Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2009, 09:50   #21
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Robert postanowił zignorować pytanie. "Czyżbym dźgnęła w hermetycką dumę?". Rozważanie, czy Mistrz strzelił focha za przypomnienie, że jego tradycja była jedną z tych, którzy przynieśli śmierć wielu Mówcom Marzeń, czy obraził się, bo zignorowano jego polecenie, czy też wcale się nie jest urażony, tylko oswaja się sytuacją, przerwał Ravnie Siergiej.

"A więc żyrafa czyta w myślach"

Chciała odwarknąć, wytknąć Rosjaninowi, że to chamskie, że to wchodzenie w ciężkich buciorach w czyjeś - jej - życie i wycieranie ich o czyjąś - jej - intymność, że jeśli nie potrafi się opanować, to niech zaciśnie zęby, ale... nie potrafiła. Siergiej był zabawny, plótł jak najęty, częściowo prosto w jej ucho, jakby zdradzał nie wiadomo jakie tajemnice. Żywa mimika jego twarzy, to, że wychodził z siebie i stawał obok, wbrew jej woli jednak ją podbiła. Siergiej odstawiał teatr jednego aktora i chwilowo - jednego widza - i chyba próbował ją rozśmieszyć. Zastanawiała się, jak wiele z jej myśli zdążył wyłapać, ale nie mogła nie docenić troski.

Co prawda, dalej nie rozumiała wiele z jego wywodów, ale była szansa, że kiedyś galopujący tok myślenia Rosjanina zwolni na tyle, że będzie można wskoczyć na jakimś zakręcie.

- To bardzo ciekawe, co mówisz. Opowiesz mi później, dobrze? - wskazała znacząco wzrokiem na Diakona.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 09-02-2009 o 09:56.
Asenat jest offline  
Stary 09-02-2009, 18:03   #22
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz

Przyglądała się swoim "towarzyszom", a im dłużej ich słuchała, tym wyraźniej na jej twarzy malowała się konsternacja, wreszcie westchnęła odsuwając się lekko, chowając twarz w futerko pluszaka.

- Czemu, ja zawsze trafiam na jakiś świrów, co?

Spytała nieomal z rozpaczą w głosie - z przyzwyczajenia używając angielskiego, przytulając mocniej swego przyjaciela.

- A zresztą... - potrząsnęła tylko głową i ponownie rozejrzała się wokół z rozpaczliwą nadzieja, że znajdzie jakieś miejsce choć minimalnie przypominające jej poprzedni dom, ale niestety, wszystko tu było nie takie jak powinno, a może to tylko jej odczucie, w końcu po raz pierwszy była za granicą, na dodatek z jakimiś dziwakami... Eh, już takie jej szczęście, cóż zrobić, ostatecznie sama chciała przyjechać, więc teraz nie bardzo może marudzić.
Spojrzała na Diakona zastanawiając się czy prosić go o klucze już teraz, czy jeszcze trochę poczekać i zobaczyć co ci dziwni ludzie zrobią...

- Hush, child, darkness will rise from the deep, and carry it out into sleep... - zanuciła cicho przenosząc wzrok ponownie na Siergieja i resztę rozmówców.
Nie wiedzieć czemu Kołysanka Mordreda - choć łagodnie ujmując mało optymistyczna - jakoś zawsze pomagała jej się uspokoić...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 14-02-2009, 16:55   #23
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Dziedzina Białych Kruków - Hol Główny

Jon uśmiechnął się lekko i podrapał w kark. Chwilę się jeszcze zastanawiał nim przemówił.

-Impreza? Ja mogę iść, Grigorij pewnie też. Jak reszta fundacji się wtoczy to będzie prawdziwy zwierzyniec. Oczywiście Marek nie przyjdzie bo przez sam swój wiek jest tak dokoksowany, że boi się wyściubić nos... Chociaż Mistrz Rasputin ma to samo a on by sobie wypił.

Hermetyk już nawet zwyczajowo nie poprawił Abrahama, że trzeba mówić Mistrz tylko podźwignął się z ławki i uderzył swą cienką, lekka laska czy bardziej nawet wskaźnikiem po podłodze. Teraz wyglądał naprawdę dumnie i majestatycznie, spokój i pewność swych czynów. Mistrz Aureliusz chrząknął i rzekł tonem nader flegmatycznym.

-Ależ oczywiście, że jestem w stanie udać się na tą konwersację przypieczętowaną nutą procentu. Tymczasem Jon pozwól, że zapytam, kiedyś któryś ksiądz kochał Cię inaczej, że teraz masz alergię na Niebiańskich Chórzystów? Sadzę, iż byłbym w sanie Ci pomóc.

Uśmiechnął się niczym chytry lis spod swych czarnych wąsów. Wirtualnego Adepta jakby kto spoliczkował. Mrugał nieświadomie oczami się restartując. Był w szoku. Bez słowa pobiegł na korytarz.

Z pokojów mieszkalnych wrócił bardzo szybko wraz z Grigorijem który to jak zwykle wziął gitarę ze sobą.

-Ej stary, nie uwierzysz – Marek idzie na imprezę!

Muzyk uśmiechnął się lekko lustrując wzrokiem biegających co jakiś czas miedzy pokojami mieszkalnymi a biblioteką Mistrza Roberta oraz Gustawa

-Trzeba to zobaczyć. Koniecznie. Jak coś to na jutro macie zaproszenie do Red Power.

