Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2009, 22:39   #31
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Sytuacja zaczynała się komplikować. Doktor Liz z wybitnym zainteresowaniem śledziła całą rozmowę jaka miała miejsce między Esti i Nelsonem. Pominęła jedynie kanibalizm Razora, nie zwracając na niego uwagi. Pan Cyberpuszka zagryzł zęby i spojrzał najpierw na Stephens, a później na profesorka, który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Bał się? Ewidentnie. Na pewno nie bał się punków. To było oczywiste jak to, że tu stoją. Miał ich głęboko w dupie. Wiedział, że jeśli zginie, oni podzielą jego marny los. Byli od siebie uzależnieni. Profesor wiedział co się tu dzieje, a oni chronili jego dupę, nie wiedząc co ich czeka. Układ iście korporacyjny. Aidan zauważył nieznaczne poruszenie i był gotowy do pacyfikacji cyberczuba. Razor zrobił krok do przodu i …

Bang… One shot. One Dead.


…krew trysnęła na twarz najemnika. Oblizał się i starł ją z oczu. Szybki pogląd na sytuację. Przed uzewnętrznieniem się Nesson dostał kulę w łeb. Snajper. To pierwsza myśl ajka pojawiła się w głowach doświadczonych żołnierzy. Liz zsunęła się między kamienie. Była w komfortowej sytuacji. Nim profesorek powałi się na ziemię, Razor złapał jego ciało. Wszyscy automatycznie schowali się za skały. Ten ze stoickim spokojem rzucił ciało starego naukowca i spojrzał w kierunku Mt Rushmore.

Bang…


Błyskawiczny refleks Razora uratował mu dupę. Najemnik rzucił się w kierunku skał i podtulał koło nóg Aidana. Spojrzał na niego.

- Snajper na wzgórzu. Między środkowymi głowami. Kamuflaż. Wysoki kaliber broni. – Złożył raport z tego co zobaczył. – Hopkins teraz ty tu dowodzisz.

Trzeźwość myślenia Razora nieco zdziwiła resztę. Nesson nie żył. Jak długo będzie żyć reszta? Czy toksyna w organizmie to wał? Esti rozejrzała się w między czasie. Ścieżka wiodła w dół wzgórza przez las aż do jeziora. Trzydzieści metrów do ściany lasu. To była jedyna opcja. Druga to powrót - co z perspektywy ostatnich wydarzeń nie było zbyt dobrym pomysłem.

- Musimy zabrać laptop. – Liz wskazała na sprzęt i ciało profesorka wyłożone jakieś siedem metrów dalej na ziemi.
 
DrHyde jest offline  
Stary 13-02-2009, 12:34   #32
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
"Kurwa!" - Przeklęła w myślach, odskakując do tyłu - "Kamuflaż, ja pierdole..." - ciągnęła dalej, zakładając hełm z powrotem na głowę. To zadziwiające skąd brali się ci ... ludzie. Zakładając, że w ogóle nimi byli. Gdzie mieszkali, czym się pożywiali? W końcu najbliższe centrum handlowe zapewne znajdywało się w mieście oddalonym o kilkanaście mil. W każdym razie, czubek, który zabił Nessona, musiał ich obserwować od dłuższego czasu i tylko czekał, kiedy zrobią postój. - "Na otwartej przestrzeni, kurwa!"

Esti nienawidziła kilku rzeczy, jedną z nich było puste opakowanie po miętówkach. W każdym razie, kieszonka była zaledwie naruszona, mimo to była wkurwiona, ewidentnie. Pogryzła cukierka, possała i przełknęła. Wyjęła pistolet maszynowy, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wrócił do łask. Miała ochotę zestrzelić każdy listek na tych piepszonych drzewach. Przeskanowała otoczenie termowizją i radarem. Znowu zaklęła.
- Zachciało się kurwa, świeżego powietrza... - syknęła pod nosem.

Na słowa Liz, odpowiedziała sucho i mechanicznie:
- No to kurwa, przydaj się na coś piepszona księżniczko na ziarnku grochu. Zapierdalaj, po laptopa i ciało profesorka, a my będziemy cię osłaniać. No, już, dawaj! Na "ry". RY!
Ułamek sekundy przed wybiegnięciem Liz, Esti zaczęła obstrzeliwać okolicę.
 
Shathra jest offline  
Stary 13-02-2009, 21:01   #33
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Czekaj moment, Stephens! - Aidan krzyknął do Estelli, dając znak O'Neill, by została na miejscu i nie wychylała głowy.
- Jeden trup na razie wystarczy... - dodał już spokojniej, patrząc na zadowolonego z siebie Razora.

"Dlaczego nie oberwał ten palant?" - zastanawiał się. "Chociaż w jego przypadku kula mogłaby przelecieć czachę na wylot, nie czyniąc żadnej szkody. Albo zginęłaby gdzieś po drodze, szukając mózgu..." - uśmiechnął się i odwrócił wzrok od tego beznadziejnego kolesia.

- Wszyscy gleba, mam pomysł, jak zabrać fanty, nie tracąc kolejnego człowieka - powiedział do reszty, sam natomiast przedostał się w pobliże Estelli, przez większą część tych kilku metrów czołgając się.

Kiedy już był obok, powiedział do niej cicho, by inni nie dosłyszeli.
- Nie miej mi za złe, ale nasza pani doktor może się jeszcze przydać - skinął w kierunku Liz.
- Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, że ten psychol dopieprza się tylko do ciebie? Jakby bezbronna pani O'Neill nie była w jego typie. Tyle, że on nawet nic złośliwego nie rzucił w jej kierunku, a ona też nie komentuje tego debila... - zamilkł na chwilę.

- O'Neill nie jest medykiem, to pewne - nagle postanowił zaryzykować. - I coś mi śmierdzi, że kochany Razor jest tu po to, by pilnować by nic jej się nie stało. Czy pracują dla Militechu? Wątpię. Pewnie dla konkurencji Biotechu, o ile gadka o laboratorium była prawdziwa. Zastanawiam się tylko, dla kogo pracuje Hopkins - potarł zarost na podbródku. - Może to zwykły frajer, który dla obiecanej przez Nessona kasy zdecydował się wydymać Militech i zgarnąć dla siebie bonusik.

- Całe to zamieszanie niezbyt dobrze wróży temu Fisherowi, czy jak mu tam... Wydaje się, że reszta ma trochę inne priorytety - dodał.

- Dobra, teraz wróćmy do naszej małej umowy... tej o tyłkach... - uśmiechnął się. - Przy okazji może reszta też skorzysta.
- Mam jeden granat dymny. Wystarczy, by zasłonić nieco wizję temu snajperowi. Problem w tym, że pewnie ma termowizję i dym nie wystarczy... - obrócił się i spojrzał na Hopkinsa.

- I w tym pomoże nam pan wojskowy - powiedział do reszty i wyszczerzył się.
- Kilka eksplozji gdzieś pomiędzy nami a snajperem - wskazał na granatnik - powinno załatwić sprawę podczerwieni, a dym zasłoni mu normalną wizję. Dlatego temat odzyskania rzeczy profesorka i jego samego uważam za rozwiązany.

- Większy problem, to te kilkadziesiąt metrów do lasu. Jeśli się dobrze sprężymy, to powinno się udać. Proponuję, by w trakcie, gdy Hopkins i ja zajmiemy uwagę naszego snajpera, reszta w tym czasie gna między tamte drzewa. Jak już będziecie na miejscu, w trójkę osłonicie nas ogniem. Jeżeli tamten nie jest idiotą, nie będzie ryzykował przypadkowego postrzału.

- Jakieś uwagi? A może sprzeciwy? - zapytał lustrując pozostałych. - Lepiej teraz, niż w połowie drogi - zażartował.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 13-02-2009, 22:09   #34
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Liz spojrzała na Esti z wyraźnym lekceważącym akcentem. W zasadzie zasugerowała wzrokiem, że nie ma zamiaru słuchać jej samobójczych rozkazów.

- Sama leć głupia suko…
- skwitowała w kierunku Esti.

Nagle w to wszystko wtrącił się Beckett. Esti słuchała uważnie co mówił. A wysnuwał dosyć interesujące teorie i przedstawił nieco bardziej racjonalny plan niż koleżanka.

- Chciałam powiedzieć coś odnośnie słów Aidana. To prawda nie jestem nawet dyplomowaną pielęgniarką. Co prawda potrafię to i owo w dziedzinie medycyny, ale nie jest to super talent. Co do Razora… Powiedzmy, że dostał większą kasę i robi dla nowego pracodawcy o czym Hopkins i Nesson nie wiedzieli. W zasadzie podporucznik zapewne też ma coś do dodania, ale póki co musimy wydostać się z tego gówna. – Beckett teraz zauważył, że jeszcze paliła spokojnie papierosa. Zagasiła go pod butem. – Zgadzam się z opinią Aidana. Razor również.

- Ja też uważam, że to trafny pomysł. Wiem, że może nie uważacie mnie za osobę godną zaufania i macie kilka uwag, ale od początku chce uratować dupę Fishera. Dlaczego? Liz trafnie stwierdziła. Najpierw się stąd wydostaniemy. Potem zwierzenia. Co myślisz Stpehens? - Podporucznik spojrzał na pytająco na Esti.
 
DrHyde jest offline  
Stary 13-02-2009, 22:18   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Esti patrzyła głęboko w oczy Aidana i wsłuchiwała się namiętnie w każde jego słowo. "To zadziwiające, że nie wspomina o mnie. Czyżby nie domyślał się po co ja tu jestem?" - pomyślała, na moment, wpatrując się w jego spierzchłe usta.

- Oprócz truchła Nessona, potrzebujemy tę skrzynkę i dwie torby, które niósł Hopkins, a to znacznie utrudnia nam szybką ewakuację trzydziestu metrów do lasu. Poza tym, koleś ma kamuflaż i chuj wie, jeszcze co. Musisz założyć, że nie jest sam, a reszta jego kolesi, czeka tam na dole. Nie pamiętam czy droga do S2 prowadzi doliną, ale szkoda czasu. Trzeba działać. Snajper już pewnie zajmuje dogodną pozycję.

Esti spojrzała na Liz, Razora i Hopkinsa, mając szczególną uwagę na kobietę. Liz zrobiła się o wiele bardziej rozmowna, a Razor nagle stał się potulny jak baranek. Esti wolała trzymać język za zębami, ale rwało ją po kościach. Coś się szykowało.
- Wiecie jaki jest plan.

Złapała za uchwyt od skrzyni a w drugiej dłoni trzymała pistolet maszynowy aby w razie czego, puścić serię. Upewniła się, że wszyscy gotowi są do przeprowadzenia tej krótkiej akcji i kiwnęła głową w kierunku Thorna. Brakowało jej tylko miętówki. Za późno. Zaczęło się.
 
Shathra jest offline  
Stary 14-02-2009, 00:44   #36
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Aidan 'Thorn' Beckett & Estella Stephens

Zaczęło się. Beckett posłał w epicentrum skalnego placyku granat dymny. Po chwili teren pokrył się smugą ciemnoszarej mgły. Hopkins za skalną osłoną zaczął tworzyć dodatkową osłonę z użyciem granatnika. Efekt był głośny i powodował masę syfu w powietrzu. Razor wybiegł pierwszy jak wystrzelony z wyrzutni. Śmignął przez dym na pamięć w kierunku ścieżki. Przerzucił sobie starego przez kark i wbiegł w dalszą część terenu, znikając z pola widzenia. Następnie Esti i Liz zebrały większość sprzętu. W powietrzu świsnęła kula. Stephens poczuła szybki ruch powietrza przed swoją twarzą. Nie miała wątpliwości, że właśnie uniknęła podobnego losu, który spotkał Nessona. Nie była to urocza perspektywa. Szybko ewakuowały się na ścieżkę w ślad za Razorem. Thorn wybiegł przed podporucznikiem, który puszczał ostatni strzał z granatnika i sam ruszył przed siebie. Dym zaczął się rozwiewać na wietrze. Zdążyli. Las nie był zbyt gęsty, ale drzewa dawały chociaż średnią osłonę. Co wprawnemu snajperowi nie robiło raczej wielkiej różnicy. Beckett zachwiał się na nogach i zatrzymał przed spadzistą ścieżką, która pod ostrym schodziła w dół. Była wręcz naszpikowana wystającymi skałami i setkami drobnych kamieni, na których nie trudno o upadek. Perspektywa upadku z kilkudziesięciometrowej skarpy nie była miła. Beckett przewrócił się, a raczej zasłabł i zaczął toczyć się w dół. Nim się wszyscy zorientowali pod wpływem zamieszania, ten zmiótł ich z nóg. Może nie spadli ze skarpy, lecz toczyli się ścieżką po kamieniach kilkanaście metrów. Część zatrzymała się na drzewach, a część pod wpływem tarcia o kamienie. Sprzęt leżał rozwalony na całej przestrzeni. Hopkins nieco pochylony zbiegł za nimi i zatrzymał się. W rękach miał gotowy do strzału karabin Ronin i osłaniał teren opierając się o drzewo.

