Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2009, 15:34   #3
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Rey był spokojnym człowiekiem, lubiącym wypoczynek relaksujący i pozbawiony większych czy mniejszych...atrakcji. Tak, zawsze gdy zastanawiał się nad urlopem, widział siebie na leżaku, wylegującego się na słońcu. Wizyta tutaj była...zaprzeczeniem całej tej idei, ale wakacje miały być jeszcze długie. Ale nie martwił się. Zawsze mogło być gorzej, a będzie lepiej. O tym ostatnim mężczyznę zapewnił popis pewnych...zdolności nieznajomego, który wszedł w pole jego widzenia. Niesamowite, niesamowite. Gdyby jakiś cyrk miał coś takiego w swoim repertuarze, to niewątpliwie kupiłby bilet. A może nawet dwa. Cyrk! Jak dawno nie był w cyrku. Inna rzecz, że chyba by go do niego nie wpuścili, w tym pomarańczowym mundurze. Ah. Ale warto byłoby w sumie spróbować, reakcje ludzi mogłyby być warte wydania kilku dolarów.
Teraz jednak miał cyrk za darmo, a pierwszy występ miał się zacząć.

- Pani...Claine. przemówił słabym głosem, jakże innym od jego zwyczajnego. Przebrzmiewała w nim jednak...radosna nuta. Czy lubi pani...straszne filmy?

Kobieta na chwilę pozostawiła swoją torbę z narzędziami, unosząc zdziwione spojrzenie w stronę więźnia. Drake nigdy nie był zbyt rozmowny, przynajmniej nie wobec niej.

- Eghm...nie, niezbyt...nie lubię się bać. Ale skąd to dziwne pytanie?

- Wygrała pani chyba casting na główną rolę nowej historii o duchach...

- Co też pan...mówi...


Kobieta skierowała wzrok na podłogę, gdzie z powodu ulokowania lamp, dało się zauważyć cień. Cień, który zdecydowanie nie należał do niej, co więcej przewyższał ją wysokością i gabarytami. Padł cios, jednak lekarka jakimś cudem uchyliła się o tyle, aby jedynie zahaczył o jej skroń. Przerażona i bez lepszych pomysłów, rzuciła się do konsoli alarmowej. Z dolnej części białego nadgarstka wysunęło się miniaturowe działko, które rozbłysnąwszy jak choinka, uwolniło z siebie ładunek elektryczny, który zamiast w kierunku maszynerii, posłał kobietę na przeciwległą ścianę. Zakapturzony osobnik wynurzył się w pełni ze ściany i pośpiesznym krokiem podszedł do Bagmana. Zaczął majstrować coś przy urządzeniu blokującym ruchy pana Drake'a.

Który z klasycznym dla siebie, stoickim spokojem przyglądał się wydarzeniom tak, jakby on był tutaj przejazdem, a nie pełnym ich uczestnikiem.

-Liczyłem na podduszenie od tyłu. w głosie więźnia zadźwięczał ślad żalu, szybko jednak zniknął w otchłani zapomnienia. Pan Drake spoglądał na gościa gościa ciekawskimi oczyma.

-Nigdy nie spodziewałem się że pozwalają tutaj na odwiedziny. Z kim przyjemność mam?

Mężczyzna nie odpowiadał. Co ciekawsze, praktycznie nie poruszał rękoma podczas pracy. Po prostu utrzymywał kontakt z maszyną. Wszystkie funkcje wykonywały się same, a hasła były przełamywane przy pomocy jego woli. Ostatnia komenda. Serwomotory zasyczały donośnie, uwalniając pokłady pary, a tym samym rozluźniając uchwyty na kończynach Drake'a, który zachwiawszy się, omal nie spotkał się z ziemią. Uczucie braku równowagi szybko jednak minęło.

- Jestem Ghost. I mam cię stąd wydostać.

Rzucił osobnik, udając się w stronę drzwi.

-Jak miło.

Drake uśmiechnął się minimalnie, wzruszając ramionami. Ciekawe co było następne w planie atrakcji. Chociaż, mimo mundurka i wolności ruchów, czuł się jakoś takoś...nago. Dotknął dłonią swojej twarzy. No tak. Rzucił krótkie spojrzenie na panią Claine, zastanawiając się, czy jej rola w tym filmie już się skończyła, czy jeszcze będzie miała okazję się trochę pobać. Bez zbędnych słów, ruszył za wybawicielem. Biały odwrócił się plecami do drzwi.

- Zaczekaj tu chwilę...muszę to rozegrać inaczej. Jeśli teraz wyjdziemy razem, w ciągu 30 sekund będzie tu cały oddział strażników.

Nie czekając na odpowiedź, bardziej traktując swoją wypowiedź jako polecenie niż prośbę, Ghost wniknął w boczną ścianę, ponownie stając się niematerialnym. W tym czasie, skołatana kobieta, która pozostawiła na ścianie widoczne wgniecenie, zaczęła z wolna podnosić się do góry, obficie kaszląc krwią. Wygląda na to, że sama potrzebowała lekarza. Co za ironia. No cóż. Rey'a zastanawiało, czy ściany są dźwiękoszczelne...w stopniu wystarczającym. Ignorując istnienie kobiety, podszedł do konsoli i nachylił się nad nią. Chociaż...nie. Tajemniczy Don Pedro walczył z systemami zabezpieczeń dobrą chwilę, a co dopiero biedny Rey. Wzruszył ramionami. Dopiero teraz jakby przypomniał sobie o istnieniu pani doktor. Przeszedł kilka kroków, zachowując bezpieczną odległość, gdyby ta miała jakieś...ciekawe triki w rękawie. Przykucnął i wlepił swój starannie wypracowywany wzrok w ranną, wzrok który sprawiał że psy uciekały skamląc, dzieci płakały, a nastolatki czuły bardzo wielki dyskomfort.

- Bydlęta! Bez...bezwzględni, pozbawieni empatii g...

Zastanawiające, jak szybko potrafiła przejść z beznadziejnego strachu w bezsilną agresję. I ta jednak trwała dość krótko, oto bowiem...zgasły światła. Szumienie maszyn ustało, komputery wysiadły, a cały kompleks zalało irytujące, czerwone oświetlenie, powstale w wyniku uruchomienia zasilania awaryjnego bazy. Gdzieś w labiryncie korytarzy dało się słyszeć krzyki strażników, którzy nie mieli bladego pojęcia co miało tu miejsce.

Pan Drake wywrócił oczyma. A miał nadzieje na cichą, spokojną i kulturalną wycieczkę, może nawet jakiegoś pączka od obsługi na dowidzenia. Przecież był takim wzorowym rezydentem! Teraz jednak miał mały problem. Mimo wszystko, nie chciał by pani Claine dobrała się do konsoli...i ah, wtedy zstąpiło na niego oświecenie. Wstał, zaczął zbierać pobliskie rury i kable, kątem oka z rozbawieniem oglądając narastające przerażenie kobiety. Następnie, mając wszystkie potrzebne elementy, zabrał się za samą ofiarę. Ta oczywiście, jak to zwykło być, krzyczała szarpała kopała i biła, ze strachem i wściekłością naprzemiennie. W końcu jednak była przymocowana do ściany, prawie pod sufitem, przez artystyczny splot wszelkich dostępnych pod ręką materiałów. Dumny z siebie, Rey obejrzał swoje dzieło. Przekrzywił głowę w lewo, przekrzywił głowę w prawo. Oceniał.

-I jak siÄ™ pani podoba?

- Ty podły....mmph!


Nie dokończyła, gdyż knebel znalazł się w jej ustach. Fazowanie poprzez ścianę. Duch wrócił.

- Dobrze...mamy kilka minut. Trzeba dostać się do windy, a potem do lądownika...idziemy,

Dwójka ruszyła przez mroczne korytarze.
 
Nemo jest offline