Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2009, 17:58   #38
Faurin
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Był pierwszy. Pierwszy ruszył ku obślizgłym robalom. Czy też wężom? Mniejsza z tym! Kto by się tam przejmował takimi drobnostkami. Wyglądały okropnie więc można je było nazwać takzę robalami.
Postawił kolejny krok isię zatrzymał. Niemusiał długo czekać. Wąż od razu podpełzł do niego i zaczął się owijać.
"Za ciężki to on nie jest!"
Szybko jednak wypluł to co powiedział. A raczej wyplułby to gdyby nie lęk przed podrażnieniem potwora. Gdy był już na całym jego ciele poczuł ogromny ciężar. Zwalczył chęć swych własnych kolan przed ugienciem.
"Jeszcze chwilunie... Jeszcze kilka sekund, a napewno zlezie!"
Zlazł. Przedtem polizał go jeszcze wąż. Okropne uczucie. Jednak gdy zszedł ulga była przeogromna. Ciężar był nie do wytrzymania. No i opadł strach przed niepowodzeniem.
Ruszył rześkim ruchem do towarzyszy. Idealnie panował nad mimiką twarzy, choć cieszył się że ćwierć już za nimi.
"Ćwierć już za nami. Aż. A może dopiero!"
Stanął obok Barbaka. Spojrzał na niego. Nie wiedział nawet czemu nie przystępuje do zadania! Spojrzał w kierunku kolejnej osoby która wykonywała zadanie. Jędrzej. A więc to on wszedł na miejsce orka. Zauważył jednak że i on poradził sobie z zadaniem. Uśmiechnął się do niego. Źle go ocenił. Mimo że jest prostym człekiem ze wsi jest naprawde prawdziwym kompanem. Doli i niedoli. Isendir był do niego sceptycznie nastawiony jednak teraz poczuł że może być to jego przyjaciel.
Teraz do próby podszedł Uzjel i Szamil. Na odchodne coś mu Barbak rzekł. Isendir nie wiedział co. Nie dosłyszał. A jego uszy bardzo rzadko go zawodziły. Elfie, czujne uszy łowcy.
Uzjelowi szło całkiem nieźle. Nie można było rzec tego samego o Szamilu. Już gdy wąż owinął się wokół niego, cały nogi elfowi drętwiały.
Szamil nie wytrzymał. Nogi mu się dogłębnie ugieły. Żmij jakby na to czekał. Zaciskał się coraz bardziej. Isendir nie mógł patrzeć na oczy swego kompana. Wyłaziły mu z orbit. Już miał doskoczyć do węża i ciąć go mieczem. Nie zdążył.
To Uzjel go ubiegł. Wypuścił lśniący pocisk. Może błyskawice? Nie ważne było co, tylko ważne co uczyniło. Trafiło w żmija bez przeszkód. Isendir myślał że chociaż dzięki niej potwór rozluźni uchwyt. Nic podobnego. Wąż był w tej samej pozycji co sekundę wcześniej.
Isendir zamarł. Szamil zaczął coś charczeć. Charczeć w niezrozumiałym dla niego języku! Krzyczał potwornie głośno. I okropnie. Nagle stanął w płomieniach. On i wąż. Skutki były natychmiastowe. Wąż opadł wił się potwornie przez co zajął ogniem pobliskie drzewo. Uzjel ucierpiałstrasznie. Wąż który spoczywał cały czas na nim zaciskał się wokó niego coraz bardziej. Chrzęst stali. Isendir nie miał zamiaru podbiegać do żmija. Wiedział że nic nie uczyni.
Szamil. Wyglądał okropnie. Cały był w płomieniach. Jednak ogień nie palił się na nim. O nie! On raczej tańcował. Tańcował tak jak nakaże mu jego pan. Którym najwidoczniej był właśnie Szamil. Z ust jego leciała krew. I nie tylko z ust. Także z uszu. I z oczu! Okropne!
W dłoniach dzierżył miecz. Zakazał, wykonując nim gest, aby ktokolwiek do niego podszedł. Isendir zlekceważył to teraz. I nie tylko on. Razem z nim pobiegli do przyjaciela Barbak oraz Ray'gi. Ork dobiegł pierwszy. Zaraz za nim drow. Ork nie chciał nic czynić gdyż obawiał się że mu jeszcze zaszkodzi aniżeli pomoże. Ray'gi odrazu przystąpił do działania. Jeżeli działaniem można było nazwać wołanie słowa " Vincent". Okazało się że to nie było jakieś bezmyślnie wypowiedziane słowo. Zza zarośli wyłonił się mały krasnolud. Nie! To skrzat. Albo chochlik przepasiony. Isendir zdziwił się widząć poczware niemalże występującą tylko w baśniach. Domyślił się że to bestia drowa.
"A kiedy przybędzie moja bestia! Ciekawie jak będzie wyglądać. Bo ta to troche wręcz komicznie. Chociaż nie moge mówić nic zbyt pochopnie. Może ma jakieś nieznane i pomocne zdolności! Tak samo oceniłem Jędzreja! Może znów się mylę."
Spojrzał w stronę Uzjela. Wąż rozluźnił uścisk i zlazł z niego. Całe szczęście. W ten czas ktoś się odezwał. Był to Jędrzej:
-Czorny panoczku, nynie nie ruszaj go. To zdrajca i tchórz. Nie zdzierżył i wystawił nas wszystkich do wiatru. Teraz będzie dla nas wiekszy zachod by zdobyc te dusze skoro gady po uciekaly.
Słowa te skierowane były do drowa. Isendir zamarł. Zamarł by chwilę potem odezwać się podniesionym głosem. A raczej krzykiem.
- Ty pijawo! Jak możesz tak mówić! Przyjaciel nasz tu kona, nie wiadomo czy przeżyje a ty powiadasz że mamy go zostawić? To by było piekielnie złe! Piekielnie! Zwykły obwieś nie wie najwyraźniej o czym mówi. Siano przycmiewa ci wzrok. I mózg! Weź zróbcoś porzytecznego a nie smęcisz! Kiedyś ty możesz być w takiej sytuacji! Ciekawym czy byś chciał byśmy cię zostawili na pastwę losu!
Zgodził się jednak z późniejszymi jego słowami że bez węży które nagle znikneły wraz z pajęczą postacią nie zrobią za wiele. Zostawił Szamila w rękach orka i drowa. Dadzą sobie radę. Sam poszedł by zatrzymać ostatnich "ludzi" tych bagien. Był zły. Nie wiedzieć czemu. Ale był zły. Bardzo zły. I do tego ten rozprzestrzeniający się las! Zaraza.
Chcąc nie chcąc zaczął rozglądać się za mieszkańcami tych ziem.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 10-02-2009 o 18:42. Powód: charczenie...ekhemehem
Faurin jest offline