Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2009, 20:20   #47
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bez wątpienia przyroda zapewniła im wspaniałe widowisko i dostarczyła mnóstwo emocji.

"Niczym wyjące pięćdziesiątki na >Sea Witch<" - pomyślał William, z całych sił trzymając się poręczy fotela. - "Tyle, że nie można się położyć na koi i przypiąć pasami..."

Bez wątpienia "Dedalus" nie był stworzony do podróżowania w takich warunkach. Wicher szarpał powietrznym statkiem. Aż dziw, że jeszcze nie obróciło ich do góry nogami.

William spojrzał na swoich współtowarzyszy podróży. Nikt nie wyglądał na zachwyconego. I cudem chyba nikt nie dostał jeszcze choroby zwanej morską.

"Ciekawe, ile jeszcze wytrzymamy..." - pomyślał, tym jednym zdaniem obejmując powietrzny statek, fotele, na których siedzieli, oraz wszystkich pasażerów.



Drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się nagle i stanął w nich Samson.

Pytanie o profesora było zgoła zbędne. Gdzież miałby się znajdować Salvatore, jeśli nie przy sterach? W końcu cud techniki, na pokładzie którego wciąż jeszcze się znajdowali, nie potrafił latać sam. Zwłaszcza podczas takiej pogody.

Asystent profesora nie wyglądał na szczęśliwego. Przyniesiona przez niego informacja również nie była zbyt radosna. Poza tym mało wartościowa. Najważniejsze bagaże mieli pod ręką, a co innego mogli w tym momencie robić, oprócz trzymania się z całych sił krzeseł. I liczenia na to, że wytrzymają one gwałtowne wstrząsy i nie oderwą się od podłogi.

Ściana płaskowyżu zbliżała się błyskawicznie i chociaż "Dedalus" wznosił się coraz wyżej to trudno było ocenić, czy zdołają się prześlizgnąć na krawędzią, czy też rozbiją się na skałach.

"Dedalus" podskoczył nagle. William poczuł, jak ogromna siła wgniata go w fotel. Miał wrażenie, że ze minęli krawędź płaskowyżu. Za okienkami mignęły wysokie drzewa.
Kolejny wstrząs świadczył o tym, że nie do końca wyrwali się ze szponów burzy. A potem był jeszcze jeden, znacznie silniejszy.
"Dedalus" przechylił się, a William poczuł, jak fotel, na którym siedzieli, odrywa się od podłogi i przemieszcza się w stronę ściany. Zdawało mu się jeszcze, że słyszy jakiś krzyk. Odległy...



Gdy otworzył oczy leżał wśród resztek fotela na czymś, co poprzednio było ścianą. Teraz to miejsce wyraźnie było na dole...
Usiadł i pomasował głowę. Czuł się tak, jakby ktoś uderzył go młotkiem.
Spojrzał w dół przez bulaj, z którego zniknęła szyba. Nawet stąd widać było, że leżącemu w dole Samsonowi nie jest potrzebna żadna pomoc.

"To mógł być każdy z nas" - pomyślał. - "Wypadło na niego. Szkoda..."

Żałował oczywiście tego, że ktokolwiek zginął, a nie tego, że wypadł pracowity Samson zamiast kogoś innego.

Wstał, co wywołało kołysanie się całego pomieszczenia.
Z grubości gałęzi można było wnioskować, że nadziany na nie "Dedalus" przez jakiś jeszcze czas utrzyma się na górze. W dodatku, sądząc po położeniu słońca, tkwił tu już jakiś czas.
Burza najwyraźniej ustała. Mimo tego gdyby nagle pojawiło się niespodziewane uderzenie wiatru, to ich sytuacja mogłaby się zmienić.

"Przygotować do natychmiastowej ewakuacji" - fragment wypowiedzi Samsona przeleciał mu przez głowę, zachęcając do działania. Jak najszybszego.

- Kto jeszcze jest ranny? - spytał.

Wyglądało na to, że prócz doktor Doulittel nikt aż tak nie ucierpiał. A nieprzytomnej Elizabeth mógł pomóc tylko doktor Wilburn...

- Musimy jak najszybciej zejść na dół - powiedział. - Nie wiem, czy coś z maszynerii profesora nie może się nagle zapalić czy wybuchnąć. Równie dobrze nadwyrężony kadłub może pęknąć...

"Poza tym do zachodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu, ale nie aż tak dużo, by go marnować." - Tą myślą nie podzielił się z nikim.

- Proponowałbym, by pan, mister Lynch, zszedł jako pierwszy. Lin na "Dedalusie" nie brakuje, a może znajdzie się i drabinka linowa. Jeśli ktoś nie będzie mógł zejść sam, to można go będzie spuścić na krzesełku. Tak jak panią Elizabeth.

Nie było wątpliwości, że doktor Doullitel prędzej by się zabiła, niż sama zeszła.

- Jak już panie i Volta znajdą się na dole, to reszta spuści bagaże. A ja w tym czasie sprawdzę, co się stało z profesorem...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-02-2009 o 23:00.
Kerm jest offline