- Co się kurwa stało? Gdzie Beckett? - Puścił w eter oczekując odpowiedzi od kogokolwiek. Faktycznie nie widzieli go. Czuli za to obolałe od upadku ciała i zawroty głowy.

Tymczasem w pół przytomny Aidan wisiał cztery metry poniżej krawędzi urwiska. Ledwo żywy starał się utrzymać na wystającym z ziemi korzeniu. Zaczął zastanawiać się kiedy ten skurwiel ze snajperka go zestrzeli. Miał go jak na dłoni. Wystarczyło nacisnąć na spust. W leśnej głuszy rozległ się strzał, który odbił się echem od kamieni.

Bang…

* * *

Scott Mc'Doladan

Zieleń. Wszędzie zieleń. To nie to co prawdziwe zielone piekło w jakim kiedyś walczył. Jednak nie pocieszało go to zbytnio. Tu nie grasowały moskity wielkości wiewiórki i węże, których jad zabijał w kilka sekund. Tu grasowało coś o wiele gorszego. Człowiek. Scott miał kurewskie przeczucie, że ten helikopter miał coś wspólnego z siedzibą korpów w Mt Rushmore. Nigdy nie zapuszczał się w tamte rejony. Indianie mieli swoje terytoria, korpy swoje. Z tą różnicą, że z Indianami dało się dogadać, a z tymi drugimi nie. Po kilku dniach szukania znalazł jedynie opuszczony i wyczyszczony z wszelkiego sprzętu wrak helikoptera. Maszyna Militechu typu Mi-24 „Super Hind” co poznał od razu. Sam latał na tym gównie. To jak wyglądała „Łania” nie wróżyło dobrze dla tych, którzy się rozbili. Chyba, że byli w stanie chodzić, lecz stan wraku nie wskazywał na to. W środku było pełno krwi. Z pewnością przynajmniej połowa była ranna i już dawno opuścili to miejsce. Przez liście gęstej roślinności Scott dostrzegł w górze głowy prezydentów. Był od północnej strony jeziora, do którego miał kawałek. Strzał. Po chwili kolejny rozbrzmiał w powietrzu. Gdzieś w oddali. Echo niosło się od strony jeziora. Mc'Doladan przycupnął przy wraku helikoptera, aby przemyśleć sprawę. Nie minęła minuta jak usłyszał kilka wybuchów i kolejne strzały z tego samego punktu. Punkt widokowy na prezydentów był najbliżej. Tam też było najgłośniej. Poza tym jakoś nie zachęcała go myśl pchania się w paszczę korporacyjnego lwa. Nie był samobójcą, ale ewidentnie musiał działać.
 
DrHyde jest offline  
Stary 14-02-2009, 13:50   #37
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Były zwiadowca przemknął jak duch w kierunku brzegu jeziora. Snajper usadowił się między środkowymi głowami prezydentów i musiał mieć cholernie dobry sprzęt żeby zamaskować się tak idealnie w takim miejscu. Najwyraźniej walił do kogoś kto robił sobie zasłonę termiczną wybuchami. Ciekawe co zrobią jak skończą im się granaty, jak nie znajda porządnej zasłony to dla dobrego strzelca będą równie banalnym celem co tarcza na strzelnicy.Dobiegł do brzegu jeziora i pozostając w cieniu drzew ukrył się za potężnym pniem zwalonej wichura sosny. I lekko osłupiał ze skarpy dokładnie naprzeciw stanowiska snajpera zwisał sobie dyndając radośnie na korzeniu jakiś facet... No to się facet wpierdolił w szambo po uszy i właśnie w tym momencie gówno zaczynało zalewać mu usta. Scott odruchowo rzucił okiem w kierunku stanowiska snajpera, teleskop na maksymalnym powiększeniu pozwalał dostrzec najmniejsze nawet detale skał, nawet przy takim kamuflażu jaki ma ten snajper trzeba oddychać czyli ruszać się. Scott sam nie wiedział dlaczego ale uniósł karabin wodząc kropką kolimatora za wzrokiem, kciuk prawej dłoni z cichym pyknięciem przestawił selektor broni z pozycji "save" na "semi". Na odległość 300m seria z pojedynczego karabinu to tylko kiepska próba postraszenia. Palec wskazujący Mc'Doladana delikatnie oparł się na języku spustowym wyczuwając delikatny opór i lekko chropowata fakturę metalu, adrenalina regularnie pompowana przez organizm do krwiobiegu wyostrzała zmysły i przyspieszała reakcje. Przygotowanie się do aktywowania dopalacza było dla Scotta tak naturalne jak oddychanie. W ułamku sekundy był skoncentrowany i przygotowany do ataku jak tropikalny wąż przyczajony w gałęziach drzewa... Zlewający się z tłem, praktycznie nieruchomy ale gotów w jednej chwili zamienić się w rozmazaną, niosącą śmierć, jadowitą błyskawicę...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"

Ostatnio edytowane przez Durendal : 14-02-2009 o 13:54.
Durendal jest offline  
Stary 15-02-2009, 01:06   #38
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zaczęło się. Wszystko szło nawet sprawnie, jak na kompletnie niezgrany zespół.

Jego kolej. Zaczął biec na dół, zaraz za nim Hopkins. Drobne kamienie usuwały się spod butów, grożąc upadkiem w przepaść.
Zatrzymał się.
Coś zaczęło kłuć go w piersiach. Poczuł też dziwne pulsowanie w głowie.
"Wirus?" - pomyślał, czując kolejny, mocniejszy atak.
Obok niego przebiegł Hopkins.

Ignorując dziwną niemoc ruszył dalej w dół, jednak po paru krokach ugięły się pod nim nogi. Upadł, jadąc w dół w lawinie kamyków i luźnej ziemi. Chyba gdzieś w trakcie tej bezwładnej przejażdżki wpadł w pozostałych. Kiedy myślał, że się zatrzyma, przed załzawionymi z wysiłku oczami dojrzał zamgloną krawędź ścieżki, która w ułamku sekundy uciekła mu spod nóg. Spadł.

Z impetem wyrżnął o prawie pionowe zbocze, kiedy jego palce rozpaczliwie zacisnęły się na jakiejś roślinie. Korzeń wytrzymał, przynajmniej na razie, odwlekając nieco dalszy upadek.

Twarz piekła od zadrapań, rozcięta warga puchła a pulsowanie nad lewym okiem oznaczało kontuzję łuku brwiowego. W sumie nic poważnego, biorąc pod uwagę dziwne osłabienie organizmu i snajpera gdzieś za plecami, który pewnie zastanawiał się, czy strzelać teraz, czy pozwolić mu się jeszcze trochę pomęczyć.

Spojrzał w dół. Obraz rozmywał się, jakby był naćpany. Gdzieś na dole dojrzał jakby stalowoszary refleks.
"Jezioro..." - więc nie rozbije się o skały, tylko utopi. Fajnie.

Przypomniał sobie o snajperze. Na jego miejscu poczekałby, aż ktoś by próbował pomóc, wystawiajac się na strzał.

Znowu narastało bolesne ćmienie.
Dum! Dum! Dum! - czuł pulsowanie krwi w skroniach.
- Kurwa! - chrapliwie krzyknął, pokazująć światu swoją wściekłość. Wyszło słabo i dość cicho. Czując, jak coraz bardziej bolą nadwyrężone mięśnie ramion, a spocone palce coraz mniej pewnie ściskają wątły korzeń, zaśmiał się. Tym razem wyszło lepiej.
"Ciekawe, czy zabije mnie wirus, snajper, a może po prostu spadnę na dół?" - pomyślał, mocno tą sytuacją rozbawiony. W płucach coś mu rzęziło i po twarzy spływała strużka krwi z rozbitego łuku brwiowego.

"Jeśli ten fagas czeka, aż ktoś spróbuje mnie wyciągnąć, to może będzie musiał trochę poczekać" - stwierdził nie bez racji. Byli dla siebie obcy i nikt nie zaryzykuje głowy, by wyciągnąć z gówna na wpół martwego najemnika. W końcu zawsze to jeden problem mniej, a prawdopodobnie wszyscy z wirusem i tak są już martwi. Tyle że być może wciąż mają nadzieję.