Mistrz Aureliusz po chwili zastanowienia rozpoczął mówić.

-Mamy dwa środki transportu. Jeden Jona i on go poprowadzi, limuzynę poprowadzi Grigorij. Niestety, Mistrz Robert i jego uczeń są zajęci, a poza nami nie ma w Dziedzinie Białych Kruków nikogo nad czym ubolewam. Mam nadzieje, że Inna będzie rada z naszej obecności.

Abraham i Mistrz Aureliusz Marek na chwile jeszcze wyszyli ze swpich pokoi i powrócili w kurtkach. Jon zrobił wielkie oczy na widok płaszcza Hermetyka. Czarny, cienki i z materiału przyozdobiony tysiącem łat.

-Ej, sprawisz mi taki na urodziny?

-Mówiłeś drogi, że nie obchodzisz jak to określiłeś... sztucznego zwyczaju społecznego.

-Tak. Ale wtedy nie wiedziałem, jakie fajne prezenty można od Ciebie dostać.
Jon, Aureliusz, Grigorij oraz czwórka nowych magów Fundacji Białych Kruków wyszła z dziedziny. Lustrzana Sala już teraz nawet nie robiła takie wrażenia, niczym przyśpieszany czas przeszli wszyscy przez nią.

Obrzeża Moskwy

Wszyli z portalu. W piwnicy było zimno co odczuł Grigorij zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Mroźny wiatr wtargnął wszędzie szarpnął magami. Kiedy wyszli do lasu, śnieg aż miło zarzęził pod nogami. Był już wieczór, mróz ściskał mocarnym uściskiem ale ani deszcz ani śnieg ani burza nie niepokoiły świata. Albo przynajmniej Moskwy. Jon uśmiechnął się lekko w kierunku Inny.

-Pojedziemy moim samochodem i powiesz mi gdzie mam jechać, a za nami w limuzynie resszta, ołkej?

Zaakcentował dziwnie i ruszył w las zupełnie dalej od ścieżek. Tymczasem Diakon odetchnął głęboko zimnym powietrzem i rozejrzał się wokół. Jeszcze tylko poprawienie skórzanych rękawiczek na dłoniach i mógł prowadzić pozostałych.
Zarówno Innie jak i pozostałym wędrówka minęła na milczeniu i mrozie. Grigorij zasiadł za kierownicą limuzyny, a Diakon obok niego. Pozostałym przypadły miejsca na tyłach. Za to auto Jona, piękny, tenorowy wóz nader zadbany, niemalże wypucowany.
Obydwa wozy dość prędko znalazły się na drodze, kolumna dwóch aut jechała powoli zważając na warunki drogowe. W limuzynie roztaczał się miły zapach przemieszany nutami muzyki poważnej która to ochoczo włączył Diakon. Amaryllis oraz Ravna zauważyły dziwną przypadłość starszego maga który co raz przed dotknięciem czegokolwiek poprawiał rękawiczki na dłoniach jakby bojąc się czy czym się nie zarazi. Tymczasem Inna została zmuszona do wysłuchania monologu Wirtualnego Adepta.

-Było nas do tej pory dwunastu. Jednakże lustrzanki trochę uszczupliły nasze szeregi. Także wojna trwa. Ja sam zaś... Jestem tutaj chyba z przyzwyczajenia. Często spotykamy się w parku tam gdzie mieliście umówione spotkanie. Właściwie to spotykaliśmy się...

Słowa uwięzły mu w gardle. Mijali kolejne drzewa. Wiatr z szelestem czmychał pomiędzy konarami, a same rośliny niczym złowrogi legion patrzyły nachylone i przez wieczorny półmrok nic nie można było dostrzec. Tylko to i cisza mącona odgłosem silników.



Sieroża poczuł się zaniepokojony. Było to bardziej metafizyczne „O cholera!” niżeli coś konkretnego. Nim myśli sformowały się, było tylko światło.
Potężne światło barwy ognia i tenże ogień w fali wybuchu porwał obydwa samochody. Las rozświetlony tańcującymi w powietrzu samochodami. I kolejna kula ognia z lumyzny i potem z drugiego samochodu Niczym ptaki w stronę księżyca upadły w śnieg i drzewa spalone, zgniecione i niekompletne wraki. Amy poczuła ból głowy. Wszyscy mieli ciemność przed oczyma gorąco, potem ból. Na koniec nie było już bólu. Tylko zimno ograbiające ciało niczym mroźne ręce kostuchy.




Nic dziwnego, że było im zimno skoro cała siódemka leżała w przydrożnej wprost w nią wkopana. Nikt nie zdążył zareagować, a gitara Grigorija poszła w rozsypkę. Diakon spojrzał na drugą stronę jezdni, w miejsce płonącego wraku. I po raz kolejny nastało światło. Tym razem kilka albo kilkadziesiąt karabinów rozpaliła swój ogień wylotowy. Hermetyczny Mistrz okrył płaszczem Ravnę. O dziwo kule nic mu nie zrobiły. Było to bardziej wrażenie padającego gradu. Mniej szczęścia mili inni do kiedy Abraham milknął cos na pamtopie i wnet atak ustał. Wojskowi jak się okazało zmagali się z zaciętą bronią. Dla każdego były wyczuwalne delikatne struny Kwintesencji płynącej niczym nitki i ledwo podtrzymującej spusty broni aby nie odpaliły. I trzeba wiedzieć, że już kolejne traciły moc. Amy poczuła w śniegu wilgoć w okolicach stopy. Po chwili stało się jasne, że miła kilka ran po kulach w nodze. Trzy, może cztery.

