Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2009, 19:47   #42
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Drow pochodził ze społeczeństwa, gdzie nikogo nie dziwił ani nie szokował widok ciężkich ran czy zmasakrowanych ciał. Smutne, ale przydatne. Zareagował szybciej niż inni i był przy konającym elfie błyskawicznie [to dobra wiadomość, prawda...? Prawda...?!]. Zachował zimną krew, trzeźwym okiem ocenił szybko stan elfa. Beznadzieja, do kas[tr]acji... ;3 – mógł ocenić łatwo poddający się drow. Ale Ray`gi był cholernie upartym drowem i zamierzał walczyć o życie elfa. Trzeba reanimować! Zza drzewa wyjrzało przedziwne stworzonko, przywołane głosem Ray`giego. Był to przepasiony chochlik, czy coś w tym stylu. Ignorując spojrzenia innych, chochlik zabawnie przyczłapał do konającego elfa i spojrzał pytająco na drowa. Przyłożył jedną łapkę do pleców Szamila, na drugiej uniósł malutkie, skrzące się iskierki. Spojrzał na nie smutnie i pokręcił przecząco głową. Zamknął oczka, skupiając się w jakiejś medytacji, a iskierki w jego dłoni zamieniły się w drżący płomyczek, który rósł, i rósł, i jaśniał. Szamil zastękał głucho! Oddycha! Już o wiele lepiej. Płomyczek płonął żwawiej, Vincent poradził sobie z połamanymi kośćmi i krwotokiem. Ostrożnie obróciliście Szamila na plecy, żeby spojrzeć na jego facjatę. Elf półprzytomnie otworzył jedno oko.

Szamil; Próbowałeś poruszyć głową. Nie mogłeś. Spróbowałeś podnieść rękę. Nie mogłeś. Nie czułeś nóg, a każdy wdech i wydech sprawiały ból. Co za ulga – mogłeś otworzyć jedno oko i mrugać nim! Chociaż coś. Pierwszą rzeczą jaką ujrzałeś był... Czarny łepek z wesołymi białymi ślepkami i uśmiechem jak banan. Łysy czarny łepek. Flafie. O święta bogini elfów, masz dziś złe dni czy co...?;( Flafiemu było bardzo wesoło. Miałeś wrażenie, że jego uśmiechnięta morda mówi;
- Nie bój się, słonko, everything`s gonna be all right, hm-hm...;3
Wyciągnął do ciebie pomocne łapsko. Tylko... Nie... nie dotykaj...! Lepiej nie dotykaj!!! Bestia Flafie nie dotknęła, jeszcze, ale już w twoim umyśle zrodziła się wizja bólu zadanego tym dotykiem, i to wizja tak namacalnie realna i niepokojąca, że gorsza od bólu.
- Odejdź od niego! – syknął drow, odpędzając orka.
Flafie spojrzał[a] na niego, uśmiechnięty pełnym pyskiem. Wywróciłeś ironicznie oko i spojrzałeś w bok. Drugi czarny łepek. Drow. Coraz lepiej. Jak mówi stare elfickie przysłowie; jeśliś ciężko ranny, wezwij drowa. Albo cię dobije albo uleczy – tak czy inaczej skutecznie uśmierzy twój ból! W jego oczach wyczytałeś, w jak kiepskim stanie byłeś. No i Barbak. Temu to chwilowo bałeś się spojrzeć w twarz.
TYejEJejEJJJ!!!
Spojrzałeś z oburzeniem na Flafiego, który z niewinnym uśmieszkiem wsunął łapsko pod twój czerwony kaftan i białą koszulę. I to łapsko z tym jego lizakiem! Nie widziałeś jeszcze, żeby ktoś robił opatrunek z zaślinionego lizaka na otwarte złamanie żebra! Najgorsze było to, że podziałało. Flafie miał prawdziwy ubaw, nastawiając złamaną nogę i kręcąc nią ciekawsko na wszystkie strony, z niezwykle pocieszającą miną pt. „spokojnie, jestem ekspertem”. Dzięki leczniczej magii Vincenta i Flafiego nie czułeś jednak bólu, a że nie mogłeś się ruszyć, pozostało ci tylko gniewnie łypać jednym okiem. Uszszsz – Flafi po udanej operacji żeber, mostka i obojczyków dokonanej lizakiem, odlepiłaaaAAaakh go od twojej klaty [dobrze że elfy są tam łyse bo pewnie potrąciłby dodatkowo za depilację]. Flafie z bezcennym ubawem poklepał cię pochwalnie po głowie i pomiętosił za kłaki, a nim zdążyłeś wrzasnąć w szale, pociesznie i wielce zadowolony z siebie wcisnął ci do gęby lizaczka, jako nagrodę dla grzecznego pacjenta.


Taaa... gdyby tylko, do wszystkich Alm-diabłów, odwinął go najpierw z papierka, mrrrwrrrrfurffhhhgrah!!! [mamrot, bezradne przeżuwanie].
- Odwołaj go! – na szczęście ork zauważył twój rozpaczliwy problem, a Flafie uleczył cię już na tyle, że dasz sobie radę bez jego świerzbiących łapek.
Teraz Vincent kończył dzieło leczenia, aż płomyczek na jego łapce tańcował zdrowo w najlepsze.

Szamil jest cały, ale przyjdzie mu jeszcze przejść przez rehabilitację. Wygląda na to, że elf nie odzyskał na dobre władzy w kończynach i nie może się sprawnie poruszać. Paraliż powinien szybko minąć, póki co biedny i wściekły elf leży jak kłoda, wywracając oczy i wodząc wzrokiem po kompanach, chrupiąc głośno lizaczka.

Uzjel; Ork pomógł ci wydostać ramię z metalowej puszki jaką była teraz twoja nieszczęsna zbroja. Silne orkowe dłonie pomogła jako tako naprostować wgniecenia, ale przyda ci się wizyta u zbrojmistrza...

Jędrzej; Przemawianie do wody i nawoływanie węży nie przyniosło żadnego skutku. Płonące drzewo, trzaskający ogień i sypiące wokół zajęte ogniem konary za diabla nie wabiły bagiennych węży.

Wszyscy;
Isendir postanowił wrócić na wyspę i odszukać ludzi z bagien. Nie ma co stać pod palącym się drzewem. Węże nie wrócą w okolice tego słupa ognia! Zdaliście sobie z tego sprawę zbyt późno, węże na pewno zanurkowały już głęboko! Isendir ruszył przodem. Szamil tym razem nie może was prowadzić – gorzej – pilnie potrzebuje tragarza!

STUK PUK! – errr...?
Odwracacie się, zdumieni. Flafie krąży wokół Uzjela, opukując z ubawem jego zbroję, łapkami i lizaczkiem. Chyba próbuje ją naprawić...

Dotarliście na wyspę, węże i ludzie bagien znosili nadal kępy wodorostów, gałęzi i błota, budując sobie kopiec. Powitali was zdumionymi spojrzeniami.
- Elfff wraca, elfff przyjaciel – spojrzeli z uznaniem na Isendira. – Człowiek, dzielny człowiek! – przyglądali się przyjaźnie Jedrzejowi. – Czssszego szukasz, elfie, przyjacielu?
Isendir wyjaśnił problem ucieczki węży.
- Węże boją się ognia, na pewno zanurkowały, głęboko, elfie, przyjacielu, nie wrócsssą szszszybko! – odparł któryś wąż. – Jeśli chcesz ssstanąć do pojedynku, elfie, przyjacielu, musiszszsz być sssam. Ssssam z cłżowiekiem, przyjacielem – spojrzeli na Jędrzeja. – Musssicie pozbyć się tych, których Kirenna i bagna nie chcsssą tutaj! Musssicie ich zabiććććs! – skinęli głowami na Barbaka, Ray`giego, Uzjela, Szamila i Kall`eha.
Widząc zszokowane spojrzenie elfa, wąż dodał pocieszająco;
- Jeśli nie możesz ich zostawić, ani przejśććć próby Kirenny, musisz kupić prawo do pojedynku, elfie, przyjacielu. Za siedem takichhh – skinął na monetę Barbaka. – Złoto, srebro, kosztowności umarłych. Zostało na dnie. Rośliny wyrosły, zabrały złoto, srebro. Nieumarli wracają, wychodzą po nie, elfie, przyjacielu. Musisz szukać wysoko, ponad wodą, na konarachhh. Nie zaglądaj pod wodę, elfie, przyjacielu.
Wskazał swa bronią drzewcową na zachód.
- Idź, elfie, przyjacielu, człowieku, przyjacielu, idźcie tamtym szlakiem bagiennych roślin, ścieżką. Uważajcie, wąska, kręta. Nie patrzcie na ogniki, światła, człowieku, elfie. Znajdźcie rośliny, wysokie, drzewa. Drzewa mają złoto, skarby.

Nie macie wyboru. Powoli wyruszacie we wskazanym kierunku, wychodząc z zalanych terenów do podmokłego lasu.


BĘC! – podskoczyliście wszyscy nerwowo.
PUK PUK! Gah, Flafie, przestaniesz?!

Barbak; Huh...?
Dostrzegłeś sunące w wodzie, grube, wężowate cielsko! To wąż! Wasz wąż uciekinier! Bydle wylazło na korzeń wystający z wody nieopodal. Zerka na ciebie. Wygląda, jakby było skore przyleźć do ciebie. Wąż jest lekko zraniony – chyba płonąca gałąź spadła na niego i go oparzyła. Wąż jest też wyraźnie rozdrażniony, pręży się i syczy. Możesz zwabić go jakoś a gdy przylezie podjąć próbę Kirenny! Problem w tym że podrażniony pożarem gad jest w złym humorze, jest wręcz wściekły, i próba Kirenny z jego udziałem wymagać będzie teraz dużo większego opanowania i wiele szczęścia!

Wszyscy; jest jeden wąż, znaleziony przez bystrego Barbaka! Problem w tym że gadzina jest wściekła!
Tam...!
Przed sobą w gąszczu powykręcanych bagiennych drzew zauważacie gigantyczną roślinę o poskręcanych pędach i wystających z wody korzeniach. Na jej gałęziach, wysoko, z dziesięć metrów ponad ziemią, srebrem błyszczą w trzech miejscach małe przedmioty, ale z tej odległości nie widzicie co to. Na gałęzi sąsiedniego drzewa również coś się błyszczy, jakiś czerwony kamyk... No, może ktoś pofatyguje się na to wysokie drzewko nad bagienkiem...? Łatwizna...! Macie tu speca od posuwania się po konarach!... Choć ten obecnie wygląda, jakby miał dość.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline