| Ruszyli razem. Arleta przez większość drogi wlepiała wzrok w kompas, pod pretekstem pilnowania kierunku w którym idą. Ale tak naprawdę głęboko zastanawiała się nad ostatnimi wydarzeniami. Była głodna i nieco śpiąca. Szła lekko z tyłu, jakby w obawie, że ktoś będzie chciał z nią rozmawiać. Nagle jeden z idących przodem mężczyzn zaczął coś bełkotać. Podniosła głowę żeby zobaczyć co się dzieje. Facet szedł i drżał, przyciskając do siebie ramiona skrzyżowane na klatce piersiowej. Zrobiła kilka dłuższych kroków do przodu, doganiając tym samym niepokojąco wyglądającego osobnika. - Coś Panu dolega? – zapytała chowając kompas do kieszeni. – Strasznie Pan drży.
Chyba chciał odpowiedzieć, ale żadne zdanie, które sklecił nie pomogło Arlecie dociec co mu jest. Omijał ja wzrokiem i nie skupiał się na tym co mówiła. - Halo! – pomachał mu dłonią przed samą twarzą – Ile palców widzisz ?- nic innego ni przyszło jej do głowy. - Trzy. – powiedział po chwili. - Dobrze. „Chyba mogę przyjąć, że kontaktuje. Mam nadzieje, że w pobliżu jest jakaś cywilizacja.”
Pojawienie się czegoś na horyzoncie, było niczym gwiazdka z nieba. Z początku myślała że to jakieś skutery śnieżne, ale było o wiele lepiej. Dwa duże wojskowe samochody przeszły jej wszelkie oczekiwania. Z każdego wyszło kilku ludzi ubranych w mundury. Jeden natychmiast przykuł uwagę dziewczyny. „Medyk!” – Złapała za rękaw dygoczącego Andrewsa i pociągnęła wprost do niego. - Może Pan nim się zająć?! Jest w bardzo kiepskim sta….- nie dokończyła, bo jeden z żołnierzy szarpnął ją za kurtkę i krzyknął: - Nie ruszajcie się to nic wam się nie stanie!
Mierzył w nią bronią, gotowy do strzału. Przestraszona dziewczyna stanęła bezruchu i przyglądał się jak inny z wojskowych przeszukuje rzeczy i resztę z jej towarzyszy. Zabierał tylko to co mogło posłużyć za broń lub nią rzeczywiście było. Kiedy odebrał jej pistolet, który trzymała na dnie torby, wzruszyła tylko ramionami. „I tak nie było z niego pożytku” – pomyślała – „Bez naboi nie mogłabym go użyć.”
Nóż też zabrał.
W końcu wsiedli do wozów. Arleta siedziała razem z czarnowłosą i blondynem, na tylnym siedzeniu, okryta kocem, milczała napawając się ciepłem. - Odbiór? Czy mnie słyszycie? Odbiór! Mamy pięciu rekrutów. Kurwa, słyszycie mnie tam? – krzyczał facet za kierownicą - Skąd jesteście? Zresztą, jeśli nie chcesz, to nie mów. Wszystko będziecie musieli wyśpiewać u komandora. „Nerwowy gość. Ciekawe co miał na myśli mówiąc „rekrutów”?” - Jedziemy do bazy!
Dawno nie jechała autem. Może dlatego było jej strasznie duszno wewnątrz, a droga minęła jej bardzo szybko.
Baza nie przypadła jej do gustu. Wszędzie uzbrojeni żołnierze wzbudzali w niej mieszane uczucia. Lekarz też jej się nie spodobał. Każde jego słowo było chłodne i emanowało znudzeniem.
Wykonywała potulnie prośby lekarza. Ten osłuchał płuca, pomacał brzuch, sprawdził gardło i osunął się na swoje krzesło. - Może się pani ubrać. Czy nie jest pani na nic chora lub ma inne dolegliwości o których powinien wiedzieć pani lekarz i czy zażywa pani jakieś leki regularnie oraz jak długo ich pani nie zażywała. – ciągle coś notował co było dosyć irytujące. - Chora? Myślałam, że to Pan jest lekarzem i stwierdza takie rzeczy, zresztą nieważne! – dodała, widząc obojętność na jego twarzy i chcąc jak napredzej darować sobie ten widok odpowiedziała. – Czuję się dobrze. Leków nie zażywam.
Zanotował. - Potrzebuję wypełnić ten formularz - wskazał na jedną z kartek leżącą na stoliku przed nim - Proszę o udzielanie krótkich i konkretnych odpowiedzi. Laiho złapała za długopis i zaczęła wpisywać potrzebne informacje. - Imię i nazwisko: Carletta Laiho, Wiek: 17 lat, Pochodzenie: Finka; urodziłam się w Lahti, Aktualna rodzina: brak, Czy zgadza się pani na pobranie organów w przypadku zgonu?: - A jest Pan w stanie je pobrać i przeszczepić ? – dodała złośliwie. - Zgadza się Pani czy nie? - Co za nie fajny koleś. – mruknęła pod nosem i wpisała drukowanymi literami ‘NIE’. „Nie pozwolę mu sobie grzebać we wnętrznościach jak umrę.” - Dziękuję pani. Proszę teraz usiąść w poczekalni i poczekać aż zostanie pani wezwana przez jednego z żołnierzy.
Kiedy wszystkich już przebadano, zaprowadzono ich do innego namiotu, do którego też kazano wchodzić po kolei.Cała ta sytuacja była dla niej coraz bardziej męcząca. Poproszono ją o wejście do środka. „Tych dwóch już widziałam” – spostrzegła, siadając na ustąpione przez trzeciego osobnika krzesło. - Jestem komandor Milford Johnson z marynarki Jego Królewskiej Mości. Mamy kilka formalności do załatwienia, więc proszę o współpracę. Ciasteczka? – powiedział
- Marynarka Jego Królewskiej Mości? To znaczy? Mogę się dowiedzieć gdzie się znalazłam? – złapała mimowolnie za ciacho, trochę się powstrzymując przed wzięciem jeszcze kilku. W końcu nie przelewało się jej w ostatnich dniach. Miała ochotę na jakieś ciepłe mięso czy zupę. Dawno nie miała czegoś takiego w ustach.
Komandor zamyślił się przez chwilę - Sami dokładnie nie wiemy... - westchnął - Wycofywaliśmy się przez większość czasu przed silnymi zamieciami. Staramy się określić nasze położenie, jednak... No dobrze, przejdźmy do konkretów. – wyciągnął z biurka plik papierów i zaczął zadawać pytania. – Pani Imię i Nazwisko ? „No cudownie, kolejna ankieta? Co to za miejsce? Instytut Statystyki Badawczej Konsumenta?” - Carletta Laiho
- Wiek?
- 17 lat.
- Młoda … - mruknął – Pochodzenie? - Finka.
- Wykształcenie oraz zawód sprzed kataklizmu?
- Kończyłam szkołę, zawodu nie mam.
Następnie podsunął do dziewczyny kartkę, na której była lista różnych przedmiotów. - Proszę o czytelne podpisanie się obok przedmiotu, który należał do pani. – spojrzała na listę, która jej podsunął i szybkim ruchem podpisała się przy rzeczach do niej należących.
- Czekan .................................................. .......................................
- Nóż myśliwski .................................................. ...............................
- Nóż z wbudowanym kompasem .................................................. ........
- Nóż kuchenny …Carletta Laiho…
- Pistolet samopowtarzalny HM P7M8 (niezaładowany) …Carletta Laiho…
- Pistolet samopowtarzalny BERETTA 92 FS (załadowany) ........................
- Dwa pudełka amunicji kalibru 9mm parabellum (po 20 każde) ...................
Czekał aż dziewczyna skończy, po czym kontynuował - Teraz proszę mi powiedzieć, czy czuje się pani na tyle dobrze w jakiejś dziedzinie, żeby móc pracować na rzecz bazy? - Pracować na rzecz bazy? Mówi Pan poważnie? – nie chodziło tu raczej o to, że nie chciała pracować. Nie przepadała za wojskiem i nawet trochę już przyzwyczaiła się do samotności i przemierzania śnieżnych pustyń. Tyle osób na raz budziło w niej lekki strach.
Komandor skinął twierdząco głową. - Zawsze przyda się kolejna osoba do pomocy, lepsze to niż siedzenie na dupie i nic nie robienie. – wstała z krzesła i spojrzała po twarzach żołnierzy. Miała ochotę stąd uciec, jednak bardziej od tego wolała się wyspać. Postanowiła się zbytnio nie stawiać. - Znam się na pierwszej pomocy. Ukończyłam potrzebne do jej udzielania kursy. A poza tym, choć zdaje się to mało istotne w tym miejscu, umiem grać na skrzypcach. To wszystko co potrafię najlepiej.
Po tych słowach opuściła namiot. „Kolejne dni pokarzą co z nami zrobią.” |