"Kurwa!" - Przeklęła w myślach, odskakując do tyłu - "Kamuflaż, ja pierdole..." - ciągnęła dalej, zakładając hełm z powrotem na głowę. To zadziwiające skąd brali się ci ... ludzie. Zakładając, że w ogóle nimi byli. Gdzie mieszkali, czym się pożywiali? W końcu najbliższe centrum handlowe zapewne znajdywało się w mieście oddalonym o kilkanaście mil. W każdym razie, czubek, który zabił Nessona, musiał ich obserwować od dłuższego czasu i tylko czekał, kiedy zrobią postój. - "Na otwartej przestrzeni, kurwa!"
Esti nienawidziła kilku rzeczy, jedną z nich było puste opakowanie po miętówkach. W każdym razie, kieszonka była zaledwie naruszona, mimo to była wkurwiona, ewidentnie. Pogryzła cukierka, possała i przełknęła. Wyjęła pistolet maszynowy, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wrócił do łask. Miała ochotę zestrzelić każdy listek na tych piepszonych drzewach. Przeskanowała otoczenie termowizją i radarem. Znowu zaklęła. - Zachciało się kurwa, świeżego powietrza... - syknęła pod nosem.
Na słowa Liz, odpowiedziała sucho i mechanicznie: - No to kurwa, przydaj się na coś piepszona księżniczko na ziarnku grochu. Zapierdalaj, po laptopa i ciało profesorka, a my będziemy cię osłaniać. No, już, dawaj! Na "ry". RY!
Ułamek sekundy przed wybiegnięciem Liz, Esti zaczęła obstrzeliwać okolicę. |