ciężkie chmury niesie,
O skaliste roztrąca urwiska;
Burza huczy po sczerniałym lesie
I gromami w głąb wąwozów ciska...
A tam w górze, gdzie najwyższe szczyty,
Lśnią pogodne jak dawniej błękity.

Ach! tak samo na drogach żywota:
Nieraz burza szaleje nad głową,
Wicher nami nad przepaścią miota,
A grom ciemność oświetla grobową;
Jednak wyżej - widać błękit nieba...
Tylko wznieść się nad chmury potrzeba.

17 grudzień 1879


Sterowiec miotał się wśród nawałnicy gęstych, ciemno – granatowych chmur, rozjaśnianych często, przez potężne błyskawice. Silne podmuchy wichru rzucały nim jak szmacianą kukiełką, miażdżoną rękami mocarnych Gigantów. Deszcz był tak gęsty, że przez małe bulaje widać było tylko siekącą taflę wody, która przesłaniała wszystko.

W salonie zgromadzili się wszyscy członkowie ekspedycji. Każdy miał przy sobie szybko spakowane, podręczne bagaże. Każdy zabrał ze sobą to co uważał za godne ocalenia w chwili zagrożenia, czy słusznie wybrali? O tym teraz nie myśleli…

Trzymali się kurczowo mebli krzeseł, które były przytwierdzone na stałe do podłogi salonu. Wsłuchiwali się w wycie wiatru na zewnątrz, a oświetlające co po chwilę wnętrze, błyskawice ujawniały grymasy strachu, zwątpienia i niepewności. Deszcz siekł o poszycie ich powietrznego statku, dodatkowo wzmagając hałas wywołany wyciem przeciążonych silników i odgłosami grzmotów. Tysiące myśli kołatało im się teraz w głowach… co z Nami będzie? Czy statek wytrzyma?

*****

Drzwi od wspólnej sali się otwarły i do środka wpadł przemoczony Samson.

- Gdzie profesor? – kilku z nich niemal jednocześnie wykrzyknęło to samo pytanie.

- Został w sterowni, kazał mi przygotować Państwa do natychmiastowej ewakuacji jeśli zajdzie taka potrzeba, on sam spróbuje wylądować w miarę bezpiecznie – czarnoskóry przyjaciel Salvatore, chyba sam nie wierzył w swoje słowa, bo na jego twarzy zagościł wyraz wielkiego smutku.

Jakby na potwierdzenie słów Samsona, potężny wstrząs przebiegł przez całą konstrukcję, aż zajęczały wsporniki, łączące pokład z czaszą sterowca.
Nikt już dłużej nie zwlekał, wszyscy stali w napięciu, każdy trzymał swój bagaż. Przez grube szkło bulajów znów wpadło do środka białe światło błyskawicy. Rozległ się trzask i po chwili nad ich głowami głucho zamruczał grzmot, jakiego jeszcze żadne z nich nie słyszało w życiu.

*****

BURZA
Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.
Wicher z tryumfem zawył. a na mokre góry
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu
Wstąpił genijusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.
Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.
Jeden podróżny śledział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umie, lub ma z kim się żegnać.

Salvatore stał pewnie na nogach w pomieszczeniu sterówki, przez wielkie, przeszklone okna mógł podziwiać potęgę żywiołu z jakim przyszło mu się zmierzyć. Musiał w duchu przyznać, że nie spodziewał się, by jego konstrukcja była wystawiona na taką poważną próbę. Mokre od potu ręce ślizgały się po rączkach sterowania silnikami pomocniczymi. Przepustnica ustawiona była w pozycji „CAŁA NAPRZÓD”, a silniki statku wyły pod pełnym obciążeniem. Burza zdawała się wciągać sterowiec w swe mroczne i grzmiące trzewia, starając się nie dopuścić statku nad płaskowyż.

To była ich jedyna szansa… nawet gdyby nie znaleźli miejsca do lądowania, to może choć trochę osłonili by się przez niszczycielskim działaniem żywiołu?

Deszcz ostro zacinał tworząc na szybach upiorne wzory, dodatkowo rozświetlane blaskiem niegasnących błyskawic.

Widział na wprost dziobu pod nimi potężne drzewa porastające ziemię płaskowyżu… byli już tuż tuż… sterowiec wyrwał się jednym mocnym szarpnięciem sterów z objęć burzy…

- Jesteśmy uratowani – szepnął profesor.

Rozległ się trzask i po chwili nad jego głową głucho zamruczał grzmot, jakiego jeszcze nie słyszał w życiu.

Poczuł, że traci opanowanie nad sterowcem i jego kursem. Powietrzny statek obniżył dziób ku ziemi i runął w dół. Pierwsze konary matuzalemowych drzew zaczęły drzeć poszycie statku.

*****

Światła zgasły, a statkiem targnęła seria potężnych wstrząsów i usłyszeli odgłos darcia poszycia sterowca. Niektóre szyby bulajów stłukły się, wpadali na siebie, obijając się od innych i od przewalających się w zawrotnym tempie bagaży. Strach…

*****

Powoli budzili się z obolałymi głowami, rękami i nogami. Budziło ich światło wpadające do środka przez resztki rozbitych bulajów. Leżeli… na ścianie?! Statek był przechylony bokiem, przez otwory w podartym poszyciu okrętu widzieli zieleń liści i ziemię… oddaloną od nich o jakieś dziesięć metrów. Do środka kabiny wbiły się ogromne konary drzew, grube niczym dorosły człowiek. Drzwi salonu były otwarte do dołu… leżący najbliżej Lynch dostrzegł na ziemi ciało Samsona… nie ruszał się. „Nie żyje, wypadł przez drzwi” – pomyślał oficer…

Nigdzie nie widzieli profesora… dr Duolittel była nieprzytomna… a każde ich poruszenie, wywoływało jęk całej konstrukcji i delikatne chybotanie.

*****

Leżał sponiewierany między pulpitem sterowania a manetkami dźwigni. Podłużne rozcięcie na czole krwawiło okropnie… był oszołomiony silnym uderzeniem w głowę. Rozejrzał się po kabinie… starając się ocenić rozmiary zniszczeń… spojrzał na ostro złamany konar drzewa, przebijający sterówkę od dołu i stwierdził, że miał dużo szczęścia…przez wybity w ścianę otwór widział liście drzew…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline