Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2009, 11:06   #8
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Skołowana, i nieco oburzona całą sytuacją, Arveene przyglądała się rozgrywającymi przed jej oczami scenom sama nie wiedząc co do końca o tym wszystkim myśleć. Doktorek był kiepskim żartem normalnego człowieka, nie wspominając o samym jego tytule czy raczej profesji, do tego te ruiny świątyni która nie miała prawa istnieć w tej części świata, i jeszcze nieco, no tak odrobinkę, działający jej na nerwy z bliżej nieokreślonych powodów Karan. Nie wspominając oczywiście o poważnym stanie upojenia alkoholowego i rewolucji żołądkowej... . Robson marudził i marudził, w końcu jednak postanowił pokazać jej owe tajemnicze znalezisko, pobiegł więc gdzieś, zostawiając ją samą ze swoim synem.

Bardka nie wiedziała dlaczego tak dziwnie na nią działał jej wybawiciel z ulicznej opresji. Z jednej strony nie był w jej typie, nic do niego nie miała i nie powinna mieć, denerwował ją jednak samym swoim przebywaniem, wyglądem... istnieniem?. Nieczęsto zdarzają się podobne uczucia względem drugiej osoby, która nigdy nam w żaden sposób nie zaszkodziła czy się naraziła, czasem jednak tak było. Z drugiej zaś strony, gdy za każdym razem na niego spoglądała, działo się z nią coś dziwnego, jakieś wewnętrzne rozpalenie, zupełnie jakby jej ciało miało całkiem inne nastawienie do Karana niż jej umysł. Nie bardzo wiedziała o co w tym wszystkim chodzi i szczerze powiedziawszy w obecnym, wstawionym stanie, nie chciało jej się nad tym wielce dumać.

W ruinach było gorąco.

Robson na odchodne nieświadomie powiedział wyjątkowo głupie zdanie, a jego syn już perfidnie i odpowiednio do sytuacji pociągnął ten wątek dalej. Tak, niech tylko spróbuje się nią zająć, już ona mu pokarze!. Chociaż... był młody, nawet przystojny, dosyć umięśniony... cholera nie!. Starag głęboko westchnęła, czując się dosyć kiepsko przez wlane w siebie procenty, wydarzenia całego dnia, gorąco, zaczynający uwierać gorset i sukienkę. Sięgnęła po manierkę i napiła się wody, a następnie wylała nieco na dłoń i obmyła sobie szybkim ruchem prowizorycznie twarz. Po chwili zastanowienia odeszła kilka kroków od Karana, i odwrócona do niego plecami ponownie wylała nieco wody na dłoń i schłodziła nią swój dekolt. Choć przez drobną chwilkę poczuła ulgę, marzyła jednak by w końcu wydostać się po ciężkim dniu z odzienia, a później chłodna kąpiel i wskoczyć do miękkiego łoża, spać, spać i spać. Niekoniecznie kąpiel i sen w tej kolejności.

- Ciekawe co masz na myśli - Odezwała się do syna doktorka, wciąż odwrócona do niego plecami - I ciekawe czy takie oferty słyszy każdy gość twojego ojca.

Odpowiedzi i rozmowy jednak nie było, pojawił się bowiem Robson, taszcząc ze sobą jakąś skrzynkę. Była wyraźnie ciężka i nieporęczna, pokraczny mężczyzna chciał jednak najwyraźniej się przed nią popisać, a jego synalek nie miał nic przeciw, oraz brak chęci by pomóc. Naprawdę "ciekawa" rodzina nie ma co. Na ten widok Arveene zaczęła się zastanawiać czy istniała pani Robson, a jeśli nie, co się z nią stało?. Uciekła z tego wariatkowa w siną dal, wstąpiła do klasztoru??. Ostatnia myśl ją rozbawiła... .