Thorn wiedział, że jeśli snajper go trafi, to pewnie jest po nim. Jeśli nawet postrzał nie będzie śmiertelny, to po prostu spadnie, a rana i wirus raczej nie ułatwią mu pływania.
Wiedział też, że w każdej chwili może wykończyć go wirus. Wtedy pewnie też spadnie.
Trzecią opcją, również kończącą się upadkiem w toń jeziora, była sytuacja, kiedy w końcu zmęczone mięśnie odmówią posłuszeństwa lub korzeń nie wytrzyma obciążenia.
Ponieważ wszystko wskazywało na to, że i tak pewnie skończy szybując w dół, miał wielką ochotę przestać odgrywać rolę celu dla tego pieprzonego snajpera i puścić chwyt. Jedyne, co go przed tym powstrzymywało, to możliwość, że Nesson miał gdzieś nadajnik o ograniczonym zasięgu, na który reagowały nanoboty wszczpione uczestnikom tej szopki. Skacząc w dół, wydawał na siebie wyrok śmierci.

- Militech, Biotech i cała reszta tych skurwysynów ma u mnie przesrane. Jeszcze im rachunek wystawię... - obiecał sobie szeptem.

Postanowił jeszcze chwilę powisieć. Tylko chwilę.

Kolejny huk wystrzału odbił się echem po okolicy...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 15-02-2009, 09:05   #39
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Ciało dziewczyny, przed upadkiem chronił pancerz i hełm. Dodatkowo zasłaniała się lewą ręką, co zamortyzowało nieco turbulencje. Pomimo zawrotów głowy, ruszyła szybko w las, który dawał najpewniejszą w tej chwili ochronę. Było kilka zręcznych sposobów na załatwienie snajpera, bez względu na to czy był on wprawny czy też nie. Znała się co nieco na kamuflażach, posiadały jedną zasadniczą wadę. A ona była zbyt dobrym solosem, żeby o tym nie wiedzieć.

Aidan wisiał nad przepaścią. Przeklął. Dobrze, że w ogóle coś, powiedział, bo to znaczyło, że jest w miarę przytomny. Jego życie wystawione było na ogromne ryzyko, a szkoda byłoby stracić taki kawałek cieplutkiego mięska. I na dodatek obietnica jaką mu złożyła... Z drugiej strony, snajper tylko czekał, na to, aż ktoś wybiegnie z lasu, aby go zdjąć w mgnieniu oka. Dopóki Aidan wisiał, snajper miał gwarancję, że reszta grupy nie zwieje mu w głąb lasu. Nie opłacało mu się go teraz zabijać. Najlepszym sposobem, było obejście skubańca od tyłu, ale w tej beznadziejnej, nadgryzionej grupce turystów, nie było żadnego porządnego zwiadowcy, który znałby teren. Razor, mógł się przydać, ale chyba tylko po to, aby ugotować 'coś' na obiad. Był jednak cień szansy, którą Esti postanowiła wykorzystać na tę, krótką chwilę.

- Masz to. - podała Hopkinsowi granat - Rzuć w stronę Thorna, tylko go uprzedź. - co prawda snajper bez antyoślepiacza to dupa, nie snajper, ale już raz takiego w tym lesie spotkali. Nie zaszkodzi zaryzykować.

Sama zajęła dogodne miejsce do obserwacji, wyjęła Arno i jeszcze raz zaczęła skanować otoczenie, z którego dobiegły strzały. Przybliżyła obraz na wyświetlaczu i przyjrzała się dokładnie, bowiem kombinezon kamuflujący obejmował tylko ciało a przecież typek miał przy sobie karabin lub inny ekwipunek. Wiedziała, że snajper musiał zająć dogodne stanowisko, które nie wymagało jego zmiany, ale ruchy lufą, to zupełnie inna sprawa.
 
