Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2009, 17:31   #24
Lunar
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

A więc Wojna wyglądała tak, że miast pracy, było chlanie. Po to było to wszystko, żeby światły natchniony umysł mógł się nakurwić, podczas kiedy na zmianę z dnia na dzień są rozpracowywani przez śledzących każdy nadnaturalny ślad Agentów.
Moskiewska fundacja traciła na znaczeniu. Zdawało się jakby od rewolucji nie było tu żadnej kultury, a zimną krainę przeżarło parcie ku prostocie. Gorbaczow niemalże umarł panowie, jeśli można stwierdzić, że to warzywo żyje. Nie ma już tak łatwo. Zaczął się czas burdelu.
Wyjechali.

* * *

Śmiertelny niepokój chwycił go za serce nim jeszcze rozległo się światło. Przez chwilę okolica stała się hermetycznym, zamkniętym placem o spowolnionym czasie. Tak to sobie niemrawo zawsze tłumaczył, że przeczucie go nie myliło. Zdarza ci się nie raz, że nagle zasłabniesz. Coś nagle zakłuje cię w serce, aż musisz usiąść. Lodowa cegła uderzy w mostek i dół płuc, byś nagle próbował łapać powietrza.
Nim wszystko się stało, Siergiej już wiedział. Niewidzialna ręka dusiła go za szyję, a już nie przeczucie, a doświadczenie mówiło mu, że to nie oznaczało nic dobrego.
- Kurwa! Strzały! - to jest ta chwila, kiedy widzisz pierwszą dziurę w szybie, pierwsze wgniecienie w masce. Nie jest źle. Po prostu czujesz szok, a widząc szaleństwa nadnaturalności odkrywasz, że kule cię nie szokują. Budzi się w tobie zwierzęcość przetrwania. Serce wali jak pokurwione, a adrenalina spala zapasy cukru z całego tygodnia, byś tylko myślał. Myśl, myśl, myśl.
Ech Diakon. Ech Jon. Jeden pragnął być kolejną czarną tabliczką Fundacji Białych Kruków. Drugi chyba czekał, aż zostanie ostatnim, rozwiążą fundację, a on zabierze teki. Chyba, że nie będzie miał dokąd uciekać. Trzeba było działać. Kule są szybsze.
Myśl głupi kutasie!
Pochwycił słuchawki. Z prędkością światła włączył odtwarzanie i wciąż trzymając całe urządzenie w obu dłoniach pchał się między drzewa ciężko dysząc. Ciężkie zimowe buty sypały śniegiem i pozostawiały ślady nie do pominięcia.
- Biegiem! Prędko za mną! - krzyknął nie będąc pewnym swojego.
Uciekali. Zaspy śniegu. Marzną nogi. Ktoś już krzyknął z bólu. Bielyj nie śmiał nawet się obracać. Ale nie. Nie mógł nikogo zostawić. Gdzieś tutaj widział ten sam zapach.
- Ina! - przywykł do używania skróconej wersji imienia, zawsze z pośpiechu. - Kurwa powstrzymaj! Drzewa, drzewa! - krzyczał mając nadzieję, że zrozumie ona wołanie.
Ten sam intensywny dotyk w nozdrza poznania. To miejsce nie było martwe. Miało jeszcze szansę. Czuł już szepty innego świata. Musiał.. musiał go wyczuć.
- Genius loci.. genius loci.. - powtarzał hermetyczne określenia na niezwykłość lasu. Pierdoliły go takie określenia. Majaczył. Gorączka.
 
Lunar jest offline