Po paru kolejnych, pokrętnych zdaniach wymienionych między ojcem i synem, młoda kobietka w końcu ujrzała owe tajemnicze znalezisko. Owy klejnot nie był do końca samym klejnotem, wyglądało "toto" raczej na rubin osadzony w rękojeści jakiegoś złowrogo wyglądającego sztyletu, jak nic chyba ofiarnego. Przeszedł ją przez chwilę dreszcz. Nienawidziła bóstw chełpiących się takimi plugawymi ceremoniami i szczerze ogarniał ją smutek na myśl o nieszczęśnikach zarzynanych przez zdeprawowanych Kapłanów. Sam sztylet był otoczony dekoracyjnie dwoma małymi smokami, i z całą pewnością każdy mógł stwierdzić, że była to niezwykle misterna i precyzyjna robota, a przedmiot musiał powstać w rękach prawdziwego mistrza. Robson marudził coś o Ankh, Mulhollandzie i Seth'cie, zachwycając się nieustannie swoim znaleziskiem. Arveene jednak miała dosyć nieprzyjemne przeczucia względem przedmiotu, sama nie wiedząc dlaczego.

- Rubin - Wtrąciła się w paplaninę Robsona tylko raz. Sama jubilerem nie była, jednak klejnot w przedmiocie określony przez niego jako szafir powinien być raczej niebieski, Bardka wzięła więc za pewniaka, że skoro był czerwony... .

Niemal usypiana monotonną paplaniną Aleksandra i wpatrująca się w jego oczy, zdziwiła się, gdy nagle jej dłoń znalazła się na rękojeści tajemniczego sztyletu, a Bardka stała tuż przy doktorze. Przejechała palcami wzdłuż przedmiotu, zatrzymując je na rubinie. Zdawał się ją jakoś pociągać, przywoływać i fascynować, coś w środku zamigotało, choć był to raczej efekt gry oświetlenia. Poczuła niezwykle przyjemny chłód, przyłożyła więc całą dłoń. Po chwili został on jednak zastąpiony ciepłem bijącym z wnętrza czerwonego klejnotu, przechodzącym na jej dłoń, rękę, a następnie całe ciało. Ogarnęło ją dziwne mrowienie, oraz pojawiło się uczucie narastającego podniecenia, a fala gorąca rozlała się po każdym centymetrze jej skóry, każdym nerwie i mięśniu, porywając ją w niesamowitej ekstazie.

Nieświadoma otoczenia pozwoliła porwać się wspaniałemu uczuciu, wydając z siebie cichutki jęk. Czuła się cudownie, czuła się po prostu bosko, wspinając na wyżyny nieopisanej rozkoszy i zapominając o przebywających tuż obok dwóch mężczyznach. Przygryzła wargę, zadrżały jej uda... .

Coś było nie tak. Tuż po najwspanialszej chwili w życiu nastąpiła niesamowita i brutalna zmiana, rozległ się dziwny i nieprzyjemny dźwięk przypominający rozdzieranie jakiegoś materiału, boleśnie atakujący jej uszy, a świat znów zawirował przed jej oczami. Zebrało jej się na wymioty, na płacz, i miała ochotę krzyczeć z wściekłości. Coś gdzieś gruchnęło, pod jej nogi spadła jakaś deska, a Arveene odskoczyła w tył, przestając dotykać Ankh. Wciąż z rumieńcami na policzkach i dosyć szybkim oddechem rozejrzała się po pomieszczeniu, omiatając wzrokiem Aleksandra i Karana, i mimo że trwało to mniej niż mrugnięcie okiem, dobrze widziała ich kompletnie zaskoczone miny.

Wśród paru skrzyń, a właściwie pod nimi, leżał jakiś nieznajomy osobnik, niezdarnie poruszając się pod przygniatającymi go stosem. Bardka zacisnęła zęby z bólu i wściekłości, po czym chwyciła za swój rapier przy pasie. Z bólu?. Spojrzała na dłoń którą wcześniej trzymała na Ankh. Była skaleczona, zupełnie jak po ukłuciu, i cholera wie o co w tym chodziło. Duża kropelka krwi na wewnętrznej stronie dłoni jeszcze bardziej zagmatwała całą tą niezwykłą sprawę.

- Ej ty! - Warknęła opryskliwie do przygniecionego nieznajomego, stukając go parokrotnie rapierem po nodze - Coś za jeden i co tu robisz?. Wstawaj, tylko powoli!.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline