Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2009, 03:27   #2
Kejmur
 
Kejmur's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodze
Nass'ri wpatrywał się raz to w ulicę za oknem, a raz na swój ogon, będąc znużonym tym mało aktywnym dniem. Po ostatniej niespodziewanej wizycie był z lekka zdziwiony, ale jakoś specjalnie to nie wpłynęło na jego osobę. Szanował przeciwnika, ale nie przejmował się tym specjalnie, szczególnie znając jego dziwne usposobienie. Zamknął oczy i zatopił się w przemyśleniach. Zastanawiał się nad ostatnimi miesiącami - wybór Staten Island na ich siedzibę nie był zły, a jak na Nowy Jork dzielnica była naprawdę spokojna, szczególnie że miasto było naprawdę duże. Oczywiście na ludzkie standardy. Tam, skąd pochodził i pracował takie metropolie nie były niczym wyjątkowym. Biła od nich dziwna potęga i harmonia, której nie mogły oddać nawet najbardziej finezyjne ludzkie dłonie. Tak, niebiański raj był miejscem wyjątkowym, jednak nie będzie dane mu tam za szybko wrócić. Potraktowali go jak śmiecia, gdyż śmiał zakwestionować jedną sprawę... i zamienili w małego, odrażającego stworka. Wygląd nie był problemem - to można było łatwo naprawić, po prostu zmieniając swój imidż. Raczej problemem było to, że wraz ze zmianą prawdziwego ciała jego moce zostały mocno ograniczone. Oczywiście kolejny sądny dzień nadejdzie i on będzie tym razem rozdawał karty. Był po prostu święcie o tym przekonany. Gdyż posiadał jedną istotną rzecz, czyli mianowicie czas. A poza tym ludzie, mutanci i te inny wybryki boskiej kreacji... były rozkosznie zabawne, a każda obserwacja przynosiła ciekawe nowinki, które krzętnie notował. Ci, którzy go wygnali za to, gdyż śmiał zasugerować, że śmiertelnicy powinni zostać ich niewolnikami. I co z tego ? Wypuścili zwierzynę z zagrody i patrzcie co się dzieje. On mógł się ironicznie uśmiechnąć, a pewnie tam na górze wyklinają to, że ludzkość dopadła ta zżerająca, wszędobylska zaraza zła... Ha ! Nie wierzyli, że ludzie i wszelkie inne śmiertelne twory mają potencjał. No to mają za swoje. Skoro nawarzyli piwa, niech teraz sami go wypiją. A browar był zaskakująco niezłym napojem, dodał z pewnym samozadowoleniem. Ale jak już dojdzie do siebie, wtedy w końcu jednak wprowadzi swoje plany w życie. Narazie musiał odzyskać to, co stracił. A to nie było jak na tą chwilę zbyt proste.

Chwycił za swój ogon i zaczął się nim bawić. Ta Cyntia... znowu się bawi swoimi nieumarłymi "lalkami". Z pewną odrazą musiał przyznać, że jednak mu była potrzebna. Nie żeby jej nie cierpiał. Wręcz przeciwnie - była na swój sposób intrygująca, a czasem potrafiła go nawet rozbawić. A poza tym dziwną radość sprawiało mu docinanie jej, gdy popełniała jakiś prosty w jego mniemaniu błąd. Dzisiaj nie chciało mu się za bardzo obserwować tego, co ona będzie wykonywać czy których znowu zwłok użyje. To była rutyna, która stała się już normalnością. Chodzili, wabili ofiary, a potem zabijali, by mogła sobie przywołać armię zombiaków czy szkieletorków... W sumie uśmiechnął się pod nosem, widząc oczami wyobraźni sceny jak z horrorów klasy B. Chociaż musiał przyznać, że ich działalność zaczęła za bardzo zwracać uwagę tych mend z mocami. Muchy zlatywały się do padliny, a on tego nie lubił. Zatopił się w myślach po raz kolejny i tym razem jego oczy zamknęły się na parę dłuższych chwil. I wróciły wspomnienia, gdy jeszcze go nazywano Emanuelem…

* * * * * *

Pierwszy był gest boskiej dłoni
Potem światłem się objawił
i na końcu nastały dwie krainy - ta ziemska oraz niebiańska

Sam Bóg wykreował wszystko od podstaw i utworzył nas, anioły, by mu służyli radą oraz swoimi dłońmi w pracy. Z początki pojedyncze jednostki, potem setki, aż w końcu miliony. Razem z jego radą i naszymi mocami stworzyli miejsce idealne – niebiański raj. Miejsce, gdzie każdy mógł się poczuć wyjątkowy, a potęga od niego bijąca mogła być przytłaczająca. Jednak nawet On nie mógł stworzyć czegoś, co by nie miało jakiejś skazy. Z początku małe zadrapanie, w które potem się wdarło zakażenie, a w końcu wytworzyło się coś, co było odrażające. Tym czymś było zło – które pojawiło się w paru jednostkach, które śmiały zakwestionować święte, ostateczne prawo. Tym kimś byłem ja. Jednym z nielicznych, którzy zapoczątkowali coś, co potem miało wywołać lawinę. Społeczeństwo, gdzie nie istniały choroby, zgnilizna czy przemoc zaczęło się chwiać u podstaw. I w końcu doprowadziło do nieodwracalnych na zawsze zmian.

Emanuel, sekretarz samego Stworzyciela spojrzał na stertę dokumentów, które się zebrały w ostatnim czasie. W sumie to była nudna, nużąca praca. Był poirytowany tym, że nie mógł użyć mocy, gdyż Bóg stwierdził, że jeśli czemuś ufał, to moim dłoniom oraz oczom, a nie samej wewnętrznej energii. Dla Emanuela brzmiało to dziwnie, jednak nie śmiał kwestionować jego woli. Gdy przewracał kolejne papierzyska, jego oczom rzuciła się specyficzna pieczęć. Skrzydła, do których były doczepione specyficzne, długie rogi. Nie zastanawiając się, otworzył ją i się zdziwił treści. A więc szykowała się jakaś… wojna, a on miał pomóc w organizowaniu pierwszych oddziałów. Zamrugał oczami i jeszcze raz spojrzał. Nie, to było niemożliwe. Wojna ? Po co ? W jakim celu ? A więc to, że pojawiło się coś niezwykłego nie było przypadkiem… z powrotem zapieczętował wiadomość i gdy już miał ruszyć, usłyszał pukanie do jego rezydencji. Pstryknął palcami, a drzwi same się odsunęły, wpuszczając do środka. Odwrócił się spokojnie i ujrzał starego, dobrego przyjaciela. Osobnik ten spoglądał na niego brązowymi oczami, ubrany w długą czarną szatę i długie do ramion czarne włosy. Dzisiaj się uśmiechał widząc jak kiedyś on się tak diametralnie różnił. Ten z dziwnie zawadiackim uśmiechem na niego spojrzał, a ten mu odpowiedział tym samym. Gestem zachęcił go, by usiadł, a ten od razu się zgodził. I tak się zaczęła ich rozmowa, którą pierwszy zagaił Emanuel.

- Witaj Arisie. Wybacz, ale jestem z lekka zajęty, więc szybko powiedz swoje.
- Ahhh… konkretny jak zawsze. Dobra, nie będę Cię zanudzał przyjacielu. Chociaż chętnie bym jeszcze o czymś dłużej poplotkował, taki już jestem. Ale powiem wprost, mianowicie słyszałeś o ostatnich nowinach? To, że jakieś istoty pojawiły się u naszych głównych bram…


Słyszał i zastanawiał się czym były te istoty. W każdym razie nigdy nie usłyszał odpowiedzi od ich Stwórcy. Czy były jego kreacją ? Czy powstały po to, by ich sprawdzić ? A może jeszcze istniała siła, która mogła zagrozić jemu samemu ? Ta myśl go uderzyła, ale musiał przyznać, że była intrygująca. Aris uśmiechnął się, widząc zamyślenie na twarzy Emanuela. I on doskonale znał jego myśli.

- Jakby istniało coś takiego, czego ON nie stworzył… chociaż z drugiej strony tego nie wykluczam. Ba, chętnie się dowiem co to.

Emanuel zdziwiony spojrzał na niego, a on lekko się zaśmiał. Lubił zaskakiwać tego, którym nazywali Wiedzącym. I sprawiało mu to dziwną radość. Jednak sekretarza miało zaskoczyć jeszcze bardziej coś innego. Kolejne, jeszcze bardziej intrygujące wyznanie.

- Przybyłem tutaj, by się dowiedzieć, czy mnie wybierzesz na głowę nowej armii. Możesz już zmazać to zaskoczenie z twarzy – po prostu mam swoje metody by się dowiedzieć tego, co chcę. I pamiętaj o jednym, mianowicie o tym, że nie tylko poza bramami coś zaczyna gnić, ale także od środka. I ten smród zaczyna się coraz bardziej unosić. I się zaczynam nim się właśnie dusić…

Gdy Emanuel się otrząsnął, dostrzegł, że jego gościa już nie było. Gdy sięgnął po papiery, jedyne, co widział przed oczami te dziwnie przekrwione oczy. I wiedział, że to był omen. Omen, który miał raz na zawsze sprowadzić go na ścieżkę, z której już nie mógł nigdy uciec…

* * * * *

Nass’ri obudził się. Poczuł dziwne szarpnięcie, a jego umysł i ciało, które były połączone dziwnym kontraktem z Cyntią przeszły dziwne dreszcze. Zaskoczony tym, zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju, by szybko zejść po schodach. Gdy poczuł tą moc, która właśnie się wyzwalała… poczuł coś nie tylko potężnego, ale także znajomego. Jakby Plotki o Stworach zza Bram były na powrót żywe. Spojrzał na podopieczną. Ta moc nie mogła być dziełem śmiertelnika i on o tym doskonale wiedział. Zaskoczony tym faktem przyglądał się podopiecznej, gdy starał się do niej przemówić.

- Cyntia… jesteś ? I co to za moc ? W życiu nie kojarzę byś coś takiego wcześniej zrobiła…

Gdy usiadł na pobliskim fotelu i analizował jej każdy gest, ułożenie ciała czy po prostu ilość mocy, usłyszał skrzypienie desek. Coś się zbliżało i w sumie się uśmiechnął na tą nowinę. Nudził się, a chciał się co nieco jednak rozruszać. To była niezła okazja. W jego dłoni pojawił się tak znajomy dla niego płomień oraz oczekiwał nowego, nieproszonego nieznajomego…
 

Ostatnio edytowane przez Kejmur : 14-02-2009 o 03:31.
Kejmur jest offline