Manfennas ciął ostrzem raz za razem, uwalniając coraz więcej szlamu, wydobywającego się z cielska ropuchy. Smród jaki to za sobą niosło przyprawiał Sokolnika o mdłości. Starając się nie zwracać na to zbytniej uwagi dalej zadawał bezlitosne ciosy. Wiedział, że krasnolud dalej tkwi wewnątrz pokraki i czeka na pomoc.
W końcu z otwartej paszczy wyleciał z impetem Balthim. Manfennas natychmiast odskoczył w tył, zaprzestając ataku. To samo polecił dzielnym hobbitom, które nie ustępowały kroku człowiekowi.
Ropucha widocznie odpuściła. Zaraz po dalekim skoku w tył, zaczęła zanurzać się w bagnie. Sokolnik schował miecz i natychmiast podszedł do krasnoluda, pomagając mu wstać.
-Nic ci nie jest- zapytał, patrząc na towarzysza.
Chwilę później pojawił się Galdor, wraz z niesfornym uciekinierem.
-Ominęła cię cała zabawa- powiedział dysząc jeszcze ciężko- Mieliśmy okazję zapoznać się z bujnym życiem tych bagien…- kończąc wypowiedź uśmiechnął się do elfa, po czym wraz z całą kompanią ruszyli w kierunku źródełka.
Gdy dotarli na miejsce, Sokolnik oznajmił Galdorowi, że rozejrzy się po okolicy. Nawet nie myślał o upolowaniu czegoś w tym miejscu. Jak zwykle ostatnimi czasy chciał samotnie wypatrywać na niebie pierzastego przyjaciela.
Po kilku godzinach wrócił, siadając w milczeniu przy ognisku.
***
Dalsza przeprawa przez bagna nie obeszła się bez kolejnych przygód, które zapewnił im niesforny osiołek, prawie topiąc wszystkich w bagnie.
Na każdym kroku mężczyzna czuł na sobie wzrok istot żyjących w tym miejscu. Manfennas nie mógł się doczekać, aż opuszczą to miejsce.
W końcu dotarli do karczmy. Właściwie karczma było mocno przesadzonym stwierdzeniem. Na zewnątrz stało doprowadzone do skrajnej nędzy zwierze, pijące resztki wody z koryta. Sokolnikowi zawsze miękło serce na takie widoki. Podszedł ze swoim zwierzęciem i położył na jednej z desek dwa jabłka, dla nieszczęsnej chabety.
Wnętrze nie przypominało nawet najgorszej, przydrożnej karczmy, w jakiej Manfennas miał okazję nocować. W całym pomieszczeniu czuć było ostrą woń cebuli i czosnku, która drażniła nozdrza i oczy mężczyzny.
Pomimo delikatnego łzawienia wywołanego zapachem karczmarza, oczy Valara wychwyciły błysk światła gdzieś w kącie. Nie było wątpliwości, że ktoś szybko czmychnął na górę.
-Widziałeś- szepnął do Galdora- Niby nic szczególnego, jednak mam złe przeczucia… Pójdę to sprawdzić- zaproponował szeptem i zaczekał na aprobatę elfa.