Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2009, 14:43   #81
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
-Vale et me ama!

Nieco ciszej dodał tylko.

-...cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo..

Rzucił ironiczne dla siebie samego słowa na przegnanie wampirzycy. Wpakował się nieźle. Strasznie. Źle. De caelo in caenum – z nieba w błoto. Biorąc pod uwagę fakt siedzenia w bajorze to była nader zabawna myśl. Czuł się pełen sił, szczerze mówiąc to nie było nic nadzwyczajnego, wszakże wcale się nie zmęczył. Był tylko zaniepokojony, aż za nadto. Skoro miał grać w dwie strony i nie stracić życia to właśnie to zamierzał zrobić. Trochę flegmatycznie, powoli i błądząc myślą i oczyma po świecie wyszedł z bajora.
Nie minęło wiele nurtu rzek czasu kiedy to Tyburcjusz nie tyle zmył co starł z siebie błoto poprzez roślinność i wskoczył w garnitur. Chwile jeszcze przyglądał się Dominiqe z wielkim pomyślunkiem. Niczym marmurowy posąg z wyrzeźbionymi srogimi rysami twarzy i małymi perłami w źrenicach, jak sztylet wbity w ziemię, oczekujący wojny.

-Życie jest takie skomplikowane. I o to skompilowanie Aby móc dalej komplikować trzeba walczyć. Paranoja. Prawa Ty tam na górze?

Spojrzał w niebo z przekąsem. Coś zaszeleściło kiedy to Tyburcjusz wyjął zapalniczkę i papierosa. Płomień buchnął wydając niepokojący dźwięk, a mężczyzna zaciągnął się dymem. Był to dławiący dym po palił mocne papierosy. One go uspokajały. Spacerował brzegiem w kierunku Dominiqe niczym dawny szlachcic, prosty jak trzcina z niezachwiana pozycją głowy, miarowymi krokami i dłońmi trzymanymi z tyłu. Tylko kopcący się papieros w ustach psuł te wrażenie.

-Witaj.

Przykucnął na brzegu i uśmiechnął się lekko. Prawą dłonią palił papierosa, a palcami lewej przesuwał po ziemi jakby skanując jej fakturę, jakby nic mu miało nie umknąć.

-Pamiętasz mnie? Zapewne pamiętasz. Tobie nic nie może umknąć. Nie umknęło także to, że mam kłopoty. Nawet więcej. Jesteś dobra. Nawet jeśli cokolwiek było kiedyś źle, jakby cos nie tak... Mam dar i widzę, że jesteś dobra. Właśnie z tego powodu Ciebie prosić będę o pomoc.

Wypuścił z ust dymne pierścienie. Rozejrzał się dokoła. W duchu chwalił wizje. Jednak całe wydarzenia ostatnich chwil podbudowały Tyburcjusza. Czuł się mocniejszy. Nawet nie jako osoba, raczej mając siłę za sobą, coś co daje mu czego zechce. Nawet jeśli cena będzie brzmieć wszędzie wokół. Kombinował. Milczał już kilka dobrych chwil, zdążył wypalić papieros i tylko wyrzucił resztę za siebie. Oparł dłonie o kolana, westchnął.

-Mój status nie jest najlepszy. Szczerze mówiąc to grodzi mi przemiana mi śmierci, potem coś gorszego. To miasto było bez bólu. Nie mogę prosić nikogo o przyłączenie do Stada, to za dużo. Lecz jestem w stanie skuć się z Tobą łańcuchem słów. Lecz weźcie mnie siłą na Towarzysza lub... Sprawicie, spraw gładkim słowem i chartem ducha aby mnie tylko przez pewien czas uważano za jednego z Was, za członka Stada.

”Graj w tym kraju o ryzyko z życiem. Nawet niezła jest. Niebywała jest potęga i chyba aż nazbyt niebywała dla mnie. O ironio, kiedy moja rozkochana krwiopijczyni się o tym dowie to... Będzie ciekawie. Tylko udać wziętego siłą, zmuszonego. Na wojnie giną narody lecz Ci co nie walczą, zawsze skorzystają. Sumienie? Możliwe. Bardziej prawdopodobne, że ona poczuje się wdzięczna. Gdybym nie wołał o pomóc, gdybym tego nie szeptał. Och tak, ludzie są głupi i niewdzięczni. Więc co? Oszukać. Mundus vult decipi, ergo decipiatur, świat chce być oszukiwany, niechże więc będzie.”

Podrapał się w kark, pstryknął palcami spoglądając na niebo, a potem na Dominiqe, starając się dojrzeć wprost w oczy, zwierciadło duszy. Jakby starając się wychwycić nici emocji, jakby zajrzeć do siedliska wolnej myśli i wiedzieć co mówić aby się udało.

-Jak? Przysięgnę na kości mego ojca.
.
Najzabawniejsze było to, ze w domniemaniu Francuza jego prawdziwy ojciec nie miał kości więc nie grodziło im sponiewieranie po złamanej przysiędze. Zastygł bez ruchu, zastygł oczekując najdrobniejszej głoski, wiekopomne słowa. Jeśli się zgodzi wielka galaktyczna układanka, bo tak mężczyzna wyobrażał sobie swe życie, zyska kolejny element.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline