Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2009, 12:42   #12
Avdima
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Alastor Briefmarkt

Kolejna wyprawa w poszukiwaniu ocalałych. Już dawno stały się rutyną, jedziesz, walisz racę, czekasz jakąś godzinę i spadasz do domu.
Alastor jechał z tą samą ekipą, co zwykle. Tylko jedna, może dwie osoby się zmieniały, a to ktoś zachorował, a to zginął. Szczęściarze.
Oddział makaroniarzy pod dowództwem kapitana Adamo Rizzo jak zwykle spisywał się znakomicie. Płynnie przemieszczał się z bazy do punktu zwanego "Punktem Rekrutacyjnym" lub po prostu rekrutą.
Drzewo, samotnie marznące na białej płaszczyźnie, Alastor widział je już tyle razy, zapamiętał niemal każdą gałązkę. Wiele godzin upłynęło mu na wpatrywaniu się we wgłębienia na korze, zbyt długie patrzenie na białą głębię oddali sprawiały ból oczom.

Znów miał wystrzelić racę, pistolet do tego służący powoli wrastał mu w dłoń. Robił to już setki razy, dzień w dzień, ta sama godzina i miejsce.
Dla pewności, jeden z żołnierzy, sprawdzał czy sprzęt działa poprawnie. Wystawił rękę za pojazd, uniósł do góry i wtedy pistolet wystrzelił.
Zaraz za strzałem rozległ się krzyk kapitana
- Co za idiota odpalił racę!?
- Sama odpaliła - z nutką niepewności starał się wytłumaczyć podkomendny.
- Jak sama mogła odpalić? Zresztą, nieważne. Mamy całe pudło.
Żołnierz odetchnął z ulgą
- Z tobą pogadam sobie jak wrócimy - dodał kapitan.


Była już siódma, dokładniej siódma sześć, za jakieś dziesięć minut powinni być już na miejscu. Cała droga zajmowała ledwie pół godziny, jeśli pogoda sprzyjała. Dlatego wybierali ranek, kiedy niebo było czyste i dało się dostrzec horyzont.
- Kapitanie! Widzę coś na horyzoncie!
- Potraficie to zidentyfikować?
- To chyba... To grupa ludzi! Tak, na pewno grupa ludzi!

Zagubieni

Grupa z przypadku, szli w stronę czerwonego blasku.
Coś niepokojącego działo się z Andrewem, dostawał drgawek, majaczył niezrozumiale. Wciąż dawał oznaki poczytalności, odpowiadał na pytania, potrafił policzyć ilość pokazanych palców. Nie było wiadomo, jak daleko da jeszcze radę iść.

Nieśmiało w oddali zaczęły pojawiać się jaśniejsze punkty. Cztery dokładniej, zaraz za nimi podążał dźwięk silnika.
Ulga i nadzieja zrodziła się w członkach grupy, ktoś zaczął krzyczeć, ktoś wymachiwał rękoma.
Dwa wojskowe Hummery podjechały, a z nich natychmiast wyskoczyli żołnierze. Po umundurowaniu dało się poznać, że są z Włoskiej armii. Razem było pięciu ludzi, jeden z nich miał opaskę medyka na ramieniu, jeden zaś nie był żołnierzem, o czym świadczyło cywilne ubranie.
- Nie ruszajcie się, to nic wam się nie stanie! - krzyknął jeden z żołnierzy
Celowali z karabinów prosto w nich, jeden zaczął podchodzić po kolei do wszystkich i przeszukiwać. Zabierał wszystko, co było bronią lub przy odrobinie wyobraźni, mogło się nią stać.
Po kontroli medyk podbiegł do Andrewa, resztę zaczęto pakować do pojazdów. W środku narzucono na nich ciepłe koce i zaproponowano gorącą herbatę prosto z termosu.



***

Alastor Briefmarkt

Czarnowłosa laska, narciarz, człowiek śniegu, ruda panienka (też laska, ale może trochę zbyt smarkata) i facet chory ma narkolepsję.
Super, takiego kompletu jeszcze nie było.

Wszyscy

- Odbiór? Czy mnie słyszycie? Odbiór! Mamy pięciu rekrutów. Kurwa, słyszycie mnie tam?
Facet krzyczący do mikrofalówki był wyraźnie zirytowany brakiem odzewu. Odwrócił się do Shayi, która siedziała w tym samym pojeździe co Arleta i Martin
- Skąd jesteście? Zresztą, jeśli nie chcesz, to nie mów. Wszystko będziecie musieli wyśpiewać u komandora - wysunął głowę przez otwór w bocznych drzwiach - Jedziemy do bazy!



***

Obóz wyglądał jak na wojnie. Wydzielone strefy, wojskowe namioty, wszędzie widać było uzbrojonych żołnierzy. Wszyscy wysiedli zaraz przy wjeździe do tak zwanej bazy, Hummery zaparkowano obok całej reszty sprzętu. Co najmniej dziesięć innych samochodów, dwa opancerzone transportery i jeden czołg.
Torby z zabranymi rzeczami zabrał jeden z żołnierzy, zaś grupę niedawno odnalezionych ludzi odprowadzono do namiotu z wielkim, czerwonym plusem obok wejścia.

Mężczyzna w lekarskim fartuchu siedział przy polowym, rozkładanym stoliku i ciągle coś notował. Po kolei mówił zebranym, żeby wchodzili za parawan, gdzie przeprowadzał krótkie badanie i zadawał kilka pytań. Zawsze te same.


Shaya Mardock

- Proszę się rozebrać do bielizny i stanąć obok mnie.
Doktor czekał aż pacjentka się rozbierze i będzie mógł ją zbadać. W namiocie było chłodno, jednak nijak miało się to do zimna, jakie nieraz panowało na zewnątrz.
Oględziny trwały krótko i przebiegły sprawnie. Kilka leniwych spojrzeń, popukanie w kilku miejscach i pomasowanie po brzuchu i w okolicach krtani.
- Może się pani ubrać. Czy nie jest pani na nic chora lub ma inne dolegliwości o których powinien wiedzieć pani lekarz i czy zażywa pani jakieś leki regularnie oraz jak długo ich pani nie zażywała.
Jednym tchem, mówił machinalnie. Spokojnie, bez pośpiechu. Wszystko notował w pomazanym notesie.
- Potrzebuję wypełnić ten formularz - wskazał na jedną z kartek leżącą na stoliku przed nim - Proszę o udzielanie krótkich i konkretnych odpowiedzi.
- Imię i nazwisko. Wiek. Pochodzenie. Aktualna rodzina. Czy zgadza się pani na pobranie organów w przypadku zgonu.
Ani razu nie utrzymał kontaktu wzrokowego przez więcej, niż pół sekundy. Ciągle notował koślawym, lekarskim pismem, poprawiając od czasu do czasu okulary na nosie.
- Dziękuję pani. Proszę teraz usiąść w poczekalni i poczekać aż zostanie pani wezwana przez jednego z żołnierzy.

Aleksandr Fiorkovsky

- Proszę się rozebrać do bielizny i stanąć obok mnie.
Doktor czekał aż pacjent się rozbierze i będzie mógł go zbadać. W namiocie było chłodno, jednak nijak miało się to do zimna, jakie nieraz panowało na zewnątrz.
Oględziny trwały krótko i przebiegły sprawnie. Kilka leniwych spojrzeń, popukanie w kilku miejscach i pomasowanie po brzuchu i w okolicach krtani.
- Może się pan ubrać. Czy nie jest pan na nic chory lub ma inne dolegliwości o których powinien wiedzieć pański lekarz i czy zażywa pan jakieś leki regularnie oraz jak długo ich pan nie zażywał.
Jednym tchem, mówił machinalnie. Spokojnie, bez pośpiechu. Wszystko notował w pomazanym notesie.
- Potrzebuję wypełnić ten formularz - wskazał na jedną z kartek leżącą na stoliku przed nim - Proszę o udzielanie krótkich i konkretnych odpowiedzi.
- Imię i nazwisko. Wiek. Pochodzenie. Aktualna rodzina. Czy zgadza się pan na pobranie organów w przypadku zgonu.
Ani razu nie utrzymał kontaktu wzrokowego przez więcej, niż pół sekundy. Ciągle notował koślawym, lekarskim pismem, poprawiając od czasu do czasu okulary na nosie.
- Dziękuję panu. Proszę teraz usiąść w poczekalni i poczekać aż zostanie pan wezwana przez jednego z żołnierzy.

Martin Jønesberg

- Proszę się rozebrać do bielizny i stanąć obok mnie.
Doktor czekał aż pacjent się rozbierze i będzie mógł go zbadać. W namiocie było chłodno, jednak nijak miało się to do zimna, jakie nieraz panowało na zewnątrz.
Oględziny trwały krótko i przebiegły sprawnie. Kilka leniwych spojrzeń, popukanie w kilku miejscach i pomasowanie po brzuchu i w okolicach krtani.
- Może się pan ubrać. Czy nie jest pan na nic chory lub ma inne dolegliwości o których powinien wiedzieć pański lekarz i czy zażywa pan jakieś leki regularnie oraz jak długo ich pan nie zażywał.
Jednym tchem, mówił machinalnie. Spokojnie, bez pośpiechu. Wszystko notował w pomazanym notesie.
- Potrzebuję wypełnić ten formularz - wskazał na jedną z kartek leżącą na stoliku przed nim - Proszę o udzielanie krótkich i konkretnych odpowiedzi.
- Imię i nazwisko. Wiek. Pochodzenie. Aktualna rodzina. Czy zgadza się pan na pobranie organów w przypadku zgonu.
Ani razu nie utrzymał kontaktu wzrokowego przez więcej, niż pół sekundy. Ciągle notował koślawym, lekarskim pismem, poprawiając od czasu do czasu okulary na nosie.
- Dziękuję panu. Proszę teraz usiąść w poczekalni i poczekać aż zostanie pan wezwana przez jednego z żołnierzy.

Carletta Laiho

- Proszę się rozebrać do bielizny i stanąć obok mnie.
Doktor czekał aż pacjentka się rozbierze i będzie mógł ją zbadać. W namiocie było chłodno, jednak nijak miało się to do zimna, jakie nieraz panowało na zewnątrz.
Oględziny trwały krótko i przebiegły sprawnie. Kilka leniwych spojrzeń, popukanie w kilku miejscach i pomasowanie po brzuchu i w okolicach krtani.
- Może się pani ubrać. Czy nie jest pani na nic chora lub ma inne dolegliwości o których powinien wiedzieć pani lekarz i czy zażywa pani jakieś leki regularnie oraz jak długo ich pani nie zażywała.
Jednym tchem, mówił machinalnie. Spokojnie, bez pośpiechu. Wszystko notował w pomazanym notesie.
- Potrzebuję wypełnić ten formularz - wskazał na jedną z kartek leżącą na stoliku przed nim - Proszę o udzielanie krótkich i konkretnych odpowiedzi.
- Imię i nazwisko. Wiek. Pochodzenie. Aktualna rodzina. Czy zgadza się pani na pobranie organów w przypadku zgonu.
Ani razu nie utrzymał kontaktu wzrokowego przez więcej, niż pół sekundy. Ciągle notował koślawym, lekarskim pismem, poprawiając od czasu do czasu okulary na nosie.
- Dziękuję pani. Proszę teraz usiąść w poczekalni i poczekać aż zostanie pani wezwana przez jednego z żołnierzy.

***

Alastor Briefmarkt

Alastor dobrze wiedział, co teraz dzieje się z grupą niedawno odnalezionych ludzi. Lekarz przeprowadza bardzo ogólnikowe badania, po czym wypełnia ankietę, zadając takie zbędne pytania, jak "czy zgodzisz się na pobranie organów po śmierci". Kto się tym będzie przejmował, jak ktoś zejdzie?
Potem będą zanudzać ich kolejną ankietą, po której przyjdzie pora na rozliczenie się ze skonfiskowanych przedmiotów, po czym wreszcie zadadzą pytanie, czy się na czymś znają.
- To ilu ich dokładniej było?
Kilkuminutową ciszę przerwało pytanie komandora, Milforda Johnsona. Mówił z mocnym, brytyjskim akcentem, który dla mało obytego w języku wyspiarzy mógł być mało zrozumiały.
- Pięciu. Dwie kobiety i trzech mężczyzn.
Adamo Rizzo odpowiedział szybko, zanim do Alastora dotarło, co komandor powiedział.
W oficerskim namiocie nie było nikogo innego, tylko oni trzej, dyskutujący o nowych "rekrutach", jak to zwykli ich nazywać. Od rozmowy tutaj przeprowadzonej zazwyczaj zależało, czy ktoś trafi do sekcji dla cywili i będzie hodowany jak prosie, czy też zostanie przydzielony do pracy, a tej w bazie Gamma nigdy nie zabrakło.
- Hmm... Z raportu o ich ekwipunku wynika, że dwie osoby miały broń. Którzy to byli?
- Dwie kobiety, to one miały pistolety - znów kapitan był szybszy, jakby łowił pytania komandora - Ponadto znaleźliśmy trzy noże i czekan.
- Czekan?
- Taki rodzaj kilofu.
- Aaa, już wiem.


Do namiotu wszedł żołnierz, stanął na baczność i przekazał informację
- Rekruci już są, czekają przed namiotem.
- Dobrze, wpuszczać po kolei.

Carletta Laiho

Żołnierz wyszedł z namiotu, po czym grzecznym tonem poprosił Carlettę do środka.
W namiocie siedziało dwóch mężczyzn, których Arleta rozpoznała, byli wśród żołnierzy, którzy przywieźli ich do bazy.
Trzeci, niezidentyfikowany jeszcze, wstał i pokazał otwartą dłonią na składane krzesło naprzeciw biurka, za którym siedział
- Proszę usiąść - kiedy Arleta usiadła, przedstawił się - Jestem komandor Milford Johnson z marynarki Jego Królewskiej Mości. Mamy kilka formalności do załatwienia, więc proszę o współpracę. Ciasteczka?
Podsunął do Arlety tackę z maślanymi ciastkami, po czym wyciągnął plik papierów z jednej z szafek i zaczął pytać
- Pani imię i nazwisko, wiek, pochodzenie, wykształcenie oraz zawód sprzed kataklizmu.
Następnie podsunął do dziewczyny kartkę, na której była lista różnych przedmiotów.
- Proszę o czytelne podpisanie się obok przedmiotu, który należał do pani.

- Czekan .................................................. .......................................
- Nóż myśliwski .................................................. ...............................
- Nóż z wbudowanym kompasem .................................................. ........
- Nóż kuchenny .................................................. ..............................
- Pistolet samopowtarzalny HM P7M8 (niezaładowany) .............................
- Pistolet samopowtarzalny BERETTA 92 FS (załadowany) ........................
- Dwa pudełka amunicji kalibru 9mm parabellum (po 20 każde) ...................

Czekał aż dziewczyna skończy, po czym kontynuował
- Teraz proszę mi powiedzieć, czy czuje się pani na tyle dobrze w jakiejś dziedzinie, żeby móc pracować na rzecz bazy?
Po odpowiedzi na to pytanie poproszono Arletę o wyjście z namiotu i wprowadzono następną osobę.

Shaya Mardock

Kiedy Arleta wyszła z namiotu, żołnierz powiedział do Shayi, żeby teraz weszła do namiotu.
Dwaj mężczyźni w namiocie dali się rozpoznać pomimo zakrytych twarzy, kiedy wcześniej ich spotkała. Byli to "wybawiciele".
Trzeci, niezidentyfikowany jeszcze, wstał i pokazał otwartą dłonią na składane krzesło naprzeciw biurka, za którym siedział
- Proszę usiąść - kiedy Shaya usiadła, przedstawił się - Jestem komandor Milford Johnson z marynarki Jego Królewskiej Mości. Proszę o współpracę, gdyż mamy do załatwienia kilka formalności, zanim możemy pani wreszcie dać odpocząć. Proszę się nie krępować, są trochę czerstwe, ale zjadne.
Wyciągnął plik papierów z jednej z szafek i zaczął pytać
- Pani imię i nazwisko, wiek, pochodzenie, wykształcenie oraz zawód sprzed kataklizmu.
Następnie podsunął do kobiety kartkę, na której była lista różnych przedmiotów.
- Proszę o czytelne podpisanie się obok przedmiotu, który należał do pani.

- Czekan .................................................. .......................................
- Nóż myśliwski .................................................. ...............................
- Nóż z wbudowanym kompasem .................................................. ........
- Nóż kuchenny .................................................. ..............................
- Pistolet samopowtarzalny HM P7M8 (niezaładowany) .............................
- Pistolet samopowtarzalny BERETTA 92 FS (załadowany) ........................
- Dwa pudełka amunicji kalibru 9mm parabellum (po 20 każde) ...................

Czekał aż kobieta skończy, po czym kontynuował
- Teraz mam do pani pytanie. Czy czuje się pani na siłach wykonywać jakiś zawód w tej bazie?
Po odpowiedzi na to pytanie poproszono Shayę o wyjście z namiotu i wprowadzono następną osobę.