-Uciekamy? Walczymy?

Jon skrzywił się nieznacznie i wymownie spojrzał na Diakona.

-Biegiem w las!

Zostało tylko kilka chwil na wygrzebanie się, może samodzielne ich zatrzymanie i bieg bo już pierwszy z karabinów wypluł ołów. Ravna wyczuła u jednego z żołnierzy coś sztucznego, nienaturalnego, sprzecznego z życiem. Biegli...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 14-02-2009 o 16:59.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 14-02-2009, 17:31   #24
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

A więc Wojna wyglądała tak, że miast pracy, było chlanie. Po to było to wszystko, żeby światły natchniony umysł mógł się nakurwić, podczas kiedy na zmianę z dnia na dzień są rozpracowywani przez śledzących każdy nadnaturalny ślad Agentów.
Moskiewska fundacja traciła na znaczeniu. Zdawało się jakby od rewolucji nie było tu żadnej kultury, a zimną krainę przeżarło parcie ku prostocie. Gorbaczow niemalże umarł panowie, jeśli można stwierdzić, że to warzywo żyje. Nie ma już tak łatwo. Zaczął się czas burdelu.
Wyjechali.

* * *

Śmiertelny niepokój chwycił go za serce nim jeszcze rozległo się światło. Przez chwilę okolica stała się hermetycznym, zamkniętym placem o spowolnionym czasie. Tak to sobie niemrawo zawsze tłumaczył, że przeczucie go nie myliło. Zdarza ci się nie raz, że nagle zasłabniesz. Coś nagle zakłuje cię w serce, aż musisz usiąść. Lodowa cegła uderzy w mostek i dół płuc, byś nagle próbował łapać powietrza.
Nim wszystko się stało, Siergiej już wiedział. Niewidzialna ręka dusiła go za szyję, a już nie przeczucie, a doświadczenie mówiło mu, że to nie oznaczało nic dobrego.
- Kurwa! Strzały! - to jest ta chwila, kiedy widzisz pierwszą dziurę w szybie, pierwsze wgniecienie w masce. Nie jest źle. Po prostu czujesz szok, a widząc szaleństwa nadnaturalności odkrywasz, że kule cię nie szokują. Budzi się w tobie zwierzęcość przetrwania. Serce wali jak pokurwione, a adrenalina spala zapasy cukru z całego tygodnia, byś tylko myślał. Myśl, myśl, myśl.
Ech Diakon. Ech Jon. Jeden pragnął być kolejną czarną tabliczką Fundacji Białych Kruków. Drugi chyba czekał, aż zostanie ostatnim, rozwiążą fundację, a on zabierze teki. Chyba, że nie będzie miał dokąd uciekać. Trzeba było działać. Kule są szybsze.
Myśl głupi kutasie!
Pochwycił słuchawki. Z prędkością światła włączył odtwarzanie i wciąż trzymając całe urządzenie w obu dłoniach pchał się między drzewa ciężko dysząc. Ciężkie zimowe buty sypały śniegiem i pozostawiały ślady nie do pominięcia.
- Biegiem! Prędko za mną! - krzyknął nie będąc pewnym swojego.
Uciekali. Zaspy śniegu. Marzną nogi. Ktoś już krzyknął z bólu. Bielyj nie śmiał nawet się obracać. Ale nie. Nie mógł nikogo zostawić. Gdzieś tutaj widział ten sam zapach.
- Ina! - przywykł do używania skróconej wersji imienia, zawsze z pośpiechu. - Kurwa powstrzymaj! Drzewa, drzewa! - krzyczał mając nadzieję, że zrozumie ona wołanie.
Ten sam intensywny dotyk w nozdrza poznania. To miejsce nie było martwe. Miało jeszcze szansę. Czuł już szepty innego świata. Musiał.. musiał go wyczuć.
- Genius loci.. genius loci.. - powtarzał hermetyczne określenia na niezwykłość lasu. Pierdoliły go takie określenia. Majaczył. Gorączka.
 
Lunar jest offline  
Stary 16-02-2009, 10:27   #25
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Echo pierwszych wystrzałów trzasnęło jej w uszach i ogłuchła. Cisza. Zimno. Przerażająca, mroźna cisza.

***
Na dalekiej północy, gdzie nie prowadzą żadne drogi, pod powierzchnią nigdy nierozmarzającej wody, w lodzie tkwią ci, którzy zeszli ze swych ścieżek. Ciszy nie mąci żaden głos. Bezruch, bezdźwięk i bezświatło. Piekło noaidi.
***

Aureliusz zerwał z niej płaszcz, którym ją przykrył. Krzyknął coś, wreszcie szarpnął i pchnął w stronę ściętego mrozem lasu. Przed nią, utykając, Amarylis znaczyła śnieg krwią. Ravna szarpnęła głową i wrócił jej słuch.

- Biegiem prędko, za mną!
- chyba Siergiej. Od strony atakujących doleciało plugawe przekleństwo. Klik, klik, szczękała zacięta broń.

Ravna przyspieszyła. Objęła Amarylis w pasie i przełożyła sobie jej rękę za szyją, oby dziewczyna mogła się oprzeć.

"Gdzie?"

Gronostaj sadził krótkimi, dychawicznymi susami przez śnieg. Brudnawa plama na bieli. Przystanął przy jednym ze świerków i zniknął za zaspą.


- Tam, jeszcze kawałek, wytrzymaj.

Za świerkiem grunt się gwałtownie skończył, i obydwie kobiety zjechały na plecach w głęboki wykrot. Ravna wypluła śnieg i podczołgała się do Amy.

- Wszystko w porządku? Nie połamałaś się?
- pochyliła się nad okrwawioną kostką, delikatnie przytrzymując stopę Amerykanki. Trzy rany na przestrzał i jedna bez wylotu.

"Jak ona mogła biec?"

I stanowczo za mało krwi. Ravna zacisnęła rękę na schowanym w kieszeni krysztale i przesunęła dłonią nad ranami. Zajrzała w oczy dziewczyny.

- Dobrego masz przyjaciela, Ama. Nie ruszaj się, postaram się nas wyciągnąć.

"Jakoś"

Podczołgała się na krawędź wykrotu. Ciągle leżąc, ubiła dłonią kawałek śniegu i nakreśliła znak ucha, przymknęła oczy i słuchała żołnierzy. Jeden z nich był... dziwny. W jego wzorcu dźwięczały zgrzytliwie fałszywe nuty, ale nie takie, jak przy chorobie lub zranieniu. Jakby tę melodię od początku napisano jako fałszywą. Żeby raniła uszy.

Ravna zaklnęła obrzydliwie, przekleństwem zasłyszanym od Adama i ześlizgnęła się z powrotem w wykrot obok Amarylis.

- Jest tam coś dziwnego. Nie człowiek. Chyba nie do końca żywy. Po raz pierwszy słyszałam coś takiego. Postaram się otworzyć przejście dla nas wszystkich, pilnuj mnie, dobrze?


Ubiła śnieg i wyrysowała na nim palcem koło, które podzieliła na cztery części i zaczęła szybko wypełniać znakami. Nuciła pod nosem i wolną dłonią wybijała rytm na udzie.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 02-03-2009 o 22:28.
Asenat jest offline  
Stary 16-02-2009, 18:44   #26
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz

Ból.
Ból i narastająca wściekłość, fala za falą zalewająca umysł.
Ktoś do NIEJ strzela, ktoś próbuje JĄ zranić!
Dłonie zaciskające się na futrze Richiego i ta jedna, jedyna myśl nie pozostawiająca miejsca na strach - ZABIĆ!
JAK ŚMIELI JĄ ZRANIĆ! JAK ŚMIELI DO NIEJ STRZELAĆ!
ZABIĆ, ZABIĆ ICH WSZYSTKICH!
Chyba tylko szok - bo z pewnością nie zdrowy - uchronił maginię przed podążaniem w stronę przeciwników, a gdy zdezorientowanie minęło pozwalając jej zorientować się, że chcąc dopaść wroga musi kierować się w odwrotnym kierunku, coś - ktoś? - chwycił ją pociągając ze sobą głębiej w las.

- Tam, jeszcze kawałek, wytrzymaj.

Ravna? Ale czemu... Idą przecież w złą stronę... Nim zdążyła jednak zaprotestować ziemia uciekła jej spod stóp i ranna dziewczyna stoczyła się do wykrotu - och, oczywiście, że musiało to boleć, jednak ból nie miał znaczenia, nigdy nie miał, przyzwyczaiła się do niego.

- Wszystko w porządku? Nie połamałaś się?

Magini z trudem powstrzymała się, że trudno określić sytuacje, w której ktoś próbuje ją zabić jako "w porządku".

Gdy chwilę później ich oczy się spotkały... Cóż, gdyby wzrok mógł zabijać, na pewno Ama miałaby na sumieniu dziś przynajmniej jedną osobę - w tych oczach plunęła bowiem niczym nie skrywana żądza mordu, wściekłość i nienawiść drapieżnika, którego odciągnięto od łupu...
Zresztą, może to i dobrze, że patrzyła jej w oczy, dłoń bowiem Amy w tym samym czasie drąc paznokciami śnieg zaczęła podnosić się gotowa by wbić się i rozszarpać na strzępy to coś, co zabrało ja od jej wrogów, tylko i wyłącznie to, że Ravna podczołgała się na skraj wykrotu powstrzymało nadchodzący atak.

- Postaram się otworzyć przejście dla nas wszystkich, pilnuj mnie, dobrze?

Amy przez chwilę patrzyła na działania Ravny w milczeniu, z miną wyrażająca niezbyt pochlebna opinię.
Prychając cicho przytuliła do siebie mocniej Richiego i podczołgała się w stronę skraju wykrotu, zmierzając w kierunku przeciwników, tam przycupnęła nucąc pod nosem - choć brzmiało to raczej jak warczenie wściekłej bestii - jakąś melodię...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 17-02-2009, 09:37   #27
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Dziedzina Białych Kruków - Hol Główny

Inna z zainteresowaniem śledziła rozmowy jakie toczyły się Holu. W szczególności przysłuchiwała się Grigoryjowi, Jonowi i Aureliuszowi.
Bardzo zdziwiła się na propozycję aby wszyscy oni udali się do niej na "imprezkę". W Dziedzinie było o wiele więcej miejsca niż w jej pokoju. Coprawda był on obszerny, ale jak na dwie, maksymalnie cztery osoby, a nie na zgraję Magów z przerośniętym ego.
Inna wcale tak nie myślała, była tylko lekko zakłopotana. W zasadzie nie wiedziała jak im odmówić, w związku z tym nie odezwała się wcale, sądząc, że w drodze wymyśli coś ciekawszego.

Obrzeża Moskwy

Monolog Jona nie był nieznośny. Pomyślała o tych dwunastu osobach i o zaledwie garstce, która została przy życiu. Wojna.
- Przykro mi. Straciłeś przyjaciół. – powiedziała cicho i powróciła do oglądania wnętrza samochodu. Jeszcze tak wypucowanego auta nie widziała, nawet w telewizji, bo do salonów samochodowych nie chadzała. Jednak przepełniał ją jakiś smutek.
Wtedy nastąpił wybuch. Starała się być przytomna w każdej sekundzie rozpoczynającej się walki. Jak mogli dopuścić do takiej nieuwagi? Jak mogli dać się tak zaskoczyć? To z pewnością była Technokracja. Jeszcze nigdy nie widziała aby zapuszczali się tak daleko od miasta. Silne uderzenie kiedy spadała w śnieg wydarło z niej stłumiony jęk. Miała już swoje lata i czasem ciało odmawiało jej posłuszeństwa, choć i na to miała swoje sposoby.

Na szczęście byli w lesie. Inna czuła, jak natura broni się sama przed intruzami zbudowanymi z metalu, którzy wdzierali się w nią bez pytania, ani pokornej prośby. Czuła, że Natura jest po jej stronie. Tutaj, na jej Łonie, Unia nie powinna mieć żadnych praw. Powinna korzyć się w bólu i błagać o wybaczenie. A potem skomląc, zabierać swoje zabawki i z podwiniętym ogonem wracać skąd przyszła.

Mimo to uciekali. Siergiej prosił...

Inna pochwyciła śnieg w nagie ręce, poczuła zimno. Była na swoim, była w domu. Czuła wiatr we włosach. Czuła otaczające ją Życie i martwy, ciemny punkt, który się z każdą sekundą przybliżał.
W oddali, kilka metrów za nimi, drzewa zaczęły kłaść się posłusznie na jej prośbę a ich gałęzie splotły się w trwałą, grubą sieć. Zapora nie była zbyt silna, ale zawsze było to coś.

Ktoś był ranny. Poczeka.
Siergiej wpadał w swój trans, Inna wyjęła lustereczko i spojrzała w odbicie nieba, szepnęła coś pod nosem.
- Cholera! – nie udało się, ale Rękawica osłabła. Prześwitywała.
Spojrzała na wszystkich, oceniając sytuację. Ravna coś kombinowała. Potrzebowała czasu i spokoju.

Inna stanęła trzy metry przed nią, lekko pochylona z wyciągniętymi rękami ku górze. Wiatr zaczął wirować tuż nad nią, po chwili i ona włączyła się w ten taniec.


Kiedy nagle zatrzymała się i głośno klasnęła w dłonie, wiatr ruszył potężną siłą na przeciwników, porywając ze sobą chmurę śniegu. Uderzył.
 

Ostatnio edytowane przez Shathra : 17-02-2009 o 09:39.
Shathra jest offline  
Stary 17-02-2009, 12:16   #28
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Moja droga, naprawdę staram się wierzyć że Jedyny obdarzył mnie takimi zdolnościami z jakiegoś istotnego powodu, a nie tylko dlatego że miał gorszy dzień i mu w pracy nie wyszło jak mnie składał do kupy przed wysłaniem tutaj. Niestety, wszystko wskazuje na to że ludzie naprawdę mają wolną wolę i możemy używać powierzonych nam darów jak nam dusza zapragnie. Jeśli mam ich używać w tak zwanej słusznej sprawie, to naprawdę, z przyjemnością właśnie tak chce. Tylko że żeby mieć silne ramię, trzeba je ćwiczyć. Wierz mi że po kilku miesiącach kolejnych farmakologicznych śpiączek, szprycowaniu lekami na odleżyny, rehabilitacjami i całym pozostałym dobrodziejstwem inwentarza - po tym wszystkim wiem coś o tym. -tyle Samuel zdążył rzucić za wychodzącą kobietą. Nie zapowiadało się jednak żeby zamykało to temat.

Zamiast jednak wysilać swoje wątłe gardło, wciąż nie radzące sobie z artykułowaniem zarówno dłuższych jak i głośniejszych wypowiedzi, położył się wygodnie na swoim szpitalnym łóżku. W czasie krótszym niż zajęło mu zamknięcie powiek, jego komputer już reagował na wydane w myślach polecenia.

Poczuł lekki szok, jaki zawsze towarzyszył mu kiedy opuszczał w jakiejkolwiek formie swoje ciało, nie będąc pod wpływem leków lub podczas snu. Jego cielesna powłoka była owszem ułomna, jednak nie w takiej formie, o jaką zapewne podejrzewała go dziewczyna.

Zmysły Samuela ruszyły w ślad za nią i dogoniły ją w ciągu ułamka sekundy. Szybko zmniejszył poziom percepcji zapachów, by nie oszołomił go do tej pory delikatny zapach perfum kobiety. Kolejna funkcja tego często przez Samuela wykorzystywanego programu otworzyła między nimi kanał i bez żadnego skrępowania czy też ostrzeżenia wypalił prosto w jej umysł:

-Jeśli mamy wygrać tę wojnę musimy być dobrzy w tym co robimy. Najlepsi. To wymaga ćwiczeń. W każdym razie ciągłe i ciężkie ćwiczenia są pewniejsza metodą niż czekanie na dar niebios. Oczywiście możesz myśleć inaczej. Tylko czemu tak reagujesz kiedy ktoś woli ćwiczyć w taki sposób zamiast na przykład walić piorunami w mniej istotne pionki wroga, za to ryzykując życie i zdrowie postronnych? Czemu mam się użalać nad tym że kilku żołnierzy zginęło? Anno, to jest wojna. Jak każdy zdrowy na umyśle mam ją gdzieś, chce żeby jej nie było a ja nie musiał strzelać do ludzi którzy nic mi nie zaszkodzili. Niestety są tylko dwa wyjścia - wygrać albo dać się zabić. Więc proszę cię - nie przypinaj mi takich etykietek jak tamte, jeśli mnie nie znasz. Teraz wybacz, ale nie będę ci przeszkadzał, wystarczająco jestem natarczywy, ale cóż, nie dałaś mi szansy na obronę więc - a jakże - musiałem o to zadbać sam...

We własnych już tylko myślach dodał - Jeśli zamiast samodoskonalenia wolisz piękna liczyć że ktoś będzie coś umiał za ciebie, dobrze...

<<User1:TheGhoul do User2:Spectrum>>
<<Aktywuj program Twój_Mały_Anioł_Stróż v7.11>>
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 18-02-2009, 15:59   #29
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Mistrza Aureliusz pobiegł w stronę Ravny o Siergieja. Teraz dopiero przez te kilka chwil dane było zaobserwować jego połatany płaszcz, te samo okrycie którym zachwycał się Jon. Kule się od owego ubrania wprost odbijały. Mag który nosi tak wulgarną rzecz musi być chamem. I trzeba przyznać, że Mistrz Aureliusz był bardzo dystyngowanym chamem. Zsunął się do dwójki prujących rękawicę magów i kreśląc ręka po śniegu pentagram.

-Ci dżentelmeni najwidoczniej chcą nas zabić. Pozwólcie, że się przyłączę.

Jon milczał. Echo karabinów pobrzmiewało wieczornym lasem. Zupełnie załamy Grigorij mamrotał pod nosem.

-Krew jak śnieg... Opamiętajcie się... Ateiści, Marksiści, Komuniści, Kapitaliści.. Wy... Jeden głupszy od drugiego.

Rękawica pulsowała pod tętnem świata wraz z wysiłkami trójki. Powoli pękała lecz trwało to długo, o wiele za długo. Amy w swym porywie złości próbowała i poczuła tylko zewnętrzna sile która zupełnie wyrwała jej rzeczywistość z dłoni. W tej chwili Inna potężnym bo mistycznym gestem woli porwała tumany śniegu i wicher w stronę żołnierzy. Ogłuszający świst wiatru przytłumił gromy i blask broni. Siergiej i Ravna poczuli coś niepokojącego. Mistrz Aureliusz przerwał kreślenie pentagramu. Świst wiatru i łkanie Grigorija. Rękawica była szarpana ale nie było wyrwy. W tych chwilach wydała się monolitem pośród centrum miasta, z dala od duchowej cząstki świata.

-Jeden głupszy od drugiego, uciszcie się! Na Boga...

Odstanie słowa które pobrzmiały nim nadszedł grom. Amy naszedł potworny ból nogi. Coś trzasnęło. Nici rzeczywistości wyrwały się z dłoni trójki magów i uderzyły ich wprost w twarz czyniąc na licu każdego potężny cios niczym łapa niedźwiedzia. Kolejny trzask. Coś pękło, coś ukruszyli. I chociaż nie uczynili tego do końca, chociaż popełnili błąd to się udało. Mistrz Aureliusz pomógł Amy, Jon klnąc pod nosem zatargał zrezygnowanego [b[Grigorija[/b]. Wszyscy pobiegli, tumany śniegu i wicher powoli podały, a pierwszy żołnierz otworzył ogień. Wbiegli. Ale najstraszniejsze było to, że nie mogli za sobą zamknąć wyrwy. Było gorzej ona się powiększała pnąc na boki i ku księżycowi.

Centrum Moskwy

Anna Flyborn brodziła w wieczornym śniegu pośród biurowców centrum Moskwy. Samochody jechały powoli rzucając dwa stożki światła przed siebie. Niebiańska Chórzystka nie śpieszyła się zbytnio. Od chwili, kiedy Samuel odezwał się do niej mentalnie. Nie stawiała oporu lecz błyskawicznie wzniosła obwarowania światłej woli aby w dowolnej chwili zerwać kontakt. Na jego słowa odpowiedziała zarówno słowami pod nosem jak i w myślach.

-Nie bądź dupkiem Szamil jak inni. Ktoś nie chce rozmawiać to on tego nie chce. To wasza sławiona wolność.

Poprawiła torebkę i przeszła przez jednię. Tymczasem Wirtualny Adept leżał już w swoim łóżku na bieżąco dostając przesyły do mózgu z oprogramowania stróża.

Obrzeża Moskwy

Nie dane im było rozkoszować się cudownym uczuciem wchodzenia do Umbry. Pośpiech, mroź i równie mroźny dech oprawcy na plecach. Wicher ustał, świat rzeczywisty był jakby oglądany zza oszronionej szyby która ciągle się powiększała i ciągle ze świstem przebywały ją pociski. Ze świata fizycznego dało się dostrzec tylko niewyraźne sylwetki żołnierzy przysłonięte ogniem wylotowym karabinów.
Za to tutejsza Umbra. Mróz, mróz ściskał całym swym majestatem, śnieg sięgał aż do pasa utrudniając ucieczkę. Drzewa rozpięte, dumne i potężne niczym milczący świadkowie wydarzeń byli tutaj będą długo po magach. Złowieszcza mgła przysłaniała widoczność, a przypadkowo rozrzucone po nieboskłonie rzucały przyjazne promyki niczym tysiące rozbawionych dzieciąt wokół księżycowej mateczki. Pęknięcie w Rękawicy rozszerzało się, a wszyscy wyczuli drgania Paradoksu po niedawno źle uczynionej magii. Mistrz Aureliusz nie bacząc na nic tylko ruszył dłonią osłaniając uciekających przed kulami, wpadały one przez wyrwę i uderzone niczym piłki pingpongowe leciały na boki. Biegi przed siebie, Amy bolała noga ale coraz mniej krwawiło. Coraz mniej., Może to mroźny śnieg w którym brodzili albo pomoc ramienia Ravny? Abraham przeklinał pod nosem na Grigorija wyzywając go od szaleńców i z niemałym wysiłkiem ciągnąc go na końcu grupy. Przestano do nich strzelać.

-Kurwa, Grigorij, biegnij rzesz!

Abraham rzucił pod nosem. Świat mijał niczym w przyśpieszonym tempie. Takie same chociaż inne duchowe odbicia drzew, potężne zaspy i mroźny wiatr bielący włosy śniegiem. Siergiej obejrzał się za siebie i nie był to najlepszy widok. Goniono ich. Na oko dziesiątka szeregowych wraz z dowódcą. Mundury armii rosyjskiej pokrywał śnieg, a dowódcę aura Kwintesencji promieniująca słabiej na pozostałych żołnierzy, okalająca ich niczym jego płaszcz. Ośnieżony krzak jeżyn niemalże zachichotał.
Zostawili za sobą olbrzymią wyrwę która była widoczna nawet teraz, przez mgłę. Nie mieli już sił, nie woli lecz sił w dosolonym znaczeniu. Chcieli biec, a nogi same opadały bezwiednie. Wycie wilka. Kilku wilków. Wilcze stado wygrało symfonię nim pierwsze strzały z broni maszynowej dobiegły zza waszych pleców.
Nie byłe wiadomo kiedy w duchowym świecie wpadli na zamarznięte jezioro. Niczym wielka lodowa pustynia której śnieg się nie imał. Niczym Szelok smagany mroźnym wiatrem który niósł tylko wycie śmierci. Pod lodem coś stukało, biło i jęczało. Oto przedsionek piekła szamanów mroźnej północy.

-Kurwa!

Jak myszy w pułapce wbiegli na środek lodowej pustyni wiecznej zmarzliny jeziora. Grigorij zapłakany położył się na ziemi wsłuchując się w stukania, polerując lód aby ujrzeć taflę wody.
Byli też oni. Żołnierze uklękli mając zaspy za plecami, uklękło na lodzie aby lepiej wymierzyć kałasznikowami. Dowódca stał, wymierzył pistolet. Oczy zabłysły mu lekko.
Tęcza barw ognia wylotowego nie nastała. Czekali na coś. Powyżej Was krążył wili puchach. Szary duch huczał w nieznanej mowie o wydarzeniach które nigdy nie nastały i o chwale która nie nadeszła. Ravna spojrzała w lód i ujrzała niewyraźny kontur czegoś pod nim płynącego, próbującego się wydostać. Ujrzała swą własna twarz. Wycie wilków. Nasiało się. Żołnierze odwrócili się tyłem.

-Osłaniać się przed kulami jak się da!

Rzekł Mistrz Aureliusz dalej wsłuchujący się w echo wycia i strzały które nie nadeszły.

Wilkołaki. Różne. Tak samo postawne, majestatyczne i noszące dumnie blizny. Były wszędzie, dokoła jeziora. Białe, czarne, rożnej barwy. I te najbliżej jak jeden mąż rzuciły się na żołnierzy. Strzelali do niech. Szansy nie było. Piętnaście członków zmienoksztaltnego ludu zaczęło szarpać już trzech z nich. Pozostałych kilkudziesięciu dokoła jeziora patrzyło tylko na magów. Inna poczuła się nie swojo, poczuła mroźne i złowrogie spojrzenia. Coś strasznego. Mistrz Aureliusz zatrząsł się z ziemna pod lodowatym wichrem.

-To chyba ich łowisko. Ale ilu? Nigdy tylu na raz nie widziałem. Tylu nie ma w promieniu kilkuset kilometrów.

Jeden wilczy dech. Oficer najdłużej się opierał. Pomimo ran strzelał precyzyjnie, jego ruchy były płynne, a siła pokaźna. Jednym ciosem złamał kark jednemu wilkołakowi. Ale już tracił siły.

