Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2009, 20:48   #34
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Naszyjnik...?
Elfka ciekawsko wychyliła głowę w bok. Coś błyszczało, kołysząc się na lekkim wietrze, zaczepione o brzeg drewnianej furtki.

* * *

Zaczęło się. Wiedziała, że tak będzie! Już kiedy otwierała drzwi, klamka została jej w ręce. Speszona, próbowała naprawić ją i wsadzić na miejsce. Po kilku minutach się udało, na co odetchnęła z ulgą. Wzięła głębszy wdech, poprawiła włosy i otworzyła drzwi. Wchodząc, potknęła się o wysoki próg i z jękiem runęła na ziemię jak długa. Podparła się jednak wprawnie i szybko rękoma, wstała, czerwona jak burak, poprawiając ubranie i otrzepując ręce. Mignęła speszonym wzrokiem po sali. Karczma była pusta.
- Kruku...?
Cisza. Elfka obejrzała się i zauważyła, że drzwi które zamknęły się za nią przytrzasnęły różową smycz jaką trzymała w ręce.
- No nie! – złapała za klamkę, i znów klamka została jej w dłoni!
Spojrzała wokół, mając nadzieję że nikt się na nią nie gapi wybałuszonymi gałami. Ale ktoś się gapił! Jakaś inna elfka, w długiej sukni, wyjrzała z wąskiego korytarza karczmy, najpewniej zwabiona trzaskiem drzwi. Elfka szamocząca się z wrotami chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Nie ma to jak dobre wejście, co? – mrugnęła, speszona, dalej szarpiąc się z drzwiami. - Zaraz to naprawię! - obiecała.
Grzebała przy klamce, kopnęła drzwi kilka razy, aż wreszcie się udało. Otworzyła drzwi. Różowa smycz z zablokowanym, otwartym karabińczykiem, spadła na podłogę.
- O nie! – elfka wyjrzała na zewnątrz karczmy, rozglądając się w panice. - Fufi! Chodź tu!!! Fufi do nogi!!! Chodź!!! Chodź...! Nie... nienienienie czekaj, czekaj, CZEKAJ, NIE PRZYCHODŹ!!!
Elfka pisnęła rozpaczliwie przez zaciśnięte zęby, złapała się za głowę i rzuciła się w bok, padając plackiem na podłodze. Kawał ściany wokół drzwi eksplodował, zburzony. W wyrwie w ścianie stanął zadowolony Fufi.
- Nie wolno, gah, brzydki!!! – jęknęła elfka, zbierając się z podłogi i otrzepując z kawałków gruzu i pyłu.
Speszona spojrzała na drugą elfkę. Fufi zaś ruszył na przód.
- Stój, stój, STÓÓÓJ! – pisnęła w panice elfka i uczepiła się jego nogi, zaparła się, ale Fufi szedł, a ona jechała butami po podłodze. – Fufi, noga, waruj, stój!!!
Fufi podreptał prosto do drugiej elfki i zaczął obwąchiwać ją z zaintrygowaniem.
- O święte licho! – pisnęła właścicielka Fufiego. – Tylko nie mów, że dotykałaś ostatnio jakiegoś drowa...! – spojrzała ze zgrozą na tę obwąchiwaną elfkę.
Wprawdzie Fufi jadł dwie godziny temu.. ale najwyraźniej mroczna bogini, pewnie siostra Lolth, była od kilku dni fuckin` angry i wydała już wyrok...

* * *
Isendir; Masz nadzieję, że towarzysze nie będą musieli odsyłać cię do Amiry w paczuszce... Chociaż po spotkaniu z tym wężem pewnie zmieścisz się do koperty na list... Chwila wahania i odważnie jak na elfa przystało stajesz do próby. Wąż spełza z posągu i rusza ku tobie. Ładny, grzeczny.... Owija się powoli, nie gniotąc cię zbytnio. Kawał mięsa z tego węża. Z jego skóry byłby namiot...! Drugi splot... Ładny, łaadny wąż...! Całkiem spokojne to zwierzę, przyznałeś z ulgą, choć serce łomotało ci mocno. Ciężki... ciężki jak wszyscy diabli! Wąż przesuwając powoli łeb obok twojej ręki powęszył, ofuknął twoją dłoń chłodnym powietrzem i polizał ją przymilnie jęzorem. Owija się dalej. Owinął się do końca, a ty dzielnie znosisz ciężar dźwigany na swych barkach. Zerkasz kątem oka na Uzjela. Zaczynasz powątpiewać, czy rycerz wytrzyma tak długo, z ciężarem zbroi i ciężarem takiego węża. Niespodziewanie wąż rozluźnił swój uścisk i szybko spełzł na ziemię. Odetchnąłeś z ulgą, ciężar malał przyjemnie, czułeś się lekki jak piórko! Wolny. Wąż spokojnie odpełzł.
- Dzielny elfff, odważny – przyznał z niechęcią zadziwiony twoją wytrwałością pająkowaty stwór. – Bagna będą pamiętać odważnego elfa. Przeszedłeś próbę, elfffie.

Jędrzej;
Pająkowaty obejrzał naszyjnik z wężem, kiwając łbem na boki.
- To srebro umarłych, człowieku – odparł. – Warte, u was, 50 złotych monet. Jak jeden taki pieniądz – wskazał odnóżem monetę Barbaka.- Za siedem takich monet możesz kupić wygrany pojedynek, człowieku, jeśli Kirenna nie uzna twojego męstwa. Jest takich więcej na bagnach, człowieku. Zostały z umarłymi.
No, to zabierasz się do roboty! Toż do licha dżdżownice co Antek z pola wykopywał nieco mniejsze tylko były niż te tutaj! Malutkie oczka węża zerkają na ciebie ciekawsko. Ino prawie jak sznurowadło dziadunia ten wąż! Elf co się wyrwał do zaklinania węży znakomicie sobie poradził. Przecie te elfy to tylko po lasach hasają i po drzewach skaczą, więc nie dziwota że i dzikie glizdy je lubieją! Taś, taś, wężyku [ino na indory działało...]
Wąż przypełzł i zaczął się owijać. O, spasiona gadzina! Wąż wlazł na ciebie, zawijając się na supełek. Nie takie rzeczy się dźwigało na wsi! W końcu Męczywory wzięły skądś początek barwnej nazwy... Gadzina była nażarta i gruba niesamowicie, ale przez to łagodna jak gigantyczny baran. Wąż zaczął spełzać na ziemię, a ty rozprostowałeś kości, znów oddychając swobodnie.
- Człowiek silny, człowiek odważny – niedowierzał pająkowaty. – Kirenna ma w tobie upodobanie. Przeszedłeś próbę, człowieku.

Szamil;
- Come on.
- DhhhHHHHhhhHheeeWwwHhhhHHHoOHSsssss!!! – wszystkie cztery węże gwałtownie odwróciły łby w twoim kierunku!
O w mordę! Powiedziałeś coś nie tak...?! o_<’ Nieprzyjemny dreszcz przebiegł ci po kręgosłupie; węże, dotąd łagodne i spokojne, znienacka zapatrzyły się w ciebie jak krwiożercze bestie! Patrzyły na ciebie jak na największego wroga swej rasy! Najwyraźniej dostrzegły przemianę jaka w tobie zaszła, a ty zrozumiałeś, zbyt późno, że Tacy Jak Ty nie są tu mile widziani, a powód... powód był dość oczywisty... Kto inny, tej samej krwi, był przed wiekami panem tego miejsca, był zwycięskim dowódcą armii, która pozostawiła tu po sobie pobojowisko...
A może być...
Tylko jeden...!
Kirenna...! Kirenna nie była zwykłą kobietą...!
Wąż ruszył w twoim kierunku – jaki on olbrzymi! – a im bliżej był, tym gorzej czułeś się w jego obecności. Widywałeś większe, dużo większe stworzenia, ale bolała wiadomość, że to coś... że musisz pozwolić, aby na ciebie wpełzło i owinęło się wokół ciebie zabójczymi splotami... Nigdy dotąd... Cholera, jak on wielki!... Nigdy dotąd nie musiałeś... Ten wzrok, syczenie... jest wkurzony! Dotąd, zawsze mogłeś walczyć, utrzymać wroga na dystans, zranić go kiedy się zbliżył, a teraz... Wąż podniósł łeb i błyskawicznie założył pierwszy splot wokół twoich nóg, sięgając już prawie do kolan. Poczułeś twardą, zimną łuskę, pęta z góry makabrycznie potężnych mięśni. Wąż spokojnie owijał się dalej, sycząc cicho. Z trudem utrzymywałeś równowagę, znosząc niewyobrażalny ciężar. Wąż owinął się wokół ciebie tak, że tylko głowa ci wystawała. Czułeś, że krew odpłynęła ci z twarzy, a każdy oddech był niesamowitym wysiłkiem. Wąż był niewyobrażalnie ciężki. Pomyślałeś, jakim cudem u diabła stworzenie o takiej masie i bez nóg, może się w ogóle poruszać...? Spojrzałeś półprzytomnie po twarzach obserwujących cię towarzyszów i po ich kiepskich minach oceniłeś, że sam musiałeś wyglądać naprawdę kiepsko. Był za ciężki, damn it, o wiele, wiele za ciężki!.... Nie mogłeś oddychać, nie mogłeś ustać na nogach, ciężar miażdżył cię i wgniatał w ziemię... Nie pamiętasz co dokładnie się stało, gdyż w chwili tej byłeś półprzytomny z wysiłku i odrętwienia. Musiałeś się zachwiać albo nogi zadrżały ci, niezdolne dźwigać dłużej tego ciężaru. Pomyślałeś tylko, że chyba coś poszło nie tak. A wąż zareagował błyskawicznie.
Sploty zacisnęły się naraz szczelnie na tobie, a ty sapnąłeś na bezdechu, czując, jak oczy wychodzą ci z orbit, a żebra pękają z chrupotem.

Uzjel
; Wąż owinął się wokół ciebie i zrozumiałeś, że ciężar zbroi doprawiony ciężarem cielska gada może złamać pod tobą kolana. Zacisnąłeś zęby, starając się wytrwać. A niech to... To całe żelastwo, ten wąż... Nogi zdrętwiały ci zupełnie, przeszyte rwącym bólem. Nie dasz... rady...! Głośny trzask – czy to...? Wstrzymałeś oddech. Nie, to nie twoje kości, to... Ten trzask był pierwszym sygnałem, że Szamilowi nie poszło najlepiej ujarzmianie węża. Ostrożnie obróciłeś głowę ku niemu i ze zgrozą ujrzałeś rozgniecionego w splotach węża, całkiem sinego już elfa! Szamil nie miał szans samemu wyplatać się z kłopotów, postanowiłeś go ratować, wiele ryzykując samemu. Skupiłeś się, mając nadzieję, że wąż nie zareaguje na magiczną energię którą kumulowałeś. Wąż syknął cicho.

Wszyscy; Powietrze wokół Uzjela zaczęło błyszczeć setkami srebrnych iskierek i wyładowań elektrycznych!

Uzjel; Posłałeś w kierunku Szamilowego węża magiczną paraliżującą błyskawicę, z nadzieją, że elf zdoła wyplątać się z uścisku unieruchomionego gada. Łuk błyskawicy wystrzelił w kierunku węża, a gad gwałtownie zajaśniał złocistą poświatą! Wstrzymałeś nerwowo oddech – posąg z Kirenną jaśniał tym samym blaskiem! Błyskawica rozwiała się wokół węża, nie czyniąc mu krzywdy!

Szamil;
Sokom so...
Nie, przestań...!
Sokom sokom ra aspu...
Błagam!...
Shut up, I`m not gonna die like this because of you!!!
Please no!!!

Wszyscy;
- ...pau eisu aps asp asp ran!!! – wycharczał nagle Szamil resztkami oddechu, przeraźliwym, nieswoim, zdławionym głosem.
Spomiędzy splotów węża miażdżących Szamila buchnęły naraz snopy iskier i ognia! Wąż miażdżący elfa rozwinął się, miotając się szaleńczo, stając w płomieniach! Całe ciało elfa także w mgnieniu oka zajęło się płomieniami! Szamoczący się wokół Szamila ognisty bicz węża rozświetlił żarem okolicę! Uderzył o drzewo obok posągu, zajmując jego koronę ogniem!

Uzjel; Co ty...?! Szamil nie, nie, proszę, przestań...! Opanuj się, Szamil!!!....
Płomienny wąż wijący się dziko nie pozostał niezauważony. Twój własny wąż, spłoszony wybuchem płomieni nieopodal, orgią wrzątku i ostrego blasku ognia, obronnie zacisnął chwyt.
O nie, NIE, prze....aaaaAAAAAAAkkkkkhHHh!!!...
Zbroja chrupnęła, poczułeś jak stal wgniata się do wewnątrz, i zabrakło ci nagle tchu. Starałeś się jednak nie spanikować i zachować spokój, cierpliwie czekałeś, aż wąż się uspokoi a pożar obok zgaśnie.

Jędrzej; A tego co ugryzło i gdzie?! Szamil naraz stanął w płomieniach, a wąż który z ciebie spełzał, spłoszony ognistym wybuchem, z sykiem sprężył się i szarpnął, zaciskając pętlę na twojej nodze. Padłeś jak długi. Wąż zerwał się do ucieczki i zniknął pod wodą.

Wszyscy; Wąż Szamila zwalił się na ziemię, martwy, będący teraz dogasającym, zwęglonym cielskiem. Elf wygrzebał się z rozluźnionych splotów; ogień harcował po jego ciele, krew leciała mu z oczu, ust i uszu.



Uniósł płonący miecz, jakby chciał was ostrzec, abyście się nie zbliżali, po czym z jękiem zwalił się na ziemię, padając z pluśnięciem na podmokłą ziemię.

Barbak; Szamil!!!
Elf leżał na ziemi, zupełnie nieruchomo. Obawiałeś się najgorszego. Przypadłeś do Szamila, dotknąłeś ostrożnie jego pleców, a potem szyi. Nie oddychał. Ale serce jeszcze biło. Szamil miał już jednak w sobie niewiele z żywej istoty. Szybko oceniłeś, że elf miał połamane wszystkie żebra, obie ręce złamane w kilku miejscach i połamane obie nogi wraz z miednicą. To tak na pierwszy rzut oka. Krwotok wewnętrzny był pewnikiem. Nie wiedziałeś jak go chwycić żeby nie wyrządzić mu większej krzywdy, nie wiedziałeś czy w ogóle go ruszać, czy... nie wiedziałeś jak sprawić, aby zaczął znów oddychać, nic nie wiedziałeś, miałeś mętlik w głowie!

Uzjel; Płomienie zgasły, uspokojony wąż zaczął rozluźniać chwyt. Spełzł z ciebie powoli, z ulgą oddychałeś głęboko. Ty sam nie ucierpiałeś, ale twoja zbroja była nieźle powgniatana w wielu miejscach. Słyszałeś legendy o rycerzu w powyginanej zbroi, ale... gah... Uszedłeś bez szwanku, choć próby nie przeszedłeś. Szamil również zawalił egzamin, ale miał o wiele mniej szczęścia. Chyba nie żyje...!

Wszyscy;
Spoglądacie w górę.



Korona drzewa stanęła w ogniu, a spłoszone węże i pan pająkowaty zanurkowali w wodę i zniknęli bez śladu, uciekając przed ogniem! Bez tych węży nie ukończycie próby Kirenny!!! Zróbcie coś!!! Szybko!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline