Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2009, 00:18   #356
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przebudzenie było gwałtowne. Zamiast głosu Ojca, słyszał gdzieś w oddali Archonta. Zamiast twarzy Wieży (z jakichś przyczyn zaczął o Shizuce myśleć w ten sposób) widział śnieg, w który zarył twarzą. Podniósł głowę na kilka centymetrów i rozejrzał dookoła. Brujahowie nieśli swoich rannych kamratów w stronę furgonetki. Jego jeszcze nikt nie znalazł, ale jeden z motocyklistów już zmierzał w tę stronę.
„O niedoczekanie wasze!”
Portman czuł, że nie może dać się znaleźć. Wydawało się, że Munk została pokonana, ale zdrajcy nadal mogli być w ich szeregach, bardziej zdesperowani niż wcześniej. A kogo łatwiej się pozbyć niż ledwie żywego Malkavianina. Użył dyscypliny, by zniknąć, zanim zbliżający się Brujah go zauważył i odczołgał się od swych towarzyszy. Udało mu się pozostać niezauważonym.

Tymczasem policyjne sygnały były coraz bliżej. Artur przestał zwracać uwagę na wampiry i skupił się na przybywających radiowozach. Przykucnął koło bramy, w miejscu, gdzie nie powinno go zauważyć i odruchowo nasunął kaptur na głowę.
Po niedługim czasie rezydencja była otoczona przez gliniarzy. Powysiadali z samochodów i, po krótkim zawahaniu, ruszyli na pobojowisko. Coraz bardziej upewniali się, że nie ma już do kogo strzelać, ale za to jest wiele miejsc od przeszukania. Rozchodzili się po całym terenie, to przystając przy jakimś śledzie, to mówiąc coś do krótkofalówek.

Nadal ukryty dzięki wampirzej mocy, Artur przekradał się pomiędzy szeregiem radiowozów. Niektóre ciągle miały włączone sygnały, jakby policjanci wyciem przydawali sobie odwagi. Większość wozów była pusta, funkcjonariusze ruszyli na miejsce zdarzenia, jakby mogli jeszcze tam coś zdziałać. Gdy Portman przechodził koło jednego z takich samochodów, do głowy wpadł mu pewien pomysł.
Wsiadł do środka i zaczął szukać policyjnego radia. Nie było to trudne, jak się okazało, model był podobny do amerykańskiego. Największa różnica polegała na braku okruszków z pączków tu i ówdzie. Rozejrzał się jeszcze, czy ktoś nie wraca do samochodu i ustawił radio na odbiór. Cichutko.

„Jeśli sir Roland potrzebuje mnie gdzieś w mieście, to zapewne oznacza to niezłe zamieszanie. Godzinę Smoka! Przy drobinie szczęścia policja już o tym wie.”

I rzeczywiście, po niedługim oczekiwaniu i odsłuchaniu kilku nieważnych wezwań, samochodowe radio odezwało się, udzielając oczekiwanych informacji.

- Do jednostek przebywających w pobliżu ulicy Dalvegur. Na tej ulicy widziano dwóch goniących się osobników, jeden ubrany na czarno, drugi, prawdopodobnie kobieta, wydaje się być uzbrojony w miotacz ognia. Spowodowali liczne wypadki i małe pożary na swojej drodze. Poruszali się w kierunku zachodnim. Potrzebna szybka reakcja. Zachowajcie dużą ostrożność. Odbiór.

Szybka reakcja? Wygląda na to, że trzy czwarte policji z Reykjaviku zwiedza teraz chatkę wiedźmy. Ciekawe. Czyżby nasz Dżejowy podpalacz? I kogo goni tym razem? Czarnego Jezusa? Tak czy siak, mój Ojciec nie może być daleko, skoro sprawy nabrały tempa. W końcu musiał mieć jakiś powód, żeby nie przybyć na pole bitwy. A jeśli przy okazji dopadnę tego mordercę...”
„To razem poślemy go prosto w ręce Pana, który już czeka, aby wymierzyć mu zasłużoną karę za nękanie naszych braci!”- podpowiedział nazbyt znajomy głos.
„No dobrze, najpierw zabierzmy się stąd, potem trzeba będzie odzyskać siły, bo jestem wyczerpany.”

Portmanowi nie zajęło wiele czasu uruchomienie radiowozu. Nikt niczego nie zauważył, w tym samym czasie jeszcze jeden radiowóz odjechał z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie ktoś się zorientował, że tutaj jest już dość glin, a inne wezwania czekają.

-Hej, człowieku, kim Ty do cholery jesteś?- Lekko podpity głos z tylnego siedzenia zjeżył Arturowi włosy na karku- Nie wyglądasz jak te psy, które mnie zgarnęły. Co się dzieje?

To ci pech! Portman ukradł radiowóz z aresztantem w środku!
Nie zwracał wcześniej uwagi na odgrodzony kratką tył wozu, a facet najwyraźniej położył się tam i zasnął. Dopiero teraz się ocknął. I nie rozumiał tego, co przebiło się do jego mózgu przez alkoholową mgiełkę

- Hej, stary, nie wiem, co Cię pokusiło, żeby kraść radiowóz, ale przecież jesteśmy po tej samej stronie. Zatrzymaj się za kilka przecznic i mnie wypuść, co? Jakby co, ja nic nie widziałem, słowo złodzieja- Przyłożył rękę do serca w nieumyślnej parodii. Oczy patrzącego w lusterko Artura, wcześniej rozszerzone z zaskoczenia, teraz zwęziły się we wściekły wyraz.
- Nie jestem po Twojej stronie, śmieciu!- warknął w stronę zamkniętego człowieka, podświadomie odsłaniając kły. Jak on nienawidził tych drobnych cwaniaczków, którzy chcą się dogadać, przeciągając uczciwych ludzi na złą drogę! Wcale nie byli lepsi od seryjnych morderców.
Gdyby nie kratka, aresztant mógłby źle skończyć. Teraz leżał skulony na swoim siedzeniu, mruczał coś pojednawczym tonem i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Artur kierował się cały czas w stronę Dalvegur, na południowe przedmieścia. Miasto wydawało się spać spokojnie, nikt nie zwracał specjalnej uwagi na radiowóz kierowany przez gościa bez munduru.
Teraz gwałtownie skręcił na parking, który pojawił się przy drodze. Stało na nim kilka samochodów, ale ludzi nie było widać. Wysiadł gwałtownie z samochodu i otworzył tylne drzwi. Gdyby zostało w nim więcej sił z walki, prawdopodobnie wyrwałby je z zawiasami. Pijany złodziejaszek był zbyt przerażony, by bronić się przed facetem, który nadal miał kły na wierzchu. Portman wbił się szybko w jego kark. W tej chwili skończył się wszelki opór.

Kilka chwil później Artur oderwał się od ofiary. Kły już się schowały, ale twarz nadal wyrażała głęboką nienawiść. Powoli docierało do niego, że wypił tego człowieka prawie do sucha. Wystarczająco, żeby zabić.
„Spotkała go kara.”
Jasne, ale teraz trzeba pozbyć się ciała.” W głowie Artura zaczął powstawać plan. Aresztant, korzystając z nieuwagi policjantów, skupionych na zrujnowanej rezydencji, wydostał się ze swojej części samochodu (przecież zamek w drzwiach jest wyrwany) i odjechał, nadal korzystając z ogólnego zamieszania. Ale przecież był lekko pijany. A tu niedaleko ulica zbliża się do morza. Jak w wielu miejscach w Reykjaviku. A jak dorwą się do niego rybki, to nikt nie zauważy, czy miał w sobie krew, czy nie.
Gdy dojechał na właściwie miejsce, zjechał na pobocze, ustawiając samochód w odpowiednią stronę, poczekał, aż dookoła będzie pusto, przeniósł ciało na fotel kierowcy, ustawił jego but na pedale gazu, siedząc w fotelu pasażera pomógł ruszyć, po czym wyskoczył z samochodu.
Nie zwracał już uwagi na tonący samochód, ponownie ukrył się za pomocą wampirzych dyscyplin i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Nie było daleko do miejsca, gdzie spodziewał się spotkać swojego Ojca, ale dość już czas stracił.

A na horyzoncie widać już było płomienie.
 
Wojnar jest offline