Aleksandr Fiorkovsky

Kiedy Shaya wyszła z namiotu, żołnierz powiedział do Sashy, żeby teraz wszedł do namiotu.
Dwóch mężczyzn siedziało po obu stronach biurka, za którym siedział jeszcze jeden. "Gwardia przyboczna" wyglądała znajomo, jednak z facetem za biurkiem widział się po raz pierwszy.
Niezidentyfikowany mężczyzna, wstał i pokazał otwartą dłonią na składane krzesło naprzeciw biurka, za którym siedział
- Proszę usiąść - kiedy Sasha usiadł, przedstawił się - Jestem komandor Milford Johnson z marynarki Jego Królewskiej Mości. Zadam teraz panu kilka pytań, proszę o prawdziwe odpowiedzi, to bardzo istotne.
Wyciągnął plik papierów z jednej z szafek i zaczął pytać
- Pana imię i nazwisko, wiek, pochodzenie, wykształcenie oraz zawód sprzed kataklizmu.
Następnie podsunął do mężczyzny kartkę, na której była lista różnych przedmiotów.
- Proszę o czytelne podpisanie się obok przedmiotu, który należał do pana.

- Czekan .................................................. .......................................
- Nóż myśliwski .................................................. ...............................
- Nóż z wbudowanym kompasem .................................................. ........
- Nóż kuchenny .................................................. ..............................
- Pistolet samopowtarzalny HM P7M8 (niezaładowany) .............................
- Pistolet samopowtarzalny BERETTA 92 FS (załadowany) ........................
- Dwa pudełka amunicji kalibru 9mm parabellum (po 20 każde) ...................

Czekał aż mężczyzna skończy, po czym kontynuował
- Hmm... Teraz może mi pan powiedzieć, czy czuje się na siłach wykonywać jakiś zawód na rzecz społeczności w bazie?
Po odpowiedzi na to pytanie poproszono Sashę o wyjście z namiotu i wprowadzono następną osobę.

Martin Jønesberg

Kiedy Sasha wyszedł z namiotu, żołnierz powiedział do Martina, żeby teraz wszedł do namiotu.
Puste krzesło, zaraz naprzeciw biurka, majętnie wyglądającego faceta i dwóch innych, wywołujących mieszane uczucie. Niedawno ich spotkał, pomogli jak pomogli, ale raczej nie zrobili tego zbyt miły sposób.
Niezidentyfikowany mężczyzna zza biurka wstał i pokazał otwartą dłonią na składane krzesło naprzeciw niego.
- Proszę usiąść - kiedy Martin usiadł, przedstawił się - Jestem komandor Milford Johnson z marynarki Jego Królewskiej Mości. Spytam pana o kilka rzeczy i oczekuję szczerych odpowiedzi.
Wyciągnął plik papierów z jednej z szafek i zaczął pytać
- Pana imię i nazwisko, wiek, pochodzenie, wykształcenie oraz zawód sprzed kataklizmu.
Następnie podsunął do mężczyzny kartkę, na której była lista różnych przedmiotów.
- Proszę o czytelne podpisanie się obok przedmiotu, który należał do pana.

- Czekan .................................................. .......................................
- Nóż myśliwski .................................................. ...............................
- Nóż z wbudowanym kompasem .................................................. ........
- Nóż kuchenny .................................................. ..............................
- Pistolet samopowtarzalny HM P7M8 (niezaładowany) .............................
- Pistolet samopowtarzalny BERETTA 92 FS (załadowany) ........................
- Dwa pudełka amunicji kalibru 9mm parabellum (po 20 każde) ...................

Czekał aż mężczyzna skończy, po czym kontynuował
- Teraz niech pan mi powie, czy czułby się na siłach przysłużyć się społeczności tej bazy poprzez wykonywanie jakiegoś zawodu?
Po odpowiedzi na to pytanie poproszono Martina o wyjście z namiotu.

Alastor Briefmarkt

- To już wszyscy sir - powiedział żołnierz, który niedawno przyprowadził rekrutów pod namiot.
- Było pięciu - zauważył kapitan, czym podzielił się z resztą.
- Jeden zemdlał podczas badania, lekarz powiedział, żeby zostawić go w szpitalu na czas wykurowania.
- Rozumiem. Odmaszerować.
Żołnierz zasalutował i odmaszerował, jak kazał kapitan.

< Każdy dostał inną listę, tak na wszelki wypadek piszę, żeby nie było wątpliwości. Jak odpiszecie, to zacznę pisać dość krótki post, w którym rozwinę sytuację w bazie. Jeśli będziecie chcieli przeprowadzić rozmowę ze sobą lub z którymś z NPC, nie omieszkajcie tego wspomnieć i cóż... wykonać w poście z grą. Wtedy odpiszę reakcję NPC, jeśli będzie ona istotna i oczywiście odpiszę, jeśli ktoś z was postanowi się "zbuntować" np. nie siadając na krześle przed komandorem. Nie krępujcie się podejmować akcję jako NPC. >
 
Avdima jest offline