Szpital Moskiewski nr 3

Nudy. Anna najwidoczniej nie znała się na kunsztach przestrzeni i nie wiedziała nic o śledzeniu. Bezmierne nudne raporty o tym jak poszła do butiku i spacerowała aktualnie po parku nagła się przerwały. Jakby zewnętrzna istota wzięła nożyczki i coś popsuła w metafzycznym okablowaniu łączącym Szamila i Annę. Tedy ktoś przyszedł do Wirtualnego Adepta. W drzwiach stał wysoki, postawny mężczyzna niczym trzydrzwiowa szafa. Ponad dwa metry, stos ciepłych ubrań oraz wielki, srebrny krzyż zwisający u piersi. Czerwony nos i uszy, gęsta, kruczoczarna broda oraz równie smoliste włosy. Osobnik srogi lecz przyjazny. Najciekawszy był jego wzorzec. Niezwykły. Nie zagłębiając się w poszczególne żęci, Życie oplatały nici Ducha przez które jakby drugi układ krwionośny płynęła Kwintesencja. Ten gęsty układ poplątania Życia i Ducha uzupełniał wzorzec uniwersalnej Siły, dopiero plastyczny aby czymś się stać. Dało się poczuć pewne wibracje Paradoksu. Gość swym mocarnym głosem nawet się nie przedstawił tylko wszedł do sali i powiedział:

-Czego chcesz od niej?

Z każda głoską wyciekła drobina Kwintesencji, mniejsza niżeli miarka lecz jeśli by to odpowiednio zbierać... Człowiek bez słowa usiadł na krześle poprawiać kożuch i płaszcz. Oparł swą twarz na wielkich dłoniach i spojrzał na Samuela w oczekiwaniu wyjaśnień.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 22-02-2009, 10:33   #30
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

Na tym to polega. Odrealnienie rzeczywistości. Czysta forma, czysta forma do kurwy nędzy. Rozumiesz albo zdychasz. Zdychasz powoli. Powoli. Czasem ponad pół wieku. Błogosławieni, którzy mogą zdechnąć od pojedynczego strzału w łeb.
Kto miał oczy podobne oczom Bielyja, mógł ujrzeć niechwytność jego emocji. W świecie duchowym emocje stawały się tarczą. Aż w końcu ten fascynujący świat staje się niczym. Łudzącym przystankiem. Poeta przestaje być poetą, kiedy dotknie niebytu. "Co to kurwa oznacza!?" Śnieg tutaj był czystszy, niż nigdzie indziej. Pełniejszy. Nieskończenie niepodzielny. Był myślą, a nie atomami.
Znowu się denerwujesz. Już paskudne substancje zaprzątają ci żyły, mózg, umysł. Twój tępy łeb, wyciek z oceanicznej wiertniczej platformy na polu bezmaterializmu.
Biegli bezsensownie, a zwycięzka strona ich doganiała.
- Co się głupio śmiejesz? I tak nie zrozumiesz. - odparł do swojego Ja. Potężne pragnienie rozumu i porządku w nim wyśmiewało go samego. Nieśmiałość. Samoocena. Kiedy wstydzisz się samego siebie. Jakby niewidzialne wartości cię obserwowały i już przekreśliły. Gnój.
"To sie zawsze dzieje przy przejściu. Nie zniosę tego dłużej. Lekarstwa!"
A przeciętni mistycy potykają się o własne nogi. Wola walki ogranicza się do nadstawiania karku pod prosty strzał.
"Nie!"
"Nie chcę lekarstwa. Śmieciu prostoty."
Jak ma z nimi wygrać, skoro nie wierzy w ich poprawność. Chce wygrać? Uchali go ku Fundacji. On się zgodził. Bo w sumie z Tweru też musiał spadać.

Wilkołaczy lud. Manifestacja bezsensownej obrony Ziemi, teraz.. teraz.. nagle się objawiła. Widział je pierwszy raz. Bardziej dzikie i barbarzyńskie, niż śmiał sobie niegdyś wyobrażać.
- Kurwa! Uliusz! - skrócił niepoprawnie imię Mistrza Aureuliusza szarpiąc go za jego ciemny płaszcz. Chyba przywyknie do owej formy. Imienia rzecz jasna. - Powstrzymaj je! Potrzebujemy go! Kurwa!
Błyskawicznie założył słuchawki. Ciche mruczenie ze świata fizycznego stało się teraz potężnym szumem. Oddechem lodu każdego ducha oraz wilkołaka na owiniętym szalem karku Siergieja. Zamknął oczy, a najprostsza nieistotna sztuka korespondencji i tak pozwalała mu widzieć twarz oficera z bliska.
W wewnętrznej kieszeni był nieruszany od długa GPS. Tu nie chodziło o ekran i lśniące nań złote linie nazw ulic. Wyobraź sobie jak stajesz się częścią globalnego eteru. Siecią pierdzielonych satelit otaczających glob ze wszystkich stron. "Stawiam trumnę Lenina, że jeszcze więcej satelit Technokracji mamy w efemerze." Impuls ironii, humoru. Tak. Dzięki posiadaniu tego urządzenia jesteś podłączony, rozumiesz? Adepci potrzebują kabla, ewentualnie komórki, czy rutera, przekaźnika. Ty rżniesz myśl przez elektromagnetyzm w eterze. Nim jesteś! - Ach! Czuję to!
Tak. Już go czuł. Przestrzeń przecież jest złudzeniem bracie. - Trzymam cię za dłoń durniu! - odparł w nicość swych zamkniętych oczu. Sunęła się szczelina, przeciśnięcie dłoni, wyszarpnięcie. Tak..
Starał się.. ocalić go.
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 22-02-2009 o 12:28.
Lunar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172