Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2009, 16:40   #13
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Zdawać by się mogło, że przetrwanie pozbawionego skrupułów konfliktu, destrukcyjnej Wojny, która spadła na Tais - dla niektórych aż nazbyt dosłownie - jak grom z jasnego nieba i po daleki horyzont pokryła ziemie krwią, mordem i obłędem, było dla mieszkańców planety jedynym celem, jedyną nadzieją, światełkiem na końcu niekończącego się tunelu. Rozpaczliwie chwytano się życia i walczono o jego utrzymanie każdego, nie wiadomo co ze sobą niosącego dnia, by po Wojnie móc zwycięsko wrócić do zwykłej, bezkrwawej szarości. Nikt nie chciał na zawsze godzić się z obliczem pogrążonej w chaosie Tais. Nie chciano wierzyć, by taki stan mógł trwać wiecznie. Oczekiwano, prognozowano, gorliwie modlono się o koniec, o powrót do toczącego się poprzednim trybem życia, tak jakby był on tuż w zasięgu ręki. Lecz nie. Wojna, niczym rozszalała bestia z samych piekielnych czeluści wszystkim bez wyjątku zaśmiała się prosto w twarz. Konflikt został zakończony, ale na zawsze pozostawił za sobą rysę. I to nie Wojna, lecz uniknięcie zakłady w obliczu niszczejącego od magii świata miało stać się prawdziwą próbą ognia. Być albo nie być dla dziesiątków tysięcy istot. Dla nikogo już nigdy nie miało być łatwo.
Vivienne, każdego dnia mijając milczące świadectwo tej prawdy, coraz mocniej odczuwała ironię tego przewrotnego losu.
I, kiedy z rosnącym niepokojem wywoływanym kompletną pustką na drogach, które inaczej powinny żyć własnym, nie dającym się kontrolować życiem, dała się zaskoczyć niemal wpadając przez to w zasadzkę, pomyślała przelotnie, że sama była sobie za przywołanie ironii winna. Na szczęście dla niej zdarzenie, które mogło zakończyć się jej śmiercią, lub gorzej, okazało się wręcz uratować jej żywot. Nie pisnąwszy ani słówka, nie bezruchu przeczekała, aż konwój tajemniczego elfa w spokoju zniknie im z oczu. Dopiero potem zaczerpnęła głębszy oddech, którego wcześniej odmawiała jej zaciśnięta na jej ustach ręka starca.
Nie dała po sobie poznać, iż rozpoznała mężczyznę - nie miała pojęcia, co tu robił, i nie miała pojęcia, czy i on gotów był ją rozpoznać. Po prawdzie natomiast zaufanie i wiara w dobre zamiary drugiego człowieka, naznaczona doświadczeniami z Wojny, nakazywały zachowanie szczególnej ostrożności. Starzec co prawda uratował ją przed pewną zgubą, i to - sądząc po wyglądzie tych czterech otchłannych bestii - z pewnością nieciekawą, ale w dzisiejszych czasach...
Poza tym i jego zachowanie sugerowało, że napotkał jedynie potrzebującą pomocy podróżną.
- Co? - tok myśli przerwało pytanie. A Vivienne skupiła się jednocześnie nie tyle na wyrazie jego twarzy, co i wijących się u jego stóp kształtach dziwnej mgły. We wszystkich znanych jej kulturach węże nie oznaczały przyjacielskiego otwarcia ramion.
Po ustach dziewczyny mimowolnie przeszedł lekki, ledwo zauważalny grymas. Coś prawie jak uśmiech. Jeśli nim samym nie uda jej się uspokoić jego obaw, podejrzeń czy czegokolwiek, co nakazało tej mgle przybrać wężowych iluzji, to miała jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu.
- Gdybym nie wiedziała lepiej, pomyślałabym, że mógłbyś równie dobrze należeć do tamtej świty - oznajmiła, ruchem głowy wskazując na plątającą się wokół niego mgłę. Jej głos brzmiał spokojnie. - A przypuszczam, że wiem lepiej domyślając się, że właśnie uratowałeś mi życie. Jeśli tak jest, to dziękuję ci za to.
Świadomie unikała grzecznościowych formułek per "pan". W obecnej chwili nie miało to raczej znaczenia - zwłaszcza, że ani w jej gestach, ani słowach nie brzmiała wroga nuta.
- Mogę zapytać, skąd wiesz o tym zaginionym patrolu? - wcale by się nie zdziwiła, gdyby sam miał z jego zaginięciem coś wspólnego. - I jak długo kryjesz się w okolicy? Zgaduję, że zapuściłabym się w ten las tylko na własne ryzyko.
Ostatnie zdanie nie było pytaniem jako takim, ale dziewczyna zaakcentowała, że oczekuje na jakąś odpowiedź. Wciąż próbowała wywiedzieć się, jakie mężczyzna mógłby mieć wobec niej zamiary, ale ostatecznie mogła próbować zasłonić się powiązaniem z Lady Illidą. Ostatecznie. Najważniejsze teraz było jednak bezpiecznie przekroczenie niebezpiecznego, jak się okazuje, odcinka drogi...
 

Ostatnio edytowane przez Aeth : 11-02-2009 o 16:53.
Aeth jest offline