Shathra jest offline  
Stary 15-02-2009, 12:43   #40
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Aidan 'Thorn' Beckett

Najemnik wisiał na gałązce, która nie wytrzymywała pod jego ciężarem i czuł jak wyrywa ją z gruntu. Określenie życia na krawędzi teraz przybierało całkiem dosłownego znaczenia. Nagle padł strzał. Okropny ból rozdarł jego lewą nogę od zewnętrznej strony uda. Krzyknął. Poczuł jak kula przebija się, rozrywając mięso. Dłonie wolno zaczęły osuwać się z trzymanego korzenia. Świat wirował i uciekał przed jego wzrokiem we wszystkie kierunki. Usłyszał głuchy krzyk kogoś z drużyny, lecz nie mógł zidentyfikować nawet osoby, a co dopiero treści. Przez chwilę wszystko stało się takie odległe. Wiedział co to za uczucie. To pierdolona śmierć wyciągał po niego swoje brudne łapska. Nie poddawał się, ale ból i osłabienie było silniejsze. W końcu ręce same odmówiły posłuszeństwa. Serce kuło niczym pod presją tysiąca wbijanych igieł. Krew ciurkiem spływała po nodze. Spadał w dół. W ułamkach sekund miał nadzieję, że nie uderzy o skalisty brzeg. To by był niefart…
Uderzenie o wodę wprawiło go w lekką dezorientację. Edytor bólu dopiero zaczął działać. Aidan w myśli poprzysiągł sobie, że jeśli przeżyje to pierwszą osobą do ostrzału będzie RipperDoc, który wcisnął mu to gówno z opóźnionym zapłonem. Rozejrzał się po powierzchni jeziora. Sprzęt pływał wokół niego, otoczony smugami krwi, które pokryły wodę. Sytuacja była tak chujowa, że gorzej być nie mogło. Snajper pewnie dokończy swoje dzieło. Beckett zanurzył się pod wodę. Nie był mistrzem pływania, ale musiał jakoś wydostać się z tego gówna. Zaczynał tracić przytomność i był ciężko ranny. Jedynym jego szczęściem w aktualnej chwili był nieczysty strzał snajpera.

* * *


Estella Stephens

Hopkins złapał granat i przylgnął do drzewa. W tym czasie Esti zaczęła skanować przeciwległą górę. Przyjrzała się dokładnie i bingo! Zauważyła ruch na głowie Thomasa Jeffersona. Sukinsyn leżał prawie pół mili od nich i czekał na ofiarę. Nagły strzał zmroził krew w żyłach Stephens. Ktoś oberwał. Usłyszała krzyk z bólu. To Thorn. Po chwili usłyszała uderzenie o wodę. Za ciężki na graty najemnika. Musiał sam spaść do wody. Poczuła kłucie w okolicach serca i potężny ból głowy. Jakby ktoś wiercił jej dziurę młotem pneumatycznym.

- Beckett chyba na opuścił. Nie ma sensu tracić granatu. Co robimy? – Hopkins i reszta wyraźnie też cierpieli na podobne objawy.

- Musimy zbiec tą ścieżką w dół. Tam ukryjemy się między gęstszym terenem. Według mapy Nessona właśnie w tamtym rejonie rozbił się helikopter. O ile jeszcze nas interesuje…
- Dorzuciła od siebie O’Neill. Razor klasycznie milczał i jedynie się uśmiechał. Stephens zauważyła, że jej cyborgizacje zaczynają szwankować. Przez głowę przeszła jej myśl, że może wirus wpływa też na to. To nie wróży zbyt dobrze.

* * *

Scott Mc'Doladan

Czekał na rozwój sytuacji, która błyskawicznie posuwała się do przodu. Nie było szansy na zdjęcie snajpera z jego pozycji. Żeby to zrobić musiał by zajść od drugiej strony wzgórza, ale nie miał pewności, czy nie natknie się na patrol wojska korporacyjnego. Nie mógł tak ryzykować dla ludzi, których nawet nie znał. Sekundy decydowały o życiu uwięzionych pod ostrzałem snajpera. Precyzyjny strzał strącił wiszącą ofiarę. W tym momencie Scott dostrzegł strzelca, usytuowanego na głowie prezydenta Jeffersona. Miał do niego na oko niecałe czterysta metrów. Mniej więcej taka sama odległość dzieliła go z ostrzeliwanym tarasem widokowym. Trafiony mężczyzna ciężko uderzył o taflę wody. Przez chwile unosił się na powierzchni, po czym zanurzył się pod wodę.
 
DrHyde jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172