Pan Mariusz półhaka użytego schował za pazuchę i po chwili za szable sięgnął gdyż przyszło mu ataki kozaków odpierać podczas gdy kamraci drzwi wyważyć próbowali. Huk wyważonych drzwi nową nadzieje w Mariuszu obudził, teraz gdy droga na górę otworem stała, trza im było nieco czasu kupić, sięgnął więc po butelczynę z oliwą i cisnął nią w kozaków u spodu wieży się kłębiących. Po prawdzie większość kozaków uskoczyła a i nie wszyscy mieścili się u podnóża wieży, jednak oliwa za zadanie miała nie tyle zabić czy poranić wroga co powstrzymać go nieco. Za butlą druga poszła a chwilę później Mariusz pochodnią w stronę rozbitego oleju rzucił, odcinając tym samym drogę ujścia ale i wejścia do wieży. - Ruszajta się Panowie, dym nas tu zaraz dojdzie.
„Chyba, że wcześniej kozacy ogień ugaszą” – pomyślał Mariusz, nie dzieląc się już swymi przemyśleniami. W kłębowisko ciał wypalił z drugiego półhaka co by kozacy zbyt skorzy do gaszenia pożaru nie byli. Po paru krokach gdy w pomieszczeniu za drzwiami się znalazł, rozejrzał się szybko za beczką czy innym sprzętem który by można z góry po schodach sturlać, zrzucić, dodatkowego materiału pod ogień dostarczając, tudzież gdyby ogień przeszkodą dla kozaków już nie był – sprzęt ten zrzucany jako balast na głowy kozacze , wspinające się po schodach miał być traktowany. Przeto na ogień rzeczy łatwopalne pójść mogły, zaś na głowy kozacze – te ciężkie. Dodatkową korzyścią było mniejsze lub większe barykadowanie wieży, co przynajmniej na spowolnienie kozaków wpływać mogło. |